*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

niedziela, 24 maja 2015

Dzień Idealny. I inne.

Wikuś zrobił nam pobudkę o piątej - wierzgał wesoło nóżkami, gadał po swojemu, widać było, że nie chce mu się już spać. Na szczęście udało się go jeszcze około szóstej na jakąś godzinkę ululać. Wstaliśmy o siódmej. Ubrałam siebie, potem jego. Następnie Wiking wylądował w łóżeczku gdzie oglądał sobie karuzelę, a ja usadowiłam się obok z książką i jadłam śniadanie. Po mniej więcej godzinie Wikuś zasygnalizował zmęczenie, więc szybko, łapiąc ten moment wpakowałam go do wózka i bujając go, czytałam książkę (wykorzystuję każdy moment na czytanie :)). Długo to nie trwało - po pięciu minutach spał i obudził się za  1,5 godziny. Nakarmiłam go i przez jakiś czas siedział na bujaczku albo leżał na macie. Miałam parę rzeczy do zrobienia, więc kiedy zaczął marudzić, zawiązałam go w chustę i na przykład wieszałam pranie. Po krótkim czasie znowu usnął, nie rozwiązywałam go, żeby się nie obudził, więc nosiłam go tak przez dwie godziny. To znaczy nie tylko nosiłam, bo również siedziałam przy komputerze, a on sobie spał przywiązany do mnie :)
Później przyszedł czas na "gry i zabawy". Wikuś leżał na macie edukacyjnej i na puzzlach piankowych i przez naprawdę długi czas zajmował się sam sobą - godzinę, może trochę dłużej. Ja w tym czasie siedziałam obok i szydełkowałam oglądając seriale w internecie. Franek robił drugie danie (zupę przygotowałam wcześniej). Jeszcze trochę pozabawialiśmy synka i we trójkę wyszliśmy na spacer. Podczas gdy Wiking spał, my poszliśmy na lody. Spacerowaliśmy około godziny i wróciliśmy, a wtedy dziecko nam się obudziło.  Ale Wikuś był w całkiem dobrym humorze, siedział na bujaczku i oglądał z tatą jakiś film animowany :P A potem bawili się razem na macie piankowej, Franek poczytał mu bajeczki, powygłupiał się z nim i tak zleciał czas do kąpieli. Przed kąpielą, jak zwykle masażyk od mamusi i całuski od tatusia :P a potem jedzenie i do łóżeczka! Jeszcze chwila usypiania - pozytywka, jakaś krótka bajeczka, buzi w czółko i spać. Posiedziałam jeszcze chwilę przy Wikusiu aż zasnął i od 20:00 mieliśmy z Frankiem chwilę dla siebie.

Albo:
Obudziłam się krótko przed siódmą, ze zdziwieniem stwierdziwszy, że Wiking dopiero się budzi. Poleżeliśmy sobie razem jeszcze do ósmej, "rozmawiając" trochę i wygłupiając się. Później, jak zwykle mycie, ubieranie i śniadanie. A potem "czas wolny" - Wikuś bawił się przez godzinę najpierw w łóżeczku, potem kolejną godzinę w wózku. Nie chciało mu się wcale spać, ale nie zmuszałam go, bo leżał sobie spokojnie, chwytał swoje zabawki, gadał i śmiał się sam do siebie. Ja tylko od czasu do czasu pomachałam mu jakąś zabawką, porozmawiałam z nim lub się pouśmiechałam, ale ogólnie mogłam zająć się swoimi sprawami. Dopiero niedługo przed południem zmęczył się na tyle, żeby udać się na krótką drzemkę. Po niej znowu był czas na zabawę - tym razem na macie. Później wyszliśmy na spacer, po którym Wiking spał jeszcze około godziny. Popołudnie spędziliśmy już we trójkę, na zmianę z Frankiem zabawialiśmy małego, żeby nie zasnął przed kąpielą. Ponieważ tego dnia w ogóle spał niewiele, to oczka zamykały mu się już przy jedzeniu, a kiedy skończył odłożyłam go do łóżeczka i na chwilę wyszłam z pokoju po pieluszkę. Kiedy wróciłam Wiking już spał - nawet smoczek nie był mu potrzebny :))

To są właśnie dwa przykładowe Dni Idealne, które się nam od czasu do czasu przydarzają. Oczywiście są jeszcze inne warianty. Generalnie te dni wcale nie różnią się jakoś bardzo od innych, ale po prostu wszystko ładnie układa nam się czasowo i idzie bardzo sprawnie, niemal jak w zegarku :) Mały nie jest szczególnie marudny, zasypia, kiedy jest zmęczony, a kiedy nie jest, bawi się sam lub z nami, poza tym daje się zagadać i gdy z jakiegoś powodu zaczyna stękać, to łatwo udaje nam się jego uwagę od  tego powodu odciągnąć :) Nie dzieje się wtedy nic nadzwyczajnego i nawet trudno mi powiedzieć, dlaczego określam je mianem idealnych. Chodzi naprawdę o niuanse. Bo nie oznacza to, że na przykład Wiking przez cały dzień ani razu nie zapłacze albo, że nie zaliczamy żadnej wpadki jakiegokolwiek rodzaju. Dzień Idealny charakteryzuje się przede wszystkim tym,  że pod jego koniec oboje z Frankiem stwierdzamy, że jakby zawsze było tak jak dzisiaj, jakby Wikuś był zawsze taki jak dzisiaj, jakby zawsze się tak wszystko układało, to byłoby idealnie :)
Oprócz Dnia Idealnego występują jeszcze:
Dzień Dobry - to Dzień Idealny, podczas którego niestety jakąś wpadkę zaliczamy my (na przykład przegapimy moment, kiedy Wiking się czegoś domaga - nie położymy go w porę spać albo spóźnimy się z karmieniem i synek uderza w dziki wrzask), kiedy Wikinga dopada jakiś zły humor i nagle zaczyna bardzo marudzić, nie daje się w żaden sposób uspokoić i nic go nie bawi albo kiedy ma jakiś atak bólu. Ogólnie te dni są bardzo dobre, ale wolelibyśmy, żeby dany incydent się nie powtórzył :)
Dzień-Za-Dniem - tych dni jest najwięcej. To taki dzień, jak co dzień. Raczej dobry. Wszystko idzie nam mniej więcej zgodnie z planem, trzymamy się jako takiej rutyny. Od czasu do czasu zdarza się jakieś marudzenie albo nawet histeria, ale dość sprawnie jesteśmy w stanie to opanować. Jestem w stanie zazwyczaj zająć się swoimi sprawami, ale sporo czasu muszę też poświęcić dziecku - co jest jednak raczej zrozumiałe i naturalne :) Taki dzień mija zazwyczaj niezauważony i nie poświęcamy mu większej uwagi :) Czasami dopada mnie w takim dniu poczucie bezcelowości i znudzenia. Jeśli to uczucie jest szczególnie intensywne i przechodzi we frustrację, mamy już do czynienia innym dniem. Jest to mianowicie:
Dzień Słaby - może być słaby, bo dopadły mnie wspomniane przed momentem uczucia albo dlatego, że Wiking ma jakiś zły humor, albo po prostu się jakoś nie zgrywamy. W takie dni niektóre zwyczajne rzeczy mnie denerwują. Albo denerwują Wikinga. Bywa, że kiepsko nam się wszystko układa - np. Wiking nie może długo zasnąć albo jedzenie mu nie idzie, albo jest nieodkładalny, nie chce się bawić, nic go nie interesuje itp, itd. A czasami sporo histeryzuje, nawet w sytuacjach, które nie są histeriogenne.
Dzień-Skończ-Się - no taki dzień już chyba komentarza za bardzo nie wymaga :) Od czasu do czasu nam się zdarza, ale na całe szczęście niezbyt często  Nic wtedy nie idzie, wszystko jest do góry nogami, dużo ryczę, Wiking też. Ogólnie wszyscy jesteśmy nerwowi i marzymy o tym, żeby ten dzień się już nie powtórzył.

Życzyłabym sobie jak najwięcej Dni Idealnych, ale nie pogardzę sporą ilością Dni Dobrych, bo zbyt dużo tych Idealnych groziłoby ich spowszednieniem i stałyby się tymi Dniami-Za-Dniem :) Ale jeśli już o nich mowa, to i tak nie narzekam, że jest ich najwięcej, bo jak już wspomniałam, są raczej dobre :)

Nie no, zwariowałam, żeby na taki głupiutki temat taką notkę wysmarować :P

50 komentarzy:

  1. Bynajmniej nie zgłupiałaś. Notka całkiem ciekawa, choć niby o zwykłych sprawach... Wielu, wielu dni idealnych życzę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmmm... to moze to dziwnie zabrzmi ale my takie dni"idealne" mamy praktycznie na codzien... Raz na jakis czas zdarzy sie ze Ola pomarudzi jak mam gorszy dzien albo np. jak w ciagu dnia zdarza jej sie zbyt wiele nie pospac... ogolnie ostatnio malo spi, tyle co na spacerach i to nie zawsze, albo krotkie drzemki w domu... ale na szczescie potrafi zajac sie ladnie soba... tez czesto klade ja ba pacie painkowej i na to edukacyknej... wczoraj ładnie bawila sie sama grzechotka... potem pozylam sie kolo niej i czytalam bajki a ona lezala, sluchala i ogladala obrazki :) Cale szczescie ze chociaz ładnie w nocy spi i tylko raz budzi się na karmienie po 4 :) Chcialam jej czytac bajki na dobranoc ale ona zasypia przy piersi i wtedy odkladam ja do lozeczka.
    Gdy czytalam ta notke to mialam wrazenie ze czytam nasz dzien, byl bardzo podobny tyle ze wstalismy przed 8 :)
    Oby jak najwiecej takich dni idealnych u Was sie pojawialo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie, akurat nie dziwi mnie taki komentarz z Twojej strony :)
      Jak wspomniałam u nas taki "Dzień Idealny" pod względem rytmu albo czynności właściwie niczym się nie różni od tego zwyczajnego. Rzecz w tym, że to, czy dzień określę jako idealny, czy nie zależy tylko i wyłącznie od subiektywnych odczuć - od mojego podejścia, oceny, samopoczucia itp :) Dlatego tak trudno mi to opisać, bo większość naszych dni wygląda właśnie tak, jak te opisane na początku, a jednak nie każdy uważam za idealny.To może być na przykład kwestia tego, że w danym momencie mam akurat wybitną potrzebę, żeby zająć się sobą i swoimi sprawami (niech to będzie książka, blog, kąpiel, czy cokolwiek), a nie mam komu "oddać" Wikusia i nawet jeśli on sobie leży w wózku i się do mnie uśmiecha, to ja wolałabym akurat robić coś innego. Można powiedzieć, że ponieważ mamy (ja i dziecko) akurat rozbieżne potrzeby i oczekiwania, to już ten dniem nie jest dla mnie idealnym, mimo, że obiektywnie wszystko jest świetnie :)

      Na co dzień Wiking bardzo dużo bawi się sam, (ja kładę go albo na macie edukacyjnej albo na piankowej - w zależności od tego, jaki rodzaj aktywności akurat mu "funduję"), a że od samego początku spał bardzo mało, sam brak snu mu raczej nie doskwiera, co najwyżej problem z zaśnięciem, jeśli już się na drzemkę wybiera :) W każdym razie taki czas, kiedy zajmuje się sam sobą mamy w zasadzie codziennie. Bardzo możliwe więc, że takie dni jak Wasze też określałabym mianem "Dzień-Za-Dniem" :), no bo znowu - to kwestia odczuć - pomimo całego ogromu uczuć jakie mam w stosunku do synka, odczuwam jednak bardzo dużą potrzebę, aby zająć się tylko sobą, trudno jest mi tak absolutnie poświęcić siebie i swój wolny czas dziecku, bo rola matki nigdy nie była dla mnie tą wyczekaną i wymarzoną (choć zawsze zakładałam, ze matką będę i teraz staram się być najlepszą, jaką mogę być przy wszystkich mych słabościach)

      Jeśli chodzi o spanie nocne to tu chyba też wszystko zależy od podejścia :P Bo ja też zapytana o to, jak mały śpi w nocy zawsze odpowiadam, ze "na szczęście ładnie..." - a tymczasem on budzi się kilkakrotnie (przynajmniej trzy razy), nie wytrzymuje bez jedzenia dłuzej niż 4 godziny :) Ale dla mnie to jest ładnie, bo pobudki tego rodzaju mi nie przeszkadzają - Wiking tylko sygnalizuje, że się obudził a potem od razu zasypiamy, wiec nie czuję się niewyspana, nie zarywam nocek i nie traktuję tego, że on tych nocy nie przesypia w kategoriach porażki. Pewnie byłoby fajnie, gdyby się nie budził, ale nie oczekuję tego od niego i dlatego jestem zadowolona z tego, jak jest :) Zwłaszcza, że wszyscy zawsze straszyli zmęczeniem i nieprzespanymi nocami - więc skoro czegoś takiego nie odczuwam, to uważam że w tej dziedzinie mamy sukces :)
      Tak, jak wspomniałam nasze dni idealne miewają różne warianty - bywa, ze zaczynają się o piątek, a innym razem o ósmej - tu akurat wszystko zależy od tego, na ile czuję się wyspana :P Dzisiaj na przykład wstaliśmy dopiero o 8:20 - chyba się zamieniłyśmy, bo zdaje się, ze z kolei Ty dziś bardzo wcześnie na nogach byłaś? :)

      Generalnie trudno mi tak na piśmie wytłumaczyć o co mi chodzi, ale mam nadzieję, ze w tym długim komentarzu mi się udało :)
      Dzięki :)

      Usuń
    2. Rozumiem Cię, bo już troszkę zdążyłam Cię poznać oraz Twoją osobowość :)
      Ja z kolei nie mam takiej potrzeby by zająć się tylko sobą w ciągu dnia, a jak już, to wykorzystuję moment jak jest mąż, albo rodzice i np. mama bawi się z Olą, to ja zajmę się sobą. Jeśli w ciągu dnia nie mam takiej możliwości to robię to wieczorem, jak Ola śpi. Brak tego w ciągu dnia nie doskwiera mi :)
      Komentarz bardzo wczesny bo właśnie skończyłam karmić Olę po pierwszej pobudce i szykowałam się do łóżeczka, ale jeszcze skomentowałam... ;) Dziś Ola wstała o 7:45, ale ja musiałam wstać wcześniej żeby się ogarnąć, bo szłyśmy na szczepienie :)

      Usuń
    3. To dobrze, bo to by dopiero była beznadzieja, gdybym się tak naprodukowała a i tak okazałoby się, że niczego porządnie nie wyjaśniłam :P

      To, o czym napisałaś jest w dużej mierze kluczowe - sama świadomość tego, że jest możliwość, żeby komuś opiekę nad dzieckiem przekazać chociaż na chwilę potrafi być zbawienna, ale jednak to luksus, którego na co dzień nie mam. Dlatego właśnie napisałam o tym, że czasami narasta we mnie irytacja w sytuacji, kiedy chciałabym robić coś innego, a nie mogę. Gdybym miała czekać do wieczora, to też mnie niespecjalnie urządza, bo Wikung chodzi spać między 19:30 a 20:00, a my z Frankiem o 21:00, więc ta godzina to nic, jeśli trzeba jeszcze zjeść i się umyć.
      A inna sprawa, że przyznam szczerze, że chyba bym zwariowała, gdybym przez cały dzień nie mogła zrobić nic dla siebie. Mam naprawdę bardzo silną potrzebę autonomii i zawsze wiedziałam, ze dziecko stanie się nieodłączną częścią mojego świata, ale nie jego centrum. Kiedy pojawił się Wiking, moje poglądy na kilka spraw uległy modyfikacji, ale w tej kwestii akurat nic się nie zmieniło. Dlatego własnie napisałam o tym, ze nie byłabym w stanie się poświęcić tak absolutnie, pod każdym względem macierzyństwu.

      Aa. To ja bym nie potrafiła już tak usnąć, gdybym się rozbudziła do tego stopnia. Udaje mi się to jedynie (choć i tak nie zawsze) jeśli nie otwieram za szeroko oczu i za dużo nie myślę.
      Ogólnie Wiking nie jest śpiochem (pewnie po mnie) - w zasadzie nie budzi się tak późno. Wygląda na to, ze nocny sen to w jego wykonaniiu 10h i basta.

      Usuń
    4. Ja oddalam sie 100% macierzynstwu bo tak chcialam... ale mimo to mam czas tez dla siebie... nie czytam ksiazek choc moglabym bez problemu ale od czasu ciazy jakos po prostu zadna mi nie moze przejsc... wole pojsc na spacer czy do dziewczyn z osiedla i wspólnie spedzic czas, czy tez zostawic Ole i pochodzić po galerii albo pojsc pocwiczyc na fitness :) Poza tym poki co nie mam wiekszych potrzeb względem siebie...
      Ja to potrafie bez problemu zasnąć o każdej porze... dzisiaj nastawilam budzik na 7, wylaczylam i przrbudzilam sie o 7:15 :D
      A co do zasypiania jeszcze to ja probowalam chodzic spać o 22 i dla mnie to za wcześnie... bo nigdy sie nie wyrabiam... czesto na wieczor zostawiam sobie np. prasowanie przy serialu, itp. :)

      Usuń
    5. Rozumiem. A ja właśnie tego nigdy nie chciałam. No i nadal nie chcę. W każdym razie nie w taki sposób.
      W każdym razie odnosiłam się do tego, że napisałaś, ze nie odczuwasz takiej potrzeby, a jeśli to masz pomoc. W moim przypadku jest inaczej. Ale mimo wszystko mam ten czas dla siebie - czesto wspominałam o tym, co wtedy robię. Zresztą sama częstotliwośc moich notek też o tym pewnie mowi :) Ale mimo to są chwile, kiedy chciałabym mieć go więcej - chociaż właściwie nie w tym rzecz, bo raczej chodzi o to, że chciałabym ten czas miec w konkretnym momencie. Generalnie frustruje mnie nie tyle to, ze mam za mało czasu, a raczej to, że nie mogę tak do końca swobodnie nim zarządzać. I w tym chyba tkwi sedno sprawy.
      Ja właśnie takie rzeczy robię w ciągu dnia i po to między innymi ten czas jest mi potrzebny :) Wieczór jest już dla mnie absolutnie czasem wyciszania się, zresztą nigdy nie zajmowałam się wtedy domowymi obowiązkami, więc teraz kładę się godzinę wcześniej, tym bardziej tego nie robię :)

      Usuń
    6. No widzisz... i to pokazuje jak rozne jestesmy :)

      Usuń
    7. Owszem :) Ale ja to już wiem, i naprawdę nie próbuję niczego udowadniać :) Po prostu skomentowałaś moją notkę, a ja na ten komentarz odpowiedziałam, precyzując kilka rzeczy, wyjaśniając moją sytuację itp.Taki mam styl pisania. Nie chcę, żebyś znowu źle zinterpretowała moje intencje - zawsze odnoszę się tylko do siebie.

      Usuń
    8. Wiem, przeciez nic nie mowie... :) Chcialam tez tylko wyjasnic jak to z kolei z mojej strony wyglada bo jednak kazda z nas troche inaczej postrzega dni, kazda ma inne wymagania, oczekiwania, itd. przez co dla kazdej z nas dzien jest idealny lub nie, itp. A juz na pewno jestesmy w innej sytuacji poki co bo ja mieszkam na razie z rodzicamk jeszcze chwilowo, a i tez nasze dzieci sa calkiem rozne. Wyobraz sobie ze ja jeszcze nigdy nie widzialam Oli lez. I nie wiem czy dlatego ze moze ma jakis problem z oczkami, czy dlatego ze nie placze tak zeby te lzy wydobyc. Raczej tylko jak juz to poplakuje zeby cos zasygnalizowac... choc wczoraj na szczepieniu plakala jak nigdy, az mi przykro bylo:(

      Usuń
    9. Dokładnie, to miałam na myśli od początku, że wszystko zależy od subiektywnego spojrzenia na tę samą, bądź podobną sytuację :)
      Na Twoim miejscu bym tak łatwo nie wypuszczała rodziców, z ręki :P

      Wyobrażam sobie, bo i ja nie widziałam łez Wikinga bardzo długo, bo dokładnie do wczoraj :) Wczoraj pojawiły się po raz pierwszy u niego dwie małe łezki. Przynajmniej wiem, ze to nie płacz wymuszacza :)
      Co ciekawe, przy ostatnim szczepieniu tylko stęknął a potem... zaczął się uśmiechać do mnie i do pielęgniarki :D Następne szczepienie za 2tyg, ciekawe jak będzie :)

      Usuń
    10. Tylko ze my mamy 3 wklucia i przy trzecim to juz bylo apogeum :( Za niecale 2 tygodnie mamy pneumokoki.
      Rodziców wypuszcze tylko blok dalej ;) ale to jeszcze troszke :)

      Usuń
    11. My dwa. Ale wygląda na to, ze póki co Wiking całkiem dobrze znosi wszystkie szczepienia pod względem wkłuć. Gorzej było z pobieraniem krwi, ale to akurat była wina pielęgniarki :( Fatalnie to robiła i kompletnie nie umiała sobie z tym poradzić.

      A, no to i tak będziesz w bardzo komfortowej sytuacji :)

      Usuń
    12. Chciałam się troszkę wtrącić wcześniej, ale nie dało rady ;)
      Chciałam jedynie potwierdzić, że wszystko jest kwestią postrzegania. Jednak mimo to nie wierzę, że kobieta nie ma chociaż czasem ochoty poświęcić trochę czasu sobie, czy choćby pobyć z mężem sam na sam. Mimo wielkiej miłości do dziecka i poświęcaniu się mu w 100 % po prostu nie wierzę, że może nie istnieć nic innego. Albo tak bardzo nie umiem sobie tego wyobrazić, albo takie kobiety prędzej czy później będą nieszczęśliwe.
      W każdym razie wyraźna różnica między Wami (nami) to to, że Kasia może liczyć na czyjąś pomoc, a przynajmniej wie, że ona na pewno w którymś momencie dnia nadejdzie, a my (margolka i ja - kiedy nie jestem u rodziców) nie i to naprawdę bardzo potrafi irytować, bo po prostu wiesz, że absolutnie nie możesz czegoś zrobić. Nie to, że przesuniesz to na później, bo mama weźmie dziecko. Czasem nie ma nawet takiej możliwości wcale przez cały dzień, a nawet kilka dni pod rząd. I tu właśnie leży pies pogrzebany, bo sytuacja, w której można na kogoś liczyć i ma się świadomość, że ktoś do tego domu w końcu przyjdzie i nie jest się samemu to naprawdę dużo i na pewno wpływa na postrzeganie i pozwala twierdzić, że ma się idealne dni i że wcale czasu dla siebie się nie potrzebuje. Tak w każdym razie to widzę ;)

      Usuń
    13. Ida, dobrze to ujęłaś, szczególnie chodzi mi o zdanie: " bo po prostu wiesz, że absolutnie nie możesz czegoś zrobić. " Tego mi właśnie brakowało w mojej argumentacji, bo ta frustracja narasta nie do końca dlatego, że czegoś nie możesz zrobić w danej chwili, ale dlatego, że być może nie zrobisz tego przez cały dzień. I jutro też nie :)
      W każdym razie, ja to widzę właśnie podobnie jak Ty,
      I jeśli o mnie chodzi, to też nie potrafię sobie wyobrazić sytuacji, że matka może faktycznie nie chcieć tego czasu dla siebie, czy też go nie potrzebować. Być może rzeczywiście bywa i tak, ja po prostu jestem zupełnie inną osobą i dlatego dla mnie to abstrakcja. Nie potępiam tego, jeśli ktoś inny tak ma - po prostu takiego dokonuje wyboru, innego niż ja.

      Usuń
    14. Ida na samym koncu doskonale to ujelas. Jak jestem sam na sam z Ola poswiecam sie jej, bo wiem ze jak wroci maz o 17 czy jak sa rodzice to ja moge poswiecic sie sobie. Tak samo nie raz mama kapie Ole jak ja jestem czyms zajeta czy ide wieczorem na ćwiczenia, albo jak wychodze gdzieś z mezem, albo Kuba przyjmuje te obowiazki... :) Ja nie mam problemu zestawienia dziecka, rozstawac się z nia bo wiem, ze jest w dobrych rekach, choc mimo wszystko po godzince juz mi sie teskni i pierwsze jak wracamto musze ja wyprzytulac :)

      Usuń
    15. A poza tym ja jestem malo wynagajaca, nie trzeba wiele bym byla zadowolona albo miala dobry dzien, stad tez moje dni w wiekszosci mozna zaliczyc do "idealnych" nawet jak Ola troche poplakuje... coz, tak sygnalizuje ze jest glodna, ze ma pelny pampers albo po prostu chce porozmawiac... :) Ja po prostu mam inna nature niz Wy i widze ze chyba ciezko Wam to zrozumiec, przez to ze Wy macie inne wymagania i oczekiwania wzgledem ddzieci, siebie, itd :)

      Usuń
    16. Ależ ja to rozumiem i właśnie dlatego wytłumaczyłam to, dlaczego i jak to widzę. Oczekiwań względem dziecka nie miałam i nie śmiem mieć. Nigdy nie twierdziłam, że początki macierzyństwa będą tylko cudowne. Jednak uważam, że naturalne jest i zdrowe, by chociaż od czasu do czasu móc zadbać o samą siebie. Kiedy nie ma takiej możliwości i to przez dłuższy czas, to siłą rzeczy rośnie frustracja.
      Swoją drogą teraz, będąc u rodziców też mogę stwierdzić, że jestem mało wymagająca, bo zupełnie mi wystarczy, że obok niemal zawsze ktoś jest i świat wygląda zupełnie inaczej. A tak na co dzień czasem zwykłe siku jest problemem, co pewnie dla wielu jest też niezrozumiałe.

      Usuń
    17. O wow, to zabrzmiało, jakbyśmy faktycznie z Idą miały jakieś mega kosmiczne wymagania - zarówno względem dziecka jak i w ogóle względem życia :) Tymczasem zapewniam, że moje wymagania nie są szczególnie duże, tylko naprawdę uwierz w to, co my tu podkreslamy - człowiek zupełnie inaczej funkcjonuje, kiedy jest zdany sam na siebie i kiedy nie ma możliwości zrobić tak jak Ty ani poprosić nikogo o takie chwilowe odciążenie.
      A poza tym cały czas podkreślam jedno - dla mnie Dzień-Za-Dniem jest po prostu dniem dobrym! Takim zwyczajnie dobrym i nie mam mu nic do zarzucenia. Podobnie jak Ty swojemu "dniu idealnemu" kwestia nazewnictwa i właśnie punktu widzenia.
      Faktycznie wygląda na to, że tutaj się w połowie drogi nie spotkamy, ale ja mam zgoła inne wrażenie - że raczej Ty nie do końca rozumiesz nas :) Pewnie wydaje Ci się, że przesadzamy i mamy jakieś wygórowane oczekiwania :) Bo owszem, ja napisałam, ze nie wyobrażam sobie, ze ktoś może nie chcieć tego czasu dla siebie (tylko, ze z tego co piszesz wynika, ze Ty go chcesz i masz, kiedy tego potrzebujesz), bo nie wyobrażam sobie zatracić siebie w macierzyństwie. Uważam, ze matka to powinna pozostać również sobą :) ALe mimo to rozumiem Ciebie i Twoją sytuację, po prostu widzę, że jest ona inna.

      Usuń
    18. I dodam jeszcze, ze to, ze nie każdy dzień nazywam tym idealnym nie oznacza, ze nie czuję się szczęśliwa albo chciałabym czegoś innego :) Mnie takie średnie dni wystarczają i satysfakcjonują. Ale gdybym nazwała je idealnymi, to jak nazwałabym taki super hiper najlepszy dzień, który każdemu się zdarza - nawet kiedy nie ma dziecka? :) Po prostu uważam, ze w życiu trzeba się utrzymywać na średnim poziomie w wielu dziedzinach, zeby zawsze była możliwość na coś więcej :) I żeby mieć jakiś punkt odniesienia do rozróżniania :)
      No bo tak abstrahując zupełnie od tego, ze ja pisałam w kontekscie dziecka - jeśli ktoś nie ma dzieci i sobie po prostu żyje, to przecież nie mówi, ze każdy jego dzień był idealny, nawet jeśli nie ma mu nic do zarzucenia :))

      Usuń
    19. Codzienność życia26 maja 2015 16:52

      Właśnie, że doskonale rozumiem to, co chcecie mi przekazać, ale tłumaczę, że jestem w innej sytuacji i mam też inny charakter i inne oczekiwania. Ja np. nie szydełkuję, nie czytam obecnie książek, itd,. itp. nie mam takiego hobby któremu mam potrzebę się oddać i też nie mam potrzeby skupiać się na sobie codziennie. Dla mnie taki czas dla siebie to wyjście na zakupy, czy poćwiczyć, czy spotkanie ze znajomymi, czy kino z mężem, czy nawet głupia dłuższa kąpiel wieczorem. Może gdybym miała takie pasje jak Ty Magrolko, czytała dużo książek, to być może przeszkadzałoby mi to, że nie mogę się im w pełni oddać, kiedy chcę, tylko była trochę uzależniona od dziecka, ale po prostu nie mam, co też nie znaczy, że nie czuję się spełniona, czy inna, po prostu nie mam potrzeby teraz odnajdywania tego... skupiam się na dziecku, spędzam z nim każdą wolną chwilę, bo tego chcę, bo tak mi dobrze i bardzo to lubię :) Tym bardziej nie jestem sama, mam obecnie dużo koleżanek i łączymy miłe z pożytecznym, codziennie się widujemy na spacerach, zapraszamy się wzajemnie do domów i mamy czas i dla siebie żeby się "odmóżdżyć" i dla dzieci.
      Rozumiem też, że mam łatwiej, bo są rodzice... i rozumiem Was. Dziś np. miałam taką sytuację, że Ola marudziła na macie, a ja musiałam zrobić obiad, bo wszyscy byli w pracy... i faktycznie byłam sfrustrowana, bo już byłam głodna, a ona jak na złość nie chciała się sobą zająć... albo np. już od kilku dni próbuję wybrać zdjęcia, które chcę wywołać do albumu, który jej robię... i ciągle co siądę do laptopa to ona jak na złość chce rozmawiać i nie chce być sama... i ciągle to przekładam i przekładam... w końcu zdjęcia nie zając, nie uciekną... przyjdzie taka chwila, że będę mogła się tym zająć. też mam takie dni, ale zdarzają się rzadko... i doskonale Was rozumiem. Może źle ujęłam na początku, że nie mam potrzeby zająć się sobą... mam, ale jeśli nie mam takiej możliwości gdy jestem sam, na sam z Olą, to po prostu to przekładam na taki czas, kiedy mogę to zrobić. Nie musi to być od razu. Po prostu jestem w innej sytuacji, mam inny charakter i inaczej odbieram to, co Ty/Wy.

      Usuń
    20. Ok, no to w takim razie najważniejsze, że się ostatecznie rozumiemy :)
      Fakt, że ja nie myślałam, ze chodzi Ci o formę spędzania wolnego czasu - no bo dla mnie to jest zupełnie naturalne, że każdy ma inne zainteresowania :) Dlatego trochę dziwnie odebrałam tekst o tych dużych wymaganiach :))
      Ale też tak, jak wspomniałam, kiedy pisałam, że nie wyobrażam sobie, że ktoś może nie chcieć tego wolnego czasu, to nie dotyczyło za bardzo Ciebie, bo w tego co pisałaś wynikało, że tę potrzebę masz. Tylko masz inne możliwości, żeby ją zaspokoić :) No i tu się zgadzamy, że w dużej mierze jest to jednak sprawa kluczowa.

      Bo te przykłady, które przytoczyłaś w akapicie to jest dokładnie to, o czym piszę :) I pewnie co miała na myśli Ida. I wyobraź sobie, że coś takiego masz codziennie! :) Dziecko niby grzeczne - owszem, marudzi lekko, ale takie jego prawo przecież, więc trudno powiedzieć, że zachowuje się źle i utrudnia Ci życie, ale jednak jeśli nie możesz skończyć tego co zaczęłaś i nie masz możliwości przełożenia tego na później, to już taki drobiazg nabiera trochę innego wymiaru ;) I to właśnie mam na myśli pisząc o tych zwyczajnych dniach w odróżnieniu od idealnych :)

      Usuń
    21. Dlatego napisalam ze doskonale was rozumiem :)

      Usuń
    22. Wcześniej po prostu miałam inne wrażenie, no ale nie jestem nieomylna i widocznie było złe ;)

      Usuń
  3. Oby tych dni bylo jak najwiecej pomieszkanych z tymi "dobrymi dniami", zeby idealnosc sie nie znudzilal jak mowisz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) I rzeczywiście, myślę, że gdyby każdy taki dzień był idealny, to szybko by mi spowszedniał - tak jak każdy "Dzień-Za-Dniem", który jest w gruncie rzeczy dobry, a ana mnie nie robi wrażenia :)

      Usuń
  4. Ty masz po prostu dar pisania ;-)) z niczego utworzysz coś - jak ja :D ;D
    Fajnie sobie te dni podzieliłaś i nazwałaś ;) hehe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym to raczej nazwała darem nadmiernej gadatliwości i to się przenosi na pisanie :P
      :)) No tak mi jakoś wyszło.

      Usuń
  5. Oby tych dobrych dni było u Was jak najwięcej. :)
    Przyjemnie czyta się takie notki. :) I wyobraźnia pracuje, teraz cały czas zastanawiam się, kiedy ja będę tak zajmowała się swoim bąblem. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby, dziękuję :))
      Naprawdę? To miło, bo wydawalo mi się, że wyjątkowo nieciekawa ta notka :P Ale taka ze mnie gaduła, ze nawet przed publikacją niezbyt ciekawych w moim odczuciu notek się nie mogę powstrzymać :))
      Przyznam, że jakoś nigdy wcześniej nie miałam takich refleksji :)

      Usuń
  6. Fajnie się czyta, że złapaliście już taki wspólny rytm we trójkę, że macie wspólny język i rytuały. No i też dołączam się do życzeń, żeby idealnych i dobrych dni było jak najwięcej się da, ale nie na tyle, żeby się zanudzić ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No przyznaję, że z tym rytmem nie jest tak najgorzej. Na początku było w miarę, a największy kryzys był w drugim miesiącu życia Wikinga. Teraz mam wrażenie, ze się trochę ustabilizowało, a przede wszytskim trochę się już nauczyłam interpretować jego zachowania (pewnie zajęło mi to po prostu więcej czasu niż innym matkom, ale nigdy nie twierdziłam, ze jestem idealna :P)
      Dzięki :)

      Usuń
  7. Doskonale Cię rozumiem i te rozbicia na różne dni. Generalnie "raz na wozie, raz pod wozem ". I też zdecydowanie czuję to, że dany dzień zależy od różnych czynników. Na przykład teraz, kiedy jesteśmy u rodziców taki słaby albo zwyczajnie zły dzień już nim nie jest, bo dla mnie wystarczy to, że nie jestem wtedy sama. Normalnie, będąc u siebie o wiele bardziej go przeżywam i zaliczam do nieudanych. A teraz nie robi mi to praktycznie różnicy. Oczywiście wolałabym by mój synek wcale nie marudził, ale chodzi o sam fakt, że czuję się z tym zupełnie inaczej będąc gdzie indziej, mogąc liczyć na kogoś. Z resztą nawet kiedy sama się Frankiem zajmuję u rodziców, to zauważyłam, że nie jest to dla mnie tak uciążliwe, jak czasem bywa u nas. Kwestia postrzegania, zdecydowanie.

    Jeśli miałbym w podobny sposób określać nasze dni, to też różnie by to wyglądało. Dnia idealnego chyba u nas nie było, albo nie zarejestrowałam takiego. Ale to też wynika z tego, że nie oczekuję takiego jeszcze. Natomiast bardzo dużo u nas dni średnich. Raz czy dwa w tygodniu zdarzają się te dobre. I tak samo z tymi złymi dniami, też pojawiają się z podobną częstotliwością. Także u nas to prawdziwy rollercoster i loteria, choć osoba postronna nie widziałaby wielkiej różnicy.

    Zazdroszczę bardzo tego, że Wiking potrafi tak długo zająć się sam sobą. Franek jest krótkodystansowcem jeśli o to chodzi. W bujaczku bardzo lubi posiedzieć, ale na pewno jeszcze nigdy nie dobił godziny. Nie mamy jeszcze maty, więc nie wiem jak by to wyglądało. Ale generalnie nasz syn to wydanie "zabaw mnie ", gdzie ciągle mu mało i ciągle mu się nudzi. Moi rodzice nazwali go już "gamziak", bo jeśli się nie uśmiecha, to raczej ma niezadowoloną minę większość czasu, a przy tym trzeszczy by wyrazić swoje niezadowolenie. Oczywiście nie zawsze tak to wygląda, ale ostatnio często i jest mi z tego powodu przykro, bo wydaje się, że sama nie potrafię go zadowolić. Tak więc wygląda na to że też mam wymagające dziecko :-) Mam nadzieję, że wynagrodzą nam to kiedyś ;-) Na przykład dobrymi synowymi :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to mówię "jak na huśtawce" :)) (i jak zwykle, mam nawet szkic notki na ten temat napisany :P, tylko nie dokończony:))
      Tej kwestii już nie poruszałam, ale oczywiście, że tak jest i mam tak samo, że kiedy jestem u rodziców, albo rodzice są u mnie - ba!, nawet jeśli Franek jest w domu, to wszystko zupełnie inaczej odbieram i każdy dzień skacze o oczko w górę :P Czyli słaby jest dniem za dniem, a dzień za dniem dobrym itd. W komentarzu do Kasi trochę o tym napomknęłam, bo często dzień nie jest idealny tylko dlatego, ze mam ochotę akurat zająć się swoimi sprawami, a nie mogę, bo nie mam znikad pomocy nawet na chwilę. W takiej sytuacji, kiedy maila którego napisałabym w 5 minut, piszę na raty przez 5 godzin, mam poczucie, ze coś jest nie tak, że mnie to wkurza itp :)

      Tak, to jest kwestia postrzegania :) I wobec tego w sumie cieszy mnie, że nie jestem jedyna w takim a nie innym postrzeganiu mojej rzeczywistości. To jest czasami dołujące, kiedy się widzi dookoła same szczęśliwe mamy idealnych dzieci :) - pal licho, że wszyscy mi powtarzają, że to niemożliwe, i że po prostu niektórzy o tym co ich dołuje na przykład, nie mówią.
      Dnia idealnego też nie oczekiwałam i nawet nie oczekuję, on się po prostu raz na jakiś czas zdarza. W zasadzie dopiero gdy się zdarzy, nabieram ochoty na więcej i zaczynam na niego przez kilka kolejnych dni czekać ;)

      Muszę przyznać, że Wiking dość wcześnie - pomimo tej swojej nieodkładalności i wymagającego charakteru - przejawiał umiejętność samozajmowania się :) Pamiętam, że po raz pierwszy odnotowałam to tuż zanim skończyl pierwszy miesiąc - siedział na bujaczku w innym końcu pokoju niż ja i kontemplował obrazki, które mu przygotowałam. Siedział tak około 30 minut. Za to teraz bujaczek już się w jego przypadku (tak od około miesiąca) sprawdza tylko na krótko - np gdy towarzyszy mi w jakiejś krótkiej czynności, bo dłużej zaczyna się tam nudzić, od razu próbuje się przekręcić na brzuszek i szuka innych wrażeń a do obserwowania otoczenia woli zdecydowanie pozycję w wózku bo jest wyżej :) Cieszę się bardzo, ze Wiking zazwyczaj potrafi się zająć sobą przez dłuższy czas, ale pomimo tego, wygląda na to, ze z charakteru jest bardzo podobny do Twojego Franka. Ogólnie też trzeba poświęcać mu dużo uwagi i też chce, żeby ciągle do niego mówić, zabawiac go itp. Np na godzinę/dwie przed kąpielą może być spokojny, cichutki i roześmiany, jesli tylko cały czas się nim zajmujemy albo wręcz przeciwnie - drzeć się jak szalony, gdy stwierdzi, że za bardzo go ignorujemy i próbujemy się zająć swoimi sprawami.
      Jak to dobrze wiedzieć, że nie tylko moje dziecko jest takie "zero-jedynkowe" :) Że albo jest git majonez albo beznadzieja i w takim razie ryczę albo przynajmniej trzeszczę :) Ja przez długi czas miałam wrażenie, że jak mój nie je albo nie śpi, to właśnie jęczy, bo wtedy jeszcze trudno było w jakikolwiek sposób go zabawić (przynaję też, że ja po prostu tego nie umiałam i nie umiem, bo znowu się powtórzę, że nie jestem stworzona do bycia matką niemowlaka). Potem, kiedy stał się bardziej kontaktowy, trochę się to zmieniło.
      Też mam taką nadzieję, ale raczej pokładam ją nie w synowej (przynajmniej na razie :P) a w tym, że będzie bardzo rozgarnięty, zdolny, pracowity i wszystko co najlepsze ;)

      Usuń
    2. Och, jak mnie denerwuje to robienie rzeczy na raty. Zupełnie do tego nie przywykłam, a co ciekawe - nigdy nie przywiązywałam do tego większej wagi. Przeciwnie, zazwyczaj z niczym się nie spieszyłam i miałam tendencję do odkładanie czegoś na później. Teraz wiele się w tej kwestii zmieniło i szlag mnie trafia, jak np. - bo to najczęściej się zdarza - wieszam pranie na raty.

      U nas problemem jest samodzielne zasypianie, bo gdy Franek jest już zmęczony, to trudno by sam oddał się w objęcia Morfeusza. A że śpi dużo w ciągu dnia, to przed każą drzemką jest marudzenie. No ale to już inny temat ;)

      A to, że będzie rozgarnięty, bystry itd. to pewniak, więc nawet o tym nie wspominam :)

      Usuń
    3. Ja tego nigdy nie lubiłam, ale fakt, że teraz wkurza to zdecydowanie bardziej niż kiedyś, kiedy spokojnie można było niczego na raty nie robić :) Zastanawiam się, co ja najczęściej robię na raty... Bo prania nie - akurat Wiking jest zwykle bardzo zainteresowany obserwowaniem mnie przy wieszaniu prania albo przy prasowaniu :P Albo mam go w chuście (przy wieszaniu). Wychodzi na to, że najczęściej na raty zmywam i bloguję :)

      Z tym spaniem mamy bardzo podobny problem - tzn wieczorem to nawet jest w miarę ok, zwykle zasypia w ciągu 5-10 minut i bez wielkich histerii. Ale drzemki w ciągu dnia już bywają kłopotliwe, Wikuś jest bardzo marudny, widać, ze chce spać, ale nie potrafi tak po prostu zamknąć oczu i zasnąć. A jak trwa to za długo, to jest dziki wrzask i dopiero się robi problem. Najlepiej jest, kiedy Wiking ucina sobie jedną dwu-trzy godzinną drzemkę około godziny dziewiątej i później jeszcze półtora-dwu godzinną po spacerze około 15. Ale nieczęsto się to zdarza, częściej zasypia kilka razy na 20-30 minut. Dzisiaj na przykład drzemie już trzeci raz. Byla tylko jedna histeria, wiec dzisiaj mogę sobie pogratulować refleksu :P Wychwyciłam moment, żeby go położyc.
      Próbowaliście tej osławionej suszarki? :)

      A, no to w porządku :))

      Usuń
    4. U nas najczęściej to pranie jest na raty. I gotowanie.

      Co robisz, kiedy już zauważysz, że Wiking jest śpiący?
      Mamy szumisia i pomaga na dłuższy i głębszy sen.

      Usuń
    5. A, gotowanie w sumie też, ale akurat ja gotuję rzadziej niż Franek, więc mniej to odczuwam.

      Kładę go do łóżeczka albo do wózka, układam zwykle na boczku (bo tak lubi), wkładam do rączki taką zabawkę-przytulankę albo pieluszkę i zwykle podaję smoczka. Jeśli to łóżeczko, to chwilę siedzę przy nim,jesli wózek - chwilę jeżdżę tam i z powrotem.. Zwykle w takich sytuacjach zasypia w ciągu minuty.
      Jesli się spóźnię i jest histeria, albo z jakiegoś powodu nie może zasnąć to uspokajam go suszarką...
      Jeszcze nie tak dawno bywało, że kiedy widziałam, że jest zmęczony, to chwilę go nosiłam, żeby go ululać, ale teraz to już nie działa (a podobno dzieci się do noszenia przyzwyczajają - bzdura! ;)) - zasypia lepiej na leżąco.

      Słyszałam o tych szumisiach.. Wydawało mi się to fajne, ale nie miałam pewności, że u nas to zadziała. Hmmm, teraz mi dałaś do myślenia. Ile to kosztuje i gdzie można kupić? Internet?

      Usuń
    6. U nas niestety usypianie na leżąco raczej nie wchodzi w grę. Głównie na rękach i noszeniem kołysanie i śpiewanie. Przy próbie odkładania często się wybudza.

      Szumiś nie działa cudów, bo Fanek nadal sam nie potrafi zasnąć, ale przynajmniej wyraźnie wpłynął na długość i głębokość snu.
      Kosztuje 120 zł i można kupić przez internet. http://whisbear.com/

      Usuń
    7. Może jeszcze z tego wyrośnie - tak jak Wiking. On też się wybudzał (kto powiedział, że niemowlaki mają mocny sen??), teraz zresztą też raczej go nie ruszamy jak już zaśnie.

      Tak, rozumiem.. Ale właśnie przydaloby się coś na tę długość snu.. Suszarkę wyłączam od razu, kiedy zaśnie. Głośne to jest?
      Kurczę, trochę dużo, ja to zawsze sceptyczna jestem do takich zakupów - fakt że często potem jestem z nich zadowolona, ale na początku zawsze długo się zastanawiam

      Usuń
    8. Moim zdaniem szkoda pieniazkow na to, lepiej zainstalowac aplikacje na telefonie, a takich jest mnostwo... Koleżanki maja szumisie i np. Jednak pozyczyla pd drugiej i na jej dziewczynke on nie dzialal, a aplikacja z telefonu tak. Dla mnie to strata pieniazkow, ale wiadomo kazde dziecko jest inne :)

      Usuń
    9. Ja też się nad tym długo zastanawiałam, ba - w ciąży nawet nie brałam pod uwagę tego typu zakupów. Ale życie trochę weryfikuje takie sprawy, bo jak widzieliśmy, że Mały miał problemy ze snem, zdecydowaliśmy się. I ewidentnie widać różnicę, na korzyść. Nie żałujemy więc, szumiś jest z Frankiem prawie wszędzie :) Poza tym naprawdę go interesuje.
      Szumiś ma w sobie regulację głośności szumu, więc można to ustawić.

      U nas się sprawdza, ale na pewno nie każde dziecko go "polubi". Do mnie szumiś przemawiał głównie dlatego, że nie musiałam dziecku nad głową grzać suszarką, czy co gorsze (dla mnie) przykładać blisko telefonu z taką aplikacją.

      Niedawno była promocja 15% ;)

      Usuń
    10. Ja nawet nie mam takiego telefonu, na który mogłabym taką aplikację zainstalować :P Tzn mam dawny służbowy, ale jest nieaktywny, musiałabym specjalnie abonament wykupić, a to już zupełnie się nie opłaca :)
      Właśnie się zastanawiamy z Frankiem, czy małemu na Dzień Dziecka takiego prezentu nie sprawić ;) Przemawia do mnie to, że to jednocześnie jest zabawka i właśnie, że można zabrać go wszędzie. Generalnie grzanie suszarką mi nie przeszkadzało, bo nigdy oczywiście nie kieruję strumienia na dziecko :), ale to bywa czasami niewygodne no i pożera prąd.
      Pewnie faktycznie nie każde dziecko polubi coś takiego, ale skoro Wiking ewidentnie się uspokaja przy suszarce albo przy nagraniu na youtube suszarki, to może jest szansa... Chociaż oczywiście obawy mam.

      A jeśli chodzi o wydatki na dziecko i o to, czy szkoda pieniędzy na co czy nie, to chyba wszystko zalezy od dziecka i jego potrzeb oraz potrzeb rodziców. Przypuszczam, ze mam rzeczy, które są dla mnie niezbędne a uznałybyście je za absolutną stratę pieniędzy - i vice versa :) Ale ja podobnie jak Ty Ida nie kupowałam nic na zapas, nawet bez poduszki do karmienia sobie długo radziłam :) I bez laktatora :) Dopiero z biegiem czasu decydowałam, czy czegoś potrzebuję, czy nie. Nasza wyprawka była bardzo uboga, dzięki temu nie mamy rzeczy niepotrzebnych.Nie przydał nam się tylko ten monitor oddechu (dokładnie tak, jak myślałam :P zaskoczyło to tylko Franka), ale akurat żadna strata, bo moja koleżanka chce koniecznie go od nas odkupić.

      Usuń
  8. Chyba każda Mama czasami marzy tylko o idealnych dniach :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja czasem też marzę o dniach idealnych ba (!) i o nocach cudownych i przespanych no ale wiemy jaka jest rzeczywistość.
    Samozajmowanie się przez dziecko to fajna sprawa :) można coś zrobić :)
    Pozdrawiamy z dnia prawie idealnego jak dotąd :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiemy, wiemy :) I cieszymy się, że nie jesteśmy w tej rzeczywistości i nieprzespanych ciurkiem nocach osamotnieni :))
      To prawda!
      Pozdrawiamy również i życzymy, aby dzień był idealny do końca ;)

      Usuń