*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

piątek, 17 lipca 2015

Skok w kolejny rok.

Dziś mija nam kolejny wspólny rok. To już razem dziewięć. Dokładnie dziewięć lat temu, w ciepły lipcowy wieczór się poznaliśmy, spędziliśmy razem noc (ale to nie tak, jak myślicie ;)) i w zasadzie od tamtej pory jesteśmy razem.
Wielkiego świętowania dzisiaj nie było. Trochę nad tym ubolewam, ale odkąd wzięliśmy ślub Franek już nie jest tak chętny do celebrowania tej właśnie rocznicy, bo twierdzi - nie bez racji - że ta wrześniowa jest ważniejsza. Ja właściwie się z nim zgadzam. Jeśli mam być szczera to i ja od trzech lat nie czuję tego klimatu do świętowania - może to kwestia tego, że nie wyjeżdżamy (wcześniej zwykle akurat byliśmy na wakacjach), może tego, że nie dzieje się nic niecodziennego, w tym roku może to jeszcze dodatkowo obecność Wikinga... W każdym razie jakoś też nie czuję magii tego dnia, zaciera mi się trochę jego znaczenie, bo to, że jesteśmy razem stało się w pewien sposób... oczywiste :)
 Trochę mi żal, ale jakoś tak samo wychodzi. Pamiętamy o tym dniu, rozmawiamy, robimy małe podsumowanie (choć rzecz jasna z mojej inicjatywy, bo to ja taka "podsumowująca" jestem :)), składamy sobie życzenia i mówimy o tym, jak dobrze, że kolejny wspólny rok za nami i cieszymy się na następne. Ale bez wielkiego celebrowania.
Dziś na przykład po prostu cieszyliśmy się swoim towarzystwem. Franek miał wolne i wyszliśmy we trójkę na długi spacer podczas którego odbyliśmy przyjemną pogawędkę. Chyba fakt, że spędziliśmy ten dzień razem powoduje, że jakoś nie czuję, że jest wybrakowany :)

Miniony wspólny rok był przede wszystkim przełomowy! Dziewięć lat temu właśnie gdzieś zostało zapisane, że z tej naszej znajomości urodzi się Wiking. Bardzo lubię tego rodzaju rozważania - że gdyby nie ten jeden dzień, zbieg okoliczności i suma zdarzeń, wszystko potoczyłoby się inaczej i bylibyśmy oboje w zupełnie innym punkcie życia. Ale najbardziej niesamowite jest właśnie to, że tamten dzień zadecydował o tym, czy Wiking będzie istniał, czy nie... On nawet jeszcze nie wie o tym, że w pewnym sensie 17 lipca 2006 roku był najważniejszym w jego życiu ;)
W każdym razie, wracając do tego wspólnego roku - razem czekaliśmy i razem przeżyliśmy narodziny naszego dziecka. To był bardzo ważny czas, ale przyniósł wiele zmian. I to prawda, że narodziny dziecka są sprawdzianem dla związku. Na pewno można się wiele na swój temat dowiedzieć, ale przede wszystkim siłą rzeczy to wydarzenie ma wpływ na relację między dwojgiem ludzi. 
Dla nas ostatnie półrocze było bardzo... Hmm, szukam odpowiedniego słowa i chyba będzie nim "burzliwe". Oczywiście nie wiem, jak by to wyglądało, gdyby nie Wiking, ale zdecydowanie trochę nam w życiu namieszał. Z jednej strony jego pojawienie się bardzo nas do siebie zbliżyło. Z drugiej spowodowało, że bywamy zmęczeni i mamy mniej czasu na wszystko, co może rodzić frustrację. Ta frustracja czasami się odbija na naszym związku. Jednak wcale nie uważam, że to przez pojawienie się dziecka. Raczej przez nasze charaktery.

Czasami miewamy naprawdę trudne dni. Franek jest zmęczony a to u niego zawsze powodowało poddenerwowanie. Zamyka się wtedy w sobie, a mnie jest trudno się z tym pogodzić. Próbuję z nim rozmawiać, on nie chce, ja się denerwuję, smucę, czasami płaczę. On z kolei na to reaguje jeszcze większym zdenerwowaniem i koło się zamyka. Ale najtrudniejsze jest to, że... zdaniem Franka nic złego się nie dzieje. I przez to ja sama głupieję trochę i zastanawiam się, skąd wobec tego u mnie ponure myśli na temat naszego związku. To nie zdarza się często i teraz, kiedy wszystko jest w porządku, nawet dziwnie mi się o tym pisze, bo nie umiem się wczuć w te emocje, które wtedy mnie dopadają. W każdym razie czasami jestem naprawdę pełna żalu i mam wrażenie, że nie damy rady, a krótko potem znowu wszystko wraca do normy i jest dobrze. Czasami dzieje się tak po rozmowie, a czasami ot tak, bez przyczyny, nagle jest w porządku i wszystkie moje obawy ulatują.
Może więc problem tkwi we mnie (choć jestem przekonana, że gdyby nie to, że Franek bywa taki nerwowy, to byłoby nam łatwiej). Może za dużo analizuję, niepotrzebnie drążę i suszę głowę Frankowi czasami. Ale w tych gorszych dniach po prostu nie umiem inaczej.
Jednak jakkolwiek by nie było, cały czas trwamy przy sobie i żadne z nas nie potrafi sobie wyobrazić, że mogłoby być inaczej. Tego jednego jestem pewna - że nawet kiedy Franek warczy i ma fochy, to w gruncie rzeczy nie jest to skierowane przeciwko naszemu związkowi i dla niego to jest oczywiste, że jesteśmy i będziemy razem. Wiem, że jego uczucia się nie zmieniają. Ale może właśnie dlatego tak trudno jest mi wtedy, bo myślę, o ile łatwiej byłoby, gdyby nie te jego (i moje pewnie też) złe dni.
Cóż, oboje swoje mamy za uszami, taka jest prawda. Nie jesteśmy ideałami. I nasze małżeństwo też idealne nie jest. Jesteśmy razem szczęśliwi, jest nam razem dobrze, ale przyznam, że chciałabym, żeby niektóre rzeczy się nieco poprawiły. Tęsknię za tym czasem między nami z okresu 2010-2013, mam wrażenie, że wtedy to była sielanka. Może więc to okoliczności sprawiają, że teraz jest jak jest, bo przecież mniej więcej od dwóch lat musimy borykać się z różnego rodzaju problemami.
Mam jednak nadzieję, że ze wszystkim sobie poradzimy i więcej będzie tych dobrych dni. Takich jak dziś. Kiedy zapewniamy się o wzajemnym przywiązaniu i o tym, jak jesteśmy dla siebie ważni. Właściwie to, że jesteśmy razem jest fundamentem wszystkiego. Musimy chyba popracować nad tym, żeby o tym nie zapominać w żadnej sytuacji.

Chaotyczna trochę ta dzisiejsza notka, bo właściwie chyba sama sobie jeszcze tego w głowie nie poukładałam. A może dzisiaj po prostu nie mam najlepszego dnia na tego rodzaju analizy i jeszcze kiedyś, w bardziej sprzyjających okolicznościach, a nie przy rocznicy do tego wrócę :)

21 komentarzy:

  1. Wszystkiego dobrego i kolejnych wspólnych lat.
    Każdy związek ma swoje górki i dołki, ale jeśli ludzie się kochają, to można sobie wiele rzeczy wypracować. Moja rada jest taka: jeżeli on zamyka się w sobie, to odpuść, trochę zatęskni i wróci szybciej. U mnie to działa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy bardzo :)
      Na pewno masz rację, że to normalne, ze raz jest lepiej a raz gorzej. I przez ten czas dużo już sobie właśnie wypracowaliśmy, chociaż właśnie mam wrażenie, że ostatnimi czasy trochę się niektóre rzeczy pogorszyły - nie jakoś bardzo, ale trochę tak.

      Własnie wiem, ze powinnam, a jakoś nie potrafię tak. Nie znoszę takich sytuacji. Ja lubię wszystko przegadać, wydaje mi się, że rozmowa jest dobra na wszystko i trudno mi zaakceptować to, że Franek nie chce gadać.

      Usuń
  2. No 17... U nas ta data to 17 listopada:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O proszę, 7, 17, co jeszcze ;)
      W ogóle to stwierdziam, ze w naszej rodzince jedynka, zero i siódemka to jakieś szczególne cyfry, bo Wiking ur 07.01, Franek 17.10, ja 21.07, poznaliśmy się 17.07.. Tylko ta moja dwójka jakoś nie pasuje ;))

      Usuń
  3. Tak sobie myślę, że to dobrze, że np Wasz związek nie jest idealny, mój też nie. Wtedy byłoby chyba nudno. Najważniejsze to nie odwracać się od siebie. Wszystkiego najlepszego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że masz trochę racji. Ja też myślę, że byłoby nudno, gdyby tak całkiem idealnie było - nie wiem, czy bym nie potrzebowała jakichś silniejszych wrażen :)
      Dziękujemy!

      Usuń
  4. Nie wiem czy istnieje związek idealny, w każdym bądź razie ja nie wiem na jakiej zasadzie taki polega. Gratuluję 9 wspólnej rocznicy i oczywiście, że życzę więcej i więcej :)
    Nam w grudniu minie 8 wspólnych lat i powiem Ci, że mój mąż jest podobny do twojego, też nie liczy lat razem, a te po ślubie :)
    ach my kobiety, ja pamiętam nawet dzień, w którym zamieszkaliśmy pierwszy raz ze sobą czy pierwsze wspolne wakacje :) mąż pewnie też ale nie przywiązuje do nich wagę..
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj ;)
      Też nie wiem i właściwie też raczej nie bardzo sobie to wyobrażam.
      Dziękujemy! :)
      No fakt, ja pamiętam sporo dat, choć nie wszystko muszę świętować :) Ale, że jestem sentymentalna, to zwracam uwagę na to, co się kiedyś wydarzyło :)
      Pozdrawiam również i dziękuję za odwiedziny!

      Usuń
  5. Gratuluję i szczęścia na dalsze lata życzę;)
    Myślę, że naprawdę możecie być z siebie dumni;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za gratulacje, życzenia i miłe słowo :)
      Czasami też mi się wydaje, że mimo wszystko możemy być dumni... :)

      Usuń
  6. moje gratulacje!! szczęścia i mniej burzliwości na dalsze, piękne, wspólne lata :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy! :)
      No przydałoby się nieco mniej tej burzliwości ;)

      Usuń
  7. To już caałkiem spoooro... Za rok to dopiero będzie okrągła rocznica - 10ta, to dopiero brzmi! ;) Powiedz Frankowi, że każda okazja jest dobra do świętowania, choćby drobnego i szkoda, że nie zawsze są ku temu możliwości, żeby taki dzień pocelebrować. Ale w końcu dzień poznania też jest ważny, tak jak napisałaś, gdyby nie tamten dzień to nie byłoby poźniejszej daty Waszego ślubu, ani narodzin Wikusia... I to, że robicie podsumowanie i że o tym rozmawiacie, spacerujecie razem to też swego rodzaju celebracja ;))
    Też lubię takie podsumowania i rozważania, co by było gdyby nie pewien moment, pewnien dzień, że teraz byłoby inaczej, nawet ostatnio myślałam o czymś takim i właśnie też mam zamiar na ten temat napisać notkę u siebie, jak znajdę odpowiednie słowa ;p

    Tak to już chyba jest, że nie zawsze ludzie potrafią się porozumieć, nawet kiedy się kochają - każdy miewa gorsze dni, ważne, ze znacie się już na tyle dobrze, że wiecie czego możecie się spodziewać i tak dalej. I tak uważam, ze Wasze małżeństwo jest (hmm nie wiem jak to ująć) trwalsze, zahartowane, mocniejsze? Bynajmniej chodzi o to, że tyle już razem przeszliście, tyle trudnych decyzji, to mieszkanie przez jakiś czas osobno, przeprowadzka do Warszawy i taka świadomość, że macie tylko siebie, teraz właśnie oczekiwanie Wikusia, poród i jego wychowywanie - myślę, że mało która para tak szybko przechodzi przez takie doświadczenia, które według mnie właśnie zbliżają do siebie ludzi i umacniają związek ;))
    Ładnie to napisałaś, że jesteście fundamentem wszystkiego... - Ale to najważniejsza prawda, a nad resztą można popracować zawsze, wystarczy tylko chcieć... ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nazbierało się tych lat :) Być może w przyszłym roku przy tej "okrągłości" uda się jakoś poświętować. Zobaczymy, jak to się ułoży. Też myślę, że warto celebrować każdą okazję, ale nie zawsze się tak składa, że się da. Wcześniej jakoś łatwiej nam było, bo zwykle byliśmy na wyjeżdzie wakacyjnym, a teraz jak oboje pracowaliśmy i mieliśmy inne obowiązki to jakoś nie było czasu, żeby więcej o tym pomysleć. Ale chociaż trochę się udało :)

      Na pewno jest tak, że w każdej relacji jakiś zgrzyt od czasu do czasu się pojawia. I pewnie masz rację, że pod pewnymi względami faktycznie już życie nas zahartowało. Dzięki temu właśnie mamy tę świadomość trwania przy sobie nawet w trudnych momentach..

      Usuń
  8. Wszystkiego najpiękniejszego jeszcze fantastycznych chwil ww dwoje :-) nasza data ro twz 17 lipca tez tak się poznaliśmy :-) i w tym samym roku :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy bardzo! :) No proszę, jaki zbieg okoliczności! :)) W takim razie wzajemnie! :)

      Usuń
  9. To prawda, pojawienie się dziecka, o ile nie zmienia, to na pewno pozwala spojrzeć inaczej na związek. Dzieje się to siłą rzeczy, choćbyśmy sobie wcześniej sto razy obiecywali, że tak się nie stanie.
    My w tym roku "kryzysowe" siedem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My od początku mieliśmy świadomość tego, że jak będzie dziecko, to nigdy tak samo już nie będzie, więc nawet sobie niczego nie obiecywaliśmy ani nie postanawialiśmy. Właściwie to w dużej mierze właśnie dlatego nam się nie spieszyło. Mnie się wydaje, że jednak pojawienie się dziecka zmienia wiele rzeczy i to ma wpływ na to, że również związek się zmienia. Przynajmniej ja mam właśnei takie doświadczenia, ze to nie tylko kwestia spojrzenia, bo po prostu inaczej się funkcjonuje Nie jestem rozczarowana, bo się z tym liczyłam, tak jak z każdą inną zmianą w moim życiu - można powiedzieć, że przyjęłam dziecko z dobrodziejstwem inwentarza;) Nie twierdzę też, że jest jakoś specjalnie gorzej, bo przecież dziecko również zbliża, ale niektóre rzeczy oczywiście nie wrócą a i pojawia się wiele trudnych sytuacji, kiedy człowiek ma wszystkiego dość.
      To znaczy siódma rocznica? No to kryzysowy rok macie za sobą chyba :)

      Usuń
    2. Jeszcze nie, pozostał niecały miesiąc ;-)

      Usuń
  10. Rozumieć, ufać, z butami na siłę do duszy się nie pchać, drobiazgi lekko traktować, a zwłaszcza KOCHAĆ! I to wystarczy, nawet nie na 9, a 39 lat. Wiem, co mówię...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękne i prawdziwe rady! Najłatwiej mi chyba przychodzi zaufanie, najtrudniej - niepchanie się do duszy albo lekkie traktowanie drobiazgów... Obyśmy dotrwali wspólnie tak, jak Wy!

      Usuń