*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

sobota, 14 listopada 2015

Ja wiedziałam, że tak będzie :)

Znaczy się, wiedziałam, że Wiking ładnie przespał noc, ale nie zrobi tego ponownie dziś - nie wtedy, kiedy mieliśmy w planach późny powrót do domu i nadzieję na względnie przespane 5 godzin :D

Oczywiście zgodnie z prawami Murphy'ego, akurat wczoraj, na kiedy to mieliśmy zaplanowane wieczorne wyjście, Wiking lekko gorączkował. A właściwie miał stan podgorączkowy, ale tak poza tym nic mu  nie dolegało i stąd nasz wniosek, że to chyba na ząbkowanie. Mam wrażenie, że jego górne dziąsła jakoś inaczej wyglądaj i od wczoraj dużo więcej gryzie, ale oczywiście, czy to o ząbki chodzi okaże się dopiero za jakiś czas. Niemniej jednak nie miał żadnych innych dolegliwości. Tuż przed naszym wyjściem Wiking dość mocno marudził, bo był już zmęczony a lek obniżający temperaturę przestał działać. Inni rodzice pewnie zostaliby w domy albo chociaż się dwa razy zastanowili nad wyjściem, ale jak powszechnie wiadomo, my jesteśmy wyrodni :P więc spokojnie się szykowaliśmy do wyjścia od czasu do czasu przytulając Wikinga lub posyłając mu buziaka, podczas gdy dziadkowie zabawiali malucha. O 18:45 po prostu wyszliśmy z domu.
A tak serio - wiedzieliśmy przecież, że nic złego się nie dzieje, że Wikuś zostaje pod dobrą opieką, daliśmy znać, że jesteśmy w gotowości "jakby co", więc byliśmy spokojni. Za jakiś czas zadzwoniliśmy do teściów i dowiedzieliśmy się, że synek znowu bez większych problemów zasnął, więc mogliśmy się już spokojnie pogrążyć w rozmowie ze znajomymi. Wieczór spędziliśmy bardzo przyjemnie w fajnym towarzystwie najbliższych poznańskich znajomych. Było dużo śmiechu i czas szybko minął. O północy postanowiliśmy, że czas wracać.

W ogóle to czas powrotu był przez chwilę kością niezgody między mną i Frankiem. Z jednej strony przyznawałam mu rację, że jeśli wyjdziemy wcześniej to się za bardzo nie nagadamy, z drugiej obawiałam się braku snu, następnego poranka i zmęczenia w ciągu dnia. Wiedziałam, że będzie tak, że rano Frankowi się nie będzie chciało wstawać (zwłaszcza po planowanym piwkowaniu), a ja - mimo, że też będę zmęczona - będę musiała zająć się wyspanym Wikingiem. Franek obiecał jednak, że oboje wstaniemy rano i będziemy się razem zajmować dzieckiem. No i muszę przyznać, że tym razem nie wiedziałam, że tak będzie :) Bo nie bardzo mu wierzyłam. 
W każdym razie położyliśmy się o 1:00 i dosłownie pięć minut później Wiking zaczął stękać! Udało się go prawie od razu uspokoić i zasypiał znowu, ale niestety przebudzał się tak jeszcze kilka razy, co dla nas oznaczało wypoczynek wątpliwej jakości. Musieliśmy go też raz nakarmić i podać środek obniżający gorączkę. Wreszcie około godziny 6:00 Wikuś zdecydowanie zarządził koniec spania, który objawił się tym, że Dzieciak zaczął się wygłupiać i po nas łazić. Ja byłam dosłownie nieprzytomna! Bardzo rzadko zdarza mi się, żebym tak nie mogła się dobudzić, ale już nad ranem było mi aż niedobrze ze zmęczenia, więc tym razem nie dałam rady wstać. I muszę przyznać, że Franek stanął na wysokości zadania, kiedy zobaczył, że nie jestem w stanie otworzyć jednego oka :) Słyszałam przez sen, jak się z Wikingiem bawił, jak zmieniał mu pieluchę i go ubierał. Normalnie nie potrafiłam się obudzić - wydawało mi się nawet, że wstaję, szykuję Wikingowi ubranko, po czym stwierdzałam, że to mi się tylko śni :) Wreszcie po godzinie trochę się zregenerowałam. 
Jestem bardzo wdzięczna Franusiowi, że się tak poświęcił i jednak zachował się zupełnie wbrew moim oczekiwaniom :) Myślę, że w dużej mierze dzięki temu spędziliśmy ogólnie całkiem przyjemny dzień.  I nawet - mimo, że zwykle wolę położyć się wcześniej i zrezygnować z rozrywek różnego rodzaju - tym razem stwierdziłam, że warto było spędzić czas w takiej formie, jak za starych, przedwikingowych czasów :) W końcu raz nie zawsze, a z pomocą męża i teściów udało mi się przetrwać ten dzień, mimo, że czułam się jakbym była na kacu. Wiking już śpi, my niedługo chyba też pójdziemy w jego ślady ;)

A jeszcze co do tego porannego wstawania - nie raz marudzę trochę, że ja muszę wstawać i bawić się z Wikingiem (bo mi się nudzi:)), a Franek jeszcze śpi (kiedy nie idzie do pracy). Mówię mu wtedy, że musimy któregoś dnia się umówić, że to on wstanie, a ja sobie pośpię. Ale prawda jest taka, że ja zazwyczaj o tej szóstej jestem już wyspana i pewnie nie skorzystałabym specjalnie z tego "Dnia Śpiocha", za to kilka razy zdarzyło się, że tak jak dziś, wyjątkowo byłam rano półprzytomna i muszę oddać Frankowi, że zawsze potrafi zauważyć u mnie ten niezwykły stan i pozwala mi dospać, podczas gdy sam zajmuje się dzieckiem.

46 komentarzy:

  1. Nigdy nie pojmę jak to jest, że matka może się nie wyspać, podczas gdy ojciec /mąż musi. Zauważam ogólne przyzwolenie na to. Nie mieści mi się to w głowie. Nie odbierz tego personalnie, bo ja zawsze buntuję się przeciwko tej jawnej nierówności. A odkąd jestem matką, tym bardziej.
    U nas jest tak, że nie ma wyjątków. Dni powszednie, jak i świąteczne czy weekendy oboje wstajemy "po równo". Ba, w tygodniu nawet to ja paradoksalnie mam więcej szansy na dospanie, bo mąż kiedy wstanie, bierze Frana "na salony", by ten towarzyszył mu w przygotowywaniu się do pracy, podczas gdy ja zostaję w łóżku. W weekendy natomiast nie ma różnicy czy była impreza, czy nie. Wychodzimy z założenia, że oboje mamy dziecko, więc tak samo oboje nas wstawanie do niego dotyczy. Postrzegamy to tak, że to ja "pracuję" nad wychowaniem syna przez 24 godziny na dobę, mąż siłą rzeczy mniej, ale kiedy jest w domu to obowiązku go nie omijają. Bo i ja nie mam przecież chwili odpoczynku, a na wakacjach nie jestem. W każdym razie nigdy nie muszę o zajęcie się synem prosić, ani też nigdy nie jestem mężowi wdzięczna za to, że się nim zajął. Po prostu zupełnie inaczej tą kwestię postrzegam ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiscie ją postrzegasz zupełnie inaczej i w sumie nawet się trochę zdziwilam, ze właśnie w taki sposób, bo ja o tym nie pomyślałam. Z jednej strony trudno mi w tym kontekście nie odebrać tego personalnie, skoro piszesz na moim blogu w odpowiedzi na część mojej notki, z drugiej mam wrażenie, ze to co piszesz, w ogóle mnie nie dotyczy, więc trudno brać to do siebie :)

      Ja z tego wstawania w ogóle nie robię problemu i to co napisałam na końcu mialo mieć zupełnie inny wydźwięk. Po prostu dla mnie to było bardzo miłe ze strony Franka, ze chociaz sam był tak samo niewyspany, jak ja, to nie budził mnie, tylko wstał i zajął się dzieckiem.
      Nie wiem, czy jest takie przyzwolenie, bo nie zwróciłam na to uwagi. U nas jest tak, ze prawie codziennie Franek wstaje pierwszy, czasami nawet na dlugo przed nami. Więc właściwie nie widzę powodu, dlaczego miałabym go zmuszać do tego, żeby w dzień, kiedy nie idzie do pracy, zmuszać go do wczesnego wstawania, skoro nie ma takiej potrzeby. Ja się od zawsze budziłam o godzinie szóstej, więc rzadko się zdarza, zebym wtedy była niewyspana (zwłaszcza, ze Wiking często śpi troche dłużej niż do 6). I zawsze było tak, że wstawałam przed Frankiem (w dni, kiedy oboje mieliśmy wolne), a on spał czasami nawet dużo dłużej. Właściwie nie widzę powodu, dla którego odkąd pojawiło się dziecko, miałoby być nagle inaczej (poza pewnymi sytuacjami może), czułabym się wtedy, jak ten pies ogrodnika ;) Ja nie śpię, to ty też nie będziesz :)

      U nas zawsze jest tak, że budzimy się oboje wtedy, kiedy WIking. Chwilę się z nim bawimy, przewijamy go i przebieramy (razem) a potem ja idę do łazienki, ubieram się i załatwiam swoje poranne sprawy, a Franek zajmuje się dzieckiem. Potem ja Wikinga zwykle zabieram, a Franek sobie jeszcze śpi. Czyli właściwie jest podobnie jak u Was, tyle, ze w drugą stronę, bo to ty możesz sobie pospać. Ja tego nie potrzebuję.

      Mojego męża w zasadzie żadne obowiązku przy dziecku nie omijają, nawet jeśli ma większą potrzebę odpoczynku niż inni mężowie :) Nie widzę tez żadnej nierówności jeśli chodzi o te kwestie i prawde mówiąc takie "równanie" na siłę byłoby dla mnie nawet trochę smieszne ;) Wydaje mi się, że zupełnie inaczej zrozumiałaś tę moją "wdzięczność", niż ja miałam na myśli. Tu nie chodzi o to, ze mąż mi jakąś łaskę zrobił, po prostu uważam, że to było miłe z jego strony.

      A jeśli chodzi o imprezy, to też zawsze było tak, że ja nie potrafiłam po nich odsypiać, budziłam się wcześnie i cały dzien potem chodziłam zmęczona. Teraz jest tak samo. Trudno winić Franka za to, ze on odsypiać umie. I głównie o to mi chodziło, kiedy sprzeczałam się z nim o wyjście - nie o to, ze on będzie spał cały dzień a ja będę musiała się zajmować dzieckiem, tylko o to, że jemu takie wyjście nie zrobi większej różnicy, a mnie owszem.

      I dodam jeszcze odnośnie pierwszego zdania, że właśnie w tym rzecz, że to ja się wysypiam, a Franek nie :) Ja wstając o szóstej czuję się wyspana, a on nie, nawet jeśli spał tyle samo godzin co ja. A właśnie gdy zdarza się, że z jakiegoś powodu nie jestem wyspana, to Franek daje mi taką możliwość - i o tym pisałam w ostatnim akapicie, natomiast co do tego marudzenia, o którym wspomniałam, to dlatego, że mi się po prostu nudzi samej, a nie dlatego, że zazdroszczę Frankowi spania :) To już tak gwoli ścislości :)

      Usuń
    2. Pisałaś, że nie uśmiechało Ci się wczesne wstawanie po imprezie, kiedy Franek by sobie spał. I że jesteś mu za to wdzięczna, że jednak okazało się inaczej i że w zasadzie Cię tym zachowaniem zaskoczył. Od razu widzę taką sytuację u nas i dlatego pisałam w takim kontekscie, że zwyczajnie nie wyobrażam sobie być tak samo zmęczoną, a musieć wstać, podczas gdy mój mąż musiałby regenerować siły bardziej niż ja. Niby dlaczego? Pisałaś też, że przeczuwałaś, że oboje będziecie niewyspani a jednak to Ty miałabyś mimo wszystko zajmować się Wikingiem. Odebrałam więc zachowanie Franka jako łaskę właśnie.

      Usuń
    3. Pisałaś, że nie uśmiechało Ci się wczesne wstawanie po imprezie, kiedy Franek by sobie spał. I że jesteś mu za to wdzięczna, że jednak okazało się inaczej i że w zasadzie Cię tym zachowaniem zaskoczył. Od razu widzę taką sytuację u nas i dlatego pisałam w takim kontekscie, że zwyczajnie nie wyobrażam sobie być tak samo zmęczoną, a musieć wstać, podczas gdy mój mąż musiałby regenerować siły bardziej niż ja. Niby dlaczego? Pisałaś też, że przeczuwałaś, że oboje będziecie niewyspani a jednak to Ty miałabyś mimo wszystko zajmować się Wikingiem. Odebrałam więc zachowanie Franka jako łaskę właśnie.

      Usuń
    4. Ja ten wpis odebrałam podobnie jak Ida:) I również czytajac takie wpisy czuję wewnętrzny bunt, że jak kto, chlop łaskę zrobi, że własnym dzieckiem się zajmie?:)

      Usuń
    5. No ale zaraz, rozmawiamy o tej konkretnej sytuacji, czy zasadzie? Bo ja pisałam o tym wieczorze, a z pierwszego komentarza Idy wynika, że mowa o regule i codzienności. Franek zawsze zajmuje się Wikingiem, również rano i w nocy (jeśli tylko nie jest w pracy) - zmienia mu pieluchę, nosi jeśli trzeba i usypia, robi mleko w butelce (czego nigdy nie robię z kolei ja, więc można powiedzieć, że to też niesprawiedliwe). Potem wstajemy, a mąż jeszcze się kładzie i nie widzę powodu, dla którego miałabym mu tego zabraniać? Czasami mi się nudzi, to wtedy go budzę, ale generalnie uważam, ze to głupota nie pozwalać komuś spać tylko dlatego, że ja sama nie spię.

      Natomiast co do tej konkretnej sytuacji - znam siebie, wiem, ze nie potrafię odsypiać. Jestem zmęczona, ale budzę się i nie potrafię zasnąć drugi raz, nawet jeśli czuję się niewyspana. Zawsze tak było, tylko kiedyś mogłam potem cały dzień leżeć na kanapie taka sflaczała i nic nie robić, a teraz sobie na to pozwolić nie mogę, dlatego nie lubię wieczornych wyjść, ani nawet późnego oglądania telewizji.
      Wiedziałam, więc jak będzie - skoro ja się budzę i tak, to logiczne jest dla mnie (i męża), ze to wlaśnie ja się będę Wikingiem zajmować mimo zmęczenia, bo to nie jest niczyja wina, że odsypiać nie potrafię. Nawet jak się umawiamy, że wstaniemy razem i tak jest, to później np. kiedy Wiking śpi (albo kiedy ktoś inny sie nim zajmuje, jak teściowie wczoraj) to Franek idzie spać, a ja nie, bo nie umiem. I rezultat jest taki, że przez cały dzień ja chodzę zmęczona. Nie widziałam powodu, zeby opisywać szczegółowo wszystko w notce, bo nie wpadłam na to, że ktoś może w taki sposób to zinrerpretować.
      W sumie ciekawe i dosć dziwne jest to, że to, co dla mnie było miłym gestem ze strony Franka, dla Was jest zachowaniem, które go obciąża. To jest właściwie przykre dla nas obojga, bo taka opinia jest krzywdząca dla mojego męża, który w nocy budzi się tak samo jak ja, a dla mnie, bo nie czuję się uciśniona :)
      A inna sprawa, ze jestem przeciwniczką tego, zeby tak sobie wyliczać kto ile i kiedy zajmował się dzieckiem i robić tak, żeby bylo "po równo" Sytuacje są różne, a gdyby tak było, to na przykład nigdy nie miałabym czasu na siedzenie przy komputerze, bo przecież w tym czasie to Franek zajmuje się dzieckiem :)
      No i jeśli chodzi o sprawiedliwość, to o jej brak możemy mieć pretensje tylko do natury, bo przecież wszystko zaczyna się od tego, że to kobiety rodzą i to one karmią piersią :)
      Rozpisuję się, ale oberwało się Frankowi a na to nie zasłużył i dlatego go bronię z całą stanowczością. Ale w zasadzie nadal trudno mi zrozumieć, jak to jest, że to co ja interpretuję jako miły gest i zachowanie w porządku, dla Was jest łaską :) Pewnie to po prostu kwestia tego, że ja nie widziałam po prostu problemu, a Wy tak.
      Ale tak sobie jeszcze myślę, że to trochę myślenie nie w porządku, że jeśli ja bym się zajmowała WIkigniem podczas gdy Franek by spał, to byloby to niesprawiedliwe, a w odwrotnej sytuacji wszystko jest ok :) W końcu żadne z nas łaski nie robi, że się dzieckiem zajmuje :)
      I jeszcze w kwestii wdzięczności - może jestem dziwna, ale ja często dziekuję Frankowi za takie "normalne" zachowania jak choćby zrobienie obiadu, czy zakupów :) Pewnie, ze łaski nie robi, ale ja też lubię, kiedy docenia się moje codzienne czynności i jest mi miło, kiedy Franek za coś mi dziękuje. Po prostu myślę, że podziękować można również za to, co oczywiste i co się w jakiś sposób należy :)

      Usuń
    6. Myślę, że odebrałybyśmy to wszystko inaczej gdybyś nie pisała o "wdzięcznosci" do Franka, że zajął się Wikingiem. Bo gdyby było napisane cos w stylu, że "ja spałam dalej, a Franej zajal sie wikingiem", nie budziłoby to zadnych emocji w nas, ale to o tej wdziecznosci i zaskoczeniu i poswieceniu spowodowało, ze zabrzmiało to jakby Franek własnie robił łaskę, że dziecko wezmie.

      Wiesz, że ja do Franka nic nie mam:) ALe sowa użyte w poście naprawde dały taki, a nie inny wydzwiek:)

      Jasne, nie da sie wszystkiego robic dokladnie po pol. Ale uwazam, że generalnie (juz nie nawiązując w ogole do WAs) nie jest fair, jesli prawie zawsze matka zajmuje sie dzieckiem a ojciec rzadko.

      Usuń
    7. Ale tak jak napisałam, dla mnie to jest naturalne, ze jestem mu wdzięczna za różne rzeczy, które należą do codzienności. A w tym wypadku - skoro się umówiliśmy, że wstajemy razem, to powinnam slowa dotrzymać, prawda? A tymczasem spałam dalej, a Franek mnie nie budził i jestem mu za to po prostu wdzięczna, za miły gest. A zaskoczona bylam całą sytuacją, że odbyło się to inaczej niż się spodziewałam.

      Ja naprawdę nadal tego negatywnego wydźwięku nie widzę i w sumie przykro mi, ze tak wyszło, bo moim zamierzeniem było go pochwalić, a nie pokazać jakim jest złym mężem.

      To nie jest fair i dlatego też bym się buntowała przeciwko takiemu zachowaniu. Ale u nas tego nie ma. Po prostu dla Franka ważniejsze jest żeby się wyspać, dla mnie, zeby poczytać albo posiedzieć przy komputerze. Równie dobrze on mógłby teraz powiedzieć, że mam się zająć dzieckiem, bo on chce spać, a nie, że sobie przy kompie siedzę :)

      Usuń
    8. Trzeci raz próbuję dodać komentarz, może tym razem się uda.

      Margolko - nie rozumiem w takim razie czemu umówiliście się, że razem po imprezie wstajecie i zajmujecie się Wikingiem, podczas gdy teraz piszesz, że nie widzisz problemu w tym, że skoro Ty nie potrafisz odsypiać, a Franek tak, to czemu miałabyś mu tego zabraniać. Poza tym wyraźnie pisałaś, że taki stan rzeczy by Cię martwił i że nie wierzysz, że Franek słowa dotrzymał. Wnioskuję więc, że jednak jego miłe zachowanie w takich sytuacjach należy do rzadkości. No i muszę odnieść się do cytowania. Piszesz ". Wiedziałam, że będzie tak, że rano Frankowi się nie będzie chciało wstawać (zwłaszcza po planowanym piwkowaniu), a ja - mimo, że też będę zmęczona - będę musiała zająć się wyspanym Wikingiem. Franek obiecał jednak, że oboje wstaniemy rano i będziemy się razem zajmować dzieckiem. No i muszę przyznać, że tym razem nie wiedziałam, że tak będzie :) Bo nie bardzo mu wierzyłam." Znaczy się, że mimo obopólnego zmęczenia, to jednak Ty zazwyczaj jesteś desygnowana do opieki nad dzieckiem. No ale skoro odsypiać nie umiesz, to w zasadzie nie ma sprawy, ja mam ogromną chęć pospania, ale równie, a może nawet bardziej niż mój mąż, także widzę to inaczej.
      Piszesz też "Franek stanął na wysokości zadania, kiedy zobaczył, że nie jestem w stanie otworzyć jednego oka". Czyli dla mnie ocenił, że jednak nie dasz rady, więc sam wstał. Tak jakby liczył mimo wszystko, że Ty pierwsza wstaniesz, a kiedy tak się nie stało, to postanowił się poświęcić. Ja to tak odczytuję.
      I jeszcze jedno. Nie zgodzę się z tym - "Ale tak sobie jeszcze myślę, że to trochę myślenie nie w porządku, że jeśli ja bym się zajmowała WIkigniem podczas gdy Franek by spał, to byloby to niesprawiedliwe, a w odwrotnej sytuacji wszystko jest ok :) W końcu żadne z nas łaski nie robi, że się dzieckiem zajmuje :)". Jak sama pisałaś, natura tak to wymyśliła, że to matka zawsze siłą rzeczy zajmuje się dzieckiem więcej. I ja nawet przeciw temu się buntuję! :) Według mnie cokolwiek by facet nie zrobił, to i tak zawsze nie będzie się to równało zaangażowaniu i poświęceniu kobiety.

      Dlatego śmieszą mnie powszechne podziwy nad mężczyznami, którzy przewiną, wezmą na spacer, czy nakarmią. Pomagać może sąsiad. Dla mnie coś takiego to absolutna norma i standard i nie ma czego podziwiać. Ale może jestem za surowa? ;)

      Usuń
    9. Zgadzam się z dziewczynami, a szczególnie z Idą. Nie rozumiem za co tu chwalić faceta i jeszcze mówić, że to miły gest z jego strony? Gest? To zakichany obowiązek!
      Czasami mam wrażenie, że chwalisz Franka na wyrost za zachowania, które są powszechnie uznawane za normę.

      Faktycznie tak jest obecnie, że to matki więcej się zajmują dzieckiem, niż ojcowie. Mężczyzn ciągle się usprawiedliwia, że muszę się wyspać do pracy, lub wrócili zmęczeni z pracy. Znam nawet przypadek, że mąż właśnie na tej zasadzie, że musi się wyspać do pracy przeniósł się ze spaniem do drugiego pokoju, bo mu płacz dziecka przeszkadzał w nocy :/

      Usuń
    10. Ido,no to tłumaczę jeszcze raz:
      Nasza sprzeczka odnośnie imprezy dotyczyła tego, że ja nie lubię teraz późno wychodzić, bo wiem, że później nie potrafię odsypiać. Niezależnie od tego, czy mam taką możliwość, czy nie. Na przykład jak byliśmy po weselu to nawet nie mieliśmy Wikinga w tym samym pokoju a ja i tak nie spałam bo nie potrafiłam. Dlatego się sprzeczaliśmy, bo ja chciałam iść wcześniej i wrócić dużo wcześniej, bo wiedziałam, ze następnego dnia to ja będę wstawać i to ja będe się zajmować Wikingiem. Niekoniecznie dlatego, ze będę musiała - a po prostu dlatego, że to JA budzę się wcześniej ZAWSZE. Skoro już się budzę, to Franek nie musi, bo przecież sama sobie daję radę - mam budzić męża tylko dla zasady - bo ja nie śpię to on też nie będzie?? To jest dla mnie śmieszne.
      Wiedziałam, ze tak będzie, bo zawsze tak jest. Problemem więc nie było i nie jest dla mnie to, że to Franek śpi, a to, że ja nie, bo nie potrafię. Rozumiesz mnie? Więc nie wycofuję się ani z tego, co napisałam w notce (być może tam bylam nieprecyzyjna, ale naprawdę nie sądziłam, ze to może być tak zinterpretowane, bo dla mnie po prostu tam nie było podstaw do tego, zeby doszukiwac się, jaki to Franek jest okropny dla mnie) ani w komentarzu. Ja nie jestem do niczego desygnowana. Nigdy. Ale owszem, umawiamy się nieraz co do tego, kto jakie obowiązki bedzie wykonywał i nie widzę w tym nic złego. Teraz też to franek zmienia Wikingowi pieluchę, podczas gdy ja piszę ten komentarz.
      W przypadku tamtego wieczoru, Franek obiecywal mi, że nawet jeśli ja się obudzę wcześniej, to ja mam go obudzić i on też wstanie, żebym nie była rano sama. Na tym polegała nasza umowa.
      Naprawdę nie sądziłam, ze pisząc coś takiego, co w moim odczuciu było po prostu miłym gestem ze strony Franka (bo to ja się nie wywiązałam z naszej umowy, i owszem, to jest coś niezwykłego, ze rano to ja śpię, a Franek nie, bo zawsze się budzę pierwsza), przedstawię go w Waszych oczach w złym świetle i jest mi przykro z tego powodu.

      Poza tym wydaje mi się, że to co napisałaś:
      Czyli dla mnie ocenił, że jednak nie dasz rady, więc sam wstał. Tak jakby liczył mimo wszystko, że Ty pierwsza wstaniesz, a kiedy tak się nie stało, to postanowił się poświęcić. Ja to tak odczytuję.
      jest sporą nadinterpretacją. Franek ani się nie poświęcał, ani niczego nie ocenial. Po prostu Wiking się obudził, Franek też, a ja nie, więc Franek po prostu wstał. I tyle. Gdyby liczył, że to jednak ja wstanę, to czekałby aż sie obudzę albo sam próbowałby mnie obudzić.

      No ale właśnie ja nie rozumiem, dlaczego to jest w porządku, kiedy Tobie mąż pozwala rano dospać, a kiedy ja pozwalam na to Frankowi to już nie :) Albo właśnie, że gdybym to ja peirwsza wstała, to Franek bylby tym zlym, któremu się nie chce wstawać, a skoro to on wstał pierwszy to jest to jak najzupełniej normalne, mi się należy a on łaski nie robi :) Ty nie doceniasz tego, ze się Twój mąż dzieckiem zajmuje? Nie jesteś mu wdzięczna za pewne zachowania?
      Nie jest tak, że ja nie wiadomo jak podziwiam facetów za pewne zachowania. Przecież dla mnie to normalne, ze Franek się WIkingiem zajmuje. Być może rzeczywiście brzmię dla Ciebie śmiesznie ze swoją wdzięcznością, ale po raz kolejny powtórzę, że ja po prostu tak już mam, że dziękuję mu nawet za prozaiczne czynności., Nie dlatego, ze zrobil coś wielkiego i że to jest nadzwyczajne, tylko tak po prostu - bo jest mi z tego powodu miło. I to tez jest dla mnie norma, że mąż zajmuje się Wikingiem, ale każda rodzina ma swoje różne zasady i przyzwyczajenia, dla Ciebie ważny jest sen, więc oburza Cię, że to Franek śpi, podczas gdy ja nie, mnie mogą oburzać inne rzeczy, a jeszcze kogoś innego może oburzać na przykład to, że spędzam sporo czasu przy komputerze i przez to na przykład Franek nie może odespać :)

      Usuń
    11. melanii, już Ci kiedyś pisałam, zebyś się od Franka odczepiła jesli masz pisac o nim w ten sposób. Nie pozwalam po prostu na to, bo uważam, ze nie masz prawa go w ten sposób oceniać (nikt nie ma prawa, bo nawet moje notki takiego prawa nie dają, bo zawsze podkreślam, że są subiektywne). Owszem chwalę go, bo uważam, ze to jest miłe. Nie jest to pochwała na wyrost, na pewno, bo uważam, ze powinno się doceniać zachowania innych osób, nawet bliskich i nawet za to, że robią coś, co się nam teoretycznie (!) nalezy.
      Widocznie rzeczywiście mam na tę kwestię inne spojrzenie niż Wy, jest mi tylko przykro, ze przez to wychodzi, że Franek jest jakimś złym charakterem. To, ze nie idealizuję naszego życia, że pozwalam sobie czasami wyrazić żal z powodu jakiejś naszej kłótni lub nieporozumienia nie oznacza, że mój mąż jest gorszy od mężów innych, bo pewnie mnie by się ci inni z jakiegoś innego powodu nie podobali.

      A jakiś podział obowiazków musi być. Skoro facet pracuje, to jednak dla mnie logiczne jest, że ja się zajmuję więcej dzieckiem i chociaż czasami nie jest mi z tym dobrze, to uważam, ze to jest normalne i nei czuję się pokrzywdzona. Uważam że to byloby bardzo nie w porządku, gdyby on wracał z pracy i zastawał żonę, która nic nie robiła, bo niby dlaczego miałaby robić?

      Generalnie żaluję, ze w ogóle napisałam coś takiego, bo w życiu nie pomyslałam że możecie odebrać coś takiego jako dowód na to, że franek zachowuje się wobec mnie nie w porządku :/ Ja nadal zdania nie zmieniam i uważam, że to było bardzo miłe, że mąż mnie nie budził tylko pozwolił się dospać, dlatego, że uważam, że i moim zakichanym obowiązkiem jest rano wstać i zająć się dzieckiem.

      Usuń
    12. Więc nadal nie rozumiem po co się na to wspólne wstawanie umawialiście. Tylko dlatego, żebyś nie była sama? Czyli jednak coś na zasadzie psa ogrodnika, tylko jednorazowo? Chyba, że znowu źle zrozumiałam.

      Tak, możesz mieć rację, że zrobiłam sporą nadinterpretację z tą oceną sytuacji przez Franka. Ale to wynika z doboru słów. Jak sprecyzowałaś, to teraz nie "czepiam się" już tego fragmentu ;)

      Widzisz, bo według mnie jest tak, jak napisałam - kobieta już przez naturę oraz domyślnie więcej zajmuje się dzieckiem.I jest tym przynajmniej przez jakiś czas o wiele bardziej "obciążona". Dlatego właśnie mi się "należy" odespanie w takich sytuacjach, bo jestem z dzieckiem non stop i muszę być w miarę trzeźwa i wypoczęta. A facet nie. On ma o wiele więcej możliwości odpoczynku w innych chwilach. Wychodzę z takiego założenia. W życiu faceta nie zmienia się tak wiele wraz z pojawieniem się dziecka, mówię też o takich sytuacjach, jak opisałaś. A w życiu kobiety wszystko. Chyba mamy inne postrzeganie tej kwestii, bo ja odbieram to tak - wraz z pojawieniem się dziecka weszłam na 24 godzinny etat, który nigdy się nie kończy. Mąż ma swój etat w pracy, po którym wraca do domu i ma jednak te chwile odpoczynku, dłuższe bądź krótsze. Podczas gdy ja ciągle "siedzę w pracy". Rozumiesz? Dlatego właśnie odbieram zachowanie Franka jako łaskę.

      Czy nie doceniam tego, że zajmuje się dzieckiem? Hm, cieszę się, że to robi, ale nie dziękuję mu za to. Podtrzymuję swoje zdanie, że to obowiązek. Równie dobrze musiałabym mu dziękować, że chodzi do pracy, albo że wkłada naczynia do zmywarki. Franek Ci dziękuje, że przez 10 miesięcy zajmujesz się Wikingiem?

      Jeszcze zapytam - jak odespałaś swoje zmęczenie? Jak sobie z nim poradziłaś tego dnia? Czy Franek dał Ci poleżeć na kanapie, jak to do tej pory robiłaś w takie dni?

      Ja wcale nie twierdzę, że Franek jest zły i niedobry. Mnie bulwersują tylko takie nierówności. Nawet, jeśli Ciebie samej one nie bulwersują ;)

      Usuń
    13. Ja też nigdy nie uwazałam i nie uważam, ze Franek jest zlym mężem czy coś. Widocznie na pewne sprawy mamy po prostu inny pogląd. Mi blizej jest zdania Idy właśnie, Krzychu od Patryka urodzenia dużo robił przy nim, czyms zupelnie normalnym bylo, ze nakarmi, przewinie, wykapie, zabawi itd i nigdy mi do glowy nie przyszło być mu wdzieczna czy dziekować, bo przeciez to jest tez jego dziecko, więc to jest jego po prostu obowiazek a nie żadna łaska. I tu znów jeszcze zgodzę sie z Idą- skoro Matka Natura jest niesprawiedliwa w tym, ze my chodzimy w ciazy, rodzimy itd i to nasze koszty są większe, to tym bardziej ich zasranym obowiazkiem jest sie dzieciakiem zajać:)

      Usuń
    14. Ale kobiety też pracują. Osobiście nie jestem za tym, żeby mąż pracował, a kobieta zajmowała się domem. Poza tym uważam też, że wprowadzenie rocznego urlopu było błędem.

      Usuń
    15. Ida (cz1), tak, dlatego, żebym nie była sama, bo mi sie wtedy nudzi. W ogóle własnie najczęściej chodzi o to, że mi się nudzi i to dlatego nie chcę, żeby Franek spał dłużej, a nie dlatego, że skoro sama nie śpię, to jemu też nie dam. Tu jest jeszcze inaczej, bo w domu w takiej sytuacji po prostu idę do innego pokoju i zajmuję się swoimi sprawami. U teściów pokoik jest mały i nie ma się gdzie ruszyć, kiedy łóżko jest rozłożone i nie mam co robić z Wikingiem, dlatego Franek obiecał, że wstanie rano i będzie tak, jak każdego innego dnia.

      Rzeczywiście, mamy zupełnie inne podejście jeśli o to chodzi, bo o ile zgadzam się z tym etatem (kiedyś nawet o tym pisałam - przy okazji urlopu Franka w maju), to ja nie czuję, że coś mi się z tego tytułu należy bardziej. Bo Frankowi życie zmieniło się tak samo jak mnie a nawet trochę bardziej, bo musi jeszcze obowiązki rodzicielskie łączyć z pracą i właśnie ma mniej tego czasu - nie może spać tyle ile kiedyś (a wstaje bardzo wcześnie, zazwyczaj ojcowie jednak mają mniej wymagajace godziny pracy), a jeśli śpi, to z kolei nie ma czasu na przyjemności, bo zajmuje się Wikingiem. Jak przychodzi z pracy to właśnie czeka go drugi etat - domowy :) Dlatego rozumiem jego potrzebę wypoczynku i jeśli się skarżę na to że śpi, to tylko dlatego, że wolałabym, zeby ze mną pogadał, bo przecież cały dzień się nei widzieliśmy. Ja z kolei wcale nie potrzebuję dosypiać w ciągu dnia, bo zwyczajnie wysypiam się w nocy. Śpię tyle samo, co kiedyś, tylko z przerwami, ale mój organizm się dostosował. Więc mnie bardziej zależy na tym, żeby mieć czas dla siebie i kiedy Franek zajmuje się małym, to ja zamiast się połozyć wolę poczytać albo poblogować. Rozumiem to co napisałaś i Twój pogląd - tu po prostu mamy inaczej, ale nie rozumiem, dlaczego właśnie caly czas o tej łasce piszecie. Przecież on tego nie zrobił z fochem, nie wypominal mi niczego, nawet nie westchnął - po prostu zobaczył, że ja śpię, to wstał. I owszem, robi to na mnie wrażenie, bo ja bym jego obudziła :) Ale dziwię się Wam przede wszystkim dlatego, że przecież nie czytacie mnie od dziś, a ja wiele razy pisałam o tym, jak dużo Franek robi w domu i przy dziecku, jak bardzo mnie w tym odciąża i nawet jeśli narzekam na niego to nigdy nie w tym kontekście, bo nie mogę mu niczego zarzucic. A tymczasem z tego co piszecie wynika, jakbym ja była ciężko pracującą matką polką a mój mąż tylko leży i pachnie - no, czasami jeszcze do pracy sie przejdzie :)

      No widzisz, a my sobie za takie rzeczy dziękujemy :) Jasne, że zdarza mi się podziękować Frankowi na przykład za pozmywanie naczyń (mimo, że zmywamy oboje i to nie jest nic nadzwyczajnego) albo za to, że przejął jakiś obowiązek, który z reguły jest mój a ja w tym czasie miałam labę. I tutaj się różnimy, bo dla mnie to, ze jestem wdzięczna, oznacza, że doceniam to, co Franek dla mnie robi. I oczywiście, że on także docenia to, co robię ja. Pewnie, że to wszytsko są nasze obowiązki, ale ja nie wiem, co złego jest w tym, że podziękuję mojemu mężowi za to, jaki jest i co robi. Mimo, że wcale tego ode mnie nie oczekuje.

      Usuń
    16. Ida (cz2)Mogłam odespać, ale nie chciałam. Widzisz, cały czas właśnie powtarzam, ze ja po prostu nie umiem tak odsypiać i to dlatego nigdy nie lubiłam takich wyjść (przed Wikigniem też zawsze się sprzeczaliśmy o porę powrotu). Napisałam o tym leżeniu na kanapie, ale nie tylko tak odreagowywalam zmęczenie - zwykle wychodziłam gdzieś na miasto albo coś razem z Frankiem robiliśmy. I wczoraj właśnie tak było. O 16 wyszłam sobie z domu połazić po mieście a Franek zajmował się Wikingiem - nie musiałam go nawet o to prosić, po prostu wiedział, że chcę się przejść i powiedział, żebym poszła. Wróciłam dopiero po 18. Mogłam się w tym czasie przespać, ale wolałam ten czas spożytkować inaczej - często właśnie tak jest, że Franek mi mowi, żebym się przespała, a ja po prostu zamykam się w pokoju i czytam na przykład. A z kolei jeśli naprawdę czuję że potrzebuję popołudniowej drzemki, to jeszcze się nigdy nie zdarzyło, żeby Franek mi jej odmówił. Nigdy nie ma z tym problemu, tylko ja po prostu nie czuję potrzeby żeby się kłaść i szkoda mi na to czasu. Swoją drogą na temat mojego snu miałam zamiar kiedyś napisać, więc może Wasze komentarze trochę przyspieszą tę notkę.

      No trochę tak właśnie to odbieram, taką sugestię, że Franek jest nie w porządku wobec mnie, że jest jednym z tych facetów, co mają gdzieś obowiązki domowe, żonę i dziecko i myślą tylko o sobie. I to jest po prostu bardzo krzywdzące. Są rzeczy, które mogłabym mojemu mężowi zarzucić, bo nie jest ideałem, ale trudno jest mi znieść, kiedy krytykują go inni, zwłaszcza, że nie znają całej sytuacji.

      Usuń
    17. I dodam jeszcze, (jesli chodzi o tę zmianę trybu życia i 24godzinny etat), ze w naszym przypadku jest tak, że keidy Franek ma wolne, to ja w jakimś sensie też :) Bo wtedy on się zajmuje Wikingiem a ja mam czas dla siebie, więc ktoś może z kolei powiedzieć, ze to jest nie w porządku, bo franek tego czasu dla siebie nie ma tyle co ja, skoro swój wolny czas oddaje poniekąd mnie.

      Usuń
    18. Kobieta w sukience, no znam Cię już trochę więc właściwie wiem, że nie masz nic do Franka i nei masz złych intencji (chociaż Franka trochę zdziwił Twój komentarz - bo on też wiele z Was kojarzy i wie, kto zazwyczaj jest w opozycji, a kto nie :) co nie znaczy oczywiście, ze się oburzył albo coś, bo akurat on ma dystans totalny do siebie), ale zaskoczyło mnie bardziej to, że piszesz w taki sposób, jakby Franek nie robił nic przy Wikingu, a przecież znasz już nas od dawna i wiesz, ze nie mogłabym być z facetem, który mi nie pomaga. Przecież Franek też od urodzenia zajmuje się WIkingiem, przewija go, karmi, nosi, bawi się z nim każdego popołudnia. Dlatego nie wiem, skąd u Was ten wniosek, że jest jakaś dysproporcja między tym, co robię ja i on w domu (jakaś na pewno jest, bo on jednak jest często poza domem, ale mam na myśli momenty, gdy jesteśmy we dwójkę) Oczywiście, ze jest to tak samo jego obowiazek, jak mój, ale on przecież tego nie negował ani przez moment.

      Usuń
    19. Margolko, ani razu nie nazwałam Franka złym czy okropnym, nie twierdziłam, że jest kiepskim mężem czy ojcem. Nie krytykowałam go też. Powtórzę, że zdziwiła mnie sama sytuacja i Twoje podejście które jest diametralnie różne od mojego. To wszystko. Jeśli Ty dobrze czujesz się w takiej sytuacji i nie widzisz problemu, to nie ma sprawy. Jak widać rodzajów postrzegania tej kwestii może być wiele. I nie ma w tym niczego złego.

      Usuń
    20. melanii, ale nie rozumiem do czego się odnosisz? Przeciez ja nie pracuję, więc po co przytaczać inne przykłady, skoro mowa o nas. Rozmawiamy o sytuacji, kiedy ja jestem na urlopie macierzyńskim a Franek chodzi do pracy, nie o innej. Więc to normalne, że nie może być tak, ze ja siedzę w domu i nic nie robię :/ Sama bym się z tym źle czuła.
      Natomiast co do rocznego urlopu - nie uważam że to jest bez sensu. Być może są matki które chcą wrócić po poł roku (ja sama nie wiem, co bym zrobiła, gdybym nadal miała pracę), ale na pewno nie można powiedzieć, że to jest bez sensu. I generalnie nie jestem zdania, ze jak ktoś nei ma dzieci, to nie powinien mieć zdania na ich temat, ale akurat w kwestii urlopu macierzyńskiego uważam, ze tak uczciwie mogłabyś stwierdzić, ze jest bez sensu tylko gdybyś faktycznie miała swoje dziecko i mogła uzasadnić, dlaczego tak uważasz. I piszę to właśnie dlatego, że wcześniej nie wiedziałam, jaka to różnica między 6 a 12 miesiącami z dzieckiem w domu a teraz wiem. I nie chodzi o to, ze nagle zmieniłam zdanie,ale właśnie teraz znam od podszewki wszystkie za i przeciw.

      Usuń
    21. Wtrącę się jeszcze, bo zobaczyłam kolejny komentarz, który uderza w sedno naszego postrzegania. Piszesz, że nie mogłabyś być z facetem który Ci nie pomaga. No właśnie - i w tym się różnimy, bo ja nie odbieram tego, co robi mój mąż w domu czy przy dziecku jako pomoc dla mnie. To obowiązek, który nie podlega dyskusji. Jak już wcześniej stwierdziłam pomóc może rodzina albo sąsiad. Ale to moje zdanie.

      Usuń
    22. Wtrącę się jeszcze, bo zobaczyłam kolejny komentarz, który uderza w sedno naszego postrzegania. Piszesz, że nie mogłabyś być z facetem który Ci nie pomaga. No właśnie - i w tym się różnimy, bo ja nie odbieram tego, co robi mój mąż w domu czy przy dziecku jako pomoc dla mnie. To obowiązek, który nie podlega dyskusji. Jak już wcześniej stwierdziłam pomóc może rodzina albo sąsiad. Ale to moje zdanie.

      Usuń
    23. No dobrze, wobec tego źle się wyraziłam - bo jestem przekonana, ze chodzi nam dokładnie o to samo. Kwestia nazewnictwa. Bo ja to co robię w domu też mogłabym nazwać pomaganiem Frankowi.Po prostu razem prowadzimy gospodarstwo domowe. Ale dobrze, poprawiam się - nie mogłabym być z facetem, który w domu nie chce nic robić i nie poczuwa się do tego, że prowadzenie domu i zajmowanie się dzieckiem nie należy do jego obowiązków. Lepiej? :) Myślę, ze to już naprawdę jest czepianie się, bo znowu powtórzę - znacie mnie i poniekąd Franka nie od dziś, wiecie, jaki tryb życia prowadzimy i wiele razy pisałam o tym, jak dużo Franek robi w domu. Dziwi mnie to, ze teraz to co piszeszbrzmi trochę tak, jakbyś w życiu o tym u mnie nie czytała, a przecież wielokrotnie na ten temat już rozmawiałyśmy i o ile pamiętam nasza sytuacja wcale się aż tak nie różniła.

      A co do wcześniejszego komentarza- wprost nie, ale z kontekstu trochę tak to właśnie odczytałam. Własnie mnie niezmiernie dziwi to, co wyczytałyście w tej notce i caly czas nie umiem się tego doszukać. Mam wrażenie, ze zupełnie ignorujecie to, że cały czas podkreślam, że nie o brak możliwości odsypiania mi chodziło, tylko o sam fakt tego, że będę zmęczona. Takie same rozmowy prowadziliśmy wielokrotnie gdy wychodziliśmy przed narodzinami Wikinga i często się chciałam, zeby Franek wstał razem ze mną lub chociaż trochę wcześniej, bo wolałam spędzić czas z nim niż sama. Różnica jest taka, ze wtedy slowa nie dotrzymywał, a teraz obecność Wikigna go zmotywowała i w tym sensie to że jednak wstał bylo dla mnie pozytywnym zaskoczeniem.

      Usuń
    24. Ps Odnośnie pierwszego akapitu i tej "pomocy" - nie mówiąc już o tym, że przecież zawsze pisałam o tym, ze to Franek więcej w domu robi i to do niego należy większoć domowych obowiazków.
      W sumie to co piszę zaczyna mi troche przypominać udawanie, ze nie jestem wielbłądem :)

      Usuń
    25. Chodzi o to, że denerwuje mnie coś takiego, że kobieta cos MUSI, a facet MOZE. I tak wlasnie zinterpretowałam ten post i stad moje komentarze. Choć jasne, znam Was tyle lat, Wasze podejscie do wielu spraw i wiem doskonale, ze Franek duzo robi w domu. Mi chodzi o ten pewien podzial Moze a MUSI. Rozumiesz?

      Usuń
    26. No tak rozumiem, ale właśnie to mnie dziwi, bo u nas tak nie jest, ze ja wszystko muszę, a Franek może :) To, że w notce uzyłam takich słów, nie miało żadnego znaczenia, bo po prostu nie zwracałam uwagi, nie myśląc o tym, że tak to zostanie odebrane. Po prostu gdyby to było głównym tematem notki (w sensie podział obowiązków) to na pewno inaczej bym się do tego przyłożyła, a tak chodziło o nakreślenie sytuacji na szybko.
      U nas każde z nas ma jakieś obowiązki, które zzazwyczaj wykonuje, są takie, które należą do mnie, są takie, któe do Franka. Franek bardziej ogarnia domowe sprawy, ja logistyczne i finansowe. W przypadku Wikinga to po prostu wszystko zależy od sytuacji

      Usuń
    27. Być może w swoich komentarzach niepotrzebnie wylewałam swoje nieco feministyczne poglądy, zapedzajac się trochę, bo chodziło mi o pewne moje opinie ogólne, a nie konkretnie w kontekście Was.

      Usuń
    28. Widzisz, jeśli chodzi o poglądy, to akurat ja się z nimi zgadzam, myślę, że prawie ze wszystkim - choć może nie z tym, że należy mi się coś bardziej niż Frankowi, bo uważam, ze on tak samo ma prawo do wypoczynku i czasu wolnego. I dlatego właśnie tym bardziej trudno było mi prowadzić tę dyskusję, bo ja w ogóle nie odnajdowałam tego, o czym piszecie w naszym związku.
      Swoją drogą, spędziłam dzisiaj bardzo dużo czasu pisząc komentarze i przez to "obsługą" Wikinga zajmował się głównei Franek, więc to taki paradoks, bo gdyby nie on, to bym sobie na to pozwolić nie mogła :) Chłopaki byli bardzo wyrozumiali, kiedy musieli na mnie czekać, aż skończę, żeby wyjść na umówione spotkanie ;) A Franek nawet nie stęknął, ze za dużo siedzę przy kompie (bo czasem mi to mówi ;))

      Usuń
  2. na tym polega małżeństwo żeby właśnie dostrzegać takie stany :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polly, trafiłaś w samo sedno! :)

      Usuń
    2. dzięki staram się :D

      Usuń
    3. Całkiem dobrze Ci to wychodzi :) W każdym razie dobrze uchwyciłaś sens, który chciałam zawrzeć w tej notce :)

      Usuń
  3. Mam podobnie, wolę zrezygnować z siedzenia do późna w knajpie i iść wcześniej spać, bo wiem, że około 7-7:30 obudzę się i będę miała po spaniu. Nie potrafię dłużej spać. Wczoraj siedzieliśmy u znajomych i koło 23 zrobiłam się senna i było to po mnie widać :D wytrzymałam do północy i zarządziłam powrót do domu :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, na pewno doskonale rozumiesz o co mi chodzi. Ja własnie dlatego nie lubię późnych wyjść - ktoś powie, kto Ci broni spać? (zwłaszcza, gdy dziadkowie obiecują zająć się dzieckiem) No właśnie paradoks polega na tym, że ja sama, bo mój organizm nie potrafi zasnąć :)

      Usuń
    2. G. też mi często mówi, że np. "o jutro masz wolne, to będziesz mogła się wyspać". I ja naprawdę chciałabym spać dłużej, ale mój organizm na to nie pozwala, przyzwyczajony jest do budzenia się dość wcześnie. Miałam tak nawet na praktykach i nikt nie potrafił tego zrozumieć ;) Z drugiej strony to jest dobre, bo kiedy wiem, że nie będzie mi dane długo spać, to nie piję dużo, nie znoszę kaca i nie pamiętam kiedy ostatni raz miałam :D Ba! Ja nawet po pracy, czasami po prawie 24 godzinach na nogach, nie mogłam odespać, 3 godziny snu i finito. Co prawda byłam wtedy totalnie bezużyteczna, ale nie potrafiłam zakopać się na cały dzień w łóżku i spać.

      Usuń
    3. No właśnei Franek często też teog nie rozumie :) Bywa, ze na przykład każe mi się położyć i odespać ciężką noc, a ja nie umiem! Chociaż teraz już rzadziej to robi, bo się nauczył, że ja wolę w tym czasie robić co innego :)
      Dokładnie, ja też się w takie dni do niczego nie nadaję, ale nie lubię wtedy siedzieć bezczynnie, próbuję sobie zorganizować jakieś łatwe odmóżdzające zajęcie, żeby czas jakoś zleciał :P

      Usuń
  4. Brawo dla Franka, nie ma to jak czujne oko męża :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytaj sobie pierwsze komentarze, okazuje się, że nie dość, ze sobie na brawa nie zasłużył to jeszcze zasłużył na burę ;))
      Echh, przykro mi trochę, bo dla mnie to naprawdę było miłe.

      Usuń
  5. Przeczytałam Waszą dyskusję na telefonie usypiając Alę i nie mogę się nadziwić skąd bierzecie na to czas..;)

    A ja Cię rozumiem. Mi daleko do takiego skrajno- feministycznego poglądu o 'zasranych obowiązkach' mężczyzn względem domu, dzieci i ich kobiet. Mimo że sama czasu wolnego mam jak na lekarstwo i musimy się wszystkim dzielić to tego typu zachowania i gesty jak opisujesz- też doceniam, czuję wsparcie z drugiej strony i jest to zwyczajnie miłe. Nie ukrywajmy, faceci nigdy nie będą kobietami, mają inną naturę od zarania dziejów! Mój mąż np po całej dobie zajmowania się dziewczynami i domem gdy ja pracuję, po moim powrocie umożliwia mi jeszcze odpoczynek (tak, ja też jestem mu wdzięczna;), a potem pyta czy może zająć się wreszcie czymś męskim- i idzie np.do garażu:P
    Mam wrażenie że jakby zaistniała taka możliwość to niektóre kobiety w ramach 'sprawiedliwości' kazały by facetom rodzić.. A dla mnie ta nasza opieka nad dziećmi, fakt że do nas lgną najmocniej, to naturalna, instynktowna wręcz sprawa. Niedobrze jak facet nie jest zupełnie zainteresowany domem i dziećmi ale takich jak nasi zwyczajnie warto docenić:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja Ci powiem skąd ja go biorę - a właściwie skąd go brałam w ten konkretny dzień :) Franek się zajmował Wikingiem niemal przez cały czas! Tego dnia teściowie mieli gości, więc nawet nie mieli za bardzo jak pomóc. Słowem się nie zająknął, że siedzę tyle czasu przy komputerze, podczas gdy on nie ma czasu na nic. No ale podobno łaski nie robi... Tyle, że ja to widzę zupełnie inaczej. I jestem właśnie wdzięczna mężowi za to, że mam takie chwile/dni dla siebie. Kompletnie nie rozumiem, dlaczego mnie miałoby się to należeć bardziej niż jemu??
      Cieszę się z Twojego komentarza, bo przynajmniej nie czuję się jak jakieś dziwadło ;) Przecież właśnie o to chodzi, że ja po prostu doceniam to co Franek dla mnie robi, i to że jestem mu za to wszystko wdzięczna jest dla mnie czymś naturalnym. Zupełnie nie rozumiem odbioru tej notki. Nieważne - obowiązek, czy nie obowiązek, po prostu nie widzę nic złego w byciu wdzięcznym. Natomiast dziwna jest dla mnie taka roszczeniowa postawa, że facet musi robić tyle, ile ja. Oboje musimy lub właśnie oboje możemy. Każdy ma swoje obowiązki.

      Wiesz, ja już dawno wyrosłam z tego wyrównywania na siłę i stwierdzania, ze to niesprawiedliwe, ze kobiety rodzą :)

      Usuń
  6. Przyznam, że mi też trochę zgrzytnął fragment, że Franek będzie odsypiał, a Ty będziesz musiała wstać, ale burzliwa dyskusja wyżej mnie trochę dziwi, bo znając was można podejrzewać, że Franek nie unika roboty w domu ani przy dziecku (nawet pamiętam, że pojawiały się w komentarzach przeciwne zarzuty). Ostatni akapit dużo wyjaśnia - najważniejsze, ze umie wykazać się wtedy, kiedy trzeba. :)
    Jeśli chodzi o nierówności i ilość etatów, to chciałam skomentować, ale już to napisałaś. W związku, w którym jest sprawiedliwy podział obowiązków i dziecko nie jest tylko sprawą matki, ojciec po powrocie z pracy też ma kolejną część etatu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Ci Sanglant! :)) Już myślałam, ze to jakaś zbiorowa amnezja i nikt nie pamięta żadnych notek, w których tak dużo pisałam o tym, ile Franek robi w domu i jaką jestem przy nim ignorantką, jeśli chodzi o część domowych obowiązków :) (właśnie, były też zarzuty, że co ze mnie za żona, która od pracującego męża jeszcze śmie czegokolwiek wymagać, nie dogodzisz normalnie:))
      W każdym razie - no dobrze, może ten fragment zabrzmiał niefortunnie, nie pomyślałam, ze tak to może być odebrane, bo dla mnie to tak nie wyglądało, a przede wszystkim nie było to dla mnie aż tak istotne. Ale właśnie - mam wrażenie, że dziewczyny zupełnie zignorowały ostatni akapit a później to, co pisałam w komentarzach.

      Otóż to! Przecież facet normalnie chodzi do pracy! Kiedy wraca też zajmuje się domem (tu mówię o Franku), więc dlaczego niby nie miałby mu się należeć również odpoczynek?Tego właśnie najbardziej nie rozumiem. A drugie, czego nie rozumiem, to zdziwienie moją wdzięcznością :) Dla mnie to po prostu naturalne.

      Usuń
  7. Myślę, że dziewczyny miały na myśl i to że jak Ty się zajmujesz dzieckiem, to nikt Ci za to brawa nie bije. Ale fakty są takie, że jesteście dorośli i świadomi, taki sobie ustaliliście podział obowiązków i nie widzę potrzeby, żeby się oburzać na Franka albo Ciebie bronić, bo żadnego uciemiężenia kobiet tu nie ma :-) A już na pewno nie warto oceniać czyjegoś związku, zwłaszcza inne blogerki powinny rozumieć, jak łatwo ocenić kogoś po pozorach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też Frankowi braw nie biję ani pokłonów z wdzięczności też nie. Pisząc o tym, że jestem mu wdzięczna, mam na myśli po prostu to, że zwyczajnie doceniam to, co dla nas robi. Kiedy mu czasami za coś dziękuję, robię to właśnie po to, żeby wiedział, że ja to widzę.
      Ostatnie zdanie jest bardzo trafne!

      Usuń
  8. Czytałam już kilka recenzji tej książki, jednak mnie do niej nie ciągnie ;)

    OdpowiedzUsuń