*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

piątek, 22 stycznia 2016

Trochę tego i owego.

Dokładnie rok i jeden dzień po tym (albo przed tym, bo na sam koniec powstało jakieś zamieszanie z datą porodu i w szpitalu jakoś tak obliczyli, że wyszło 23 stycznia), jak Wiking miał się urodzić, nasz Dzieciak waży 8,4 kg i mierzy 72 cm. A wiemy o tym stąd, że dziś Wiking poszedł z tatą się szczepić. Pamiętam, jak umawiałam nas na tą wizytę... To było w listopadzie albo nawet jeszcze październiku (do naszego pediatry takie są terminy). Obliczyłam sobie wcześniej, kiedy Franek będzie miał wolny weekend - tak na wszelki wypadek, bo kiedy ostatnio (w sierpniu chyba to było) Wiking był szczepiony to później był bardzo marudny po południu - żebym nie była sama. Postarałam się o wizytę możliwie jak najpóźniejszą, żeby Franek zdążył już wrócić z pracy i pójść do lekarza z nami. Słowem, przygotowałam się od każdej strony i tylko nie przewidziałam, że to ja będę rodzicem, którego przy tym szczepieniu nie będzie :P Jakoś mi wtedy przez myśl nie przeszło, że faktycznie będę już pracować, bo mi się tak szybko uda coś znaleźć. Życie lubi zaskakiwać :)

Ale póki co Wikuś dzisiaj był w bardzo dobrym nastroju i nic nie wskazywało na to, żeby to szczepienie w ogóle go obeszło. Zapłakał tylko przy ukłuciu, potem śmiał się już z wygłupów taty. Mnie przywitał szerokim uśmiechem, a teraz już od dwóch godzin smacznie śpi. Oby tak dalej, mam nadzieję, że jutro też nic się nie będzie działo, bo się nasłuchałam trochę o tej szczepionce i bałam się, jak Wiking ją zniesie. A na jutro mamy ambitne plany, bo jedziemy po długiej przerwie na zajęcia dla małych dzieci (już nie mogę pisać, że dla niemowląt, bo przecież Wiking to już nie niemowlę :P). W innym miejscu, w innej kawiarni, ale z tą samą panią. Zobaczymy, co Wikuś na to.

Nie wiem, co było tego przyczyną, ale faktem jest, że dzisiaj od rana byłam w wyśmienitym humorze - ale nie z gatunku tych, kiedy człowiek sobie myśli "ale mam dzisiaj fajny dzień, tak mi wesoło i radośnie...", tylko raczej nareszcie poczułam, że wszystko jest na swoim miejscu. Ostatnio to wiedziałam, ale tego nie czułam. Mam nadzieję, że to dobry objaw i powoli wszystko zaczyna się już w mojej głowie i nie tylko układać. Oczywiście nadal tęsknię bardzo za niektórymi momentami, ale taka już jest domena czasu, że mija i trzeba się z tym pogodzić.

Czas pędzi jak szalony, kiedy pracuje się osiem godzin dziennie. I nawet mimo tego, że obłożona robotą nie jestem, to czas w biurze też płynie mi bardzo szybko. Oczywiście ma to swoje dobre i złe strony. Tak naprawdę nadal jeszcze niewiele o samej pracy mogę powiedzieć. Na pewno nie czuję się już tak, jak ostatnio pisałam, czyli nie jest mi tak nieswojo i obco. Przeszło mi mniej więcej tydzień temu. Wydaje mi się, że to całkiem niezły rezultat. W większości sytuacji całkiem swobodnie przemieszczam się po całej firmie, a nawet kursuję w te i we wte, bo tego wymagają niektóre z moich obowiązków. Nie mam też problemów z nawiązywaniem kontaktów z innymi. Do jednego z handlowców powiedziałam dzisiaj nawet "a sio", jak mi coś w ustawieniach komputera chciał zmieniać, więc możecie sobie wyobrazić, że się nie spinam za bardzo ;) To tak pokrótce, postaram się napisać więcej na ten temat, ale muszę się trochę zastanowić, co właściwie o tym wszystkim myślę, bo chyba nie jestem pewna :P Tak czy inaczej, nie jest źle. 
A najważniejsze, że mam pracę. Coś, co jeszcze dwa miesiące temu wydawało mi się totalną abstrakcją stało się faktem i na pewno jest się z czego cieszyć. A ogromnym plusem tego, że się pracuje jest na przykład to, że co tydzień (zazwyczaj) ma się weekend :P Żegnam Was więc piątkowo i życzę udanego weekendu :)

4 komentarze:

  1. no to fajnie, że tak Ci miło się w tej pracy udaje aklimatyzować ;D

    Co do Wika to nie wiem jak to wygląda standardowo ale Agata chyba za rok będzie większa niż on bo już ma 64 cm po miesiącu i waży ponad 4 kilo (sic!) chyba po tacie będzie wielka ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też jestem z tego faktu zadowolona.

      Każde dziecko jest inne, ale Wiking akurat od samego poczatku był drobny i tak mu zostało do dzis. Nie pamiętam, ile dokładnie ważył po miesiącu, ale kiedy miał 3 tygodnie to ważył dopiero 3150 a mierzył 54 cm. 4,5 kg miał w marcu a 64 cm w sierpniu :)

      Usuń
  2. Tak, cotygodniowy weekend to bardzo przyjemny aspekt pracy...

    OdpowiedzUsuń