...chociaż jestem zdania, że tak można mówić pod warunkiem, że jest się w jakiś sposób zabezpieczonym finansowo.
Wiem, że sytuacja może nie jest najgorsza. I właśnie nie chodzi o pieniądze - przynajmniej na razie, bo wiem, że jestem w miarę zabezpieczona. Dostanę odprawę, bonus od firmy i ekwiwalent za niewykorzystany urlop. Łącznie to będzie naprawdę bardzo duża suma, odpowiadająca mniej więcej mojemu wynagrodzeniu za osiem miesięcy (a przy przeprowadzce dostałam podwyżkę 100%). Poza tym jeśli wszystko pójdzie dobrze otrzymamy pieniądze za urodzenie dziecka z polis na życie, które mamy i to będzie kilka tysięcy.
Wiem, że sytuacja może nie jest najgorsza. I właśnie nie chodzi o pieniądze - przynajmniej na razie, bo wiem, że jestem w miarę zabezpieczona. Dostanę odprawę, bonus od firmy i ekwiwalent za niewykorzystany urlop. Łącznie to będzie naprawdę bardzo duża suma, odpowiadająca mniej więcej mojemu wynagrodzeniu za osiem miesięcy (a przy przeprowadzce dostałam podwyżkę 100%). Poza tym jeśli wszystko pójdzie dobrze otrzymamy pieniądze za urodzenie dziecka z polis na życie, które mamy i to będzie kilka tysięcy.
Poza tym dzwoniłam dzisiaj do ZUSu - dowiedziałam się, że niezależnie od tego, czy jestem na zwolnieniu lekarskim przysługuje mi zasiłek w wysokości zasiłku macierzyńskiego, a później mogę ubiegać się o urlop macierzyński. Pytałam kilka razy i facet na infolinii zapewniał mnie, że jeśli przedstawię wymagane dokumenty (m.in świadectwo pracy, w którym będzie napisane, że firma została zlikwidowana), to nie muszę przedstawiać żadnego zwolnienia lekarskiego. Poza tym, jesli dobrze wszystko zrozumiałam, to będą świadczenia w wysokości 100%, czyli chyba będę otrzymywać przez ten czas normalne wynagrodzenie. To samo usłyszałam od mojej szefowej, ale ona jeszcze się będzie dokładnie o to dowiadywać u naszego prawnika a potem nawet w razie potrzeby da mi na niego namiary, żebym dopytała. A zamierzam wszystko dokładnie zbadać, bo wiadomo, że z tym całym ZUSem różnie bywa...
Więc nie chodzi o pieniądze. Nie boimy się tego, bo Franek też zarabia i chociaż z jego pensji nigdy nie dalibyśmy rady tu wyżyć, to mamy oszczędności i właśnie to wszystko, o czym wspomniałam. Moi rodzice też zadeklarowali, że jeśli zajdzie taka potrzeba, to będą mogli nam opłacać mieszkanie lub opiekunkę do dziecka. Ale na razie z tej pomocy na pewno korzystać nie będziemy musieli.
Cieszę się, że przynajmniej takie zmartwienie nam odchodzi, bo przecież pieniądze są bardzo ważne.
Ale chodzi po prostu o to, że zostałam bez pracy :( I będę musiała się z tym mierzyć przez kolejne kilkanaście miesięcy. Jestem przerażona tym, że wypadnę z rynku pracy i nie będę miała do czego wracać, boję się, jak pracodawcy będą patrzyć na moją przerwę :( Pomijam już nawet to, że tak dobrej pracy to nie znajdę nigdzie, ale ja po prostu mam autentyczne obawy, czy w ogóle będę w stanie coś znaleźć.
A przede wszystkim nie wyobrażam sobie siedzenia w domu aż do rozwiązania :( Wiem, że niewiele osób mnie zrozumie - zwłaszcza w dobie przechodzenia na zwolnienie lekarskie tylko dlatego, że jest się w ciąży. Ja nie miałam najmniejszego zamiaru iść na L4, chciałam pracować do samego końca - chyba, że z moim zdrowiem wydarzyłoby się faktycznie coś niedobrego. Nie chcę tu nikogo urazić i nie wnikam w niczyje decyzje, ale ja po prostu nie rozumiem, dlaczego tak wiele kobiet decyduje się na zwolnienie, jeśli nie ma ku temu wskazań medycznych. Dla mnie siedzenie przez cały dzień w domu jest czymś niewyobrażalnym. A teraz będę musiała się właśnie z czymś takim zmierzyć i naprawdę sama myśl o tym mnie całkowicie przygnębia :( Zawsze byłam zabiegana i zawsze potrafiłam świetnie zagospodarować cały swój dzień.Bardzo lubiłam swoją pracę i tak naprawdę kombinowałam, jak pogodzić narodziny z dziecka z tym, żeby nie wypaść z obiegu całkowicie i cieszyłam się, że w razie czego mogę pracować z domu.
Boję się, że bez pracy wpadnę w jakąś depresję :(
Poza tym jestem załamana tym, że znowu nam się nie udało! Znowu wydawało się, że upragniona stabilizacja jest w zasięgu ręki, pragnęliśmy tego, żeby w końcu móc żyć choć trochę spokojniej z "normalnymi" problemami, a nie wiecznym niepokojem o to, jak będzie wyglądało nasze życie za miesiąc. A tymczasem można powiedzieć, że znaleźliśmy się w punkcie wyjścia. Znowu nie wiemy co dalej z naszym życiem i nie możemy podjąć wielu decyzji.
Chodzi o brak poczucia bezpieczeństwa, który ciągle mi doskwiera.
Jest mi przykro ze względu na Franka. On jest ze mną całym sobą w tej sytuacji, ale jest mi przykro, że przeze mnie ma tyle zmartwień. Czuję się trochę jakbym go zawiodła. W ogóle jakbym zawiodła wszystkich.
Jest mi z tym wszystkim bardzo, bardzo źle. Tak bardzo, że nawet trudno mi to opisać. Pewnie wiele osób mnie nie zrozumie, ale pamiętajcie o tym, że cudze problemy zawsze wydają się mniejsze. A dla mnie brak pracy jest w tym momencie czymś, co mnie po prostu przerasta. Zwłaszcza, że od dłuższego już czasu ciągle borykamy się z jakimiś niepowodzeniami i przykrymi informacjami - o połowie z nich przecież nawet tu nie wspominałam...
To samo miałam napisać pod poprzednim postem - że z naszej perspektywy inaczej to wygląda. Ale i inaczej to wygląda z Waszej perspektywy czasowej - wkrótce będą to tylko wspomnienia, wierzę że z pozytywnym zwrotem akcji. Tylko co z tego, skoro teraz ten stan Cię przytłacza.
OdpowiedzUsuńNiewiele możemy w tej sytuacji. Po prostu być duchowo przy Tobie :*
To zawsze tak jest, że z czyjejś perspektywy sprawa może wyglądać inaczej, ale jestem wdzięczna, gdy ktoś choć troche próbuje zrozumieć mnie i to co czuję.Najbardziej nie znoszę bagatelizowania czyichś problemów (i nie chodzi tu tylko o mnie, tylko tak ogólnie piszę)
UsuńNo właśnie niestety to nie jest tak, że coś się wydarzyło, o czym z czasem wspomnienie będzie się zacierało, bo niestety to, że będę bez pracy będzie nade mną ciążyło przez kolejne kilkanaście miesięcy. Na razie trudno mi sobie z tym radzić.
Staram się zrozumieć Cię jak najlepiej, ale i wesprzeć jak potrafię. Ja również nie znoszę bagatelizowania czyichś przeżyć, choć czasem tak wyjdzie zupełnie niechcący.
UsuńNie mówię, że to wspomnienie się zatrze już niedługo, ale kiedyś, kiedyś... Za parę lat będziecie już w innym miejscu, ale właśnie - teraz jest to trudne teraz, które na Was spadło i które jest dla Was nie lada wyzwaniem. Nie jesteście jednak w tym wszystkim sami, pamiętaj o tym.
Wiem, dziękuję. To, co napisałam, nie odnosi się oczywiście do wszystkich.
UsuńTo teraz jest dla mnie bardzo trudne, naprawdę czuję się już całkowicie zrezygnowana. Boję się, że czeka nas takie samo półrocze jak ten okres październik 2013-luty 2014, a naprawdę było bardzo źle.
Tak właśnie myślałam, że bardziej będzie Tobie doskwierać brak pracy niż pieniędzy choć wiadomo, one też są bardzo ważne tym bardziej jeśli w grę wchodzi nadejście nowego członka rodziny. Rozumiem jednak tą frustrację z powodu niemocy szukania pracy przez tak długi czas. Dla mnie to też byłaby katorga.
OdpowiedzUsuńTak, oczywiście że pieniądze są ważne i gdyby nie to, że będziemy je raczej mieli, to już w ogóle nie wiem co bym zrobiła. Tylko że chodzi właśnie o to, że nie będę miała tej pracy i będzie to nade mną cały czas wisiało. W dodatku dobija mnie myśl, że robiliśmy wszystko, żeby wyjść na prostą, podejmowaliśmy decyzje, które miały w przyszłości zaprocentować, a na razie okazuje się, że przyszłość nadal bez widoków.
UsuńNie ma co żałować swoich decyzji. Nawet ten awans to spore doświadczenie i sukces, który będzie dobrze widziany w CV. A pracę na pewno znajdziesz w końcu wiele kobiet rodzi, a potem wraca do pracy także dla pracodawcy nie powinno to być nic dziwnego że miałaś taką przerwę.
UsuńAle ja wcale nie żaluję swojej decyzji. To nie chodzi o to, że ja teraz myślę, że źle zrobiłam i niepotrzebnie tu przyjechałam, wręcz przeciwnie. Ale mam żal o to, że i tutaj nie możemy sobie ułożyć życia.
UsuńTeż myślałam, że przerwa w pracy nie pomoże albo w ogóle sobie ją wydłużę przymusowo i nie znajdę nic a znalazłam przypadkiem zupełnym. I tego Ci życzę. Dobrego zajęcia po porodzie. Stabilizacji i spełnienia :)
OdpowiedzUsuńDzięki, chociaż na razie to wszystko brzmi dla mnie abstrakcyjnie :(
UsuńW pewnym stopniu rozumiem Cię. Wiem jak bardzo lubiłaś tę pracę, w końcu wiele razy tutaj o niej wspominałaś. Wiem też jak siedzenie w domu może na nas niekorzystnie wpłynąć. Ale.... myślę, że na pewno znajdziesz sobie jakieś zajęcie, naprawdę. Nie myślałaś może o korepetycjach na przykład? Rok szkolny tuż tuż, a dobrych korepetytorów jak na lekarstwo. I żeby nie było, tak tylko luźno piszę :)
OdpowiedzUsuńTak, bardzo lubiłam i to jest kolejna przyczyna ogromnego żalu, który odczuwam. Mam wrażenie, że nigdy nie znajdę niczego równie satysfakcjonującego, a po prawdzie wydaje mi się, że w ogóle nie znajdę niczego :(
UsuńTak, myślałam, tylko wbrew pozorom to też nie jest taka prosta sprawa, żeby znaleźć uczniów - rynek pełen jest korepetytorów - czy są dobrzy to już inna kwestia, ale na początku tego nie wie nikt.
Tak nie myśl. Znajdziesz pracę, na pewno :) Chociaż teraz pewnie w to bardzo wątpisz.
UsuńJednak myślę, że nie zaszkodzi jeśli zamieścisz w szkołach itp ogłoszenia.
Mam nadzieję, że z czasem dojdziesz do siebie :*
Oj, żebyś wiedziała, ze bardzo...
UsuńDzięki.
przykro mi, że spotkało was coś takiego i to w momencie, gdy bardziej niż kiedykolwiek zależy wam na stabilizacji finansowej, ale wierzę, że wszystko się jakoś poukłada ! :*
OdpowiedzUsuńsiedząc w domu możesz inwestować w siebie, chociażby robiąc darmowe kursy przez Internet na stronce Akademii PARP. Są darmowe i po skończonym kursie możesz otrzymać certyfikat. :) Polecam,bo sama je robiła. dobrze to wygląda w CV, bo zawsze to dodatkowa umiejętność.
jestem pewna,że po urodzeniu dzieciątka znajdziesz pracę!!! może warto pomyśleć nad własną firmą ? udzielaniem korepetycji z angielskiego?
Ja już naprawdę przestaję w to wierzyć, bo tak długo wierzyłam, tyle czasu żyłam nadzieją i nic mi z tego nie przyszło :(
UsuńNie słyszałam o tej Akademii, spojrzę potem na to - dzięki w każdym razie za tę informację, może okaże się dla mnie przydatna.
Własna firma nie wchodzi w grę - kompletnie się do tego nie nadaję, nie znam się na tym ani nawet nie bardzo miałabym na to ochotę. Natomiast korepetycje to raczej zajęcie dorywcze. Naprawdę się boję, że będę miała problem ze znalezieniem pracy :(
Ps. Przepraszam, ze się jeszcze u Ciebie nie odezwałam, ale zaglądam.
Ja Cię doskonale rozumiem. I niestety, ale pieniądze są w życiu ważne, dają poczucie stabilności i bezpieczeństwa. Ale głowa do góry, macie oszczędności, a Ty na pewno ze swoimi kwalifikacjami znajdziesz pracę :)
OdpowiedzUsuńTak, na pewno są ważne, tylko po prostu są czasami sytuacje, kiedy one nie wystarczą, żeby zapewnić człowiekowi poczucie szczęścia i spełnienia :(
UsuńNie jestem wcale taka przekonana, jak to będzie wyglądało po tak długiej przerwie.
Coś wymyślisz, wierzę w Ciebie!
OdpowiedzUsuńDzięki, ja trochę mniej :(
UsuńMargolko!
OdpowiedzUsuńCzasami po prostu tak jest, że musimy przyjąć na klatę to, co się dzieje w naszym życiu.
Wy macie niesamowite szczęście, że jednak macie zabezpieczenie finansowe bo raz, że nie musisz wracać do pracy ''na już'', a dwa (jak wspomniały wcześniej dziewczyny) możesz w siebie zainwestować. Znam wiele dziewczyn, które spotkała brutalna rzeczywistość i straciły możliwość powrotu do pracy po urlopu macierzyńskim ( i dowiedziały się o tym jak już maluszek był na świecie) i też jakoś odnalazły się.
Wiem, że będzie Ci dziwnie bez pracy i codziennego rozkładu dnia z nią związanego, ale dasz sobie radę. Nie ty pierwsza i nie ostatnia.
Powodzenia:)
J.
Tak, wiem, że tak czasami jest, tylko chodzi o to, ze jestem już tym naprawdę zmęczona, bo od tak długiego czasu ciągle tylko walczymy o to, żeby było lepiej i ostatecznie ciągle nic z tego nie wychodzi, bo kiedy tylko wydaje się, że zaczyna się ukladać, sypie się inna rzecz. I zdaję sobie sprawdę z tego, że przynajmniej finansowo jesteśmy w miarę zabezpieczeni, bo gdyby nie to, to juz w ogóle nie wiedziałabym co ze sobą zrobić. Ale nie potrafię się pogodzić z tym, że tak się to wszystko skończyło i naprawdę dołuje mnie myśl o siedzeniu w domu.
UsuńDzięki.
Twoje rozgoryczenie jest zrozumiałe, bo wiele poświęciliście dla tej pracy. Ale to nie jest sytuacja bez wyjścia, z czego, jak sądzę, zdajesz sobie sprawę. Jeszcze wszystko może się ułożyć, może nie tak jak planowałaś, ale też dobrze. Takie problemy nie są nieodwracalne, a to bardzo dużo. Bardzo.
OdpowiedzUsuńNo ale ja teraz na wszystko patrzę z perspektywy beznadziei.
Owszem, zdaję sobie z tego sprawę, ale jednak jestem już po prostu wykończona tym, że ciągle nie możemy po prostu przestać walczyć, tylko cieszyć się tym co mamy, bo wydaje mi się, ze nie jesteśmy jakoś szczególnie wymagający. Postawiliśmy na coś i myśleliśmy, że to będzie fundament pod nowe życie, a okazuje się, że znowu zostaliśmy bez tej podstawy i nie bardzo wiemy, co dalej robić. Wiem, że mogło być gorzej i naprawdę potrafię docenić pewne aspekty tej sytuacji (choć na razie nie czuję się na siłach, żeby o tym pisać), ale po prostu perspektywa bezczynności bardzo mnie przeraża i zwyczajnie boję się tego, co będzie. A nagorsze, że ten strach będzie mi towarzyszył zapewne przez kolejne miesiące a nawet lata.
UsuńRozumiem to bardzo dobrze, bo i ja jestem wykończona, my też wszystko postawiliśmy na pewną kartę i zostaliśmy totalnie z niczym, mimo, że nasze oczekiwania nie były przecież czymś nadzwyczajnym. Różnica polega na tym, ze ja już wiem, że prawdopodobnie będzie nam to towarzyszyć do końca życia, ze nie ma nadziei. I tym ostatnim (czyli, że Ty nadzieję na lepsze mieć możesz) próbuję Cię pocieszyć, bo inaczej nie potrafię. Możliwe jednak, że powinnam to sobie odpuścić.
UsuńTak wiem, rozumiem i doceniam intencje i dziękuję. Na razie po prostu czuję się przytłoczona tym wszystkim i nie potrafię się pogodzić z tym, co się stało. Nie potrafię sobie wyobrazić tych kolejnych miesięcy.
UsuńJa się absolutnie do nikogo nie porównuję, ani nie "licytuję" na problemy - zawsze byłam zdania, że każdy ma kłopoty na swoją miarę i każdy inaczej z danym problemem będzie sobie radził. Dlatego po prostu skupiam się na tym, co czuję w danym momencie ja.
Mi też nie o licytację chodzi. Po prostu w podobnym czasie kopnął nas los i stąd te analogie, czy też stan emocjonalny, który wpływa na to jak odbieramy i co piszemy u innych czy u siebie...
UsuńTak, wiem, napisałam o tym, bo nie chciałam żebyś Ty w ten sposób odebrała to, co piszę.
UsuńW tym sensie porównywanie zresztą rozumiem, bo akurat odczucia mogą być podobne, niezależnie od źródła...
tak jak dziewczyny pisza, bedziesz mogla zainwestowac w siebie i jestem przekonana, ze z powrotem na rynek pracy nie bedziesz miala problemu. Nie ty pierwsza i nie ostatnia bedziesz miala dziecko, a przerwa w pracy na urlop macierzynski, to przeciez nic zlego. Na pewno znajdziesz dobra prace jak Maluch podrosnie.
OdpowiedzUsuńA co do L4, to nie zawsze kobiety ida na nie z samego faktu, ze sa w ciazy. U nas w Firmie jest taka polityka, ze szefostwo nawet namawia na to przyszle mamy, bo maja wtedy wiecej czasu na ogarniecie zastepstwa, wdrozenie osoby, ktora bedzie tego kogos zastepowac, nauke systemow itp. Jedna kolezanka pracowala do 7 miesiaca i szefostwo w sumie samo namawialo ja na przejscie na L4. Poza tym, kiedy brzuch robi sie coraz wiekszy, coraz trudniej jest wysiedziec przy biurku przez bite 8 godzin :)
Ja właśnie wcale nie jestem o tym taka przekonana i bardzo się boję tego szukania pracy. Oczywiście, że nie pierwsza i nei ostatnia będę miała dziecko, ale przecież to nie o to chodzi - o tym, że ono będzie nie dowiedziałam się przedwczoraj i to nie dziecko będzie problemem (paradoksalnie w jakiś sposób mnei ratuje). Chodzi o to, że przez cały ten czas będzie wisiała nade mną swiadomość, że jestem bez pracy i nie mam do czego wracać.
UsuńNa urlop macierzyński niestety różnie się patrzy i jest to "zasługa" osób, które nadużywają pewnych przywilejów. Wielokrotnie pisałam o tym, że cierpią na tym uczciwe osoby, które nie kombinują, a po prostu korzystają z tego, co im się należy, choć bez szkodzenia innym. Wszystko zależy na kogo się trafi.
Takie sytuacje, o których piszesz jeszcze jestem w stanie zrozumieć (bo nie widzę tu raczej kombinatorstwa) - choć mnie ciężko byłoby się pogodzić z takim przymusem. Ale widzę w tym sens. Natomiast jeśli chodzi o to, jak się ktoś w pracy czuje, to jestem przekonana, że to już zależy od danej osoby, jej samopoczucia a pewnie też i psychiki. Ja jestem pewna, że dla pracy, którą tak lubiłam, wiele byłabym w stanie znieść (oczywiście w granicach rozsądku, bo cały czas podkreślam, że nic kosztem zdrowia)
Ehh...jak nie urok to sraczka Margola.
OdpowiedzUsuńJak widać nie można mieć wszystkiego i zawsze musza być jakieś atrakcje by się w życiu za bardzo nie nudzic.
Powodzenia zatem! Nic nie dzieje się podobno bez przyczyny.
Hebamme
Już naprawdę trudno dostrzec mi sens tego wszystkiego - bo kiedy zaczynałam rozumieć, po co była ta cała przeprowadzka, to nagle się okazuje, że może jednak była zupełnie bez sensu.
UsuńTo że zmartwienia będą zawsze jest dla mnie czymś naturalnym i w zasadzie mogłabym się z tym pogodzić, ale po prostu chciałabym nareszcie poczuć, że mamy coś stałego...
Pomyśl także o pozytywnych stronach tego wszystkiego. Łatwo mi pesymistce zyciowej kogoś pocieszac, wiem..ale gdybys wiedziała wcześniej ze firma się rozpada to byście sie na pewno nie zdecydowali na dziecko. A tak to masz dziecko, ktore będzie zawsze. A lata leca.
UsuńJa w sumie nie mam nic. Dom na kredyt, zrezygnowalam z propozycji pracy w szpitalu bo dowiedzialam się ze jestem w ciąży, pracy teraz znaleźć nie moge. Ale gdy patrzę na moje jedyne dziecko nie żałuję decyzji.
Byc moze nigdy bysmy sie nie zdecydowali na nie.
Życie to sinusoida. Okropna, paskudna ale to życie. Inni mają gorzej.
Ja z kolei nie jestem pesymistką (ani optymistką) i racjonalnie patrzę na wszystko, dlatego ja dostrzegam te pozytywne strony, tylko to nie jest dla mnie czas, żeby o tym myśleć. W tej chwili jestem za bardzo rozżalona. Ja wiem, że mogło być gorzej i wiem też, że pod pewnymi względami jest lepiej, niż gdybym tę pracę straciła np. pół roku temu. Ale jest to dla mnie trudne.
UsuńMy nie mamy nawet tego domu na kredyt (ani szans na niego:)) - to co płacimy, płacimy obcym, choć pewnie kwota jest podobna, jaką płacilibyśmy za kredyt...
Owszem, tylko ostatnio cały czas jestem w dołku - już ponad półtora roku... Zastanawiam się, kiedy to pójdzie w górę.
Przyznam, ze powiedzenie "inni mają gorzej" kompletnie na mnie nie działa. Prawda jest taka, że każdy ma jakieś problemy i dla każdego jego problemy mogą być najgorsze i nie obchodzi go, jak mają inni.
Z tym siedzeniem w domu i wypadnięciem doskonale Cię rozumiem. Ja teraz próbuje każdą wolną chwilę przeznaczyć na naukę języków i nowych systemów. By niczego nei zapomnieć, a coś nowego się nauczyć.
OdpowiedzUsuń"jest mi przykro, że przeze mnie ma tyle zmartwień. Czuję się trochę jakbym go zawiodła. W ogóle jakbym zawiodła wszystkich."- ale nikogo nie zawiodłaś! Po prostu los Wam rzuca kłody pod nogi i nie ma w tym Twojej winy. Staracie się cały czas, by żyło się Wam lepiej, rozmawiacie i ustalacie wszystko i ja jako boczny obserwator nie widzę tu Twojej winy.
Dzięki za zrozumienie. No ja też planuję jeszcze bardziej skupić się na pewnych rzeczach niż dotychczas, żeby choć trochę czuć, że coś robię, ale obawiam się, że będzie mi naprawdę cieżko :( Przede wszystkim boję się tego, że nie będę widziała sensu, żeby codziennie wstawać z łóżka.
UsuńNiby wiem, ale jednak tak trochę to czuję - wyjechaliśmy, bo miało być lepiej, miał to być fundament pod lepszą przyszłość. A tymczasem okazuje się, że wyszło zupełnie inaczej. Przyznam, ze chodzi mi tez o tych wszystkich (w rodzinie Franka zdarzaly się takie osoby), którzy cały czas uważali, ze źle robimy i ze decyzja o wyjeździe była bezsensowna.
Ale dzięki za miłe słowo.
No z tym niestety jest ciężko, ale uważam (tak patrząc z obserwacji), że osoba z takim doświadczeniem i kwalifikacjami nie powinna mieć zbyt dużych problemów ze znalezieniem pracy. Tym bardziej, że z każdym rokiem na rynku pojawiają się kolejne roszczeniowe tłuki, które chciałyby zarabiać, ale nie chce im się (i niezbyt umieją) pracować. I ciężko im wysiedzieć godzinkę bez fejsiczka. Dla nas, tych kapeńkę starszych, to dobrze, bo nie stanowią żadnej konkurencji. Ale powtarzam, Ty śmiało możesz konkurować z tymi świetnie wykształconymi i doświadczonymi pracownikami. Jestem spokojna - za całą Waszą trojkę :)))
OdpowiedzUsuńDokładanie to samo powiedziała mi moja koleżanka, a ja przyznam, że choć to jest jakieś światełko w tunelu, to nie czuję się szczególnie pocieszona, bo ten lęk nadal w sobie mam. Cały czas obawiam się, czy nie okażę się nagle za stara. I to nie ja mam problem z wiekiem, bo ja się w ogóle stara nie czuję, ani upływ czasu nigdy nie był dla mnie problemem (wręcz przeciwnie), ale jak słyszę, że dziewczyny w wieku 23-27 lat jęczą, że się starzeją i czas im ucieka, to zastanawiam się, co w takim razie myslą pracodawcy...
UsuńAle dziękuję, że choć Ty w nas wierzysz... :)
Rozumiem CIę Margolko, bo wiem jak lubiłaś tą pracę, a przede wszystkim jaka ona była dla Ciebie ważna. Dla wielu ludzi praca to 'tylko' praca - miejsce gdzie chodzi się z przymusu, by zarobić pieniądze. Ale dla Ciebie to było zdecydowanie coś więcej i rozumiem Twoje emocje. I współczuję Ci bardzo.
OdpowiedzUsuńJednak Twoje obawy przed wypadnięciem z rynku są chyba na wyrost. Martwisz się, jak pracodawcy ocenią Twoją nieobecność przy długim siedzieniu w domu a potem po macierzyńskim. Ale przeiceż to nei Twoja wina, że tak się stało i przede wzystkikm nie Twoja decyzja o takiej długiej przeriwe. Jeśli na rozmowach będą o to pytać to zwyczajnie powiesz jak było - likwidacja firmy, Twoja ciąża, od której nie da się zrobić przerwy a potem naturalna kolej rzeczy nawet dla najbardziej zaanagażowanych kobiet w pracy, czyli macierzyński. Myślę, że akurat Twój przypadek jest zdecydowanie do przełknięcia dla przyszłych pracodawców, bo to nie Ty zadecydowałaś o przerwie w pracy i nic na to nie mogłaś poradzić.
I to samo odnosi się do Franka - nie zawiodłaś go, bo przecież tego wszystkiego nie chciałaś. Jestem pewna, że on to rozumie.
dokladnie, w 100% zgadzam sie z Ida
UsuńTak, ta praca była dla mnie bardzo ważna. I widzę, jak niewiele osób mnie rozumie. Zwłaszcza, że często spotykam się z taką postawą, że ludzie tylko na swoją pracę narzekają (nie piszę o uzasadnionych przypadkach, bo takie też się zdarzają) i ciągle coś im się nie podoba.
UsuńJa wiem, że to nie jest moja wina, ale pracodawcy są różni i na pewno będą też tacy, którzy, gdy usłyszą o przerwie ze względu na urlop macierzyński od razu mnie skreślą jako osobę, która zawsze będzie miała problem z dyspozycyjnością ze względu na dziecko właśnie.
Franek rozumie i wcale mnie nie obwinia, ale nie zmienia to faktu, ze ja nie czuję się najlepiej.
Mimo wszystko sądzę, że Cię rozumiem.
UsuńMyślę, że za bardzo wyolbrzymiasz tą wizję okrutnych pracodawców. Owszem, na pewno się tak zdarza, że niektózy wolą zatrudnić najlepiej faceta, który byłby dyspozycyjny o każdej porze dnia i nocy. Ale wiem też (z różnych źródeł), że rynek się zmienił od czasów, kiedy to pracodawca był jak pan i władca, który ma wielkie wymagania względem pracodawcy. Obecnie pracownicy mają wiele do powiedzenia (więcej niż np.5-10 lat temu) i wcale macierzyński nie musi być przeszkodą. W każdym razie nie demonizuj tak tego na razie, bo nie wiesz jak będzie. Jak już wiele dziewczyn Ci pisało - masz doświadczenie, kwalifikacje i ambicję, które zdajesz się umniejszać temu, że będziesz miała dziecko. To nie może się temu nawet równać. Dobry pracownik nim pozostanie, nawet jeśli jest matką, a czasem zwłaszcza jak nią jest. A to dobry pracodawca wie.
Rozumiem, że czujesz się źle. Życzę szybkiej równowagi.
Pierwsze dwa zdania nie odnosiły się do Ciebie, po prostu ogólnie napisałam, że wiem że wiele osób mnie nie rozumie
UsuńPrzepraszam Cię, ale jestem zdecydowanie bardzo wrażliwa na punkcie tego, że ktoś komuś pisze że przesadza lub wyolbrzymia swoje problemy, bo każdy musi swój kłopot po prostu przetrawic. Może i nawet przesadzam, ale nie czuję się dobrze z tym wszystkim, jestem mocno zdolowana i nie jest to dla mnie czas na szukanie pozytywów. Nie jestem pesymistka, ale zawsze powtarzam że na pewno również nie optymistka. Naprawdę marze o tym, żeby w końcu moc poczuć się bezpiecznie a tego rodzaju sytuacje tego nie ułatwiają.
I od razu podkreślam, że nie chcę, żebyś odczytała złe moją odpowiedz- jako atak albo coś takiego, bo już wiele razy wyszło tak, że ja nie miałam złych intencji a okazywało się że jednak Cię urazilam. Po prostu uczciwie piszę, co czuję i nie chciałabym, żebyś teraz uznała, że lepiej jeśli się nie będziesz odzywać, bo ja cię złe zrozumiałam itd,:) Domyślam się że nie miałas złych intencji, ale po prostu ja na pewno rzeczy patrzę inaczej niż ty, moją sytuacja jest jednak inna od twojej i ja po prostu to czuję tak, a nie inaczej.
I jeszcze jedna rzecz- owszem nie wiem, jak będzie i właśnie dlatego tak się boję. Tak jak pisałam, najbardziej przeraza mnie myśl, że przez wiele miesięcy będę mogla tylko biernie czekać, to nie w moim stylu.Poza tym, ja nie piszę o tym, co się na pewno wydarzy, a o tym, czego się boję.
UsuńZupełnie nie chodziło mi o to, że wyolbrzymiasz swój problem, bo zdecydowanie jest on poważny i temu absolutnie nie zaprzeczam. Chodziło mi o to, że zdajesz się zamartwiać na zapas tym, co powiedzą Ci pracodawcy za ponad rok. Bo według mnie wcale nie będzie tak źle, jak to sobie wyobrażasz, z powodów, które chyba każda dziewczyna komentująca Ci wymieniła, a ja to napisałam komentarz wyżej. Starałam się, byś spojrzała na tą sprawę (nie braku pracy, a strachu przed nowymi pracodawcami i ich reakcją na Twoją przerwę) troszkę z innej strony. To wszystko. Ale skoro nie życzysz sobie tego, to ok, rozumiem.
UsuńSwoją drogą ostatnio zadziwia mnie, jak wiele ludzi nie chce i nie potrafi przyjmować słów pocieszenia. Ale to takie moje luźne myśli, nie koniecznie związane z Twoją sytuacją.
A nie przyszło Ci do głowy po prostu, że te słowa pocieszenia dla tych wielu ludzi mogą być po prostu nietrafione? :(
UsuńJa nie wiem, jak mam inaczej to wytłumaczyć, bo wcale nie chodzi o to, że ja pocieszenia nie potrafię przyjąć, bo owszem potrafię - tylko nie od każdego tego potrzebuję, bo nie każdy zna mnie na tyle, aby faktycznie powiedzieć coś, co mnie pocieszy.
Akurat na blogu faktycznie oczekuję raczej zrozumienia niż pocieszenia czy dobrych rad i często już o tym pisałam. Chociaż nie powiem, czasami zdarza się, ze ktoś napisze coś takiego, co podnosi mnie na duchu (choć to idzie zazwyczaj w parze ze zrozumieniem) Każdy jest inny i każdy potrzebuje czegoś innego. Nie chodzi o to, że sobie nie życzę jakiegoś rodzaju komentarza, po prostu niektóre słowa są zwyczajnie nietrafione.
Co do mojej sprawy - ja wcale nie zaprzeczam, że martwię się na zapas, bo wielokrotnie pisałam już o tym, że taka jest moja natura i tak już mam, że martwię sie czymś z dużym wyprzedzeniem i raczej nie mam na to większego wpływu, bo nawet jeśli sama próbuję siebie przekonać, to jest to tylko oszukiwanie samej siebie. Może i nie będzie tak źle, ale tak jak już napisałm Tobie lub kilku innym osobom - teraz jestem zbyt rozżalona i przerażona nową sytuacją, żeby myśleć inaczej.
Przykro mi, że moje słowa pocieszenia są nietrafione. Może fatktycznie nie powinnam się silić na takie komentarze. Wiedz jedynie, że płyną ze szczerej chęci podniesienia Cę na duchu.
UsuńIdo już napisałam, ze nie podejrzewam Cię o złe intencje, więc wszystko rozumiem. Tylko w zamian prosze o to samo - o zrozumienie, że jestem inna i być może mam inne potrzeby niż Ty.
UsuńMargolko,
OdpowiedzUsuńPodczytuję wszystko z telefonu i po pierwsze to strasznie mi przykro. Trudno sobie to wszystko wyobrazić, choć i ja swój lęk o pracę po ciąży miałam gdy z zespołu 17 osobowego zostało 7 na miesiąc przed moim pójściem na L4, ale nie o tym chciałam.
Nie dziwię się, że boisz się wypadnięcia z rynku pracy. Ja też o to drżę mimo iż teoretycznie mam gdzie wracać, a jednak. Lubię moją pracę ale wiem, że jej realia i dziecko to coś mocno nierealnego a zmieniać pracę po macierzyńskim ... no cóż... sama chyba wiesz.
Trzymajcie się ! Wierzę, że wszystko się poukłada
No cóż, ja to raczej nie mam innego wyjścia jak zmiana tej pracy po macierzyńskim...
UsuńDzięki.
Kochana, strasznie mi przykro czytać to, co czytam :( Jak to bez pracy? To takie niesprawiedliwe!! Przecież to właśnie dla tej pracy zmieniliście miejsce zamieszkania, zmierzyliście się z tyloma problemami i wywróciliście swoje życie do góry nogami!!! Nie było wiadomo, że firma stoi na słabych nogach, czy stało się nagle coś, co sprawiło, że wczoraj praca była, a dziś jej nie ma? :(( Ja Cię rozumiem, bo choć jestem w zupełnie innej sytuacji, to również mam obawę przed tym "wypadnięciem z obiegu" na rynku pracy. Myślę, że mając odpowiednie wykształcenie i - bądź co bądź - fajne doświadczenie w CV nie będzie u Ciebie źle ze znalezieniem pracy, chociaż w obecnej sytuacji na pewno będzie trudno - i teraz w ciąży, i później z małym dzieckiem. Wierzę jednak, że coś wymyślicie. A może to wszystko stało się po to, by wrócić na "stare śmieci"? Wiążecie swoją przyszłość z Warszawą, czy jeszcze o tym nie myśleliście? Aaaa, jakby co, to zaglądam na maila cały dzień, gdybyś akurat potrzebowała się wygadać - jestem dłużna :*
OdpowiedzUsuńI taka myśl mnie jeszcze naszła: w każdym roku jest jakiś miesiąc, gdy zło zbiera swoje plony...w tym roku zdecydowanie jest to sierpień, wystarczy spojrzeć chociażby na blogi Twój, mój i Flo. :( Zupełnie inne problemy, a jednak wszystko sprawia, że budzi się we mnie poczucie totalnej niesprawiedliwości :(
UsuńU mnie w tym roku co miesiąc zbiera takie plony, co miesiąc większe. Gdy pomyślę, że to dopiero sierpień i ile mi jeszcze do odebrania zostało, to robi mi się niedobrze...
UsuńTo jest bardziej skomplikowana sprawa, ale chyba miałaś okazję kiedyś o tym przeczytać?
UsuńTeraz to w ogóle szukanie pracy nie wchodzi w grę. A później nie wiem jak będzie :(
Przyznam, ze w tego rodzaju znaki chyba nie wierzę. To nie jest takie proste po prostu się spakować i wyjechać, zwłaszcza, ze to oznaczałoby spalenie za sobą mostów. Na to nie jestem na pewno gotowa. Ogólnie to chyba nie jest czas na takie decyzje, bo byłyby za bardzo podyktowane emocjami.
Dziękuję Ci bardzo...
A co do tych plonów... Ja w ogóle nie wiem, co się dzieje, że od ponad półtora roku ciągle coś się u nas sypie, gdy tylko zaczynamy wierzyć, ze wychodzimy na prostą. Aż się boję co będzie dalej i mam ogromne obawy, czy to przypadkiem nie są chude lata, bo jesli tak, to jeszcze ponad pięć takich przed nami :(
Nawet tak nie mów, bo wówczas u nas zostało jeszcze ponad 6 :-/ nie bądźmy przesądne :* w końcu musi, no musi być lepiej, pytanie tylko kiedy będziecie mogli tak naprawdę odetchnąć, bo to wszystko naprawdę zbyt długo już trwa :(
UsuńRozumiem, że nie chcesz postępować pod wpływem emocji, zapytałam z ciekawości :*
Z natury przesądna nie jestem, ale chwilami naprawdę nachodzą mnie takie myśli...
UsuńTo naprawdę zbyt skomplikowana sprawa i nie da się tak po prostu stwierdzić, że wyjazd byłby najlepszą opcją.
Przyznam, że dla mnie akurat ważniejsze jest źródło dochodu niż fakt pracowania, więc trudno mi tak do końca Cię zrozumieć, ale znając Cię z bloga, zdaję sobie sprawę, jaki to dla Ciebie problem. Za to też bałabym się, czy i kiedy coś później znajdę, taka niepewność jest okropna. Do tego przecież miało być inaczej i należałoby się wam w końcu trochę spokoju.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony jesteś pracowita, ambitna, sporo umiesz, masz doświadczenie na odpowiedzialnym stanowisku, a przerwę w zatrudnieniu będziesz mogła dobrze wyjaśnić (zresztą każdy po urodzeniu dziecka ma jakąś przerwę), więc nie powinno być źle. Tylko na pewno trudniej będzie sobie wszystko po raz kolejny na nowo poukładać.
Rzeczywiście, chyba w tej kwestii do porozumienia nie dojdziemy, bo ja mam inne podejście.. Bywało, ze pracowałam za bardzo niskie wynagrodzenie, ale ponieważ lubiłam swoją pracę, nie narzekałam...
UsuńJa już mam dość tego ciągłego układania wszystkiego od początku... :(
Margolko, nie wiem, czy dobrze zrozumiałam, myślisz że zawiodłaś? Nie możesz tak myśleć, bo nie zrobiłaś nic złego. Ja kiedyś straciłam pracę z własnej winy, choć było to strasznym zbiegiem nieszczęśliwych wypadków. Kochana, ja wierzę, że będzie dobrze. Jesteś naprawdę energiczną osobą, nigdy bezczynnie na tyłku nie siedziałaś (tak cię pamiętam z bloga) i wierzę, że odnajdziesz się w tej sytuacji i wyciągniesz z niej ile sie da.
OdpowiedzUsuńTak, wiem, że to nie moja wina w tym sensie, że nie zrobiłam niczego złego, ale jednak trochę się obwiniam mimo wszystko, bo jest mi przykro, że przez zamieszanie u mnie znowu musimy wszystko zmieniać...
UsuńWłaśnie dlatego, że nigdy bezczynnie nie siedziałam, bardzo się boję, jak sobie w tej sytuacji poradzę :(
Gdy przeczytałam tytuł notki, chciałam się odnieść do tego, co napisałaś w pierwszym zdaniu, więc na ten temat nie będę się już nic wspominać.
OdpowiedzUsuńDoskonale rozumiem Twój strach przed bezczynnością. Ja nie mogłabym przez dłuższy czas nie pracować, bo siedzenie w domu źle na mnie wpływa. A przecież Ty jesteś zaangażowana w swoją pracę w stu procentach, bardzo ją lubisz, więc tym bardziej rozumiem, jak przygnębiająca jest cała ta sytuacja. Chciałam w sumie napisać to samo, co MK. To niesprawiedliwe i przykre, że tak się to wszystko potoczyło :( jesteś bardzo dobrym, lojalnym pracownikiem, przed rokiem postawiłaś swoje, Wasze życie na głowie, aby przenieść się do obcego miasta, wywiązujesz się ze swoich obowiązków, w dodatku bardzo je lubisz, i nagle okazuje się, że Twój oddział ma być zamknięty :(( nie tak to przecież miało być :(
Jestem przekonana, że z czasem wszystko się poukłada. Na pewno znajdziesz dobra pracę. Mam nadzieję, że również będziesz ją lubić, choć Twoja obecna posada postawiła wysoką poprzeczkę (mam na myśli to, jak bardzo ją lubisz i ile sprawia Ci satysfakcji, bo o taką prace jest naprawdę trudno).
A i też nie wydaje mi się, abyś miała powody ku temu, aby się o wszystko obwiniać. Cała ta sytuacja jest oczywiście związana z tym, że zmieniłaś miejsce pracy, ale przecież w tamtym czasie nie mogłaś wiedzieć, że tak to się wszystko potoczy. Chciałaś dobrze, nie miałaś złych intencji, a to wszystko to jakiś kiepski żart losu :(
P.S. Tak sobie pomyślałam, że może to znak, abyście wrócili do Poznania?
Nie wyobrażam sobie tych kolejnych kilku miesięcy, zwlaszcza, ze to będzie późna jesień i zima, a więc czas, kiedy w ogóle człowiek chodzi bardziej zdołowany. Nie wiem, jak sobie poradzę z tą sytuacją, bo mam problem nawet z weekendami, gdy Franek pracuje na popołudnie, a ja siedzę cały czas w domu, a co dopiero, jak codziennie nie będę miała po co z tego domu wychodzić.
UsuńJa już nie jestem o tym taka przekonana. Wierzyłam w to jeszcze jakiś czas temu, ale potem okazało się, ze im bardziej w to wierzę, tym bardziej wszystko dookoła się sypie. Zwłaszcza, gdy zaczynałam tracić czujność.
Szczerze wątpię, zebym znalazła równie dobrą pracę, bo poprzeczka jest postawiona wysoko nie tylko ze względu na to, co napisałaś, ale również jeśli chodzi o warunki. Miałam całkowitą swobodę, stosunkowo mało stresów, przyjazne otoczenie, przywileje i naprawdę duże wynagrodzenie (w dużej mierze dlatego, że się przeniosłam)
Niby wiem, że nie ma powodu, ale nie zmienia to faktu, że jednak się obwiniam. Jest mi przykro, że tak się ciągle wszystko komplikuje i to w dużej mierze ze względu na moją pracę.
Tak, jak już napisałam MK, nie wierzę w tego rodzaju znaki, a taka przeprowadzka teraz to byłby kompletnie nieprzemyślany ruch
Rozumiem Twoje rozgoryczenie.. Postawiliście wszystko na jedną kartę, zaryzykowaliście zmianę miejsca zamieszkania, długo żyliście na odległość.. Teraz wszystko zaczęło się ładnie układać a tu taki zwrot akcji.. Bardzo przykre i niesprawiedliwe. Ale niestety nic tu nie zależy od Ciebie, od Was, nie macie wpływu na to co się dzieje:(
OdpowiedzUsuńMyślę, że potrzebujesz trochę czasu, by się z tym wszystkim oswoić, poukładać, przestawić myślenie.. Bo teraz wiele zależy od Twojego podejścia. Nie masz się za co obwiniać..
Wiem, że nie lubisz bezczynności i zbyt dużej ilości wolnego czasu, że inaczej to wszystko sobie planowałaś.. Ale pomyśl, że może właśnie teraz zaczyna się ten czas dla Ciebie i dziecka, na przygotowywanie się, na odpoczynek, którego potem może brakować..
Całe szczęście, że nie musicie martwić się o kwestie finansowe. Oby tylko u Franka w pracy się układało.
Trzymaj się:*
Zaczynam dostrzegać w tym jakiś wzór - kiedy tylko zaczynam wierzyć, że jakoś się wszystko ułoży, to znowu coś się sypie. Im bardziej czuję się rozluźniona i zaczynam wierzyć, że jeszcze będziemy szczęśliwi, tym sprawa robi się poważniejsza :(
UsuńCzasu to ja teraz będę miała pod dostatkiem i właśnie tego najbardziej się obawiam, bo niee mam pojęcia, co z nim zrobię. Widzisz, rzecz w tym, że mnie nigdy nie brakowało czasu na relaks i na to, żeby pomyślec o sobie. Miewałam gorętsze okresy, ale generalnie zawsze umiałam odpoczywać i regularnie robiłam coś dla siebie.
Pieniądze to faktycznie szczęście w nieszczęściu, chociaż na razie też wolę się nie cieszyć, bo otrzymuję tak wiele sprzecznych informacji (mimo, że przepisy są moim zdaniem jasne), że boję się, czy ZUS nie wywinie mi jakiegoś numeru.
Jesteś typem osoby która bez pracy żyć nie może i lubisz to co robisz. Może do rozwiązania czas będzie Ci się dłużył ale kiedy dzidzia przyjedzie na świat czas uciekać Ci będzie nie wiadomo kiedy. A wychowanie to też praca. Może tak do tego podejdz.
OdpowiedzUsuńWiesz ja jestem na L4 dlaczego. Zarabiam prawie najniższą krajowa, rozliczam gastronomie, zamawiam i przyjmuje towar co często wiązało sie z dzwiganiem,stres, po godzinach też byłam pod telefonem bo klient bo coś na kasie ... Nie za te pieniądze. Nie chciałambym urodzić drugiej dzidzi wcześniej.
Owszem, nigdy się nie kryłam z tym, że moje życie opiera się nie na jednym, a na kilku (przynajmniej trzech) filarach, które są dla mnie rownie ważne i jednym z nich jest dla mnie praca. Zawsze ją szanowałam i byłam dumna z tego, że jestem oddanym pracownikiem. teraz zostało mi to zabrane i bardzo źle się z tym czuję. Natomiast dobrą gospodynią domową nigdy nie byłam i obawiam się, ze bardzo trudno będzie mi się odnaleźć w tej roli - nawet gdy już zostanę matką.
UsuńTak, jak napisałam - nie wnikam w niczyje decyzje, a tym bardziej ich nie oceniam, bo nigdy nie znam wszystkich okoliczności. Po prostu piszę ze swojej perspektywy i biorąc pod uwagę swój charakter.
Gdybym otrzymała CV od młodej mamuśki, która ma fajne doświadczenie w międzynarodowej firmie, to bym się nie zastanawiała i zatrudniłabym taką od razu. Także z punktu widzenia pracodawcy, który męczyć się musi nad wyborem najlepszych pracowników, jestem pewna, że nie będziesz miała większego problemu ze znalezieniem pracy;)
OdpowiedzUsuńMoja (wkrótce była) szefowa również ma podobne podejście, ale niestety cała masa pracodawców ma inne podejście i pewnie będą widzieli we mnie potencjalnego pracownika z wiecznym problemem pod tytułem "co zrobić z dzieckiem" :/ Tego się właśnie obawiam i naprawdę boję się, czy tę pracę będę mogła znaleźć.
UsuńMargolko, ale naprawdę chciałabyś pracować u kogoś, dla kogo problemem będzie Twoje dziecko? I potem stresować się podwójnie w razie jakiegoś przeziębienia maluszka, że nie możesz z nim zostać, bo Cię zwolnią? To jest dopiero koszmar! CV masz bogate i tak naprawdę jeszcze będziesz mogła przebierać w ofertach, wybrać współpracę z osobami, które uszanują to, że jesteś matką i czuć się przy tym spokojnie.
UsuńNie, nie chciałabym, ale to mi raczej nie grozi, bo taki pracodawca od razu skreśli mnie na wejściu :)
UsuńDlatego właśnie piszę o moich obawach, czy uda mi się coś znaleźć, bo wcale nie jestem przekonana, że w tych ofertach będę mogła przebierać i że firmy będą się biły o to, żeby mie zatrudnić.
Jestem pewna, że gdy tylko będziesz chciała wrócić po urodzeniu dziecka do pracy bez problemu z Twoimi kwalifikacjami, referencjami i doświadczeniem zadowalającą znajdziesz. Jesteś umysłem ścisłym, mistrzynią cyferek i języków więc rynek pracy stoi przed Tobą otworem. Gorzej mają typowi humaniści jak np. ja bo nawet jeśli starają się być wszechstronni to i tak mają o wiele bardziej pod górkę.
OdpowiedzUsuńJutrzenka
Ja niestety wcale nie jestem taka pewna :( Chciałabym w to wierzyć, bo przynajmniej byłabym spokojniejsza.
UsuńWiesz, ja w zasadzie umysłem ścisłym też nie jestem - raczej coś tak po środku...
I tak sobie myślę, że po raz kolejny potwierdza się powiedzenie, że jedyną trwałą rzeczą w życiu jest zmiana. Szkoda, że ta kosztuje Cię tyle nieprzyjemnych emocji.
OdpowiedzUsuńPrzesyłam pozytywną energię!
mój komentarz chyba poszedł w kosmos...;(
OdpowiedzUsuńMargol, moje gratulacje!!!!
UsuńI przykro mi, ze to czego się spodziewałaś odnośnie pracy się ziściło.
Pisałam więcej, ale się nie opublikowało, więc dodam tylko, ze wierzę w to iż znajdziesz sobie pracę, bo kto jak nie Ty? Masz kwalifikacje i doświadczenie, ale przede wszystkim bardzo zdrowe podejście do pracy. W tej chwili macierzyństwo nie jest żadną przeszkodą w zatrudnianiu. Mówi Ci to pracodawca ;)
Serdeczności :)
Może był za długi? Kiedyś mi się tak zdarzyło, kiedy napisałam za długi komentarz.. W każdym razie szkoda, ze nie było dane mi go przeczytać.
UsuńA w ogóle, to bardzo się cieszę, ze jesteś, bo bardzo mi Ciebie brakowało i miałam nawet do Ciebie pisac maila, ale za dużo się działo.
I dziękuję!
Miło mi, że tyle z Was we mnie wierzy, ale ja naprawdę mam z tym problem :( Moje obawy są ogromne i naprawdę nie wiem, czy każdy pracodawca ma takie podejście jak Ty lub moja szefowa (która twierdzi, że nie ma lepiej zorganizowanych pracowników niż matki)
mogę się jedynie domyślać jak Ci ciężko w tej kwestii, ale uważam, ze nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Jesteś w ciązy, za chwilę brzuch zrobi się większy, będzie Ci ciężej, mogą być różne stany, gorsze samopoczucie. A tak, teraz będziesz miała czas na relaks,przygotowania itd. zawsze będziesz mogła skupić się na większych przejemnosciach, jakis basen, aerobic, może szkoła rodzenia? Nie można ciągle żyć na pełnych obrotach, kiedyś trzeba odsapnąć, a uważam, że przed porodem z pewnością jest Ci to potrzebne.
OdpowiedzUsuńJesteś zorganizowana, pracowita, wykształcona, z doświadczeniem...na pewno znajdziesz satysfakcjonująca pracę po wychowawczym
i z pewnością nie zawiodłaś, nic tutaj nie zawiniłaś
Wiesz, tego jak się będę czuła za chwilę nie wiem. W zasadzie nie mam żadnych podstaw, żeby sądzić, ze będzie mi ciężej, skoro na razie czuję się doskonale i niespecjalnie zwracam uwagę na jakiekolwiek dolegliwości tylko po prostu je akceptuję. Wychodzę z założenia, że to w dużej mierze kwestia psychiki (choć oczywiście nie w każdym przypadku) Wręcz wydaje mi się, ze właśnie ta cała sytuacja spowoduje, że będę się czuła gorzej, niż w przypadku, gdybym nadal pracowała.
UsuńCzasu na relaks nigdy mi nie brakowało, zawsze potrafiłam znaleźć go i na basen i na aerobik i szkołę rodzenia już mieliśmy zaplanowaną - bez konieczności rezygnowania z pracy. To wszystko jest kwestią organizacji, a ja nigdy z tym nie miałam problemu. Podobnie jak z tym życiem na pełnych obrotach - tylko wtedy czuję się dobrze i wcale nie czuję się zmęczona.
Przykro mi, akurat takie troski, jak brak pracy rozumiem.
OdpowiedzUsuńAle jestem pewna, że powoli i na spokojnie wybrniecie z tego. Może tak właśnie z jakiegoś powodu teraz jest dla Ciebie, dla Was, najlepiej. Mnie się to zdarza.
Czasem na siłę do czegoś dążę, a potem okazuje się nagle, że bez dążenia, na luzie, jakby przy okazji czy przez przypadek, osiągam coś znacznie lepszego.
I tego się trzymam! :)
Pozytywnych myśli życzę, te negatywne tylko ściągają kolejne nieprzyjemne wydarzenia.
A trudności są w życiu każdego, tylko nie każdy równie intensywnie o nich myśli i nie u każdego tak wyobraźnia pracuje, jak u kobiet, u nas to naturalne.
Ale nie poddawaj się, nikogo nie zawiodłaś.
Dobrze, że masz tę odprawę i inne świadczenia.
Może pomyśl, co możesz mimo wszystko robić zamiast swojej pracy, bez szkody dla zdrowia oczywiście.
Uściski!
Dzięki Iw za zrozumienie.
UsuńNiestety ja już coraz mniej zaczynam wierzyć, że w tym wszystkim jest jakiś sens.. Raczej trudno mi go dostrzec w tym wszystkim, co się u nas dzieje.
Właśnie problem w tym, ze ja nie bardzo wiem, co takiego mogłabym robić na miejsce tej pracy :( Na nic nie brakowało mi czasu, a teraz przeraża mnie myśl, ze nie będę miała po co wyjść z domu.
W każdym razie dziękuję!
Przykro mi, Margolko. Rozumiem świetnie troskę o brak pracy, czy też może raczej troskę o brak zajęcia poza domem po prostu. Zajęcia innego niż towarzysko - rekreacyjne spotkania. Mam nadzieję, że pracodawcy docenią twoje zaangażowanie i doświadczenie i po czasie spędzonym z dzieciątkiem nie będziesz miała żadnego problemu ze znalezieniem czegoś nowego.
OdpowiedzUsuńNaprawdę bardzo Ci dziękuję za zrozumienie. To dla mnie bardzo ważne w tej sytuacji, bo wiem, że niestety nie wszyscy wiedzą, o co mi chodzi. Mam wrażenie jednak, ze Ty wiesz doskonale. Jeszcze raz dziękuję.
Usuńtrzymam kciuki za światełko w tym tunelu. Wierzę, że dobrze się wszystko skończy mimo, że smutno się zaczyna ...
OdpowiedzUsuńDziękuję..
UsuńMargolka, to jeszcze tyle czasu. Wszystko się ułoży. Zobaczysz. Najważniejsze, że macie zabezpieczenie finansowe. Teraz nie martw się tym, co będzie za ponad rok. Wszystko może się jeszcze 1000 razy zmienić. Piszę to z własnego doświadczenia :)
OdpowiedzUsuńTeraz liczysz się Ty i ten malutki Tasiemiec.
Teoretycznie wiem, że masz rację i że wiele przez ten czas może się zmienić, ale naprawdę nie potrafię się teraz nie martwić tym, co będzie ani nie potrafię przejść do porządku dziennego nad tym wszystkim, co się dzieje :(
UsuńAle dziękuję za miłe słowo.
Już sobie wyorażam jak wynajdujesz sobie różne prace, żeby nie siedzieć bezczynnie ;)
OdpowiedzUsuńCzłowiek w obliczu licznych problemów zastanawia się ile jeszcze jest w stanie znieść. Uczucie ciągłego niepokoju zostaje nawet jak sytuacja się poprawia. Gdzieś w tyle głowy pojawia się myśl, że jest zbyt pieknie, że coś się zaraz wydarzy....Ech sama czasem mam wrażenie, że siedzę na tykającej bombie. Pocieszanie innych niepomaga bo przecież problemy w oczach innych, nigdy nie są tak duże. Ja mogę mówić Tobie, że będzie wszystko w porządku i odwrotnie, ale same wiemy, że żadna z nas tak mówiąca nie jest tego pewna. Ja życzę Ci spokoju. W końcu chyba musi nadejść taki dzień, że nie będziesz musiała się o nic martwić. Chociaż moja babcia mówi, że jak pojawiają się dzieci to żaden dzień już nigdy nie będzie spokojny :D Ale to już chyba trochę inny rodzaj niepokoju... chyba...bo jeszcze tego nie przerabiałam. Buziaki
Ech, ja sobie jeszcze tego na razie nie wyobrażam, bo czy naprawdę w domu znajdę tyle rzeczy do roboty??
UsuńWiesz nie-szalona, bardzo dziękuję Ci za ten komentarz, a przede wszystkim za to, ze mam wrażenie, ze doskonale rozumiesz, o co mi chodzi. Dziękuję, właśnie tego najbardziej tego potrzebuję i właśnie to mnie najbardziej pociesza i podnosi na duchu.