*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

wtorek, 8 grudnia 2015

11 miesięcy.

Dziś ostatnia notka podsumowująca to, co zmieniło się w zachowaniu Wikinga w przeciągu miesiąca :) Nie zakładałam, że będę takie comiesięczne notki zamieszczać, nie planowałam ich, ale jak przyszło co do czego, te relacje wyszły trochę naturalnie. Po prostu stwierdziłam, że Wiking rozwija się tak szybko (w pierwszym półroczu, w drugim ten rozwój miał trochę inną naturę), że lepiej pisać o tym raz a dobrze niż wspominać mimochodem przy okazji :) Albo nie wspominać wcale - szkoda byłoby mi nie mieć tego nigdzie odnotowanego, a nie prowadzę żadnego albumu Wikingowi.

Jeśli chodzi o dane "techniczne", parę dni temu byliśmy na kontroli w przychodni, Wikuś został zważony i zmierzony - 7570 gramów i 71 centymetrów. Ma dwa całe ząbki na dole i ani śladu kolejnych :) To był fałszywy alarm, kiedy myślałam, że idą mu następne... A może szły, tylko nie doszły ;) To podobno może trwać miesiącami.
Od ubiegłego miesiąca niewiele się zmieniło w samym zachowaniu Wikusia :) Ale przecież zaliczyliśmy ogromny przełom, bo nieco ponad dwa tygodnie temu postawił samodzielnie pierwsze kroczki. Od tamtej pory codziennie wędrował po domu zwiększając częstotliwość tego tuptania i ilość kroków. Teraz idzie mu to już całkiem nieźle. Właściwie to widać, że gdyby nie to, że chodzi powoli, a czasami mu się spieszy, zupełnie zrezygnowałby z raczkowania, bo zdecydowanie odkrył korzyści jakie niesie ze sobą poruszanie się na dwóch nogach - można jednocześnie coś trzymać w rączkach a nawet jeść. 
Poza tym Wiking nadal wspina się na wszystko, co popadnie, z tym, że teraz jest sprytniejszy i kiedy ma za krótkie nóżki, żeby wejść na fotel na przykład, to przysuwa sobie coś, na czym mógłby stanąć. Ostatnio udało mu się nawet wejść na krzesło. Najbardziej lubi nasze wielkie łóżko. Musimy zamykać drzwi do sypialni, bo czasami ani się obejrzymy a on już skacze po pościeli i śmieje się na całe gardło - a kiedy próbujemy go ściągnąć, to ucieka :)

Wiem, że się powtarzam, ale takie są fakty - Wiking z miesiąca na miesiąc staje się bardziej kontaktowy i rozumny. Jest między nami coraz lepsza interakcja - Wikuś śmieje się kiedy robimy coś zabawnego (w jego odczuciu oczywiście), naśladuje nas, bawi się w chowanego i w ganianego. To ostatnie to zabawa Wikinga z Frankiem. Franek go podpuszcza, udając, że chce go złapać, a potem idzie do drugiego pomieszczenia. Wtedy Wiking powoli idzie za nim, bardzo uważnie i czujnie i na najmniejszy Franka ruch z piskiem i uśmiechem zawraca i ucieka do mnie :) Jest przy tym mnóstwo śmiechu, choć to czasami ryzykowna zabawa i ten śmiech szybko może przerodzić się w płacz, kiedy Wiking się nagle o coś uderzy albo przewróci. Jeśli chodzi o zabawy bardziej statyczne, to lubi bawić się piłeczkami albo klockami. Jeśli chodzi o te drugie, to nie jest jeszcze na etapie, żeby cokolwiek z nich budować, raczej zabawa polega na wyjmowaniu pojedynczo klocków z wiaderka i wkładaniu ich tam z powrotem :) Udaje mu się już nawet z naszą małą pomocą dopasować kształt klocka do otworu - sam rzadko się tak bawi, bo szybciej jest ściągnąć pokrywkę i wrzucać klocki bez zastanawiania się, w którą dziurę je trzeba włożyć ;) Ale skoro już o otworach mowa - Wiking zaczyna kojarzyć, że coś do czegoś może pasować i na przykład wkłada piłeczkę do klocka w kształcie koła i to jest jedna z jego ulubionych zabaw. 

Jeśli chodzi o karmienie piersią, to odpuściłam. Nie, nie karmienie, tylko zastanawianie się nad tym :) Wiking jest coraz bardziej zainteresowany "normalnym" jedzeniem, jak już ostatnio wspominałam, kiedy coś jemy, on też musi coś dostać. Poza tym dostaje kaszkę, deserek, zupę i drugie danie, więc coraz mniej miejsca na pierś zostaje. Karmię go na żądanie i w praktyce wychodzi tak, że pije moje mleko rano, koło 18 i w nocy. I czasami w około południa. Na szczęście przestał się już tak upominać i nie szarpie mnie za dekolt, jak to było w ubiegłym miesiącu.

Ze snem się u nas poprawiło (odpukać!) :) Od jakiegoś czasu Wiking znowu śpi w nocy spokojnie, budzi się tylko na chwilę i nie trzeba podawać mu butelki. Od dawna też nie mieliśmy z nim problemu jeśli chodzi o zasypianie. Jeśli nie zasypia od razu ani w trakcie czytania mu, to tak jak to robiłam dawniej, wychodzę z pokoju. On sobie chodzi po łóżeczku, bawi się misiem albo swoją kolorową lampką. Kiedy postękuje, przychodzę na chwilę do niego i znowu wychodzę. Zwykle po jakimś czasie stwierdzam, że coś długo go  nie słychać i kiedy zaglądam do pokoju, on już śpi smacznie w łóżeczku i tylko muszę go przykryć.

Na spacery oczywiście cały czas chodzimy - nadal wychodzę z założenia, że porządna dawka świeżego powietrza jest dziecku niezbędna, więc mimo, że aura nie sprzyja, spędzamy przynajmniej godzinę na dworze. Nie jest to tak przyjemne jak jeszcze półtora miesiąca temu, kiedy mogłam usiąść sobie z książką na ławce, cóż, z tym musimy jeszcze sobie trochę poczekać na lepsze czasy :) Bywa, że porządnie zmarznę, mimo, że naprawdę grubo się ubieram, ale spoko, jeszcze tylko trzy miesiące :P Poza tym od jakiegoś czasu to Franek wychodzi z Wikingiem na spacer, a ja w tym czasie ogarniam swoje sprawy i ewentualnie przygotowuję obiad.

A na koniec zachustowany Wiking :) Ciągle jakoś nie mogę się zabrać za zawiązanie go na plecach, więc wiążemy się po staremu, chociaż niezbyt często, bo nie ma zwykle takiej potrzeby. Ale możecie sobie porównać to zdjęcie z tym lutowym i majowym :) Nogi mu się wydłużyły :D


A tu proszę, od małego sobie wyrabia nawyki... Cóż, lepiej czytać na kibelku, niż wcale :D

30 komentarzy:

  1. Ale za to co czyta:) Widzę tu ksiażkę kucharską?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) No to taki przepiśnik z jakiejś gazety :) Akurat tak było, że Wiking siedział na nocniku a my z Frankiem szukaliśmy pomysłu na obiad i nam podkradł jedną gazetkę.

      Usuń
  2. Czytanie jest ważne od małego, popieram! :) Duży już ten Twój Wiking!
    Sorry, że rzadziej zaglądam ostatnio, a kiedy zaglądam, to nie zawsze komentuję, ale zaplątanie z zakręceniem królują w moim życiu. I trochę problemów przybyło ze zdrowiem zwierzaków.
    Życzę Wam zdrówka i powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, więc niech czyta ;) Duży, duży, to prawda.
      Tak, tak wiem... Iw, ja wszystko rozumiem, naprawdę. A w dodatku sama nie jestem lepsza, bo też zwykle zaglądam po cichu i na szybko, więc naprawdę nie mam absolutnie żadnych pretensji.
      Pozdrawiam również :)

      Usuń
  3. Witaj
    Przepraszam, że tak rzadko komentuję- czytam za to:) czas pędzi niemiłosiernie i wiecznie go zbyt mało.
    To miło, jak dziecko rośnie, robi postępy i sprawia radość rodzicom!
    Moje dzieci, choć już dorosłe- nadal oglądają albumy ze swoimi zdjęciami i opisami z poszczególnych etapów życia. Jest przy tym sporo śmiechu,gdyż opisywałam wszystko dokładnie.
    Pozdrawiam Was bardzo serdecznie :)
    Morgana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Morgano,
      I ja mogłabym przeprosić Cię za to samo, więc naprawdę nie ma za co! To prawda, czasu ciągle za mało...
      Tak, jesteśmy już zdecydowanie na etapie, w którym nasze dziecko daje nam dużo radości i mam nadzieję, że z kolejnym dniem będzie tylko lepiej :)
      Pozdrawiamy również!

      Usuń
  4. A ja nadal nie mogę wyjść z dziwu i podziwu, że ten czas tak szybko leci i Wikuś zaraz będzie miał roczek i że już jest na tyle duży, że sam chodzi, masakra! :)

    No nóżkę ma już sporą i taką "porządną" można rzec ;p

    Jeszcze chciałam napisać odnośnie tych naszych komentarzy sprzed paru notek kiedy napisałam, że Wikuś jest bardzo fajnym dzieckiem, że potrafi się sam zabawić - teraz jeszcze bardziej podtrzymuję słuszność tego zdania! :)) Od paru tygodni pracuje w prywatnym żłobku, więc teraz mam porównanie nie tylko ze znajomymi dziećmi i ze swoim bratem, ale też z różnymi dzieciaczkami stamtąd i niektóre uwierz mi są takimi dziećmi, że chyba wolałabym nie mieć żadnych niż mieć takie (może i okrutnie to brzmi, ale serio), widać, że to takie bardzo absorbujące dzieci, które potrzebują uwagi non stop, bo inaczej od razu w płacz, nie ma 5 minut żeby się czymś zajęły i z tego co się zorientowałam to w domu są takie same jak i tam z nami, więc ja nie mam pojęcia jak Ci rodzice robią cokolwiek w domu, np. obiad sprzątanie itd. skoro wciąż i wciąż trzeba mieć skupioną uwagę na dziecku, łącznie z usypianiem go i leżeniem przy nim jak śpi w dzień bo inaczej jak czuje, że ktoś odchodzi to zaraz się budzi i w płacz. Masakra! Dlatego Wiking złote dziecko! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama się temu dziwię :) Ale ciesze się też, bo moje odczucia w porównaniu do tych z pierwszego półrocza bardzo zmieniły sie na plus :)

      On od samego początku miał dużą nóżkę! A o dziwo, jak chcieliśmy mu kupić buciki, to napotkaliśmy problem, bo nie z każdej firmy mieli rozmiar na niego. Niby ma 19tkę, ale nie każdej firmy 19tka pasuje, a z kolei 18tek nie mieli. Ale ostatecznie się udało. Może więc to kwestia tego, że nóżkę ma normalną, tylko w stosunku do reszty ciała, która jest drobna wygląda na nieproporcjonalną? :)

      I jak praca? Albo mi coś umknęło, albo u siebie tylko wspomniałaś o niej...? Kurczę, powiem Ci, że ponieważ wydaje mi się ciągle, że Wiking jest dzieckiem absorbującym, to absolutnie nie umiem sobie wyobrazić, że w gruncie rzeczy wcale tak nie jest i bywa zdecydowanie gorzej :) Od wielu osób często slyszę, że to złote dziecko, a mnie się ciągle wydaje, że on taki trudny ;P

      Usuń
    2. To widać i czuć po Twoich notkach, że zdecydowanie zmieniły się na plus!:)

      Hmm być może, ciężko stwierdzić, musiałabym zobaczyć Wikusia w pełnej okazałości :)

      Hehe u siebie wspominałam o tym dopiero przedwczoraj a wcześniej nigdzie się nie "chwaliłam", bo nie chciałam zapeszać i później odkręcać tego gdyby jednak coś nie wyszło lub mi się nie podobało ;p Praca ma swoje plusy i minusy, ogólnie nie jest źle, kiedy jest dzień, że nie akurat któregoś z tych naszych "płaczków" to bywa nawet całkiem przyjemnie :) No ale minusem niewątpliwie jest to, że jest to prywatna placówka i wszystko co tam jest to wymysł kobiety, która to prowadzi: więc ani nie mam porządnej umowy, ani porządnej stawki a obowiązków więcej niż miałabym w państwowym żłobku (bo np. w mój zakres wchodzi też sprzątanie sal, mycie łazienki, toalet, kuchni, nakładanie posiłków, zmywanie później itd. - a w prywatnych żłobkach jest od tego przecież osobny personel) i to jest chyba najgorsze. Ogólnie gdybym miała wybór to zdecydowanie wolałabym pracować w przedszkolu z większymi dzieciaczkami, bo i lepsze zajęcia można z nimi robić i lepiej się bawić niż z takimi maluchami. Generalnie po pierwszym tygodniu stwierdziłam, że gdyby mnie ktoś na pierwszym roku pedagogiki wrzucił na tydzień do takiego żłobka to grubo zastanowiłabym się nad tym, czy wybór tego kierunku był odpowiedni ;p - trochę się rozpisałam, ale skoro spytałaś to chciałam mniej więcej przybliżyć jak to z mojej strony w takim punkcie wygląda ;p
      Hehe no i musisz uwierzyć, że rzeczywiście Wikuś nie jest taki trudny, musiałabyś wpaść do nas na jeden dzień pracy i poznać te wszystkie "dopiero trudne" dzieci to wtedy bankowo zmieniłabyś zdanie hehe ;D

      Usuń
    3. No ja też nie wiem :) W porównaniu do nózek innych dzieci, wygląda normalnie :) Ale mniejsza o to, podobno duża stopa wróży wysoki wzrost, więc tgo się trzymam - mam nadzieję, że pójdzie po tatusiu.

      Właśnie widziałam, że wspomniałaś tylko jednym zdaniem ostatnio i zastanawiałam sie, czy może wcześniej pisałaś coś, czego nie zauważyłam... Rozumiem. Fajnie, że wszystko opisałaś. Właśnie zastanawiałam się, co miałaś na myśli pisząc o kierunku studiów u siebie.. Czyli czujesz, ze to nie Twoja bajka? A jaki inny chodziłby Ci po głowie?

      Może masz rację :) Może ja po prostu jestem mało odporna i jeden gorszy dzień Wikinga powoduje, ze już mi się wydaje, że nie ma bardziej marudnych dzieci na swiecie :D

      Usuń
    4. Uhh najbardziej irytująca rzecz - napisać komentarz, kliknąć "opublikuj", po czym znika w przestworzach i wyskakuje błąd strony ;/ - tak też teraz się stało, więc muszę "nadrukować" jeszcze raz ;p

      Niestety czuję, że nie moja... Już męczę tą pedagogikę byleby ten licencjat skończyć, bo szkoda poprzednich 3 lat ;p O tyle o ile lubię dzieciaczki to chyba z większą grupą jednak nie mogłabym na dłuższą metę pracować. Świadczy o tym też chociażby moje gardło, które już tu po paru tygodniach zaprotestowało, wystarczy że głośniej mówię, wołam, prowadzę zajęcia, śpiewam z nimi i już zaraz chrypka a teraz to już w ogóle straciłam głos (od poniedziałku mówię prawie bezgłosem, do tego stopnia aż musiałam wczoraj odwiedzić doktora i rzeczywiście mówił, że mówiąca praca z moimi ciągłymi infekcjami gardła to rzeczywiście kiepska opcja ;p już miałam też tego przykład w lipcu jak pracowałam w telemarketingu i 8h nawijałam w telefon, to tez było to samo ;/) W ogóle to właśnie całą swoją szkolną karierę byłam przekonana, że sprawdzam się tylko w humanistycznych przedmiotach, stąd też taki kierunek studiów, ale przyznam, że rok temu zapisałam się z nudów w sumie do zaocznej policealnej szkoły dla dorosłych na technika rachunkowości i przyznam, że zajęcia były super. I chyba te cyferki, tabelki i zestawienia podobają mi się bardziej niż pedagogika ;p Do tego stopnia bardziej, że swoją małą księgowość wykorzystuje nawet w budżecie domowym o czym już wiesz :) Dlatego też gdzieś z tyłu głowy mam czy by od października nie spróbować postudiować, no ale to już zależy jak się wszystko poukłada. Bo parząc w przyszłość a dokładnie na czas od lipca, kiedy to już planowo obronię ten licencjat to widzę czarną dziurę, która póki co mnie przeraża... Nie mam konkretnego pomysłu na to co będzie dalej, a jeśli chodzi o decyzję gdzie i jak pójść muszę mieć na względzie parę czynników w tym właśnie naszą sytuację finansową, pracę itd. Bo po skończeniu moich studiów parę aktualnych źródeł utrzymania (typu np. stypendium, które teraz dostaje) się urwie, więc trzeba będzie pomyśleć już nad porządniejszą pracą.. Brr nawet nie chce mi się o tym myśleć, choć już teraz ciągle chodzi mi to po głowie... No ale być może do tego czasu samo coś się wyklaruje ;p I znów chyba za bardzo się rozpisałam ;p

      Hehe a może nie jesteś mało odporna tylko czasami bywasz zmęczona siłą rzeczy i dlatego tak Ci się wydaje :) Masz przecież do tego prawo :)

      Usuń
    5. No tak, niestety znam to...

      Nie szkodzi, fajnie, że się rozpisałaś i napisałaś, jak to wygląda z Twojej perspektywy, bo byłam ciekawa. Czyli jednak nie wiązałabyś swojej przyszłości z pracą z dziećmi? Ale to dobrze, że już teraz wiesz, że to nie jest TO i żeposzukujesz innych rozwiązań :)

      Może masz rację :)

      Usuń
  5. Ale urósł, normalnie chłopisko :-) A Twój kręgosłup daje radę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, że duży? :) A w porównaniu do innych dzieci jest cały czas najmniejszy i najdrobniejszy. Wszyscy na jego widok wołają - o jaki malutki!, co mnie zawsze dziwi, bo mnie się wydaje taaaki duży :P
      W każdym razie on w gruncie rzeczy tak dużo nie waży (mama dziś sprawdziła, ze ja w jego wieku ważyłam 8,5 kg i mierzyłam 78 cm), więc nie jest to aż tak duże obciążenie dla mojego kręgosłupa (no, ale pewnie też niewiele jest takich matek z wagą poniżej 50kg, więc pewnie proporcjonalnie wychodzi na to samo :)) Czasami się zdarza, że bardziej bolą mnie plecy ale to jest raczej krótkotrwałe. W sumie to my wcale Wikinga tak dużo nosić nie musimy.

      Usuń
  6. Mając 60+ nadal czytam na kibelku... Nie ma takiej możliwości, by w łazience nie znajdowała się choć jedna książka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas to raczej gazeta :) Żeby się nie wciągać. Chociaż ja to akurat zazwyczaj czytam przy okazji kąpieli, kiedy na przykład nakładam jakąś maseczkę i muszę czekać itp.

      Usuń
  7. Wie co dobre, też uwielbiam czytać na kibelku :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) O ile nie będzie za długo w przyszłosci okupowal łazienki to nie mam nic przeciwko.

      Usuń
  8. Piękni jesteście :):) A ja powiem, że mały ten Wasz Wiking... ;) w porównaniu do naszego smoka 12 kg :P :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękujemy ;)
      Jasne, obiektywnie rzecz biorąc to wiem doskonale, że on jest mały :) Zresztą widzę, że wśród swoich rówieśników i młodszych dzieci jest najmniejszy. Ale tak subiektywnie to wydaje mi się taaaki duuuży :)

      Usuń
  9. Zazdroszcze tych 8 kg :) moj 8 miesieczniak wazy ponad 11!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiking od samego początku ważył mało, taka jego uroda chyba, bo pomimo tego, że jest poniżej siatki centylowej, to rozwija się bardzo dobrze i nie mamy z nim problemów jeśli chodzi o jedzenie - wręcz ciągle by jadł :P

      Usuń
  10. oooooooooo moje ulubione fotki bez twarzy :D

    Face off ... lubiłam ten film :DDD

    Ale to zleciało ... 11 miesięcy ....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Innych nie będzie :D

      Chyba nie znam :)

      Zleciało! A zaraz rok będzie...

      Usuń
    2. Bez twarzy - Travolta & Cage nie możliwe, że nie znasz ...

      Usuń
    3. A tak, znam, ale nie mam pamięci do tytułów za bardzo :) A widziałam ten film parę razy, bo dobry jest.

      Usuń
  11. Mój w niedziele postawił kilka kroczkow i na tym koniec. ...Zdjęcie Wiking na kibel ku jest najlepsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiking zaczął trzy tygodnie temu - na początku nieśmiało, a potem codziennie stawiał parę kroczków więcej i teraz juz śmiga. U Was też tak będzie lada moment :)

      Usuń