*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

piątek, 6 listopada 2015

Wyjeżdżamy :(

I nadszedł ten dzień. Jutro wyjeżdżamy... :( Dziwnie się czuję - normalnie, jakbym się stąd wyprowadzała na dobre, choć przecież od lat już nie mieszkam w Miasteczku. Myślę, że to dlatego, że zdaję sobie sprawę z tego, że powoli dobiega końca jakiś kolejny etap w moim życiu i znowu nadejdzie czas, kiedy nie będę mogła sobie powtarzać "pomyślę o tym później".

Spędziliśmy tutaj trzy tygodnie. Tak długo w Miasteczku to ja nie siedziałam chyba od roku 2007, kiedy to wróciłam z Hiszpanii, na studiach miałam akurat przerwę semestralną. Później już zawsze wpadałam maksymalnie na tydzień, no i w minione wakacje siedziałam tu przez dwa tygodnie. Kiedy tu jechaliśmy wydawało mi się, że to tyyyle czasu... I oczywiście jak zwykle minęło zbyt szybko, choć prawda jest taka, że od początku wiedziałam, że tak będzie :)

Cóż mogę powiedzieć? W Miasteczku jest mi po prostu bardzo dobrze! Czuję się tu jak u siebie, nadal mam swój pokój (którym musiałam się podzielić z Wikingiem i Frankiem ;)), często mam wrażenie, że tutaj jestem w jakiś magiczny sposób odgrodzona od problemów dnia codziennego. Myślę, że właśnie w tym tkwi sekret... Bo naprawdę czuję się tu wspaniale, ale przede wszystkim dlatego, że mam świadomość, że jestem tu na wakacjach, myślę, że inne odczucia miałabym, gdybym mieszkała tu na stałe. Jestem wręcz tego pewna... Ale o tym może innym razem, bo to chyba dłuższe rozważania.

Wczoraj jeszcze mnie to nie ruszało, dzisiaj od rana też nie. Ale po południu już poczułam ogromny żal, że to ostatni spacer w Miasteczku, że po raz ostatni Wikuś szaleje po całym mieszkaniu, że ostatni raz się kąpie w wannie. Już czuję żal za tą naszą codziennością miasteczkową. Pierwszy tydzień był taki sobie, przyznaję. Pisałam Wam zresztą o tej kumulacji. Ale później wszystko wróciło do normy i było naprawdę fajnie. A nawet lepiej niż w Podwarszawie. Nie wiem dlaczego, ale jakoś inaczej mi tutaj dni mijają, mimo, że przecież tyle samo czasu spędzam sama z Wikingiem. Nie umiem tego w żaden sposób wytłumaczyć, nie potrafię za bardzo znaleźć różnicy - a szkoda, bo wtedy mogłabym poprawić to, co szwankuje w domu. Nie wiem, może to po prostu cały czas chodzi o magię wakacji...
Oj będzie mi jutro smutno, będzie. I obawiam się poważnego syndromu przedszkolaka.
 W sumie to planowałam więcej napisać, ale jakoś mi się odechciało:)

Godzinę później:
W sumie to się zastanowiłam i chyba trochę wiem o co chodzi. Ja tutaj spędzam więcej czasu z Wikingiem i jest on bardziej intensywny! Daje mi to dużo radości. Jednocześnie wydaje mi się, że mam też więcej czasu na swoje szydełkowanie (prawie skończyłam śpiworek dla Wikinga) albo czytanie (przeczytałam cztery książki) Jakoś lepiej godzę tutaj jedno z drugim. Wczoraj na przykład siedziałam i czytałam książkę, a książeczkę Wikinga trzymałam na kolanach i on przez 20 minut (!) przewracał w niej strony w te i wewte. Tym samym jednocześnie się z nim bawiłam i czytałam :) Poza tym jakoś się tu więcej wygłupiamy i przytulamy. W domu po prostu ciągle wynajduję sobie coś do roboty i kiedy Wiking bawi się sam, to ja wykonuję codzienne obowiązki, a tutaj nadal jestem obok niego i od czasu do czasu coś do niego zagadam, przytulę go, połaskoczę... Mam wrażenie, jakbym w Podwarszawie funkcjonowała w innym trybie, coś w rodzaju "na przetrwanie", brakuje mi takiej radości dniem codziennym. Chociaż oczywiście nie zawsze. Hmm, złożony temat chyba sama sobie dałam do myślenia i będę musiała się nad tym wszystkim zastanowić.

11 komentarzy:

  1. Przez mój komputerowstręt mam takie zaległości, że nie wiem, kiedy ja to nadrobię :( najpierw muszę się dokopać do informacji, dlaczego tyle czasu byliście w Miasteczku :O Ale jestem :* i powoli nadrabiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że w Miasteczku czujesz się w połowie mamą, a w drugiej dzieckiem. I masz duże poczucie bezpieczeństwa...

    OdpowiedzUsuń
  3. Dom rodziny daje poczucie bezpieczeństwa i jakiejś takiej swojskości. A poza tym, tak jak napisałaś, to jednak wakacje, oderwanie od codzienności. Ale przecież w pokonywaniu syndromu jesteś wprawiona. A miała już kiedyś syndrom z Wikingiem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to prawda, myślę, ze to wszystko ma znaczenie.
      Ano jestem wprawiona, ale i takróżnie z tym bywa :) Masz na mysli odkąd Wiking się urodził? Trochę miałam, w maju, w pozostałych przypadkach było tak, ze z Miasteczka jechaliśmy do Poznania i tam się zdążyłam trochę oswoić już z tym, że wyjechałam.

      Usuń
  4. Fajnie, że tak dobrze Ci w Miasteczku, u rodziców. Ja pod tym względem jestem całkiem inna, odkąd wyprowadziłam się z domu tylko raz przez 3 tygodnie mieszkałyśmy z Amelką u moich rodziców, gdy A. wyjechał w długą podróż. To było 5 lat temu.. Bardzo źle to wspominam. Okazało się, że przez ten okres chyba wszyscy się zmieniliśmy- my, nasze przyzwyczajenia i oczekiwania.. Nigdy bym już tego nie powtórzyła.
    Spokojnego powrotu do domu:-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, bardzo mi tam dobrze, właściwie nie mam tam żadnych problemów. Mogę sięod wszystkiego odciąć.
      A źle wspominasz ze względu na to, że nie do końca się dogadywalaś z rodzicami, czy może chodziło o to, że za bardzo ingerowali i narzucali swoje zdanie, czy jeszcze o coś innego? Jesli mogę spytać oczywiscie.

      Usuń
  5. Myślę, że to wszytsko przez to, że w Miasteczku jesteś i mamą i dzieckiem. Nie musisz być w pewnym sensie odpowiedzialna za nikogo poza synem bo wiesz, że resztą, szarą codziennością zajmą się rodzice a Ty możesz być przez ten czas dla siebie i dla Wiktorka. I to jest właśnie magia domu rodzinnego. W Podwarszawiu zawsze będzie inaczej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myslę, że chyba coś w tym jest i macie rację z tym spostrzeżeniem.
      Pewnie tak, pewnie zawsze będzie inaczej..

      Usuń