*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

poniedziałek, 9 marca 2015

Dwa i dwa - o Wikingu słów kilka

Dziś Wikuś ma dwa miesiące i dwa dni. Nie udało mi się napisać nic po pierwszym miesiącu jego życia (a chciałam, chciałam, tylko czas tak szybko płynie...), ale coś trzeba przecież o nim opowiedzieć :)

Bardzo szybko nam rośnie (choć nie za szybko, kiedy patrzę na siatkę centylową, idzie sobie swoim torem, który jednak jest sporo poniżej średniej, bo już na starcie był dużo mniejszy, taki nasz maluszek :)) - po miesiącu miał już prawie cztery kilogramy. Teraz waży 4,5 kg, co nam daje dwa kilo więcej od kiedy wyszliśmy ze szpitala. I pomyśleć, że coraz więcej dzieci teraz rodzi się już prawie z taką wagą...  Zmienia się nam, chociaż gdyby nie zdjęcia, to pewnie byśmy tego nie zauważyli. A jednak. Ma trochę inną buźkę niż na początku - bardzo ładną buźkę zresztą (co by była ze mnie za matka, gdybym uważała inaczej ;)) i już nie przypomina małej małpki. Bo gdy się urodził to -jak to noworodek - oczywiście wyglądał, jak małpka :P Zwróciłam uwagę na to, że zapamiętanie jego twarzy zajęło mi dwie doby... W piątek po jego narodzinach już potrafiłam odtworzyć w pamięci jego rysy, gdy zamknęłam oczy.
Nie pisałam chyba jeszcze za wiele o naszym synku (no, chyba, że o jego temperamencie i trudnym charakterku), więc może to jest dobra okazja. Nie każdego może to interesować i doskonale zdaję sobie z tego sprawę, dlatego nie mam za złe, jeśli komuś nie chce się czytać ;) Ale w sumie teraz chyba rozumiem, dlaczego matki zamieszczają tego rodzaju notki. Pomyślałam sobie, że może warto odnotować zachowanie dziecka na danym etapie życia, bo pewnie za jakiś czas w ogóle nie będę o tym pamiętać.

Jeśli chodzi o jego wygląd, to zdecydowanie nabrał ciałka. Kiedy się urodził był zwyczajnie chudy - miał kościste rączki i nóżki, paluszki u dłoni i stóp miał jak zapałki, a teraz zrobiły się już takie pulchne, niemowlęce. Od jakichś trzech tygodni ma długie rzęsy (swoją drogą nie wiedziałam, że się dzieci rodzą bez nich :)). Póki co włoski ma jasne i mam ogromną nadzieję, że nie wda się w tatusia i tak mu zostanie! Chciałabym mieć blondynka - ale na razie wiele na to wskazuje, bo zarys brwi ma jasny (choć to nie będzie taki świński blond, tylko raczej ciemny). W zasadzie nie wiem do kogo jest podobny - zaraz po urodzeniu od razu stwierdziłam, że do Franka. Miny miał po teściowej - moi rodzice też tak stwierdzili :) Ale teraz już tego nie widać. Teść dopatrzył się w nim podobieństwa do mojego taty. Cóż.. łysinę to na pewno ma po nim :D Ale nos jest po tatusiu i co do tego nie ma absolutnie żadnych wątpliwości! Ciekawa jestem, jaki będzie miał kolor oczu, ale na to jeszcze sobie poczekamy. Niemniej jednak, skoro Franek ma oczy niebieskie, a ja nijako-szare, to pewnie też będą jakoś tak w ten deseń.
Wiking nie jest jeszcze za bardzo kumaty, ale powoli zauważam, że zaczyna kontaktować! Przede wszystkim już wodzi oczami za nami, za naszymi twarzami i innymi przedmiotami. Zauważyliśmy to miesiąc temu. Mniej więcej wtedy też zaczął z siebie wydawać jakieś dźwięki inne niż płacz i zdarza mu się teraz coś zawołać kiedy leży na przewijaku albo siedzi w bujaczku. Choć tak jeszcze bez przekonania. Także po upływie pierwszego miesiąca zaczął mieć lepkie rączki :) To znaczy - na początku zwykle trzymał łapki blisko siebie i za bardzo ich nie używał, no chyba, że wrzeszczał - bo wtedy to wachluje nimi na całego od samego początku. A później nagle zaczął chwytać - a to mnie za dekolt przy karmieniu, a to kawałek swojego ubranka, a to pieluchę - tak, że kiedy go zabierałam z przewijaka, to razem z pieluszką tetrową, którą za sobą pociągnął. Ale to chwytanie jest jeszcze mocno przypadkowe.
Od niedawna zaczął się uśmiechać! Myślę, że to już uśmiech, a nie tylko grymas uśmiecho-podobny, bo pojawia się w konkretnych sytuacjach. Na przykład kiedy przed kąpielą robię mu masaż i jednym z jego elementów jest taki rowerek i trzepanie nóżkami - bardzo to lubi! Podobnie jak podskakiwanie na moich kolanach - oczywiście sam nie podskakuje, tylko trzymam go pod pachami, on sobie "siedzi", a ja robię mu "konika". Plecków jeszcze sam nie trzyma, ale główkę od początku miał silną. Właściwie od pierwszych dni trzymał ją wysoko podczas kąpieli albo gdy kładliśmy go na kolanach. Ale na ramionach jeszcze się nie potrafi podnieść (a mamusia już umiała! mam zdjęcie na tle kalendarza, na którym,12 września, czyli 53 dni po urodzeniu piękni się trzymam na rączkach).
Jego ulubioną pozycją do noszenia jest "na samolocik" (inaczej na leniwca ;)), czyli opieram jego brzuszek na moim przedramieniu a rączki nóżki zwisają mu po obu stronach mojej ręki. Żeby było mi wygodniej, noszę go w ten sposób jedną ręką, trochę pod pachą, czyli z kolei "na torebkę" :P
Wszyscy goście śmieją się też z tego, że Wikuś bardzo lubi, kiedy go kładę w poprzek na moich kolanach, a on wtedy tak zwisa po jednej i drugiej stronie, podczas gdy ja od czasu do czasu poklepuję go po plechach lub pupie. Serio, to może słabo wyglądać, ale on się potrafi tak uspokoić na dłuższy czas i z powodzeniem mogę sobie wtedy swobodnie rozmawiać albo na przykład rozwiązywać krzyżówkę ;)
Na pierwszy miesiąc Wiking dostał pierwsze grzechotki od babci-teściowej (wcześniej za "zabawki" służyły mu wykonane przeze mnie czarno-białe wyklejanki z blogu technicznego, którym się przyglądał ;) - jakieś trójkąty, kwadraty, proste i skośne linie) na jedną reagował od razu. Druga miała piszczałkę, która w ogóle go nie ruszała. Ale mniej więcej tydzień temu zobaczyłam, że już i na ten dźwięk pojawia się jakaś reakcja z jego strony. Kolejne zabawki Wikusiowi zakupili moi rodzice - matę edukacyjną, szeleszczącą grzechotkę w czarno-białe wzorki oraz książeczkę do wózka (z jednej strony czarno-biała, z drugiej kolorowa, z szeleszczącymi elementami). Wczoraj przywieźli jeszcze karuzelę na łóżeczko.
Chyba zaczyna powoli do wszystkiego dorastać. Jeszcze zbyt długo nie wytrzymuje na macie na przykład, ale zdarza się, że jak ma dobry dzień i nic mu nie dolega, to daje się na jakiś czas odłożyć tam albo do bujaczka.
Ciekawa jestem, co nam przyniesie ten trzeci miesiąc. Przyznam, że czekam na 7 kwietnia jak na zbawienie, bo wszędzie czytam i słucham o tym, że po trzecim miesiącu tak wiele się zmienia (na lepsze). Oby... Mam nadzieję, że chociaż problemy gastryczne miną. Ale pewnie zaraz przyjdą kolejne problemy :( Może jednak do tego czasu nauczę się trochę lepiej sobie z tym wszystkim radzić.
Wybaczcie mi tę długą notkę Wikocentryczną :P Ale spokojnie, nie zamierzam co miesiąc opisywać nowych zabawek synka i szczegółowych postępów :) No, chyba, że mi się odmieni do tego czasu :D Cosik na pewno wspomnę, tak ku pamięci, ale przypuszczam, że szybko mi się znudzi dokonywanie tak detalicznych podsumowań każdego miesiąca :)

Wiecie już jakie postępy zrobił Wiking i czego się nauczył. Ale przez te dwa miesiące jeszcze więcej chyba nauczyłam się ja. Przede wszystkim tego, że jeśli chodzi o nasze dziecko, to absolutnie nic dwa razy się nie zdarza! Coś, co działało jednego dnia, następnego już na pewno nie zadziała. Jeśli przez tydzień bez problemu zasypiał tuż po kąpieli, to mogę być pewna, że przez kolejne siedem dni będzie się nam wydzierał godzinami zanim zamknie oczy.
Poza tym zdecydowanie nauczyłam się cierpliwości! Raczej zawsze byłam dość cierpliwa, ale teraz ta cecha się u mnie mocno wyostrzyła. O ile w pierwszych dniach zdarzało mi się jeszcze raz czy dwa zwyczajnie wkurzyć na to, że dziecko tak długo płacze a ja nie wiem, o co mu chodzi, to teraz w ogóle nie odczuwam złości w takich momentach (co najwyżej bezradość i ryczę razem z nim, o czym już wiecie). Tak, myślę, że jestem spokojniejsza odkąd pojawiło się dziecko w naszym domu.
Wspominałam Wam już, że nauczyłam się też wykorzystywać każdą wolną chwilę jak najbardziej efektywnie. Oraz tego, żeby odkładać od razu wszystko na miejsce, dzięki czemu utrzymujemy w mieszkaniu względny porządek  na bieżąco.
Nauczyłam się też robić wiele rzeczy jedną ręką :P Albo... nogą :)) Przy takim dziecku-przylepce, jakim jest Wikuś to umiejętności niezastąpione :) Chociaż od tygodnia testowałam chustonoszenie! W Warszawie miałam możliwość wypożyczenia chusty zanim zdecydowałam się na jej zakup. Jak dla mnie, to genialna sprawa! Wiking co prawda protestuje, kiedy go motam (w ogóle mnie to nie zaskoczyło! taki z niego wrażliwiec), ale potem, jak się chwilę z nim pokołyszę, to się uspokaja. Później często nawet zasypia. A ja mam dwie ręce wolne! Ile mogę wtedy zrobić! I plecy jednak mam trochę odciążone. Wiadomo, że pewnie nawet takie noszenie w chuście bez wpływu na kręgosłup całkowicie nie pozostaje, ale i tak wydaje mi się, że tak jest dla niego lepiej, niż gdy noszę dziecko bez wspomagania, a w dodatku na jednej ręce, starając się drugą na przykład zaparzyć sobie herbatę.
Nauczyłam się zapewne jeszcze całego mnóstwa innych rzeczy, choć na ten moment trudno mi sobie je przypomnieć i wymienić.

Nadal jednak podtrzymuję, że nie jestem stworzona do tego, by być matką niemowlaka. Robię co mogę i robię to najlepiej, jak potrafię. I jestem pełna najcieplejszych uczuć dla tego naszego Stworka. Niemniej jednak nie ukrywam, że nie mogę się doczekać, kiedy on już będzie więcej rozumiał, kiedy będziemy mieli z nim kontakt. Kiedy stanie się dla nas bardziej czytelny i łatwiejszy w obsłudze. A najbardziej, kiedy już będę z nim rozwiązywać krzyżówki dla dzieci i jeździć na rowerze :P
A to my:
 

38 komentarzy:

  1. ależ koniecznie zamieszczaj kolejne dokładne opisy postępów swojej pociechy, chętnie o nich poczytamy:) cos z dziecka w każdym z nas zostaje więc o zabawkach też może być:)
    Jutrzenka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, o zabawkach to się czasami fajnie czyta i jeszcze zazdrości, że za naszych czasów takiego czegoś nie było :P
      Pewnie Was takie opisy zupełnie nie ominą z tego względu, że nie chce mi sie zakładać specjalnie osobnego bloga, zeby o nich pisać, a gdzies chciałabym to utrwalić :)

      Usuń
  2. Trzeba od czasu do czasu coś takiego napisać;)

    Mnie to śmieszą zawsze te porownania noworodkow/ niemowlakow to licznych członkow rodziny do pokolenia pradziadkow włącznie;) Ja tam tego nie widze:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam tylko nadzieję nie popaść w przesadę :)

      Mnie to też śmieszy, kiedy doszukuje się tego na siłę :) I ja też wtedy niczego takiego nie widzę, ale w tym przypadku było inaczej, bo to ja sama w pierwszych dniach życia Wikinga widziałam jego podobieństwo do babci Bożenki - szczególnie mimikę twarzy. I moi rodzice też to zauważyli. Ale to było tylko na początku w pierwszych dwóch, może trzech tygodniach. Teraz już nie widzę podobieństwa do nikogo (z wyjątkiem tego ewidentnie frankowego nosa). Chociaż nie wykluczam, że mały mógł zrobić jakąś minę, która skojarzyła się teściowi z moim tatą.

      Usuń
  3. Ja też nie chcę nikogo tutaj urazić, ale mnie to też śmieszy, bo nie da się po miesięcznym dziecku zobaczyć, ze jest podobne do prababci anieli albo babci Józi ;) ale rozumiem, że dziadkowie/rodzice tak robią, doszukują się tego :) Fajnie, że Wikuś tak pięknie się rozwija i oby było tylko co raz lepiej :) Kasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po miesięcznym rzeczywiście nie :) Ale po tygodniowym i owszem :)
      Tak, jak napisałam Meg - mnie też śmieszy, gdy ktoś na siłę się doszukuje podobieństwa, ale w tym wypadku ja sama w tych pierwszych dniach widziałam u synka miny babci Bożenki (czyli teściowej:)) i to podobieństwo było naprawdę uderzające, bo nasunęło się samo, nie doszukiwałam się go :) A moi rodzice tylko to potwierdzili. Ale teraz jesteśmy zgodni co do tego, że w tym momencie nie widać już tego podobienstwa ani do teściowej ani do nikogo innego.
      O tak, oby było coraz lepiej ;) Czekam na ten kolejny miesiąc z utęsknieniem, oby mnie nie rozczarował

      Usuń
    2. Hehe, po tygodniowym, czyli takim jeszcze przypominającym małpkę :-D

      Usuń
    3. Na to wychodzi.
      Ale moim zdaniem miesięczne też jeszcze przypomina małpkę... :)
      W każdym razie nawet wtedy jako ta małpka dziecko ma jakieś indywidualne rysy (ale ja zawsze pisałam, że uważam, ze wszystkie noworodki wyglądają jak małpki, choć to wcale nie znaczy, że sądzę, że są takie same:)) i u naszego akurat własnie było widać jakieś cechy mojej teściowej- z tym, że chodziło bardziej o miny, które robił.
      Teraz już nie dostrzegamy tego podobieństwa.

      Usuń
    4. A to dziwne... bo jak Ola się urodziła wszyscy chórem powiedzieli, że to cały tata, po mnie ma tylko to co między nogami i nadal większość tak twierdzi do dziś :)
      A mama jaką ją zobaczyła zaraz po porodzie to jeszcze dodała... "O matko to cała ... (i wymieniła nazwisko mojej teściowej)" myślałam że wpadnę w czarną rozpacz :D

      Usuń
    5. Ale co jest dziwne? Bo nie wiem odnośnie których słów to napisałaś.

      Ja w pierwszych chwilach po narodzinach dostrzegałam cechy mojego męża w synku, ale nie było to podobieństwo uderzające na pewno. W kolejnych dniach mimika jego twarzy zdecydowanie przypominała tę od teściowej (przy czym nie wywołało to u mnie takich uczuć jak u Ciebie:) nie mam złych skojarzeń z teściową :)).
      Ale teraz zrobił się już bardziej "swój" i na pewno nie ma tych jednoznacznych cech, które dostrzegałam na początku. Teraz nie widzimy podobieństwa do nikogo i myślę, że ono się dopiero pojawi z czasem.

      Usuń
    6. Dziwne to, że niby nie da się po miesiącu dostrzec podobieństw do babci, prababci, itd.
      U nas jednak się dało :)

      Usuń
    7. ?? Ale przecież Wasza Ola nie ma jeszcze miesiąca...
      Ale tak czy inaczej, to przecież ja pisałam o naszym synku a nie o innych. W naszym wypadku podobieństwo zniknęło. W ogóle to się teraz zrobił dużo ładniejszy niż na początku, jak to zwykle w przypadku niemowląt bywa :)

      Usuń
    8. Echhhh....
      "Ja też nie chcę nikogo tutaj urazić, ale mnie to też śmieszy, bo nie da się po miesięcznym dziecku zobaczyć, ze jest podobne do prababci anieli albo babci Józi" o ten komentarz mi chodziło :)

      Usuń
    9. No to trudno mi się za kogoś innego wypowiadać :) Chociaż generalnie ja się zgadzam z tym, że niemowlaki często są podobne zupełnie do nikogo i tylko rodzina się doszukuje na siłę tego podobieństwa (oczywiście nie piszę o Oli, bo nie wiem jak jest). Więc my się nie doszukujemy :)
      Niemniej jednak napisałaś że u Was się dało i dlatego napisałam pierwsze zdanie z tym znakiem zapytania, bo jeszcze ten miesiąc nie minął po prostu i nie bardzo zrozumiałam.

      Usuń
  4. Rozczuliły mnie te opisy ;)) Takie to słodkie jak sobie go tak wyobrażam ;)) a jak tam ciuszki eszcze na niego za duże? Ja cały czas pamiętam o obietnicy i czekam na zdjęcia! ;))
    A co do tej chusty to kiedyś oglądałam program i widziałam parę razy i ogólnie bardzo mi się też ten sposób podobał, uważam, że super sprawa i skoro Ty też to potwierdzasz to tym bardziej się w tym przekonaniu utwierdziłam. Jak kiedyś będę mieć dzidzie to też sobie taką sprawie ;D
    A Ty to chyba nadal chudzieńka jak szkapa, nic nie udało się przybrać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To miło ;))
      Tak, jeszcze troszeczkę za duże, ale myślę, że już niedługo, bo właśnie dorósł do niektórych, które jeszcze niedawno na nim wisiały, przypuszczam, że wkrótce wyślę Ci zdjęcie, o którym oczywiście pamiętam :)
      Ja o tym wcześniej słyszałam, ale dotychczas się nad tym szczególnie nie zastanawiałam -może przyszło mi do głowy, że dobrze, że coś takiego jest, ale bez głębszej refleksji. Jednak teraz uważam, że to jest dla mnie świetna sprawa! Nawet mimo tego, że przy wkładaniu Wiktor się denerwuje i potem też trochę płacze - ale po chwili jest spokojny a ja mogę naprawdę wiele zrobić. Przy takim dziecku-przylepce, którego nie da się ani na moment zostawić samego w łożeczku, czy na leżaczku t o naprawdę świetna sprawa.
      Nie, cały czas chudnę. Od trzech dni ważę dokładnie 43kg. Mama próbuje mnie trochę utuczyć, ale nie wiem, czy jej to wyjdzie. W każdym razie sukcesem jest to, że od dwóch dni waga mi się przestała wahać w okolicach 42,8 :P

      Usuń
    2. Okej, będę cierpliwie czekać w takim razie ;)
      No pewnie, że tak - tak jak napisałaś, masz go blisko siebie i wolne ręce, czyli możesz robić prawie wszystko, super ;)
      O matko! Twoja waga mnie przeraża hehe Mam nadzieję, że Twojej mamie się uda, bo niedługo same kości z Ciebie zostaną ;p A tak ogólnie to rzuciło mi się powyżej w oczy, że Twoja teściowa ma na imię Bożena i powiem Ci, że kolejny zbieg okoliczności między nami jest taki, że mojego Kamila mama też ma tak na imię ;D

      Usuń
    3. Myślę, że to już długo nie potrwa. Z jednej strony się cieszę, z drugiej szkoda mi, że te słodkie ubranka w rozmiarze 50 już muszę schować ;))

      Naprawdę ta chusta to świetna sprawa! Wczoraj przez dwie godziny lepiłam pierogi podczas gdy on sobie smacznie spał (spróbowałabym go odłożyć! od razu zrobiłby oczy jak pięć złotych, naprawdę przylepa z niego!)

      Już jestem strasznie koscista i widzę to, ale co ciekawe, to jakoś tak działa, ze szybko się do tego widoku przyzwyczajam i już nie dostrzegam tego, że jestem strasznie chuda. Teraz już chyba potrafie zrozumieć anorektyczki i ich postrzeganie siebie (chociaż absolutnie nie mam z nimi nic wspólnego poza tymi kośćmi :P, nie mam problemów z jedzeniem!)
      Tak, moja teściowa to Bożena :) To faktycznie ciekawe :))

      Usuń
    4. Nie dziwię się, że szkoda hehe ale to znak, że rośnie i że pewne rzeczy mijają.

      No coś Ty! No o tym bym nie pomyślała, że nawet pierogi można lepić z dzieckiem "przy piersi" to naprawdę musi być to bardzo wygodne. Hehe ciekawe po kim ten Wasz Wikuś to taka przylepka ;))

      Hehe o a to ciekawe spostrzeżenie, ciężko mi sobie to wyobrazić, bo ja siebie w ogole nie wyobrażam chudej bo nigdy nie byłam i raczej już nie będę niestety, więc nie wiem jakie to odczucie ;p

      A no ciekawe, ciekawe ;)

      Usuń
    5. To prawda. No i to ma swoje dobre strony :)
      A wiesz, dzisiaj ubrałam go w ubranko od Ciebie - tak na próbę - i prawie pasuje! :) Musiałam tylko trochę spodenki podwinąć, ale jest dobrze (przynajmniej na dłużej wystarczy) Tylko trochę za długo zwlekałam ze zrobieniem zdjęcia i przed chwilą mu się ulało, więc proszę o jeszcze chwilę cierpliwości - do następnego prania ;) A poza tym zrobię jeszcze zdjęcie w drugiej bluzie i wtedy wyślę Ci komplet :)

      A można :) Można też wieszać pranie, ścierać kurze i robić parę innych rzeczy :P
      Nie mam pojęcia właśnie po kim!

      No ja właściwie też sobie nie umiem wyobrazić :P Bo teraz widzę, ze jestem koścista, ale w mojej świadomości nadal nie widzę, ze jestem chuda, choć wiem, ze tak jest :P Takie to pokręcone.

      Usuń
    6. Oooo ;) Miło mi. Dobrze, dobrze cierpliwie czekam, nie ma problemu ;))

      Super, ale powiem Ci z doświadczenia z moim bratem, że póki co to właśnie fajnie ubierasz go sobie w chustę i robisz wszystko, ale chwilę przed tym i jak zacznie chodzić to jak dla mnie to najgorszy okres, bo cały czas za dzieckiem trzeba chodzić i ani na chwilę z oka spuścić to wtedy ciężko cokolwiek zrobić...

      A jeszcze miałam Ci tak tylko wspomnieć, że Wikuś mając 2 miesiące waży 4,5kg a tymczasem na jutro ma termin moja koleżanka z grupy i wyobraź sobie, że wg usg wyszło, że jej mały ma teraz 4400g ;o

      Usuń
    7. W każdym razie obiecuję, że zdjęcia będą :)

      Już teraz wydaje mi się, że jest kiepsko z tym robieniem czegokolwiek, jestem przerażona tym, że będzie gorzej! :P Może do tego czasu się przyzwyczaję :))

      No teraz często się takie dzieci duże rodzą, to jużprawie norma :)) Chociaż USG może się mylić nawet o pół kilo (w naszym wypadku tak było). Daj znać, jak kolezanka urodzi, ciekawa jestem :)
      Na porodówce leżałam z jedną dziewczyną która urodziła córeczkę z masą 4,6kg. Prawie dwa razy wieksza od Wikusia :)

      Usuń
  5. Raz dwa i będziesz miec przedszkolala w domu:) wiem, co mowie:) i wierz mi, wtedy z rozrzewnieniem będziesz wspominać te czasy, ktore są teraz:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie trudno mi uwierzyć, że będę z rozrzewnieniem wspominać ten ciągły płacz, to poczucie bezsilności itp. Ale z doświadczenia wiem, że masz rację :P

      Usuń
  6. Tak Margolko, urodziłaś maleństwo ;) Moja koleżanka urodziła ponad 4 kilogramowego chłopca. Nie wiem nawet JAK :D A Wiking pewnie uspokaja się w chuście samym faktem bujania, a jak jeszcze czuje ciepło Twojego ciała i bicie serca, to odpływa ;) sama bym się dała zamotać w taką chustę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie całe szczęście ;)) Bo też nie wiem jak urodziłabym takiego czterokilogramowca :P, skoro już przy nim się lekarze zastanawiali, czy dam radę i mnie mierzyli wzdłuż i wszerz :)

      Tak właśnie myślę, że to bujanie po pierwsze i moje ciepło po drugie powoduje, że on się uspokaja i potem szybko zasypia. Z jednej strony martwię sie, że się przyzwyczai za bardzo (chociaż zwolennicy chustonoszenia bardzo wyśmiewają ten argument) - ale z drugiej strony, skoro i tak go trzeba nosić, bo płacze, to lepiej w chuście niż na rękach. A poza tym myślę sobie, że przecież jak podrośnie, to będzie go interesowało dużo więcej rzeczy i wtedy będzie dla niego już trochę nudne takie noszenie.
      Ale cóż, na razie wszystko wskazuje na to, ze taki przylepny z niego maminsynek ;)

      Usuń
  7. U nas chusta sie nei sprawdzial anosidelko dlugo nei posluzylo bo mala moja z kolei jest tlusciochem od urodzenia ;) Glowke zaczela podnosic w pierwszych dniach 4 misiaca, a mata edukacyjan to bawil sie P. ;) Wczoraj ja wypralam, umylam, ze przekazemy kuzynowi P. skoro u nas lezy bezuzyteczna. Zlozylismy ja i korniszon ja dorwal. Nie bawila sie jak normalne dziecko tylko jak ona czyli wszytsko rozerwac na najmneijsze kawalki i porozrzucac po claym meiskzaniu ;]
    Musze sprobowac zastosowac odkladanei na meisjce wszystkeigo u siebie, bo neistety ostatnio ciagel "Sam" robi sie u nas balagan "

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się bardzo bałam, że się ta chusta nie sprawdzi, a to była moja ostatnia deska ratunku! Na szczęście nie jest najgorzej.. Płacze, kiedy go do niej wkładam (jak to przy ubieraniu) i potem jeszcze przez chwilę czasami, ale potem na szczęście się uspokaja. A ja mam możliwość, żeby powiesić pranie, pościelić łożko albo napisać maila :P
      Na matę Wiking jest jeszcze troszeczkę za mały, myślę, że jak będzie starszy, to go będzie bardziej interesowała. Póki co wytrzymuje w niej parę minut - trochę ogląda zabawki, siebie w lustrze albo czasami ćwiczy podnoszenie główki, gdy kładę go na brzuszku. Wasz Korniszon też jest udany :P
      Polecam to odkładanie ;) Nam się też czasami jeszcze zdarza to odpuścić, ale wtedy bałagan robi się w tempie zastraszającym!

      Usuń
  8. Twój niemowlaczek tak szybko urośnie, że ani się obejrzysz. Widzę to po swoich bratankach... sama nie wiem, kiedy ten czas minął, a te dzieciaki już takie duże :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie się nie mogę doczekać. Aż się boję, że się rozczaruję, kiedy ten osławiony trzeci miesiąc już się skończy..
      Ale pewnie masz rację :) I tak, jak napisała Iza, może jeszcze za tym zatęsknię (choć na razie to dla mnie niewyobrażalne :P)

      Usuń
  9. A to Wy chustowniki jesteście :) Bardzo fajnie, to podobno świetnie wpływa na kontakt mamy i dziecka. No i masz rację: ręce wolne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba jesteśmy :)) Wolne ręce przekonują mnie przede wszystkim, zwłaszcza, że jego naprawdę prawie nigdy nie da się ani na chwilę odłożyć. Ale ten efekt uboczny w postaci dobrego kontaktu jest całkiem fajny ;)

      Usuń
  10. Ani się obejrzysz a będzie przyprowadzał laski do domu :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, aż tak mi się nie spieszy, ale pewnie masz rację :)

      Usuń
  11. Dzieci bardzo szybko rosną. Ciesz się każdą chwilą bo gdy będzie miał rok lub dwa latka zatęsknisz za małym niemowlakiem kiedy to zacznie wdrapywać się wszędzie gdzie się da.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć,
      Tak, jak napisałam Kobiecie w sukience - na razie nie umiem sobie tego wyobrazić :P Ale wiem, że macie rację i pewnie rzeczywiście zatęsknię, zwłaszcza z moją skłonnością do sentymentalizmu.
      Pozdrawiam również ;)

      Usuń
  12. ooooooooooo opanowałaś chustę szacun !!! ponoć to nie łatwe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłam zdeterminowana :P
      Dzięki! Rzeczywiście nie jest to aż takie proste, potrzeba też wprawy, ale z drugiej strony wydaje mi się, że jest łatwiejsze, niż się początkowo wydaje. Na razie nauczyłam się tylko jednego wiązania, ale jak znajdę chwilę, to planuję poszukać jeszcze innych, może się okażą lepsze dla nas.

      Usuń