*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

niedziela, 17 stycznia 2016

Życiowy misz-masz.

Właśnie dobiega końca pierwszy weekend matki polki pracującej :) Szkoda, ale cóż, następny za pięć dni... Spędziłam z Wikingiem duuużo czasu, szczególnie dzisiaj, bo wczoraj odwiedzili nas mój wujek z dziadziem, a ja skorzystałam z okazji i wyskoczyłam kupić sobie buty. Ale dziś byliśmy razem bez przerwy i było naprawdę fajnie :) Jak za starych dobrych czasów mogłabym powiedzieć :P Bawiliśmy się i rysowaliśmy. To znaczy ja kolorowałam swój kalendarz, a Wikuś bardzo chciał mi pomagać, tylko nie umiałam mu wytłumaczyć, żeby nie wyjeżdżał za linię :P Nie no oczywiście o kolorowaniu z jego strony to jeszcze nie ma mowy, na razie to dopiero trzyma kredki i próbuje mnie naśladować, ale chyba jeszcze nie do końca zajarzył o co chodzi, bo tylko czasami jego kredka jakiś ślad na papierze zostawia. Zaliczyliśmy też dwa spacery, a wieczorem poszliśmy do kościoła. Franek pracował, więc wcześniej nie było jak. To spowodowało, że Wiking się pod wieczór trochę "nabodźcował" i trudno mu było zasnąć. Wiercił się w łóżeczku i choć był zmęczony, to miał ochotę się bawić. Ale zgasiłam światło, wzięłam go do łóżka i położyłam obok. Głaskałam go bardzo delikatnie po pleckach i główce (on to bardzo lubi), i szeptałam jakim jest kochanym chłopczykiem i zasnął w ciągu paru minut :)
Zyskałam więc trochę czasu dla siebie, choć niewiele, bo musiałam jeszcze było parę innych drobnych spraw do załatwienia. Teraz czekam, aż wyschnie mi lakier na paznokciach, więc korzystając z okazji usiadłam do notki. 
Tak to ostatnio u mnie wygląda, że mam mało czasu na trylion różnych czynności :) Bo tu trzeba guzik przyszyć, tu buty wypastować, przetrzeć umywalkę, przygotować Wikingowi ubranko, ugotować mu obiadek i tak dalej. Muszę sobie wiele rzeczy bardzo dokładnie planować - no bo na przykład takie pranie... Prasować teraz właściwie mogę tylko w weekendy i to tylko wtedy, kiedy Franek może odwracać uwagę Wikinga od żelazka, więc muszę tak to organizować, żeby z kolei sterta ubrań do prasowania nie leżała przez pół tygodnia na fotelu na przykład. Albo gotowanie zup... Kiedyś robiłam to rano, ale teraz nie mogę ryzykować, że Wiking będzie spał dłużej niż ja i że nie będzie rano marudził. Muszę więc kombinować inaczej. Nawet umycie głowy staje się wyzwaniem logistycznym (bo Wikuś uwielbia włazić do brodzika - nieważne, że jest w ubraniu i nieważne, że woda leje się strumieniami :)) Ale grunt, że daję radę póki co. Notki co prawda nie pojawiają się już codziennie, jak zapewne zauważyłyście, ale wieczorami często mam ochotę też na inną rozrywkę, wiecie, że zajęć to mi nigdy nie brakuje :)

Jutro zaczynam kolejny tydzień pracy. Teraz już pewnie będzie dużo bardziej intensywnie. Na jutro mam już zaplanowane dwa spotkania, poza tym będę miała cały stos umów do przeczytania. Zaczyna się rozkręcać. Za miesiąc jadę wraz z całym biurem na trzydniową konferencję. To będą moje pierwsze noce bez Wikinga! Jakoś to będę musiała przeżyć. Myślałam, że Franek będzie niezadowolony, bo on nigdy nie lubił moich delegacji, ale przyjął to ze spokojem, a na moją sugestię, że poprosimy moją mamę, żeby wzięła urlop i przyjechała powiedział - "a co, ja sobie nie poradzę?". :) Ale uświadomiłam go, że jednak może być ciężko, kiedy będzie szedł do pracy na 3:00 albo 4:00, a niania przyjdzie dopiero po siódmej... No, ale to dopiero za miesiąc. Dzisiaj muszę się skupić na teraźniejszości. 
Ciekawa jestem, jaki będzie ten tydzień, mam nadzieję, że to nie jest tak, że skończyła się taryfa ulgowa i wrzucą mnie na głęboką wodę :) Ostatnio już było lepiej. W czwartek i piątek zupełnie swobodnie rozmawiałam już z kilkoma osobami i bez większego skrępowania wchodziłam do kuchni pełnej ludzi. A nawet zjadłam "lancz" (znaczy się kefir wypiłam:P) w towarzystwie ;) Poza tym zdarzyło się parę razy, że jakiś manager pierwszy się ze mną witał, w dodatku używając mojego imienia, więc od razu było mi raźniej, bo to nie było takie bezosobowe.
No to kończę, bo pora spać. Dobranoc! :)

9 komentarzy:

  1. Jak się pracuje od poniedziałku do piątku to te weekendy tak szybko lecą, a już w ogóle jak się ma coś do zrobienia tak jak w twoim przypadku :) No ale mówią też, że jak już zleci poniedziałek, to reszta pójdzie już szybko ;p

    Ooo wyjazd służbowy... Daleko? :)

    Powodzenia więc na cały kolejny tydzień :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, lecą szybko, choć nie jestem pewna, czy szybciej niż normalnie. A nawet mam wrażenie, że jednak dni powszednie płyną szybciej, z racji tego, że niestety wcale nie mam czasu na nic.Rano wstaję, ogarniam siebie i Wikinga i już muszę wychodzić, wracam dopiero po dziesięciu godzinach, żeby zjeść obiad, chwilę pobawić się z dzieckiem i położyć je spać. A jak jeszcze jest tak jak wczoraj i niestety dzisiaj, że z jakiegoś powodu Wikingowi się odwidziało i nie chce zasnąć tak, jak zawsze, to nawet nie mam zwyczajowych dwóch godzin wieczorem na jakieś obowiązki domowe lub drobne przyjemności.

      Nie, niedaleko. Ale jednak na trzy dni, a to sporo w mojej sytuacji.

      Dziękuję, przyda się.

      Usuń
  2. Chyba wg. kodeksu pracy matka, której dziecko nie skończyło 4 lat nie musi jeździć na delegacje.

    Nigdy nie zrozumiem niezadowolenia mężczyzn z powodu delegacji żony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może, nie mam zamiaru tego sprawdzać, bo chce jechać, a poza tym nie będę w pierwszym miesiącu mojej pracy informowała pracodawcy o przepisach tego rodzaju.

      A ja rozumiem doskonale. Tez nie lubię być sama. Przecież Franek mi nie zabrania tylko nie lubi jak wyjeżdżam a to ogromna roznica.
      A inna sprawa ze często kobiety (szczególnie wojujące feministki) oburzają się ze facet wyjeżdża w delegacje zostawiajac dom na ich głowie a jednocześnie ich taki sam wyjazd się im należy w ich opinii. To tak przy okazji. Bo ja na szczęście ani nie jestem wojująca feministka ani nie mam męża który się obraza o wyjazd służbowy.

      Usuń
    2. Ja zaczynając pracę wśród różnych papierów do wypełnienia dostałam też oświadczenie, czy mam dziecko do lat czterech czy iluś i jeśli tak, to czy zgadzam się na wyjazdy służbowe (i zastanawiałam się, jaka byłaby reakcja na brak zgody, jeśli umowa już została podpisana, a na rozmowie wyraźnie pytano, że nie będzie z tym problemu). Z tego, co wiem, dotyczy to nie tylko matki, a ogólnie rodzica i tak samo można odmówić nadgodzin. Oczywiście bez sensu odmawiać dla zasady, ale jest taka furtka. ;)
      Wielu ludzi nie lubi, gdy ich mąż/żona/chłopak/dziewczyna wyjeżdża, ja z racji tego, że pracuję głównie z mężczyznami, akurat częściej słyszę o takiej niechęci ze strony kobiet (i w domu też to widziałam, mimo że tata wybywał raz na ruski rok). Niektórym to nie przeszkadza, niektórzy się przyzwyczajają, a niektórym przeszkadza bardzo mocno - i w zasadzie trudno się dziwić.

      Usuń
    3. Ja nic takiego nie dostałam - i bardzo dobrze, bo nie wiem, co bym wtedy odpowiedziała. Co innego wyjazd raz na jakiś czas, a co innego regularne delegacje. Kiedy wysyłałam odpowiedzi na oferty pracy, celowo omijałam te, w których w wymaganiach była dyspozycyjność, albo które w opisie stanowiska miały częste podróże. Po prostu wiele zależy od specyfiki pracy.

      Ja się temu wcale nie dziwię, bo ja byłabym bardzo niezadowolona z częstych wyjazdów słuzbowych Franka. Na szczęście nie ma ich wcale. Ale dlatego też rozumiem, że on nie lubi, kiedy ja wyjeżdżam.

      Usuń
  3. Ciągle znajduje i gubię Twojego bloga, zupełnie nie wiem jak to się dzieje. Czary jakieś albo coś :( Biorę się za nadrabianie zaległości w czytaniu co u Was słychać. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak jak ja i też nie wiem jak to się dzieje. Ale cieszę się że mnie znalazłaś 🙂A jaki jest twój aktualny adres?
      Oj no to chyba będziesz trochę miała czytania, bo ostatnio całkiem sporo czytałam pisałam. Ale za to teraz trochę zwolnię 🙂Pozdrawiam również🙂

      Usuń
  4. będzie dobrze, wszystko sobie poukładasz tak żeby ze wszystkim zdążyć i mieć jeszcze chwilę dla siebie, bo przecież jesteś Margolką :)

    OdpowiedzUsuń