Co tu dużo mówić, pisać, nie po drodze mi ostatnio z blogowaniem. Mam wrażenie, że wokół mnie dzieje się bardzo dużo, a jednocześnie nie dzieje się nic.Czy to w ogóle możliwe? W ostatnich dniach przeżywałam również cały kalejdoskop uczuć. Negatywnych i pozytywnych. Ilościowo tych drugich może było więcej, ale jakościowo niestety wygrywają chyba te pierwsze, bo choć trwały stosunkowo krótko, były bardzo intensywne.
Tak naprawdę nie wiem, dlaczego mnie tu nie ma. Chyba dni mi zbyt szybko upływają. Nadal zajadamy się z Frankiem tą nadzieją z zeszłego tygodnia, a im więcej jej jemy, tym bardziej będzie nam jej brakowało, jeśli się znowu... Psst, na razie nic nie mówię. Lepiej o tym nawet na razie za wiele nie myśleć.
Tydzień temu przyjechała do nas Dorota :) Była aż do niedzieli więc można powiedzieć, że i przez tę wizytę nie myślałam o pisaniu tutaj. Ach, jaki żal, kiedy już pojechała. Fajnie nam razem :) Co wymyśliłyśmy? Jak już nam z Frankiem wreszcie się to i owo ustabilizuje, kupimy mieszkanie - trzypokojowe. Dorota w tym czasie wywalczy wreszcie ten grant czy też staż, o który się stara i będzie musiała przynajmniej na jakiś czas przenieść się do Warszawy. Oczywiście wynajmie u nas pokój. Niedrogo. A jakby się w międzyczasie u nas pojawił jakiś potomek, to ciocia Dorota by się nim zajmowała - za wikt i opierunek :P Tak to wszystko wymyśliłyśmy w czwartek o siódmej rano siedząc przy wielkim stole w jasnej kuchni, której okna wychodzą na wschód, popijając zieloną herbatę (to ja) i kawę (Dorota) i zajadając się czekoladą (!) Milka chocolate&biscuits. Franek przyszedł rozczochrany jakiś czas później, stwierdził, że wszystko słyszał i nie protestował.
Taki fajny plan. I prosty. Byłby, gdyby nie to, że jakieś 90% tych wszystkich rzeczy w ogóle nie zależy od nas :)
Muszę przyznać, że lenistwo nigdy nie smakuje tak dobrze, jak właśnie wtedy, kiedy we trójkę zalegamy przed telewizorem albo komputerem.Żadnych wyrzutów sumienia. Jak to działa, że tylko w tej konfiguracji nie mam ich ani ja, ani Dorota? :P
Ale niestety niedziela nadeszła a wraz z nią moment, gdy Dorota wsiadła w pociąg przed godziną dwunastą i pojechała do Miasteczka. Zdawała mi relację na bieżąco z podróży, bo ona zawsze ma przeboje. Dojechała około 20tej. Stwierdziła, że osiem godzin jazdy to raczej sporo :P, ale kiedy spytałam, czy mimo tego będzie przyjeżdżać odpowiedziała: "najgłupsze pytanie głupolu jakie mogłaś zadać", więc trochę mnie uspokoiła :D
Tak naprawdę codziennie przychodzi mi do głowy przynajmniej pięć tematów, które chciałabym tu poruszyć, o których chciałabym tu opowiedzieć, a potem... Nadal mi nie po drodze. Więc to nie jest tak, że brak weny. Raczej brak nastroju.
Kochana mam nadzieje że jednak te pozytywne emocje i zdarzenia wygrają i że humor się poprawi jak się sprawy rozwiążą :)
OdpowiedzUsuńW wolnej chwili zapraszam do siebie
Też mam taką nadzieję. Nie wiem, jak długo jeszcze przyjdzie mi na to czekać, a naprawdę męczące jest życie w ciągłym niepokoju.
UsuńAż mi się mordka uśmiechnęła, jak przeczytałam o tych rozmowach, leniuchowaniu... Jak bardzo potrzebne w życiu są takie chwile:)
OdpowiedzUsuńŚciskam z nadzieją, że nastrój wróci, bo lubię Cię czytać.
:) To prawda, są potrzebne. Nawet jeśli później trzeba się zderzyć z szarą rzeczywistością, to coś jednak pozostaje..
UsuńDziękuję, bardzo mi miło, mam nadzieję, że takie słowa mnie zmobilizują :)
Jak dobrze mieć taką Dorotę :-)
OdpowiedzUsuńTo prawda :)
UsuńBywa i tak... My sobie przeczekamy tę blogową bierność chwilową.
OdpowiedzUsuńBywa niestety..
UsuńDziękuję. Mam nadzieję, ze jednak nie potrwa ona wcale długo. Będę się mobilizować, choć z moich obserwacji wynika, że różnie bywa..
90% istotnie nie zależy od Was. To wspólne mieszkanie w trójkę to chyba było w formie żartobliwej? Akurat jestem przeciwniczką takich rozwiązań.
OdpowiedzUsuńNiestety.
UsuńA jeśli nie, to co? :) Przecież Ty nadal możesz byc przeciwniczką :)
czasem tak po prostu bywa... trzeba czekac na lepsze czasy, które, w koncu, do cholery, musza nadejsc!
OdpowiedzUsuńPewnie masz rację...
Usuńdo cholery! :)
Ale jesteś, dajesz znać, nie olewasz nas permanentnie. Masz swoje życie, a wena i nastrój pofrunęły na urlop. Poczekamy ile będzie trzeba :)))
OdpowiedzUsuńNo nie, z olewaniem to bym się dobrze nie czuła :) Raczej nie w moim stylu jest znikanie bez słowa.
UsuńMam nadzieję, że wkrótce się ogarnę ;)
To tak jak ja - tyle, że ja oprócz braku nastroju do pisania nie mam też nastroju do komentowania :(
OdpowiedzUsuńTo ja trochę też tak mam - czytam codziennie, zaglądam na różne blogi, a odzywam się od przypadku do przypadku :( Muszę coś z tym zrobić!
UsuńSpoko Małgoś, różnie bywa, ale fajnie, że choć na chwilę się pokazałaś. A Doroty Ci zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńStaram się ;)
UsuńNo fajna jest, przyznaję :P
fajnie mieć taką Dorotę:) zapraszam do mnie http://magiczne-szydelkowanie.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńFajnie :)
UsuńSzydełkowanie brzmi całkiem fajnie jak dla mnie, więc na pewno zajrzę :)
Ostatnio też pisałam, że mam natłok myśli:)
OdpowiedzUsuńNawet nie potrafię ich od siebie wyodrębnić:)
Że ciężko mi jest się na czymkolwiek skoncentrować:)
Jednak wiem, ze to myśli się w 100% pozytywne i czuję, że już teraz będzie wszystko dobrze, że co złe to za mną:)
No to ja mniej więcej tak samo, tylko do tego jeszcze się nie mogę zmobilizować, żeby usiąść i napisać :)
Usuńa szkoda,że Ci nie po drodze, chętnie poczytam co masz do napisania :)
OdpowiedzUsuńWiesz, że mi też szkoda :) Ale no nie umiem się zmobilizować! Ale staram się :) Może wkrótce wrócę
UsuńWitaj
OdpowiedzUsuńI u mnie burza emocji, z przewagą ostatnio, tych smutnych, bo w pracy kolejny koszmar :(
Pozdrawiam i życzę spełnienia wszystkich planów
Witaj,
Usuńprzykro mi to czytać, pamiętam, że u Ciebie w pracy bywa nieciekawie :( Życzę pomyślnego rozwiązania spraw!
Pozdrawiam
Trudno, poczekamy...
OdpowiedzUsuńAle fajnie macie z Dorotą :)))
Dzięki :)
Usuńfajnie, to prawda.
U mnie podobnie jeśli chodzi o blogowanie.
OdpowiedzUsuńEchh, no to rozumiesz co mam na myśli..
Usuń