*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Po drugiej stronie barykady, czyli casting na nianię.

Wspominałam już, że jeśli chodzi o szukanie niani dla Wikinga, zdecydowaliśmy się skorzystać z pomocy agencji opiekunek. Dostaliśmy kilka maili z profilami kandydatek, które mogłyby spełniać nasze oczekiwania, następnie wybraliśmy te, z którymi chcemy się spotkać i agencja nas umówiła na spotkania. Początkowo cztery, ale ostatecznie spotkaliśmy się tylko z dwiema paniami i nam wystarczyło. Obie są z Podwarszawia, a to było dla nas istotne, bo nie będą miały problemu z dojazdem, a przecież kiedy będę się spieszyła do pracy, bardzo ważne będzie, żeby opiekunka była na czas.
Obie też zrobiły na nas bardzo dobre wrażenie. Pierwsza pani miała sześćdziesiąt lat, duże doświadczenie i ogromną wiedzę. Widać było, że zna się na rzeczy i ma w sobie sporo życiowej mądrości. Pewnie byśmy się na nią zdecydowali (zwłaszcza, że wcześniej cały czas myślałam sobie, że chciałabym, żeby niania była dla Wikinga taką przyszywaną babcią), gdyby nie druga pani, czyli Kinga. Ona z kolei jest młoda, bo ma chyba dopiero 26 lat, ale doświadczenie również spore, bo ma już dwóch synów - siedmio i sześcioletniego :) Poza tym opiekowała się wcześniej dwiema dziewczynkami, w tym jedną, odkąd ta skończyła 12 miesięcy, czyli mniej więcej jak Wiking.  

Tak naprawdę wyboru dokonaliśmy trochę intuicyjnie - jak to dość często u nas w przypadku istotnych decyzji bywa. Często jest tak, że podejmują się poniekąd same - chociaż oczywiście rozmawiamy o tym i analizujemy wszystkie fakty. Po prostu często wałkując temat stwierdzamy, że mniej lub bardziej świadomie przychylamy się do którejś opcji. W tym wypadku przychyliliśmy się dość szybko. Pierwsza kandydatka na nianię naprawdę zrobiła na nas pozytywne wrażenie, była sympatyczna, ciepła, widać było, że niczego by nie zaniedbała, ale... coś nam jednak zazgrzytało. Kiedy wyszła, Franek powiedział: "fajna, ale trochę jak moja mama..." I trafił tym w sedno :) Po prostu obawialiśmy się, że w pewnych sytuacjach bardziej chodziłoby jej o to, żeby robić z Wikingiem to, co należy, niż o to, żeby obserwować go i wsłuchać się w jego potrzeby. A co gorsza, baliśmy się, czy przypadkiem nie próbowałaby zachowywać się tak, jakby lepiej znała nasze dziecko, niż my sami. Czy nie chciałaby na przykład na siłę kłaść go spać (bo dziecko powinno spać w dzień trzy godziny a nie dwie na przykład) i w ogóle, czy miałaby do niego tyle cierpliwości, gdyby okazało się, że Wiking nie zachowuje się tak, jak ona by tego oczekiwała. Na jej korzyść na pewno przemawiało to, że naprawdę było widać, że spotkała się z wieloma różnymi sytuacjami i że ma dużą wiedzę jeśli chodzi o dzieci i ich zachowania, ale jednak po prostu od razu poczuliśmy, że z Kingą się lepiej dogadamy. Zresztą chodziło jeszcze o to, że jakoś dziwnie byłoby mi mówić kobiecie starszej od naszych mam, czego od niej oczekuję, co chcę, żeby robiła, a czego nie chcę. 

Z Kingą nie mieliśmy problemu, żeby jasno powiedzieć o swoich oczekiwaniach i wymaganiach. Wydawało nam się, że jest bardziej skłonna do tego, żeby w pełni akceptować sposób w jaki rodzice wychowują swoje dziecko i nie narzucać swojego zdania. To jednak ważne w przypadku osoby, która z dzieckiem spędza prawie tyle czasu, co rodzice. Wydawało nam się też, że jest bardziej otwarta na to, co jej będziemy mówić a poza tym, że będzie miała po prostu więcej pomysłów na to, jak zająć się takim dzieckiem. Już w czasie rozmowy, kiedy Wiking chwilę marudził, zaczęła się z nim fajnie bawić. Pierwsza niania też się zajęła Wikusiem, ale raczej bardziej zwracała uwagę na to, czy on nie upadnie, czy nie pójdzie do kabli itp niż na to, jak się z nim pobawić. Nie zrozumcie mnie źle, wiadomo, że bezpieczeństwo dziecka jest  bardzo istotne, ale właśnie nie wiem, czy to nie świadczyło trochę o przewrażliwieniu na tym punkcie. A poza tym - jeśli dziecko będzie zabawione, to nie będzie go korciło, żeby chodzić tam, gdzie nie wolno ;))
Inna sprawa, że do takiego dziecka trzeba mieć też sporo siły. Mieliśmy wrażenie, że jednak pierwsza pani mogłaby się po prostu przy naszym Wikingu zmęczyć - zwłaszcza, że chyba zakładała pracę około 6 godzin dziennie, a u nas może być tak, że opiekunka będzie potrzebna nawet 9,5. Poza tym ostatnio rozmawiałam z Karoliną, która przez wiele lat pracowała z dziećmi w wieku przedszkolnym i ona powiedziała mi, że od razu można było poznać dzieci, które były wychowywane przez dziadków. Trochę inaczej się rozwijały, były trochę wolniejsze (ale nie chodzi o to, że wolniej się rozwijały, po prostu były bardziej flegmatyczne), miały mniej energii, były trochę mniej zmotywowane i chętne do pracy. Jej zdaniem jednak lepiej, kiedy ktoś młodszy zajmuje się takim dzieckiem, ktoś kto ma siłę i chęci, żeby za nim nadążyć.

Dochodziła też kwestia finansowa. Pierwsza kandydatka chciała wynagrodzenie za godzinę pracy, druga, podała określoną kwotę za miesiąc. Nam bardzo zależało na tym, żeby niania zgodziła się na nieregularne godziny pracy (bo będą dni, kiedy będzie kończyć o 11 oraz takie, kiedy będzie musiała zostać do 16) i na pracę cztery razy w tygodniu, bo jeden dzień Franek zawsze ma wolne. Obie się na to godziły, ale w przypadku, gdyby godzin w miesiącu było więcej, bardziej opłacało nam się przyjąć Kingę - stwierdziliśmy, że nie chcemy drobiazgowo wyliczać każdego miesiąca i że bezpieczniej będzie założyć, że w tygodniu będą średnio przynajmniej te 34 godziny.

Kilka różnych czynników zadecydowało o tym, że szybko stwierdziliśmy, że to z Kingą chcielibyśmy współpracować jako rodzice, a jedna rzecz była bardzo istotna. Jak wiecie, Wiking obcych się nie boi. Był bardzo ciekawy kiedy kandydatki nas odwiedziły, przyglądał się im, był zainteresowany tym, co się dzieje. Ale to do Kingi właśnie się uśmiechnął. Wyglądało na to, że na nim też zrobiła jednak ciut lepsze wrażenie.  Nie chciałabym ujmować niczego pierwszej pani. Naprawdę miała kompetencje i wydawała nam się fajną osobą. Ale jednak, jak to w przypadku tego rodzaju "castingów" bywa, decydują niuanse. Często osoba dokonująca wyboru kieruje się tym, czy zaiskrzyło i w jaki sposób :) Wiedziałam o tym, ale dotychczas zawsze stałam po drugiej stronie - to ja byłam osobą ocenianą, to ja musiałam zrobić dobre wrażenie i to mnie wybierano, bądź nie :)

Dobrze, że udało mi się tak szybko z tą pracą, bo dzięki temu tak nam się wszystko fajnie ułożyło również z nianią. Kinga potrzebowała pracy na już i bałam się, że jeśli długo będzie trwało moje szukanie pracy, to ona znajdzie coś innego. A okazało się, że już po tygodniu mogłam ją zaprosić na rozmowę o szczegółach i dni próbne. A kto wie, czy te wcześniejsze rozmowy kwalifikacyjne, które prowadziliśmy, w jakiś sposób nie wpłynęły na moją postawę na moją rozmowę w sprawie pracy, gdy weszłam w tą drugą rolę.

Na razie jesteśmy zadowoleni. Obserwowałam Kingę i podoba mi się to, jak zajmuje się Wikingiem. Bawi się z nim, dużo do niego mówi, wszystko mu pokazuje i tłumaczy. Poza tym przewijanie go, ubieranie, czy karmienie, przychodzi jej bardzo naturalnie. Nie pytała mnie czy i jak ma coś zrobić, tylko po prostu to robiła. Podoba mi się też, że bardzo ładnie się do niego zwraca - mówi, że jest śliczny, że fajny z niego chłopczyk. Używa pieszczotliwych słów. To jest dla mnie ważne, bo chcę, żeby Wikuś wychowywał się w ciepłej atmosferze. My się tak do niego zwracamy (nawet jeśli na blogu Wiking jest Wikingiem, to nie znaczy, że na żywo nie mówię do niego "myszeczko" na przykład:)) i cieszy mnie, że jeśli teraz to nie my będziemy z nim spędzać dużą część dnia, to on tego ciepła nie będzie pozbawiony. I nie sądzę, żeby to było na pokaz. Musiałaby chyba być świetną aktorką, żeby coś takiego zagrać przed rodzicami. Wydaje mi się, że wszystkie jej zachowania są bardzo szczere i naturalne.
A do tego jeszcze nam się fajnie z Kingą rozmawia, a to przecież też jest istotne, że złapaliśmy wspólny język :) Mam nadzieję, że pierwsze wrażenie nas nie zawiedzie w tej istotnej sprawie i będziemy cały czas tak samo zadowoleni. Niania to bardzo ważna osoba w życiu takiego małego człowieczka. W jakiś sposób wpływa na to, co z niego wyrośnie. Wiem, że są osoby, które absolutnie nie wyobrażają sobie, żeby obca osoba przez kilka godzin dziennie zajmowała się dzieckiem i wpływała na nie w jakiś sposób - jeśli już nie mają wyboru, wolą żłobek, gdzie pań jest kilka i zasady trochę inne. Mnie to jednak nie przeszkadza (a dlaczego nie zdecydowaliśmy się na żłobek, pisałam ostatnio). Tak to wygląda w naszym życiu, że żadne z nas nie może zrezygnować z pracy zawodowej, żeby zająć się dzieckiem. Ale jednak jestem pewna, że mimo wszystko to my będziemy rodzicami i to my będziemy najważniejsi. A jeśli Wiking pokocha z czasem swoją nianię i będzie ona dla niego bliska, to nam pozostaje tylko się z tego cieszyć, bo to będzie oznaczało, że dokonaliśmy słusznego wyboru i zapewniliśmy Wikusiowi to, co dla niego dobre. 

35 komentarzy:

  1. Rozumiem że niania będzie się opiekować u was w domu?:) Jestem też ciekawa jak to wyglada od strony prawnej? Bo coś mi się obiło o uszy że teraz osoba zatrudniajaca nianie powinna placic dla niej ubezpieczenie itd. To prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. W sumie to nie wyobrażam sobie każdego dnia rano w pośpiechu jeszcze gdzieś Wikinga wywozić.
      Jest coś takiego jak umowa żłobkowa, oznacza ona, że można zgłosić do ZUSu fakt zatrudnienia niani. Niania jest ubezpieczona, ale te składki (pod pewnymi warunkami) finansuje budżet państwa, rodzic płaci całą kwotę. Być może tak zrobimy, ale czekamy na decyzję niani, ona mówiła, że sięjeszcze zastanowi.

      Usuń
  2. A kto się zajmuje jej dziećmi jak wrócą ze szkoły i przedszkola?
    Też mi się nie wydaje, żeby jej zachowanie było sztuczne, bo skoro ma dzieci, to na pewno je kocha, więc z automatu jest ciepła dla innych maluchów. Ja swoich dzieci nie mam, ale nawet jak się jakimś zajmowałam, to miałam dużo ciepłych uczuć do nich, bo były kochane po prostu. A wiadomo, że niania też czasami dziecko przytuli itp. Mam nadzieję, że będziecie zadowoleni :) Mnie teraz trochę brakuje opieki nad innymi dziećmi, dawno nie niańczyłam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszym moim pytaniem było, co będzie, kiedy jej dzieci zachorują :) Ale okazało się, że ona ma dziadków na miejscu i nawet chłopcy do szkoły (obaj chodzą do szkoły) chodzą nie w Podwarszawie tylko w Warszawie w dzielnicy, gdzie mają dziadków i tam idą po szkole.

      Właśnie, ja myślę, że tego się po prostu nie da zagrać. Wyczułabym fałsz, a widzę, że to jest szczere. Też mam nadzieję, że będziemy zadowoleni, na razie raczej nie mamy powodów do obaw.

      Usuń
  3. Wiele osób wybiera żłobek, bo się niani obawiają. I nie chodzi tu o to, że niania przysłoni rodziców, tylko, że niania może nie dać dziecku wystarczającej opieki, że mogą jej nerwy puścić, zacznie krzyczeć, czy uderzy dziecko-to słowa mam, które optują za żłobkiem.

    Z drugiej strony niektóre dzieci się do żłobka nie nadają, bo co rusz łapią infekcje i chorują. I tak pochodzą trzy dni, a tydzień są chore, lub pochodzą tydzień i chorują dwa tygodnie.

    Podbijam pytania czytelniczek wyżej-kto się zajmuje dziećmi Kingi i jak to wygląda od strony formalno-prawnej, bo też słyszałam, że nianiom się płaci ZUS i muszą odprowadzać podatek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W teorii wiem, ze są takie obawy, ale w praktyce jeszcze się nigdy nie spotkałam z tym, żeby ktoś mówił, że właśnie tego się obawia. Jeśli już to właśnie tego, że dziecko przejmie poglądy niani albo tego, że wpuszczają kogoś obcego do domu.
      Jeśli o mnie chodzi, to uważam, że to po protu kwestia zaufania. Zatrudniając nianię stwierdzam, że w jakimś stopniu jej ufam. Na tę chwilę nie mamy powodów do obaw.

      To nie jest raczej kwestia tego, ze się dzieci nie nadają do żłobka - to jest normalne, że kiedy dziecko zaczyna się nagle stykać z dużą ilością zarazków, to jego układ odpornościowy musi się bronić. Skoro jest jeszcze niewykształcony, to normalne jest, ze dziecko infekcje łapie. To samo jest w przypadku przedszkoli i szkół.

      Już napisałam, dzieci są u dziadków, a podatek przejmuje budżet państwa. Rodzice nic nie płacą, jeśli są spełnione pewne warunki (o których nie chce mi się tutaj pisać, bo wszystko można przeczytać na stronie ZUSu albo w ogóle w internecie), poza pensją dla opiekunki.

      Usuń
    2. O właśnie ja też tego najbardziej bym się obawiała - wpuszczania obcego do mojego domu. Mam jakąś fobie na tym punkcie że wszyscy chcą mnie okraść:P

      Usuń
    3. Cóż, tak, jak napisałam, to kwestia zaufania i pewnie też jakiejs umowy społecznej. Dla mnie trudniejsze byłoby do przełknięcia wożenie codziennie mojego dziecka w obce miejsce i pozwalanie, żeby wychowywało się w zasadzie poza domem :) Tak naprawdę, gdybym się bała, że ktoś chce mnie okraść, to w ogóle nie wchodziłaby w grę opiekunka, a ja jednak uważam, że to lepsza opcja niż żłobek na tym etapie.

      Usuń
  4. po takim porównaniu też bym wybrała Kingę. Myslę, że będzie wszystko oki a raczej też jestem za taką nianią niż za żłóbkiem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja nie jestem obiektywna w tym porównaniu - chociaż, przecież w wyborze niani też nie o obiektywizm chodzi, bo przecież musi to być osoba dopasowana do nas. Nie chciałabym skrzywdzić tamtej pani negatywną opinią, uważam, że też by się sprawdziła i gdyby nie Kinga to byśmy ją z czystym sercem wybrali. Jednak trochę się obawialiśmy narzucania swojego zdania przez nianię:)

      Ja kiedys myślałam, że żłobek lepszy, ale jednak teoria to co innego niż praktyka - kiedy już poznałam Wikinga to stwierdziłam, że jest trochę za wcześnie dla niego na żłobek i że lepiej, aby miał opiekę zapewnioną w domu

      Usuń
  5. Dziwie się ze nianie godzą się na taka stawkę, czyli bez rozliczenia na godziny bo jeśli rodzice czyli pracodawcy chcą właśnie stawkę niezależnie od godzin to juz można się domyśleć ze chodzi o to by wykorzystać na maksa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, przykro mi trochę że tak mnie/nas osądzasz :/ Nie wiem dlaczego zakładasz, że od razu chcemy kogokolwiek wykorzystać, zwłaszcza, że propozycja nie wyszła od nas. To niania od razu powiedziała, że nie chce płatności za godzinę pracy. A to, że sobie wyliczamy, co nam się bardziej opłaca, to chyba akurat naturalne, bo każdy na swój portfel patrzy.

      Nie mamy zamiar nikogo na maksa wykorzystywać. Jasno okresliliśmy, że potrzebujemy niani cztery razy w tygodniu, średnio na 8-9 godzin. Tak naprawdę wychodzi prawie na to samo, będą miesiące, kiedy zapłacimy więcej, niż gdybyśmy się rozliczali za godzinę, a będą takie, kiedy zapłacimy mniej.

      Usuń
    2. Ale ja nigdzie nie napisałam, że Wy tak chcecie zrobić a już na pewno Was nie oceniałam. Napisałam o sytuacji ogólnej, że dziwie się nianiom, które idą na coś takiego czy nawet same tak ccha.

      Usuń
    3. No to ok, ale ja właśnie zrozumiałam, że to my tak postępujemy i że chcemy ją wykorzystać - bo jednak komentarz jest pod moją notka, w której piszę, że bardziej nam się opłacało założyć, że będzie więcej niż 34h pracy tygodniowo.

      Tak naprawdę to nie wiem, jak wyjdzie, wszystko zależy od grafika Franka, ale gdyby często kończył o 13/14, to tak naprawdę Kindze się zdecydowanie bardziej opłaci stała kwota za miesiąc, niż za godzinę. Myślę, że ona byla tego świadoma - i jeśli dotychczas chciała tyle samo za pracę pięć dni w tygodniu, to teraz zdecydowanie jej się to bardziej opłaci, bo do nas będzie przychodzić 4 razy na nie dłużej niz 10 godzin (a to już będą i tak wyjątkowe przypadki)

      Usuń
    4. A gdzie miałabym napisac ten komentarz jesli nie pod tą notka?:P Bardzo mnie to po prostu zdziwiło, sama nie zgodziłąbym się na taki układ, bo nawet pracując gdzies na etacie mowi sie, ze pensja jest stała itd, ale to i tak wszystko w przeliczeniu na godzinę pracy jest jakas tam kwota, od której jest potem liczona np premia czy nadgodziny czy godziny nocne.

      Usuń
    5. No tak, ale chodzi mi o to, że skoro napisałas: "bo jeśli rodzice czyli pracodawcy chcą właśnie stawkę niezależnie od godzin to juz można się domyśleć ze chodzi o to by wykorzystać na maksa." to trudno było mi nie odebrać tego jako przytyku do nas i sugestii, że to właśnie my tak postępujemy.

      Hmm,nie wiem, mnie się wydaje, że jej się to w gruncie rzczy bardziej opłaci. Dopiero w momencie kiedy przepracuje więcej niż 133 godziny na miesiąc(czyli to jest więcej niż osiem godzin dziennie), zapłacimy jej mniej, niż gdyby miała stawkę za godzinę. A będą przynajmniej cztery dni w miesiącu, kiedy będzie pracować tylko jakieś 3-4 godziny.

      Usuń
    6. Odnośnie tego, co piszesz - w gruncie rzeczy to kwestia tego, ile się poda jako tą stałą kwotę. To wcale nie musi wychodzić tak mało za godzinę pracy.

      Usuń
  6. Mnie też trochę dziwi, że niania zgodziła się na stawkę za miesiąc, a nie godzinową.
    Po opisie Kinga mnie też się bardziej spodobała. Wybór niani to musi być jednak niełatwa decyzja, trzeba jej bardzo ufać. Mnie jeszcze przeszkadzałoby, gdyby stosowała inne zasady, niż ja bym sobie wyobrażała. Fajnie, że szybko znaleźliście i że współpraca dobrze się zapowiada. Też myślę, że chyba podejrzewalibyście, gdyby było coś nie tak, no i dziecko nie tak łatwo oszukać, gdy zawsze może uciec z płaczem do rodziców. Czasami dzieci mają też dziwne uprzedzenia. :)
    Wsparcie w postaci opłacania ZUS-u dla niani mi się podoba, realna pomoc dla ludzi, którzy chcą być aktywni zawodowo i jednocześnie dla niań.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ona się na nic nie godziła, to była jej propozycja i to my się na nią zgodziliśmy.
      Opis jest subiektywny, więc na pewno też w jakiś sposób ukierunkowany na bardziej pozytywną ocenę Kingi, bo tak też ją oceniliśmy.
      Ja uważam, że niania powinna respektować zasady panujące w danym domu i wygląda na to, ze akurat Kinga się do nich dostosowuje, tak przynajmniej wynikało z jej opowieści o innych miejscach pracy.

      Usuń
    2. A no tak, przepraszam, nie doczytałam dokładnie :)
      Dziwi mnie to o tyle, że przy stawce za godzinę jest jasna sytuacja, ale może zależy jej na stałych dochodach co miesiąc, a nie raz więcej, raz mniej.

      Usuń
    3. Nie no w porządku :)
      Prawdę mówiąc ja w to nie wnikałam. Pewnie w zależności od miesiąca ona wyjdzie na tym raz lepiej, raz gorzej - podobnie my :) Ale i tak bardziej kierowaliśmy się tym, że zrobiła na nas lepsze wrażenie :)

      Usuń
  7. Najwazniejsze, ze Wikingowi z nia dobrze i ze sie "dogaduja" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, też myślę, że to najistotniejsze :)

      Usuń
  8. Po Twoim opisie zdecydowanie można stwierdzić, że to fajna i odpowiednia osoba dla Wikusia :) Mieliście szczęście, że tak się trafiło :) Faktycznie, to lepszy wybór niż starsza Pani a jeszcze jak naturalnie jej przychodziło zabawianie Wikusia to się nie dziwie, że coś zaiskrzyło ;p Niektóre osoby mają "to coś", takie podejscie do dzieci i to widać od razu :)
    W sumie to często przeglądam oferty pracy, jak rodzice szukają niani, nawet parę razy myślałam, czy by tego żłobka nie zamienić na zostanie nianią właśnie ;p Bo jednak jedno czy dwoje dzieci a 15stka to różnica ;p No ale większość ogłoszeń, które przeglądam zawierają zdanie "oferta skierowana do pań powyżej 50 lub 45 roku życia", niektórzy rodzice więc wolą starsze, doświadczone Panie, no ale akurat ja wiem, że młode dziewczyny potrafią być sympatyczniejsze i lepiej zabawić takie dziecię niż te starsze, które właśnie jak napisałaś bardziej patrzą nad opiekę pod kątem zapewnienia bezpieczeństwa i podstawowych potrzeb takich jak przebranie czy nakarmienie niż faktyczną zabawę ;p No, ale każdy ma inne potrzeby i cieszę się, że trafiliście na taką nianię, która w 100% spełnia Wasze :)
    I fajnie ma z tymi godzinami pracy, naprawdę uważam, że to bardzo korzystne, 4 dni w tygodniu, w tym nieraz do 11 :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak mi się po prostu wydaje i tak to Wam przedstawiłam :) Mam nadzieję, że się nie mylę :)

      Jeśli chodzi o tę starszą panią, to ona na pewno miała odpowiednie kwalifikacje i podejście również, ale coś nam nie do końca w niej pasowało. Dobrze mnie zrozumiałaś - między innymi chodzi o to, że miałam wrażenie, że dla niej opieka nad takim dzieckiem to głównie pilnowanie go, a przeciez chodzi też o organizowanie mu czasu.

      Tak, ja też myślę, że dla niej to bardzo korzystne :)

      Usuń
  9. Myślę, że w takiej sytuacji warto zaufać intuicji. Jeżeli nadajecie z nią na tych samych falach, to i z Wikusiem się dogada.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, też mi się wydaje, że to jest jedna z tych sytuacji, kiedy warto zaufać intuicji.

      Usuń
  10. a myślałaś o tym, że sama ma dwójkę dzieci, to będzie potrzebować wolne dni, bo mogą chorować?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że o tym pomyślałam - kiedy się urządza casting we własnym domu trzeba się do tego bardzo dobrze przygotować...

      Tak, jak napisałam powyżej w komentarzu - to było pierwsze o co zapytałam. Nasza niania ma rodziców bardzo blisko i nie ma problemu, żeby dziadkowie sie zajęli jej dziećmi. Zresztą ostatnio tak było, że synek jej się rozchorował i siedział z dziadkiem, a ona przyszła do pracy, czyli do nas.

      W sumie to nawet dziwi mnie, że mogłaś pomyśleć, że ja nie pomyślałam o tak istotnej rzeczy :))

      Usuń
  11. Intuicja to skarb, jeśli umie się z niej korzystać:) Mam nadzieję, że Kinga będzie standardowo taka, jak na pierwszy rzut oka i że wszyscy będą zadowoleni z jej usług.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że umiem :) Cały czas staram się tę umiejętność doskonalić :)
      ja też mam taką nadzieję!

      Usuń
  12. My naszą nianię "przejęliśmy" po znajomych, których córeczka poszła do przedszkola. Niania przyszła na casting, gdy córka znajomych miała niecałe 6 miesięcy i podobno mała uśmiechnęła się od ucha do ucha na widok kandydatki. Rodzice stwierdzili więc, że chyba mała sama już wybrała sobie nianię, bo na inne kandydatki reagowała zupełnie inaczej. Kiedy słyszałam od znajomych opowieści o ich niani, a potem poznałam ją osobiście - wiedziałam, żeby to właśnie ta osoba zajmowała się kiedyś moim dzieckiem, którego jeszcze nie było na świecie. Nam się udało, ja wróciłam do pracy, córka znajomych poszła do przedszkola, a niania opiekuje się Franiem. Jest młoda, energiczna, ciepła, z inicjatywą, a co najważniejsze - stosuje się do naszych metod wychowawczych i spełnia wszystkie nasze prośby. Czasem sama coś zasugeruje, żebyśmy przemyśleli, jednak nigdy nie narzuca się ze swoim zdaniem, a przede wszystkim zawsze ma na uwadze dobro Franka, co bardzo cenię. Z czasem sami zobaczycie, że dobra niania to wielki skarb :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest zawsze fajny układ, gdy po kimś można nianię odziedziczyć, ale niestety my nie mieliśmy nikogo takiego. Nawet nie mieliśmy nikogo, kto mógłby cokolwiek powiedzieć na temat jakiejkolweik niani. Radziliśmy więc sobie sami i raczej wydaje mi sie, że jest ok. W każdym razie nie zauważyłam niczego, co mogłoby mni niepokoić. Mam nadzieję, że tak będzie dalej :)
      Na razie też zauważyliśmy, ze nasza niania fajnie zajmuje się Wikingiem, cały czas wymyśla jakieś zabawy i dużo do niego mówi, no i właśnie dostosowuje się do naszych próśb i oczekiwań.

      Jasne, juz teraz wiem, że to skarb ;)

      Usuń
  13. Ja jestem bardzo za zlobkiem glownie na kontakt z dziecmi i tez na fakt ze teraz sa kamerki, mozna dziecko podejrzec. Niania - balabym sie ze zostawi Malego i bedzie caly dzien na kanapie siedziec albo ze bedzie mi katy przegladac :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W naszej sytuacji żłobek nie wchodził w grę - nie mogłam oddać tam dziecka i iść do nowej pracy, bo zaraz musiałabym pewnie brać zwolnienie i mogłabym zapomnieć o przedłużeniu umowy.
      Ogólnie nie jestem przeciwko żłobkom - zgadzam się, że jest kontakt z innymi dziećmi - choć akurat my zapewniamy go Wikingowi w inny sposób - i jest jeszcze parę innych zalet, ale czułam, że jeszcze nie na tym etapie. Na razie Wiking wydaje mi się trochę za mały. Gdyby nie było innej opcji, to co innego, ale woleliśmy jednak opiekunkę.

      Co do niani - to pewnie kwestia zaufania, my naszej zaufaliśmy, nie sądzę, że zostawiłaby Wikinga, bo raczej by jej na to nie pozwolił :P Poza tym widziałam jak się nim zajmuje i tego raczej nie dałoby się na dłuższą metę udawać, ale rozumiem Twoje obawy. W zasadzie gwarancji nikt mi nie da - ale po prostu zaufałam tej dziewczynie i na razie zwyczajnie ją lubię :)Podoba mi się, jak się zajmuje Wikingiem, a ponieważ dobrze nam się z nią rozmawia, wydaje nam się, że raczej się nie pomyliliśmy co do niej.

      Usuń