*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

wtorek, 22 grudnia 2015

Teoretycznie o pracy.

Święta tuż, tuż, a ja mam tyle tematów nieświątecznych. Wolę jednak pisać o tym póki mam jeszcze (w miarę czas), bo obawiam się, że później będzie z tym dużo gorzej.
O niani już było, teraz jeszcze może trochę o pracy, chociaż póki co, wszystko będzie raczej teoretyzowaniem.
Wiecie, że poza tą jedną firmą, nikt więcej się do mnie nie odezwał, a CV trochę w ciągu tamtego tygodnia między 2 a 10 grudnia wysłałam. I teraz się zastanawiam, czy ja jestem taka - przepraszam za wyrażenie - zajebista, że za pierwszym podejściem mi się udało, czy wręcz przeciwnie - taka beznadziejna, że nikt nie ma ochoty nawet zaprosić mnie na rozmowę. Nie żebym zaraz korzystała, ale jednak :) Cała sytuacja pokazuje absurdy związane z szukaniem pracy, bo wyobraźcie sobie, że oferta z mojej przyszłej firmy pojawiła się 3 grudnia. Tak wyszło, że od razu wysłałam aplikację, już tydzień później przeprowadzili rozmowę kwalifikacyjną z ostatnim kandydatem na stanowisko, czyli ze mną, a już po weekendzie poinformowali mnie, że chcą mnie zatrudnić. Tymczasem ogłoszenie na portalu nadal wisi z adnotacją, że ważne będzie jeszcze przez 11 dni... Przypuszczam, że po prostu musieli się na początku zadeklarować, ile czasu będzie trwała rekrutacja, a może nie spodziewali się, że tak szybko im pójdzie... W każdym razie, zastanawiam się wobec tego, na ile ofert, które są już dawno nieaktualne powysyłałam aplikację?? Zważywszy na fakt, że odpowiadałam często na ogłoszenia, które miały jeszcze tylko kilka dni do upływu terminu ważności (zakładając, że dopiero wtedy rozpocznie się właściwa rekrutacja), pewnie na sporo...

Cóż, w tej chwili myślę sobie, że tak po prostu widocznie miało być, bo jak niby to wszystko inaczej wytłumaczyć? :) Tydzień i po wszystkim. Kiedy wybierałam się na tamtą rozmowę, czułam się trochę podekscytowana, ale przyznam Wam uczciwie, że przede wszystkim myślałam sobie o tym, że fajnie będzie, że pojadę komunikacją miejską, bo przynajmniej sobie książkę poczytam :P I bardziej całe to przedsięwzięcie traktowałam jako takie swoje wychodne niż poważną sprawę. Jasne, że odczuwałam powagę sytuacji, nawet sobie specjalnie nową koszulę kupiłam, bo dzień wcześniej zrobiłam przegląd garderoby i okazało się, że większość eleganckich ciuchów na mnie wisi albo jest już zniszczona. :) Ale raczej podchodziłam do tego tak, że jeszcze sobie na te rozmowy pochodzę, więc od czegoś trzeba zacząć, żeby trochę się rozkręcić.
W ogóle to zaczęłam od wtopy :/ Weszłam do biurowca, a tu recepcja. I to nie recepcja tej firmy, tylko taka ogólna, bo firm w wieżowcu sporo. Żeby wejść musiałam pokazać dokument ze zdjęciem i co się okazało?? Zostawiłam portfel z dokumentami w torbie przy wózku! Normalnie wtopa na całego i doskonale obrazuje to jaka jestem, czyli roztrzepana jak jajecznica... Musiałam dzwonić do kobiety, która się ze mną na rozmowę umawiała i prosić ją, żeby dzwoniła do recepcji i się za mną wstawiała... Głupio mi było, ale stwierdziłam, że skoro już się stało, to po prostu przeproszę i ani nie będę udawać, że to nie miało miejsca, ani za bardzo tego nie będę przeżywać. Cóż, chyba obrałam dobrą strategię, okazało się, że brak dokumentów na wstępie mnie nie zdyskwalifikował :)

Cała rozmowa była dość przyjemna. O dziwo, w ogóle się nie stresowałam, gładko odpowiadałam na pytania, nawet dotyczące hipotetycznych sytuacji. Jedyne z czym miałam problem to odpowiedź na pytanie czego nie lubiłam w poprzedniej pracy! Musiałam coś wymyślić, bo na pewno by mi nie uwierzyli, gdybym powiedziała, że niczego :P Ze spotkania wyszłam w całkiem dobrym nastroju, prawdę mówiąc wiedziałam, że poszło mi całkiem nieźle, ale nie nastawiłam się na nic, bo chociaż czułam, że w dużej mierze zrobiłam dobre wrażenie i moje doświadczenie i umiejętności zostały zauważone, to doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że czasami decydują niuanse. Mogło się im nie spodobać nawet to, że trzymałam nogę na nogę na przykład albo odgarniałam włosy prawą ręką :) Ale skłamałabym, gdybym tak zupełnie nadziei nie miała... Prawdę mówiąc, to wydaje mi się, że miałam jakieś przeczucia - zwłaszcza, że powiedzieli, że odezwą się we wtorek, a ja w poniedziałek cały dzień czekałam na informację. Uciekałam od tych swoich myśli i nadziei, bo bałam się rozczarowania i nie chciałam się nastawiać. Kiedy w poniedziałkowy wieczór zobaczyłam, kto do mnie dzwoni, serce mi stanęło. A kiedy usłyszałam, że pani z kadr i szefowa działu bardzo chciałyby ze mną współpracować, podskoczyło z radości :) To są takie chwile, kiedy człowiek jest naprawdę z siebie zadowolony. Byłam dumna, że udało mi się to osiągnąć bez niczyjej pomocy.

Jak już wspominałam, zaczynam 11 stycznia. To będzie nowe stanowisko i jestem go bardzo ciekawa. Opis w ogłoszeniu i to, co usłyszałam na rozmowie brzmiało całkiem ciekawie. To będzie w dużej mierze coś innego, niż dotychczas robiłam, zupełnie inna branża. Ale z drugiej strony będzie to takie połączenie tego wszystkiego, czym się dotychczas zajmowałam. Cieszę się, że znowu się czegoś nowego nauczę i prawdę mówiąc obawiam się, czy sobie poradzę. Najpierw będę miała trzymiesięczny okres próbny i bardzo się boję, czy temu sprostam... 
Jestem teraz pozytywnie nastawiona, cieszę się, że tak sprawnie mi poszło ze znalezieniem tej pracy i że będę miała spokojne święta, bez martwienia się o brak zatrudnienia. Cieszę się też, że przede mną otwierają się nowe perspektywy. Ale jednocześnie boję się tego nowego - wiem, że moja poprzednia praca to była praca idealna i takiej już nigdy nie będę miała :) O takich warunkach i komforcie mogę sobie pomarzyć, bo to było nietypowe. Ale byłabym zadowolona choćby z tego, gdybym miała w nowej pracy przyjemną atmosferę, sympatycznych współpracowników i miłą szefową. Gdyby okazało się, że nowe obowiązki są ciekawe i dają mi satysfakcję, ale jednocześnie, że radzę sobie z nimi sprawnie. Gdybym miała otwartą drogę do tego, żeby w miarę potrzeby się rozwijać, ale by praca ta nie była wykańczająco stresująca i żebym była w stanie godzić ją spokojnie z moim życiem prywatnym. Tego bym sobie życzyła. Bardzo chciałabym, żeby i tym razem poszczęściło mi się, jeśli chodzi o pracę.

Na razie jeszcze za wiele nie myślę o tym, co będzie za trzy tygodnie. Chociaż oczywiście pełna jestem najróżniejszych emocji. Ale na tę chwilę jeszcze delektuję się samą myślą, że zostałam doceniona i że jednak Ktoś nade mną czuwał, że tak mi się wszystko poukładało. W takich chwilach trudno mi nie myśleć o wielu minionych miesiącach i o tym, że jednak los wiedział chyba co robi, nawet kiedy wydawało mi się, że jego celem jest tylko mi dokopać.
Obym się nie przeliczyła z tymi moimi refleksjami :))

A o samej pracy pewnie jeszcze będzie więcej, kiedy już będę wiedziała, co ja tam konkretnie będę robić i czy mi się to podoba :) Na razie wiem, ze to połączenie administracji biurowej i logistyki, czyli coś, co bardzo lubię, ale jak to będzie wyglądało w praktyce, to się dopiero okaże. Nie jest to stanowisko kierownicze, ale też nie asystenckie. Mam nadzieję, że sprostam nie tylko nowej pracy, ale też nowej rzeczywistości, która będzie na mnie czekać.

16 komentarzy:

  1. no to całkiem to brzmi ciekawie :) Zobaczymy po 11 stycznia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, zobaczymy. Mam nadzieję, że się nie rozczaruję. Oby nadal mi się szczęściło w pracy jak do tej pory.

      Ps. Widziałam, że juz Agatka wylazła, ale jeszcze nie zdążyłam skomentować :)

      Usuń
  2. Kurczę! Zazdroszczę Ci :) Ten spokój, że masz zapewnioną pracę jest zapewne nie oceniony :) Cieszę się bardzo, że nie musisz zaprzątać sobie tym już głowy no i tak samo kwestią opieki nad Wikingiem. Mam nadzieję, że opiekunka sprawdzi się i zarówno Wy jak i Mały będziecie z niej zadowoleni :)

    Ja ze wszystkim ruszę po nowym roku, ponieważ do pracy chciałabym wrócić od marca. Pierwsze co, pójdę do mojej byłej pracy (końcem marca nie przedłużyli mi umowy, ale oddziałowa kazała mi wrócić po macierzyńskim), być może przyjmą mnie na nowo, ale póki nie zobaczę, to nie uwierzę... :) Do tej pory szukałam dwa razy pracy i super trafem udawało mi się to za pierwszym razem, tyle że ja CV muszę osobiście roznosić po szpitalach... dwa razy nawet trafiło mi się, że jak już pracowałam to dzwonili po ok roku z propozycją pracy :D Natomiast praca w Lux Medzie na zlecenie sama do mnie przyszła... Ciekawe czy i tym razem mi się poszczęści?

    Powodzenia!! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem Cię, bo to prawda, że ten komfort psychiczny, który teraz jednak mam (bo przejmuję sie,ale już nie brakiem pracy tylko raczej tym, co będzie nowe, a to dość naturalne) jest bezcenny. Fajnie, że nam sie tak poukladało i z pracą i z nianią, nie spodziewałam się, że tak sprawnie pójdzie. I też mam nadzieję, że będziemy nadal zadowoleni z opiekunki, bo to w tym wszystkim najważniejsze.

      Ja też starałam sie wcześniej nie zaprzątac sobie tym głowy. Tak na serio zaczęłam o tym myśleć dopiero niecałe dwa miesiące przed planowanym powrotem do pracy. Stwierdziłam, ze na razie skupiam się na tu i teraz i myślę, że też nie masz co myśleć o tym wcześniej niż właśnie w po nowym roku.
      Pamiętam, że pisałaś, że trzymasz się nadziei, że uda się w poprzednim miejscu pracy - w takim razie tego Ci życzę, a jeśni nawet nie, to właśnie, żeby udało Ci się szybko. Myślę jednak, że chyba nie będziesz miała większych problemów, bo sporo słyszy się o tym, że pielęgniarki, zwłaszcza młode są w cenie :)
      Więc dziękuję i Tobie też powodzenia życzę!

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Zawsze bardzo podnosi mnie na duchu to, że tak we mnie wierzycie :) Dobrze, że chociaż Wy, kiedy mi tej wiary brakuje.

      Usuń
  4. Jak kiedyś pisałam życzę Ci fajnego szefa i życzliwych współpracowników, bo to połowa sukcesu. Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Mam na to nadzieję. DO tej pory mi się szczęściło, mam nadzieję,że limitu na to nie mam.

      Usuń
  5. Po prostu jesteś zajebista:) Gratulacje! Mój mąż teraz szuka pracy i póki co na kilkadziesiąt a może już set? maili miał ok 10 rozmów, dwie z tych dziesięciu to była porażka jeśli chodzi o warunki i mąż sam zrezygnował, a z pozostałych na razie zero efektów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, staram się właśnie jednak na tej opcji skupiać ;) I odsuwać myśli o tym, ile osób wcale nie chciało ze mną gadać...
      Dziękuję!

      Ech, rozumiem. Na to się nastawiałam prawdę mówiąc, bo pamiętam, jak szukałam pracy cztery lata temu. Też to wyglądalo mniej więcej tak, jak u Twojego męża. Ale w końcu się udało i trafiłam świetnie, tego też Wam życzę!

      Usuń
  6. Uwazam jak Zona - jestes zajebista po prostu :) Malo komu udaje sie tak za pierwszym razem wstrzelic i znalezc odpowiednia prace. I na pewno dasz sobie rade.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że macie o mnie tak wysokie mniemanie :)) Bardzo mi z tego powodu miło :))
      To prawda, nie liczyłam w ogóle na to, że tak mi się uda i nie mogę uwierzyć w swoje szczęście. Zastanawiam się czasami, gdzie jest haczyk, choć z drugiej strony jednak jestem dobrej myśli i wydaje mi się, że to moje pozytywne przeczucia przyciągnęły to, co się teraz u nas dzieje. Choć raz pozytywne myślenie pomogło:P

      Usuń
  7. Często wysyłane aplikacje trafiają do czarnej dziury, żadnej informacji zwrotnej. Do mojej obecnej firmy wysłałam cv w czasie, gdy nie mieli nawet oferty na swojej stronie - zwykle je tam trzymają nawet jeśli nikogo nie szukają - i akurat trafiłam w zapotrzebowanie. Nigdy nie wiadomo.
    Kiedy ostatnio szukałam pracy, byłam tylko na dwóch rozmowach, z czego jednej z pewnych względów nie liczę i byłabym na trzeciej, gdyby się szybciej zdecydowali. I nie wiem, czy to z moim cv coś nie tak, skoro jak już zaproszą, to przyjmują? Gdy szukałam pierwszej pracy w zawodzie, wysłałam tylko jedno jedyne cv, dlatego mnie to aż tak nie szokuje - zdarza się, więc czemu miałoby się nie zdarzyć również osobie z większym doświadczeniem i kwalifikacjami?
    Trzymam kciuki, żeby ta praca była zadowalająca. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak jest! Niby zawsze jest napisane, że odezwą się tylko do niektórych kandydatów, ale mimo wszystko jakoś tak dziwnie jest, kiedy się wysyła wiele aplikacji i nic...
      Bo to właśnie tak jest - troche kwestia szczęścia. To tak jak mi się udało, ze wysłałam aplikacje tego samego dnia, kiedy się pojawiła do tej fimy, w której mnie przyjęli.

      Też się zastanawiam, jak to jest, że tu mnie od razu przyjęli, a inni się wcale nie odezwali. Pewnie się nigdy nie dowiem.
      Ja jednak mimo wszystko jestem w szoku, bo nie wierzyłam w siebie ;))
      Dziękuję, przydadzą się na pewno!

      Usuń
  8. Przede wszystkim gratulacje :)
    Do rozmowy w komentarzach dodam spojrzenie z drugiej strony - tzn. zajmuję się na ogół czymś zupełnie innym, ale czasem trafiają też do mnie obowiązki HRowe m.in. rekrutacja. I dużo zależy od firmy - w mojej poprzedniej kilka razy się zdarzyło, że np. w ciągu tygodnia zmieniło nam się totalnie zapotrzebowanie na ludzi. Pół biedy jak jesteśmy na etapie pisania ogłoszeń, ale jak rekrutacja juz trwa no to gorzej.
    Mój były szef często stwierdzał, żeby rekrutowac na 3 stanowiska (Junior, normal I senior), mając finanse na tylko 2 - zakładał, że zobaczymy po kandydatach kto nam pasuje.
    Idąc dalej, bywa, że aplikacji dostaje się kilkadziesiąt lub kilkaset. Z tym związane są dwie rzeczy - 1) Ktoś to musi przejrzeć. O ile w dużych firmach masz od tego człowieka, tak w mniejszych robi to ktoś "dodatkowo" - na CV poświęca się pół minuty, od razu dzieląc na kategorie. Jak zależy na czasie to tym bardziej nikomu się nie chce zastanawiać na tym etapie nad człowiekiem. Niestety, tak bywa ;) Więc CV musi być sensowne i zwarte - nawet nie wiecie jak wiele osób totalnie nie umie pisać CV.
    2) Jak po 4 dniach masz 80 aplikacji, a ogłoszenie ma wisieć jeszcze 2 tygodnie to dziękuję :p Jak jest sensowna liczba zgłoszeń, a temat chce się załatwić sprawnie to stwierdza się - ok, czekamy do wtorku do 18. W środę rano zaczynamy analizę, a jak nam nie wyjdzie to będzie runda nr 2.

    U nas na ogół odpowiadało się na kilka procent zgłoszeń, więc tak - większość wpada do czarnej dziury i trzeba mieć sporo szczęścia.

    W mojej ocenie po prostu byłaś najlepsza dla tej firmy ;) Dla innych - może szukali jednak kogoś innego, może trafiłaś do jakiejś czarnej dziury. Ważne, że praca się znalazła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, znam Cię :) W sensie - kojarzę Twojego nicka gdzieś z blogosfery i możliwe, że nawet kiedyś u Ciebie byłam :)

      Dziękuję za gratulacje i za podzielenie się refleksjami z tej drugiej strony. Prawdę mówiąc nie zaskoczyło mnie to raczej, bo właśnie w ten sposób sobie to wyobrażałam. Zwłaszcza, że też trochę miałam do czynienia w poprzednich pracach z sytuacjami, kiedy szukano pracowników na jakieś stanowisko. Bezpośrednio się tym nie zajmowałam, ale widziałam jak to się odbywa. Podejrzewałam właśnie, że tak może być, jak to opisujesz.
      Co nie zmienia faktu, że i tak zastanawiam się co mogłabym zrobić, żeby jednak się ktoś do mnie jeszcze odezwał :) Teraz się już sporo mówi o tym że ludzie nie potrafią napisac porządnie CV, choć pewnie nadal sporo jest takich, którzy nie wyciągają wniosków :) Poza tym to też trudno ocenić, bo coś, co moze się spodobać jednej osobie, innej nie podpasuje. Mnie jest trudno ocenić obiektywnie moje CV, ale kiedy byłam przyjmowana do mojej poprzedniej pracy, to podczas rozmowy kwalifikacyjnej mój przyszły szef mówił, że to jest wzorowe CV, więc starałam się tego trzymac i za wiele nie zmieniać. Ale i tak pewnie ktoś tylko spojrzał albo nawet i nie i odrzucił z jakiegoś powodu ;)
      Tym razem nie zdążyłam sie jeszcze zmartwić ani sfrustrować faktem, że nikt do mnie nie dzwoni i nie zaprasza mnie na rozmowy, bo tak szybko i poszło. Ale kto wie co by było za parę tygodni ;)
      Ogólnie rzecz biorąc- rozumiem, że ktoś może szukać kogoś innego niż ja i to jest dla mnie ok. Trudniej zrozumieć mi właśnie taką niesprawiedliwość, gdy trafia się do czarnej dziury, no ale to już akurat pewnie kwestia szczęścia, którego w życiu nam potrzeba niemal w każdej dziedzinie ;)

      Dzięki jeszcze raz za obszerny komentarz i w ogóle za odwiedziny :)
      Pozdrawiam!

      Usuń