*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

poniedziałek, 30 marca 2015

Pierwsza podróż

I jesteśmy! :) Dojechaliśmy bez większych problemów. 

W sobotę pojechaliśmy na warsztaty, o których wspominałam. Przez pierwsze dwie godziny Wikuś spał, później się obudził, chwilę cierpliwie posiedział, porozglądał się, a potem wyszłam, żeby go nakarmić. I niestety nie udało się to, a synek zaczął zanosić się płaczem :( Przeszłam w ustronne miejsce, gdzie poza nami były jeszcze dwie osoby i niemowlę i próbowałam coś z tym płaczem zrobić, ale niestety nie bardzo się dało. Wydawało mi się, że po prostu Wikinga rozbolał brzuszek, bo tego rodzaju płacz zdarza mu się stosunkowo często. No i wygląda na to, że się nie pomyliłam, bo jedną z tych dwóch osób w tym pomieszczeniu był Paweł Zawitkowski, znany jako "zaklinacz dzieci". Podszedł do nas i wziął Wikusia na ręce. W pierwszej chwili ten się całkiem uspokoił, więc coś w tym zaklinaniu jest, ale niestety po chwili znowu się mocno rozkrzyczał. Pan Zawitkowski myślał, że może się przestraszył czegoś, ale po chwili powiedział, że ewidentnie coś go boli - prawdopodobnie brzuszek, wszystko na to wskazywało...Poradził mi, żebym pojechała do domu. Taki miałam zamiar, ale i tak musiałam czekać aż przyjedzie po mnie wujek, więc zostawiłam dziecko pod opieką zaklinacza a sama wyszłam zadzwonić. Potem pozostało mi tylko czekać. Wikuś się już trochę zdążył uspokoić i wrócił na moje ręce. Ucięłam sobie jeszcze z panem krótką pogawędkę i usłyszałam, że zdecydowanie mam słuchać swojej intuicji, bo wygląda na to, że się nie myli. A powiedział to odnośnie tego, że opowiadałam, że często małemu się zdarza ten rodzaj płaczu (wręcz od urodzenia!) i mnie się wydaje, że boli go brzuszek, ale prawie wszyscy (położne, lekarze) których się radziłam twierdzili, że jest po prostu głodny. Dotychczas tylko dwie osoby potwierdziły moje przypuszczenia - nasza kochana Meg oraz pani doktor w poradni laktacyjnej. No i teraz jeszcze pan zaklinacz.
Wikingowi przeszło zupełnie i miał już całkiem dobry nastrój. Nadal musieliśmy czekać na mojego wujka, więc spokojnie wróciłam na warsztaty, których zostało jeszcze około 45 minut. Przez cały ten czas dziecko sobie siedziało lub leżało na moich kolanach i było bardzo spokojne - czyli standard, bo jeśli mu nic nie dolega, a dookoła coś się dzieje, to on właśnie tak się zachowuje :)
Ostatecznie opuściłam tylko jeden wykład, ale w zamian za to miałam indywidualną konsultację ze znanym podobno na całą Polskę (choć ja go wcześniej nie znałam :P - dopóki nie usłyszałam tego nazwiska raz, drugi i pięćdziesiąty od różnych osób:)) fizjoterapeutą dziecięcym. Nie żałuję więc, że poszłam, mimo, że sama też się nie czułam najlepiej (ale o tym może innym razem :)).

Kiedy przyjechał mój wujek, pojechaliśmy jeszcze na chwilę do domu nakarmić się i dokończyć pakowanie i po 15 wyruszyliśmy w podróż. Wiking zasnął kiedy tylko włożyliśmy go do fotelika. Gdy po trzech godzinach zatrzymaliśmy się na krótką przerwę, włączył mu się radar i automatycznie otworzył oczy :) Nakarmiłam go, odłożyłam z powrotem do fotelika i ruszyliśmy dalej. Ale tym razem synek się rozkrzyczał. Nie dziwiło mnie to specjalnie, bo wiedziałam, że jest wyspany i najedzony a to była pora gdy zazwyczaj się "bawił" a tu mu kazali siedzieć bez ruchu w foteliku :) Myślałam, że będzie tak wył przez następną godzinę, ale pogrzechotałam mu trochę nad uchem, puściłam pozytywkę i ku mojemu zaskoczeniu po pięciu minutach zasnął i spał tak już do samego Miasteczka. I tu moje zaskoczenie było jeszcze większe, bo byłam pewna, że kiedy się obudzi to będzie płakał - zmęczony podróżą, głodny, zdziwiony nowym, obcym miejscem. A tymczasem on od razu kiedy samochód się zatrzymał otworzył oczy, rozejrzał się dookoła, spojrzał na pochylające się nad nim babcię i ciocię i... zrobił bardzo zadowoloną minę :) Choć była już prawie ósma (a o tej porze zazwyczaj już zasypia), przez następne dwie godziny Wiking zwiedzał mieszkanie, rozglądał się, uśmiechał i coś tam po swojemu gadał.

Cóż, kolejny dowód na to, jak oryginalne mamy dziecko ;) Śmiać mi się chce z tych wszystkich artykułów na temat tego, jak to dzieci nie lubią zmian otoczenia, wielu bodźców, hałasu, tłumów ludzi czy nowych miejsc, bo nasz synek jest doskonałym zaprzeczeniem tego wszystkiego. Dlatego właśnie nie lubię wszelkiego rodzaju podręczników. Wszystkie mówią o schematach, opierają się niby na jakichś tam przykładach, a tymczasem każde dziecko jest inne i ma swoje upodobania, a to tylko frustruje, kiedy matka coś czyta i widzi, że jej dziecko zachowuje się inaczej niż "powinno". Mnie akurat chyba nawet bardziej niż frustruje, to zwyczajnie wkurza i mam ochotę krzyknąć "ty głupia babo (bo akurat podręcznik autorstwa kobiety wpadł mi w ręce), przyjedź do nas, popatrz na Wikinga i zobaczymy, czy się nadal będziesz tak wymądrzać" - choć pewnie nadal będzie, bo ten typ tak już ma :D Wszyscy są najmądrzejsi z daleka, każdy potrafi świetnie doradzać w teorii... Ale dobra, o podręcznikach to ja chyba też muszę osobną notkę napisać :D

Wracając jednak do tematu z założenia przewodniego - jesteśmy w Miasteczku i jest nam tu całkiem dobrze. Przyjechaliśmy w samą porę, bo wczoraj czułam się fatalnie a miałam ogromną pomoc ze strony moich rodziców. Wikuś zadowolony i nie zauważyłam żadnych zmian w jego zachowaniu, które mogłyby być spowodowane tym, że znalazł się po raz pierwszy w życiu prawie trzysta kilometrów od domu, w dodatku bez taty. No... może jest jedna rzecz - dzisiaj uciął sobie już trzecią drzemkę od rana! To do niego zupełnie niepodobne :) Ale cóż, przy pierwszej drzemce ja spałam razem z nim, a do mnie to też niepodobne, żebym o godzinie 10:30 jeszcze leżała w łóżku :)

24 komentarze:

  1. ja tez jako małe dziecko byłam nie podręcznikowa, siedziałam podobno cały czas grzecznie na dywanie gdy Mama zajmowała się domem, bawiłam się cicho z siostrą z zabawkami i nic a nic nie marudziłam, a każdy kto przychodził w odwiedziny dziwił się jakie to przegrzeczne dzieci mają moi Rodzice:)
    Jutrzenka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, Wiking jest akurat niepodręcznikowy w drugą stronę :P ALbo podręczniki teraz są inne, bo z nich wynika, że dzieci w ogóle nie powinny płakać i marudzić, a jak to robią to absolutnie natychmiast trzeba znaleźć przyczynę i zatamować emocje ;))

      Usuń
  2. Podobno zmiana otoczenia robi dzieciom bardzo dobrze :D Korzystaj, póki to dla niego nowość ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, ze to zawsze będzie dla niego wydarzenie, bo jednych i drugich dziadków będzie miał daleko - pamiętam, ze dla nas wyjazd do babci zawsze byl atrakcją :)) Oby tak było i w przypadku Wikinga!

      Usuń
  3. Moje dziecko tez nie jest "normalne" ale czego mam wymagac od Korniszona skoro matka tez pod schematy nie nalezy ;)
    Wypoczywaj ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, dokładnie tak samo myślę o sobie :D No i właśnie dlatego lubię Ciebie jako mamę i jesteś od samego początku jedną z moich ulubionych mam na blogowisku, bo tak bardzo Twoje podejście jest zbliżone do mojego ;)
      Dzięki

      Usuń
  4. Korzystaj Margolko z tych dni :)) rodzice z checią umilą czas Małemu, Ty się zrelaksujesz, odpoczniesz i przyda się taki luz, komfort psychiczny i naważniejsze - nie będziesz sama. Zmiana otoczenia podziała i na mamę, i na synka :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Korzystam, korzystam, choć wiem, że miną bardzo szybko... Rodzice są chętni do pomocy, wczoraj chciałam się wykąpać i głośno się zastanawiałam kiedy. Tata powiedział, żebym szła teraz, a ja na to - a co z nim (kiwając głową w stronę WIkinga, którego miałam na rękach) a tata odpowiedział - jak to co, przecież dziadki są ;))

      Usuń
  5. Ten 'Zaklinacz dzieci' zawsze robił na mnie bardzo pozytywne wrażenie- fajnie, że mogłaś poznać go osobiście:)

    Po tych 'sensacjach' jeszcze byłaś na warsztatach? Jestem w szoku..

    Cieszę się, że dobrze się macie, odpoczywajcie u rodziców:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, czyli jednak naprawdę jest znany :) To ja jakaś nieogarnięta byłam :) Ale rzeczywiście, pozytywny, ciepły człowiek.

      Właśnie dlatego chciałam się szybko postawić na nogi :) Jakby mi się nie poprawiło, to bym nie pojechała na pewno, a bałam się tego - po pierwsze nie znoszę sytuacji, kiedy plany mi nie wypalają z tak "błahych" powodów jak moja choroba, a po drugie wiedziałam, że tu była ilość miejsc ograniczona i że nie przychodząc w ostatniej chwili kogoś takiego miejsca pozbawiłam i było mi głupio. Ale poczułam się dużo lepiej, ostre objawy zniknęły i pojechałam. Dopiero popołudniu pojawiły się dreszcze, ból mięśni i głowy.

      Dzięki :)

      Usuń
  6. Moje potomstwo szalenie lubiło wszelkie nowe miejsca i nowych ludzi! Od zarania, że tak powiem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby Wikingowi tak zostało! Zresztą moim ukrytym celem tych wypadów jest to, żeby od małego oswajał się z obecnością innych dzieci.

      Usuń
  7. Aaaaa tam, bzdury. Każde dziecko jest ciekawe świata i lubi nowe miejsca, nie dziwne, że Wikingowi podoba się u dziadków ;) zwłaszcza, że pewnie skupia na sobie już nie tylko Twoją uwagę, czy Franka, ale dziadków :D jest gwiazdą! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, bzdury! Czasami z ciekawości czytam jakieś porady, a potem żałuję, bo aż trzęsę się w środku na to, jak Ci ludzie wszyscy mądrzy są w teorii.
      No tak, a Wiking uwielbia byc gwiazdą :) I kocha,gdy się nim zajmuje.

      Usuń
  8. Bardzo lubię teksty Zawitkowskiego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jeszcze nie miałam okazji z wieloma z nich sie zapoznać. Dopiero niedawno o nim usłyszałam. Ale jestem w szoku, że to jednak prawda, że on jest znany na całą Polskę - potwierdzacie to :)

      Usuń
  9. uwielbialam takie warsztaty :))
    Dla mnie to wszystko tez jest mocno przesadzone. Mnie najbardziej od jakiegos czasu bawi to, ze wszyscy pisza o tym, ze macierzynstwo nie jest takie slodkie jak wszyscy twierdza. Dawno nie spotkalam sie z tym, zeby ktos lukrowal na ten temat, mimo to wiekszosc ludzi pisze "prawde" zeby otworzyc innym oczy, choc multum juz takich tekstow bylo :)
    Poradniki moze warto czytac, ale z przymruzeniem oka i porady wybierac pod siebie ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też :)
      Zdecydowanie mocno przesadzone. Ale jeśli chodzi o to, co napisałaś dalej, to ja jednak mam chyba inne spostrzeżenia. To znaczy nie wiem co się pisze na ten temat w podręcznikach, czy artykułach, bo nie miałam okazji przeczytać, ale jednak dookoła temat mimo wszystko wydaje się być właśnie lukrowany. A przynajmniej ja często odnoszę wrażenie, że jako jedyna mam dziecko, które płacze i jako jedyna miewam z tego powodu dołki. Większość świeżo i mniej świeżo upieczonych matek ma podręcznikowe aniołki, naprawdę, takie są moje odczucia - nawet pomimo tego, że też wiele osób mi pisze, że też przez to przechodziły.
      Muszę przyznać, że trudno mi wybrać z poradników coś dla siebie, chyba po prostu za bardzo jestem skażona tym, że podęcznik należy czytać całościowo i jak widzę coś co mi sie nie podoba, to już całkiem go skreślam, choć może niepotrzebnie.

      Usuń
  10. No bo wiadomo, że u dziadków jest fajnie, to po co płakać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Chyba z takiego założenia wyszedł ;)
      A w ogóle to strasznie dużo tu śpi, chyba mu powietrze służy :P

      Usuń
  11. Dzielny Wikuś, że tak dobrze zniósł taką długą podróż. Dorosłemu człowiekowi się nudzi, a co dopiero takiemu maluszkowi. My z Frankiem jak wybieramy się gdzieś dalej, to też staramy się w porze drzemki, bo wtedy taka podróż jest dla wszystkich mniej męcząca.
    Fajnie, że jesteście w Miasteczku. Dziadkowie pewnie szczęśliwi, że mają wnuczka u siebie, pewnie będą malucha rozpieszczać, więc nie ma innej opcji, jak tylko ta, że Wikuś będzie cały pobyt szczęśliwy i zadowolony :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas trochę trudno przewidzieć porę drzemki, bo co prawda niby ma dwie stale, ale podróż jest dłuższa, niż te drzemki ;) Ale Wiking będzie dużo podróżował, więc niech się od małego przyzwyczaja :)

      Dziadkowie szczęśliwi, ale ja chyba jeszcze bardziej, bo bardzo mnie odciążają! :)

      Usuń
  12. Wikuś to dusza towarzystwa na to wychodzi po raz już kolejny ;)) No i uważam, że to lepiej niż jakby miał się każdego "obcego" bać. Wdał się w rodziców po prostu, lubicie odwiedziny to i dziecko towarzyskie ;)
    Nie czytałam jeszcze żadnych podręczników o dzieciach, ale słyszałam niejednokrotnie, żeby za bardzo się nimi nie sugerować, co podzielam a to co piszesz o Małym, tylko moje zdanie potwierdza, może i to co tam piszą jest wnioskiem, który nasuwa się po "przebadaniu" zachowań większości dzieci, ale tak naprawdę uważam, że każde dziecko jest indywidualnością, każde ma swoje cechy i tylko rodzice, którzy są znają swoje dziecko najlepiej, bo z nim ciągle przebywają są w stanie stwierdzić czego akurat w danej chwili potrzebuje.
    I jeszcze chciałam dodać tak w kontekście tych odwiedzin itd., że spotkałam się nieraz z taką postawą młodych rodziców, że jak się urodzi dziecko to nikogo nie zapraszają do domu, nigdzie z nim nie chodzą i nikomu nie pozwalają się do niego zbliżać i takie tłumaczenia "a bo zarazki", "a bo jesteś za zimny/a" itd. I zawsze mnie to wkurzało i uważałam to za przesadzone troszeczkę, dlatego podoba mi się bardzo wasza luźna, normalna co do tego postawa, właśnie obcowanie z ludźmi według mnie przy takim małym dziecku robi tylko dobrze, że np dziecko się później nie boi jak usłyszy obcy głos, czy znajdzie w obcym otoczeniu, że może będzie bardziej zahartowane jak nie będzie tylko w domowym otoczeniu i otoczeniu rodziców itp.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie na to wychodzi! Mam nadzieję, że mu się to nie odmieni, bo wiadomo, że z dziećmi różnie bywa :)

      Ja rozumiem, że te podręczniki piszą osoby, które miały do czynienia z dużą ilością różnych dzieci, ale mimo wszstko uważam, że to za mało, żeby coś radykalnie stwierdzać. A w ogóle co autor, to inna opinia...

      Tak, ja też znam takie postawy. Daleko szukać nie muszę, bo brat i bratowa Franka trochę tacy są - może nie tyle, że nie przyjmują odwiedzin, ale sami z domu prawie się nie ruszali przez pierwsze miesiące. No i w ogole jak tylko coś im spadnie na podłogę, to już dziecku nie podają. No wlaśnie - bo zarazki...
      Ja też jestem zdania, że dziecko od początku musi się oswajać z ludźmi, z tym, że na świecie nie jest tylko ono i rodzice. Poza tym też myślę, że to jest hartowanie. Ktos powie, że niepotrzebnie go narazam jeżdżąc w trzecim miesiącu ludzi metrem, gdzie jest duże skupisko ludzi, ale ja wychodzę z założenia, że jak się ma rozchorować, to się rozchoruje po spacerze na odludziu! Albo nawet nie wychodząc z domu - przecież Franek już dwa razy był chory, moi rodzice też byli przeziębieni, ja złapałam grypę jelitową, a jemu nic. Pewnie prędzej czy później nadejdzie ten dzień, że się rozchoruje niestety (lepiej później), ale na siłę go chronić nie będę, bo nie chcę popadać w skrajności. Po prostu uberam go adekwatnie do sytuacji, przykrywam budą w tłoku i tyle. Więcej chyba zrobić nie mogę.

      Usuń