Każdego roku tuż po świętach piszę o tym, jak bardzo mi szkoda, że tak szybko minęły i że ten czas już się skończył. Zawsze myślę o tym, jak to jest, że tak długo się czeka na Boże Narodzenie (można powiedzieć, że cały rok :)), że przez cały grudzień z mniejszym lub większym natężeniem odczuwa się świąteczną atmosferę, a potem jeden, dwa, trzy dni i po wszystkim. I już po tym uroczystym czekaniu, po świątecznej magii i trzeba czekać od nowa.
Nie inaczej jest w tym roku - już po Wigilii myślałam o tym, jaka szkoda, że jest po wszystkim. Pierwszy dzień świąt minął mi nawet nie wiem kiedy. Drugiego dnia byliśmy już w innym miejscu w Polsce - rano w podróży, a całe popołudnie spędziliśmy na rozmowach z rodziną Franka, która odwiedziła teściów. W piątkowy wieczór usiadłam i zadumałam się na tym, że oto znowu kolejne święta się skończyły - choć okres bożonarodzeniowy przecież jeszcze trwa - i że żal mi tego czekania, które się już skończyło.
A więc nie inaczej niż zwykle, ale... jednak inaczej. Odczuwam to trochę w inny sposób, bo ta atmosfera oczekiwania wyjątkowo w tym roku mnie nie opuściła. Udało mi się chyba zachować częściowo tę magię oczekiwania, tyle, że teraz po świętach oczekujemy na narodziny nie Bożego, a swojego syna. Może trudno to trochę porównywać, ale mnie chodzi o sam fakt - ta atmosfera lekkiego podekscytowania, przygotowywania się, świadomości, że COŚ się wydarzy. W końcu to już niedługo.
Podobno jest tak, że końcówka ciąży bardzo się dłuży, że kobieta jest już zniecierpliwiona i nie może doczekać się aż zobaczy dziecko. Podobno. Bo jak zwykle ze mną jest inaczej (i znowu te wszystkie "zobaczysz" się nie potwierdzają) - owszem, jestem ciekawa tego dziecka, zresztą pisałam o tym całkiem niedawno. Myślę o nim i zastanawiam się, jakie będzie. Już trzy razy Tasiemiec mi się przyśnił w ciągu ostatniego miesiąca (wcześniej nie zdarzyło się to ani razu) i cieszę się, że mamy na co czekać. Jakaś część mnie cieszy się również, że to nastąpi już niedługo. Ale ta druga część nadal jest pełna rezerwy i powoduje, że absolutnie nie czuję się zniecierpliwiona ani że nie mogę się doczekać rozwiązania. Wręcz przeciwnie, nadal mi się do tego szczególnie nie spieszy. Jest jeszcze tyyyle rzeczy, które chciałabym zdążyć zrobić PRZED. Nie dlatego, że z czymś istotnym nie zdążyłam, ale dlatego, że lubię takie symboliczne zamknięcia pewnych etapów. A wraz z narodzinami Tasiemca rozpocznie się zupełnie nowy rozdział i chciałabym wejść w niego "na czysto" choć oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że nie da się tak do końca :) Wiem też, że od tego czasu wszystko bardzo się zmieni i dlatego właśnie - zapewne inaczej niż większość kobiet w mojej sytuacji - bardziej zależy mi na tym, żeby długo delektować tym co jest tu i teraz, sobą albo tym, że jesteśmy tylko we dwoje z Frankiem. Zdecydowanie nadal mi się nie spieszy, mimo, że teoretycznie zostało już tylko dwadzieścia parę dni. Ale wszak to nieuniknione - tak czy inaczej Tasiemiec przyjdzie na świat, więc chyba głównie dlatego nie widzę powodu do zniecierpliwienia ;)
Święta co roku stanowczo zbyt szybko mijają, nie zdążyłam nawet strawić świątecznych posiłków i dalej mam pełno w brzuchu:)
OdpowiedzUsuńJutrzenka
Tak, z tym się mogę zdecydowanie zgodzić - co roku to samo, zbyt szybko! :) Ja z kolei mimo, że jadłam trochę więcej i inaczej, to nie mogę powiedzieć, żebym byla objedzona, ale to akurat chyba dobrze :P
UsuńTak, wyjątkowe jest to poswiąteczne Oczekiwanie, byłam na tym etapie 5 lat temu :)
OdpowiedzUsuń:)) Tylko u Ciebie było chyba nieco bardziej "lada moment" prawda? Bo Amelka chyba nie urodziła się wcześniej (dopiero zaczynałam Cię czytać i nie jestem pewna..)? Ja się cieszę, że jeszcze zdążymy nieco odsapnąć po tych świętach. Chyba :))
UsuńTak, ja byłam juz po terminie :)
UsuńTak mi się właśnie kojarzyło... My jeszcze raczej chwilę poczekamy, zwłaszcza, ze ostatnie badania nie wskazywały w żaden sposób na to, ze coś miałoby się przyspieszyć. Ale nie szkodzi. Wolę, żeby się Tasiemiec urodził w drugiej połowie stycznia :)
UsuńZdecydowanie dziecko zmienia cały uporządkowany świat, już nie będzie tak beztrosko jak kiedyś. Na pierwszym miejscu będą potrzeby dziecka, na szarym końcu Wasze. Ale macierzyństwo to magia. Trzymam kciuki za szybkie i szczęśliwe rozwiązanie.
OdpowiedzUsuńCześć :)
UsuńNa pewno zmienia, akurat tego jestem pewna, chociaż nie zakładam, że aż tak absolutnie i totalnie będziemy musieli się mu podporządkować. W niektórych kwestiach na pewno, ale też jednak kierunek jest taki, że to my będziemy wychowywać dziecko, a nie ono nas, więc jednak postaramy się, zeby te nasze potrzeby na takim szarym końcu nie były :) Myślę, że mój egoizm bardzo nam w tym pomoże :) W każdym razie myślę, że to będzie rewolucja do momentu aż sobie wszystkiego nie poukładamy, potem po prostu pojawi się nieco inna rzeczywistość.
Dziękuję bardzo, na pewno się przydadzą :)
Życie weryfikuje, córka wywróciła nasz świat do góry nogami. Nic nie jest tak jak było, może jak dziecko podrośnie będzie inaczej. Najważniejsze żeby się w tym wszystkim odnaleźć i jakoś uporządkować jak mówisz, ale wierz mi Twój egoizm zatrze się w dużej mierze :)
Usuńjakkolwiek będę wpadać, czytać co u Was i kibicować :)
Wiem :) Dlatego ja nie twierdzę, ze nic się nie zmieni i wiem, ze o wielu zmianach jeszcze nie wiem. Ale też wiem, że już w ciąży jestem "inna" niż większość ciężarnych i mam inne podejście - nie dałam się zwariować i mam nadzieję, ze tak pozostanie :) Zawsze bardzo podziwiam matki, które pamiętają o sobie i swoich potrzebach, wiem, że można godzić to z byciem dobrym rodzicem i wierzę, że i mnie się to uda :)
UsuńDziękuję, miło mi. Ja też do Ciebie zajrzę :)
Hmm, zajrzę, albo i nie.. :) Bo wydawało mi się wcześniej, ze jak weszłam na Twój profil, to był adres bloga, a teraz nie widzę? Piszesz?
UsuńMyślę, że oczekiwanie na narodziny swojego dziecka jest takie samo jak osób wierzących na narodziny Boga, tyle że rodzice mają swój prywatny cud. Porównanie więc jak najbardziej adekwatne :)
OdpowiedzUsuńByć może masz rację :) Jakichś analogii na pewno można się w każdym razie dopatrzeć :)
UsuńTylko prezentów już nie będzie :P
Oj bedą! Cały stos od odwiedzających dziecie i jego rodzicow ;)
UsuńHmm, nie wiem jak to u nas będzie. Moi rodzice na pewno przyjadą. Wujek z dziadkiem też. Ale rodzice Franka.. sama nie wiem, pewnie będą chcieli, ale nie mają co zrobić z psem. W każdym razie jeśli te osoby przyjadą, to raczej w ramach pomocy niż odwiedzin.
UsuńNatomiast reszta rodziny to na pewno nie przyjedzie, bo to dla nich za daleko, więc tak dużo tych odwiedzających to my nie będziemy raczej mieli :) Zwłaszcza, ze rodzina Franka cała siedzi w Poznaniu i to, że my jesteśmy gdzieś indziej jest dla nich swego rodzaju zdradą :)
Wczoraj na swoim blogu napisałam dokładnie to samo odnośnie tego oczekiwania na Święta i tego, że jeszcze nie mogę otrząsnąć się, że to na co tak bardzo czekałam już minęło. ;))
OdpowiedzUsuńNo Wy macie na co czekać i mogę sobie tylko wyobrażać jakie to musi być ciekawe uczucie ;) A jeszcze ciekawsze o tyle, co właśnie piszesz, że nie będziecie już sami - przez dobre parę lat ;p
Tak, ja tak mam dokładnie co roku! Każdego roku nie mogę się z tego otrząsnąć :) Strasznie mi szkoda!
UsuńJest ciekawe, to prawda. Choć akurat ten drugi aspekt to jak na razie lekko mnie przeraża.. :)
Ja w całej zimie najbardziej (i chyba tylko) lubię Boże Narodzenie, więc kiedy te fajne dni tak szybko mijają, a przede mną perspektywa caaaałej dłuuuugiej zimy to jakoś mi tak niewyraźnie...W tym roku jest trochę inaczej, sama odczuwam nadal te emocje oczekiwania, o których mówisz, tyle, że ja odliczam do końca kuracji i do powrotu do starań, więc ciężko to porównywać ;-)
OdpowiedzUsuńI nie dziwię Ci się, że nie odczuwasz zniecierpliwienia i starasz się delektować tym, co masz teraz, codziennością we dwoje... Ja przez te wszystkie lata tak się przyzwyczaiłam, że jest nas dwoje, że jak nas przybędzie to chyba minie trochę czasu, nim się przestawię ;-)
Ja to nawet Bożego Narodzenia z zimą nie kojarzę (tak jej nie lubię :)) - może właśnie dlatego wcale nie przeszkadza mi, kiedy święta nie są biale :) Ale rzeczywiście do świąt jest jakoś łatwiej dotrzymać, potem człowiek sobie zdaje sprawę z tego, że jeszcze tyyyle czasu do końca tej wrednej zimy.
UsuńNo, ale sam fakt oczekiwania jest chyba jednak podobny, więc można porównać :)
Dla mnie to, ze jesteśmy we dwoje jest bardzo ważne i przyznam, że często myślę o tym z lekkim smutkiem, ze niektóre rzeczy się już nie powtórzą i nie będą takie same..
No, bo najpierw myśli się "byle do Świąt", a później jest przeskok i od razu "byle do wiosny" i to najlepiej już tej majowej, zielonej i ciepłej...
UsuńTo akurat rozumiem :) Tzn. tak mi się wydaje, że to normalne ta nostalgia za codziennością we dwoje, ta we trójkę będzie już zupełnie inna.
A na kiedy Ty dokładnie masz termin? Bo mnie intryguje ta reklama RMF, ze dzieci urodzone 12 stycznia zostaną powitane specjalną wyprawką :P
Tak, to prawda, masz rację :) Chociaż ja zazwyczaj mam jeszcze punkt pośredni - czekam, aż będzie rano jasno już przed siódmą :))
UsuńAno będzie zupełnie inna. Niekoniecznie zła, ale na pewno się zatęskni do tych czasów :)
Raczej się nie załapię (chyba, że się Tasiemiec jednak pospieszy :)) bo to 21 stycznia. Chociaż nie traktuję tego terminu tak całkiem serio :)
Nie daj sobie wmówić, że maleństwo ma być najważniejsze! Zawsze na pierwszym miejscu powinniście być Wy - Rodzice! Wierzę w Twój rozsądek, Margolciu!
OdpowiedzUsuńświete słowa:)))
UsuńNie dam! :) Zwłaszcza, że to myślenie bardzo nie w moim stylu - prawdę mówiąc nie rozumiem jak to jest, że to rodzice mają się podporządkować dziecku. Wiem, że są pewne sprawy, do których trzeba się dostosować - nie powie się dziecku, że ma teraz przez dwie godziny nie sikać albo nie jeść :P, ale jeśli chodzi o taką codzienność i rutynę, to chyba da się zrobić tak, zeby dziecko się dostosowało do rodziców a nie na odwrót..? :)))
UsuńSwieta zawsze za szybko mijaja i to sie chyba nigdy nie zmieni :) No, ale tak jak mowisz - teraz w czekacie na wyjatkowe narodziny! A to juz tak niedlugo. I fajnie, ze tak zdrowowrozsadkowo do tego podchodzisz i cieszycie sie tymi ostatnimi tygodniami we dwoje :)
OdpowiedzUsuńMasz rację - chyba nigdy :)
UsuńRzeczywiście bardzo niedługo - niby jeszcze trzy tygodnie do terminu, ale tak naprawdę jutro ciąża jest już donoszona, a więc wszystko może się zdarzyć :)
Ja też zawsze bardziej czekam na te święta, niż na te wiosenne. Ale chyba większość ludzi tak ma. Znam tylko jedną osobę, która woli Wielkanoc od Bożego Narodzenia.
OdpowiedzUsuńDla mnie Nowy Rok będzie taką granicą, po której coraz bardziej chyba spodziewam się oczekiwać niż czekać czy po porostu trwać w tym stanie. Wraz z początkiem 2015 roku będzie 'z górki' ;) I zarazem cieszę się, boję, jestem ciekawa i pełna nadziei. Ale na razie też nie chciałabym niczego przyspieszać, bo mam tyle rzeczy do zrobienia "przed", że boję się że nie zdążę. Nie mniej jednak czekam na ten Nowy Rok :)
Moje zdanie na temat tego, czy dziecko powinno być na pierwszym miejscu chyba nigdy się nie zmieni. Moim priorytetem będzie przede wszystkim nie zapomnieć o sobie i o mężu, nie pozwolę, by dziecko mną "zawładnęło". I również bardzo irytują mnie stwierdzenia typu - "zobaczysz, dziecko wszystko zmienia" itd. Według mnie wcale nie musi tak być. Wiele zależy od nas.
Jesli o mnie chodzi to zupełnie inaczej podchodzę do jednych i drugich świąt, więc nie jest tak, ze któreś są dla mnie ważniejsze, czy lepsze, bo są zupełnie inne. Boże Narodzenie jest dla mnie bardziej czasem rodzinnym, natomiast Wielkanoc ma dla mnie ogromne znaczenie pod względem duchowym, przeżywam więc ten czas trochę inaczej.
UsuńJa właściwie nawet jeszcze w tej chwili nie czuję tego "z górki" :) Mimo, że teraz to już naprawdę bardzo blisko i że mamy już wszystko przygotowane. Ale generalnie bliskość tego czasu zaczęła do mnie docierać dopiero na początku grudnia, więc praktycznie w okolicach 34go-35go tygodnia :)
Ja jestem pewna, że dziecko zmienia życie, ale nie rozumiem dlaczego ma być tak, ze to ja mam się dostosować do niego, a nie na odwrót. Wydaje mi sie, że to, na ile dziecko będzie żyło w naszej rzeczywistości zależy od tego, jak je tego nauczymy :)
Jesteś chyba najnormalniejszą osobą, jaką znam. I jest to w tym wypadku komplement. Zazdroszczę Ci tego, że nigdy się nie spinasz bardziej, niż to potrzebne. Życzę zatem spokojnej końcówki oczekiwania :)
OdpowiedzUsuńAleż oczywiście, że traktuję to jako komplement i pięknie za niego dziękuję :) To jedna z najlepszych rzeczy, jaką mogłabym usłyszeć, bo to fajnie być normalnym :))
UsuńWiesz, z tym spinaniem się też różnie bywa - przecież zdarza mi się martwić na zapas i za bardzo przejmować przyszłością, ale są pewne sprawy, do których na szczęście potrafię podejść dość spokojnie :) Dziekuję, to właśnie będzie nam teraz potrzebne :)