*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

czwartek, 16 lipca 2015

To mamy przechlapane...

Jak w tytule. Albowiem Wiking zorientował się dziś, że z pokoju można wyjść. A raczej - wypełznąć i wyczołgać się, bo ostatnio to już bardziej żołnierskie czołganie się w jego wykonaniu niż pełzanie. Został w pokoju z Frankiem, ale wolał sprawdzić, gdzie też poszła mama i przylazł za mną do łazienki. No to teraz się zacznie, będzie trzeba za nim łazić i go pilnować.

***
A tymczasem wygląda na to, że rehabilitację skończyliśmy, zanim się na dobre zaczęła. Zaczęło się od tego, że w kwietniu pediatra dała nam skierowanie do fizjoterapeuty, żeby ten ocenił, czy Wiking nie ma asymetrii. Było to dokładnie w dniu, kiedy Wiking skończył trzy miesiące, więc powinien się "odgiąć", ale to granica umowna, więc jeszcze nie zdążył, ale skierowanie dostał na wszelki wypadek. Wizytę mieliśmy w maju, w pewien poniedziałek z samego rana, więc Wiking został wybudzony z drzemki. Fizjoterapeuta nie zauważył jakiejś dużej asymetrii, ale stwierdził, że może dziecko ma słabe napięcie mięśniowe, bo coś nie bardzo chce podnosić główkę. Powiedzieliśmy mu, że on już normalnie się podnosi wysoko, tylko teraz jest zaspany i pewnie mu się nie chce. No to dostaliśmy skierowanie na rehabilitację - tak na wszelki wypadek :)  A do tego jeszcze skierowanie do neurologa, bo wspomnieliśmy o tym, że po jednym szczepieniu Wikinga bolała nóżka.
Turnus rehabilitacyjny został rozpisany standardowo na 26 spotkań, z tym, że ze względu na terminy mieliśmy zacząć regularnie (dwa razy w tygodniu) od lipca, a wcześniej mieliśmy tylko jedną wizytę w maju i jedną w czerwcu. Kiedy przyjechaliśmy pierwszy raz, rehabilitantka stwierdziła, że Wiking może jednak trochę asymetryczny jest, bo przekręca się na brzuszek głównie przez jedną stronę. Kazała nam obserwować i stymulować Wikusia do przewracania się w drugą stronę. Następna wizyta miała być miesiąc później, w czerwcu. Wcześniej doczekaliśmy wreszcie wizyty u neurologa. Pani neurolog powiedziała, że generalnie jest ok, choć dopatrzyła się jednak trochę wzmożonego napięcia mięśniowego w nóżkach i z kolei w tym kierunku zaleciła rehabilitację. Na rehabilitacji czerwcowej znowu dostaliśmy kilka wskazówek odnośnie obserwacji i mieliśmy się spotkać w lipcu, żeby już ruszyć "z kopyta" i spotykać się dwa razy w tygodniu przez kolejne trzy miesiące.

Pojechaliśmy tydzień temu. Wystarczyło pięć minut, żeby rehabilitantka powiedziała: "Wikingu, co ja właściwie mam z tobą robić??". Okazało się bowiem, że Wikuś sam się naprawił - asymetria zniknęła całkowicie, wzmożonego napięcia też nie ma. Mieliśmy jeszcze skonsultować się znowu z neurologiem - wizytę mieliśmy zaplanowaną na poniedziałek i tu pani doktor też stwierdziła, że już jest dobrze. No to dzisiaj znowu pojechaliśmy do rehabilitantki i stanęło na tym, że mamy się pokazać za miesiąc i wtedy zadecydujemy co dalej. 

Z jednej strony oczywiście się cieszę, bo okazało się, że wszystko jest w porządku. Poza tym mogłam po raz pierwszy poczuć coś w rodzaju dumy matczynej, kiedy tak wszyscy się dziwili sprawnością Wikinga. Miło było słuchać, kiedy pani rehabilitantka mówiła, że to jakiś ewenement i powinna nagrać Wikusia i pokazywać starszym dzieciom-leniuszkom jako przykład, a pani neurolog, że tylko raz wcześniej w swojej karierze zawodowej widziała półroczne dziecko, które się do raczkowania ustawiało :)
Z drugiej nastawiłam się na te wypady dwa razy w tygodniu. Myślałam sobie, że Wiking będzie miał coś w rodzaju WFu i dzięki temu będziemy mieli dwa popołudnia "z głowy" - w sensie, że będzie miał zajęcie :P Nawet pozwoliłam sobie lekko pobujać w obłokach i pomyśleć, że może parę razy Franek sam by z dzieciakiem pojechał, a ja bym miała chwilę dla siebie... :P Cóż, Wiking pokrzyżował mi plany :) Ale oczywiście przede wszystkim się cieszę, że wszystko jest w porządku.

W tym miejscu jednak muszę pochwalić wszystkich lekarzy, z którymi mieliśmy do czynienia, bo jednak wszyscy woleli dmuchać na zimne i nie mogłabym im zarzucić, że coś przeoczyli. Niby nie widzieli jakichś dużych nieprawidłowości, a już na pewno nie patologicznych, ale woleli odesłać do jednego i drugiego specjalisty, żeby się upewnić. Zwykle słyszy się niestety o bagatelizowaniu niż nadgorliwości.

Ale to jeszcze nie koniec naszego rajdu po lekarzach, bo wszyscy zwracają uwagę na to, że Wiking często ma jęzor na wierzchu :P A dokładnie to jest tak, że jak go coś zainteresuje i się chwilowo "zawiesi" bądź jest w nowym otoczeniu, to wystawia końcówkę języka i tak się gapi z otwartą buzią. Wykluczono już to, co najpoważniejsze a więc problemy z tarczycą i słabe napięcie mięśniowe. Miał tez USG mózgowia, które nie wykazało żadnych zmian patologicznych. 
Mamy jeszcze skierowanie do laryngologa, ortodonty i chirurga (to było dość zabawne - byliśmy u pediatry z prośbą o skierowanie do laryngologa, bo to zasugerowała nam rehabilitantka, a ten powiedział: "jakieś jeszcze pomysły na skierowanie? mówcie, mówcie bo się kawy dużo napiłem i energia mnie rozpiera" po czym wymyślił jeszcze tych dwóch specjalistów ;)) oraz umówioną w ramach turnusu rehabilitacyjnego wizytę u neurologopedy. A niech sprawdzają! Mam nadzieję, że i tu się okaże, że jest wszystko ok i taka po prostu wikingowa uroda, bo lekarze również idą tym tropem. Mówią, że może to mu się cofnie a w ogóle, że to może być po prostu uwarunkowane genetycznie (czemu przyklaskuje moja mama, bo mówi, że jak mój tato się nad czymś skupia, to robi identyczną minę ;) i moja babcia podobno tez wywalała język, jak nad czymś myślała) i nie oznacza niczego groźnego.

Tak czy inaczej, najważniejsze, że na razie wszystko jest w porządku i mamy synka, który jest w stanie sam się naprostować ;) Oby tak dalej!Chociaż wolałabym, żeby najpierw się nauczył siedzieć na miejscu niż przemieszczać, ale to już chyba próżne żale :)

18 komentarzy:

  1. Trochę dużo tych badań, ale fajnie, że lekarze wolą się upewnić, czy wszystko w porządku - lepiej sprawdzić za dużo niż pominąć coś poważnego.
    Ja podobno w ogóle nie raczkowałam, patrzenie na raczkujące dzieci mnie nie inspirowało, albo się przesuwałam na siedząco, albo potem od razu chciałam wstawać. Ubolewam nad tym, dobrze jak dziecko raczkuje. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie lepsza nawet przesada w tę stronę... Bo to malo się słyszy o tym, że ktoś czegoś nie zauważył, zbagatelizował, nie dopatrzył?... Wcale mi nie przeszkadza to, że musimy odwiedzać raz po raz jakiegoś lekarza.

      Tak, to dobrze, kiedy dziecko raczkuje - w ten sposób pracuje nad współpracą obu półkul mózgowych, czy jakoś tak. Mam więc nadzieję, że wkrótce się Wiking podniesie albo po prostu ruszy z tych czworaków, bo na razie tylko się kiwa ;) Ja podobno tez nie raczkowałam, ale nie wiadomo, bo mama twierdzi, że nie, ale mój wujek (który z nami mieszkał) jest pewny, że tak :)

      Usuń
  2. O rety! Niezłe wycieczki po lekarzach... Z jednej strony za cholerę by mi się nie chciało, ale z drugiej to faktycznie może to i lepiej, w końcu spokój jest bezcenny i ta pewność, że dziecku nic nie jest i prawidłowo się rozwija :) Mojej sąsiadki córeczka też często jęzorek wystawia, śmiesznie to wygląda, jest słodka! :)
    A tak z ciekawości zapytam... te wszystkie wizyty to na NFZ zaliczacie, czy macie jakiś pakiet w Lux Medzie czy tym podobne? Pytam, bo może na przyszłość mogłabyś kogoś polecić? ;)
    My mamy 21 wizytę u neurologa i obawiam się, że niczego ciekawego się nie dowiemy, bo ja już jakoś nie dostrzegam asymetrii u Oli i przestała tak mocno odginać głowę do tyłu, po prostu teraz normalnie ją trzyma i się rozgląda :) Skierowanie dostaliśmy dla świętego spokoju i nie było to pilne, to nie spieszyło mi się z wizytą, a że doktorka dobra to czekamy już z półtorej miesiąca :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówisz, ze nie chciałoby Ci się? :) To ja mam inaczej i nawet w ten sposób do tego nie podchodzę, a wręcz taki wypad raz po raz do lekarza traktuję jako urozmaicenie codziennej rutyny :) I zawsze już wcześniej się cieszę na ten czas w samochodzie, kiedy sobie w spokoju poczytam na przykład. No i muszę zaznaczyć, ze zawsze jeździmy razem z Frankiem i to też jest dla mnie istotne, że sobie pogadamy w aucie itp. Jakoś tak fajne jest dla mnie to, że oboje z Frankiem wszędzie razem z Wikingiem chodzimy. Może samej też by mi sie nie chciało...
      W każdym razie dla mnie to naprawdę nie jest strata czasu i nawet kiedy nie ma konieczności, żeby gdzieś się zapisać, to ja wolę jednak tę wizytę odbyć, żeby mieć absolutną pewność, że niczego nie zignorowalismy.

      Wszystko jest na NFZ. Jedynie w poradni laktacyjnej swego czasu płaciliśmy, ale tego nie da się inaczej załatwić, bo to nie jest refundowane. W każdym razie terminy nawet nie są jakieś bardzo odległe, ku mojemu zaskoczeniu. (przynajmniej do tych specjalistów, do których my się wybieraliśmy) Chociaż to pewnie też względne, bo dla mnie półtora miesiąca to niedługo :) Nasza pani neurolog też jest bardzo dobra, ale czekaliśmy tylko miesiąc (w innych miejscach były dłuższe kolejki)

      Ale dlaczego się obawiasz? To właśnie trzeba się cieszyć, że prawdopodobnie nic złego się nie okaże. Wolałabyś w drugą stronę? :)) (pytanie retoryczne:P) Dzieci często się same naprawiają, ale ja uważam, że to dobrze, kiedy lekarz profilaktycznie skieruje gdzies dziecko niż z oszczędności stwierdzi, że chyba będzie dobrze
      A co do tego języka to naprawdę fajnie wygląda ;) No ale w sumie dobrze znać przyczynę - żeby wiedzieć, że nic niepokojącego się za tym nie kryje.

      Usuń
    2. To, że się obawiam to oczywiście żartem było, bo pewnie że się cieszę, że wszystko jest ok. Może neurolog da nam skierowanie na USG przezciemiączkowe, chętnie skontroluję, czy wszystko ok jest. Wszystkie koleżanki dostały, to może nas też to nie ominie. Dzisiaj byłyśmy na szczepieniu i wpadłam w szok, jak się okazało, że Ola w ciągu miesiącu przytyła TYLKO 300g! Nie sądzę żeby się nie najadała, bo nie krzyczy z głodu, a ssie chętnie efektywnie... to chyba czas, kiedy już zaczyna zwalniać z wagą... No i moje obawy się nie spełniły, bo 8kg nie przekroczyła, waży 7700g no i spadła w siatce i jest między 75, a 90 centylem :)

      Jeśli razem jeździcie to wcale się nie dziwię, zawsze to wspólnie spędzony i urozmaicony czas... Ja zazwyczaj jeżdżę sama albo z tatem, bo mój K. pracuje, a nie chcę żeby brał dni wolne, wolę je spożytkować na inne okazje :)

      Usuń
    3. No raczej przypuszczałam, że tak naprawdę wcale się tego nie obawiasz :)
      To oczywiście normalne, że dzieci zaczynają przybierać wolniej, zwłaszcza, kiedy się ruszają.Nam dość szybko Wiking zwolnił z wagą, chociaż nie pamiętam, ile to było dokładnie, bo tylko na początku to zapamiętywałam, a potem jakoś tak nie zwracałam aż tak na to uwagi. Lekarze uważali, że to przez to, że jest taki ruchliwy no i właśnie dlatego zalecili nam wcześniejsze rozszerzanie diety, bo choć Wiking cały czas trzyma się swojego toru w siatce centylowej, to chodziło o to, żeby nie spadł poniżej tego 3-10. Na razie ciągle nie osiągnął jeszcze tych 6,5kg na które czekamy, mam nadzieję, że jak skończy 7 miesięcy to już będzie tyle na wadze :)

      Właśnie, jest tak.. rodzinnie ;) Mimo, że u lekarza ;) Franek oczywiście też pracuje, ale na szczęście da się to jakoś pogodzić - ma wolne dni w tygodniu i dość wcześnie kończy, więc jak się umawiam na wizyty to zawsze z jego grafikiem w ręku ;)

      Usuń
  3. Często słysze, że dzieci mają problemy lub podejrzenie problemów ze wzmozonym napieciem miesniowym- z czego to sie bierze?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie nie wiem. Pytałam pani neurolog, ale niczego mądrego się nie dowiedziałam - przyczyn może być bardzo wiele, od niedotlenienia przy porodzie po nieprawidłową pielęgnację noworodka.. Podała jeszcze kilka innych możliwości, ale nie pamiętam. W każdym razie chyba najczęściej chodzi po prostu o niedojrzałość układu nerwowego. Dlatego też z czasem wiele dzieci samo "się naprawia"

      Usuń
  4. fajnie, że lekarze nie pochodzą do takich małych dzieci tak na odczep się, tylko zalecają badania i wnikliwie im się przyglądają, aż wraca wiara w lekarzy
    Jutrzenka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, uważam, ze to jest bardzo pozytywne i również mnie to bardzo pocieszyło i trochę przywróciło wiarę w służby medyczne

      Usuń
  5. U nas chłopaki jak kombinują to robią "żmijki" - wysuwają końcówki języka i sobie jeżdżą nim od jednego kącika ust do drugiego. I to wszyscy trzej. Myślę, że taka jego uroda :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo możliwe :) Mam taką nadzieję, ale sprawdzić nie zaszkodzi jesli jest taka możliwość :)

      Usuń
  6. Czysta Margolka z tego Wikinga (wiem, że zawsze to powtarzam). Samodzielny chłopak - "naprawił się" sam :)
    A tak serio, masz tam świetnych lekarzy, dobrze, że dmuchają na zimne i nie robią problemów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie to nie przeszkadza mi, że to powtarzasz, bo to dla mnie bardzo miłe :) Może to dlatego, że sądziłam, ze jeśli będę miała synka to nie bedzie on do mnie absolutnie podobny pod żadnym względem. To bardzo ciekawe mieć świadomość, że być może jednak będzie jakaś kopia margolki tyle, że w męskim wydaniu ;) Byloby fajnie :P

      To prawda, bardzo mi się podoba, że nie ma problemów ze skierowaniami, że nie czeka się latami, ze wszyscy są w miarę mili. To przywraca wiarę w służbę zdrowia, przynajmniej trochę :)

      Usuń
  7. no cóż przyszedł ten czas na latanie po całym domu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. NIeco wcześniej niż u innych dzieci, ale to tylko powód do dumy ;)

      Usuń
  8. My mamy bramkę w jednym pokoju który jest najbezpieczniejszy ;) no i faktycznie trzeba chodzić za Młodym a raczej 'pełzać' za Nim ;)
    My też chodzimy ale do neonatologa i On nas kieruje gdzie trzeba, dobrze ze na nfz.
    ściskamy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My nie mamy żadnej formy ogrodzenia póki co. Na razie po prostu obserwujemy Wikinga i jak się zbliża tam, gdzie mu nie wolno, to go kierujemy w inną stronę ;) Póki to było w jednym pokoju to ok, ale trochę mnie martwi to, ze teraz trzeba będzie łazić po całym domu, bo w pokoju to sobie siedziałam przy komputerze pilnując dziecka, a w przedpokoju na przykład to co ja będę robić? :P

      Usuń