No
i znowu minął cały tydzień. Ja nie wiem, tak ten czas zapieprza, że ani
się obejrzę a tu grudzień będzie. Jak na razie siedzę dzisiaj w pracy, a
wieczorkiem wsiadam w pociąg i jadę po autko. Już mam stresa jak ja się
dokulam tutaj w niedzielę te 200 km. Na trasie luz – tego się w ogóle
nie boję, mam też fajnie bo mieszkam w takim miejscu, że nie muszę przez
całe miasto przejeżdżać jak jadę od rodziców, jest tylko jedno rondo.
No i właśnie to rondo, trzy pasy, tramwaje, światła przy wjeździe, więc
jak już się jest na rondzie, to nie wiadomo czy ktoś z prawej akurat nie
wjedzie na zielonym i ogólnie masakra. A ja muszę tam zjechać z lewego
pasa na zewnętrzny. Chyba tam na środku stanę i się rozpłaczę.
Złożyłam
CV w dwóch szkołach. Mają zadzwonić w przyszłym tygodniu i zaprosić
mnie na rozmowę… A ja zaczęłam się zastanawiać, czy się nie puknąć w
łeb, że znowu z takim genialnym pomysłem jak następna praca wyskoczyłam.
Jeszcze będę magisterkę pisać, egzamin międzynarodowy z hiszpańskiego
chcę zdawać, na aerobic chodzić… No dobra, będę się martwić jeśli mnie w
ogóle przyjmą do tej szkoły. Najwyżej oleję szefa J. Szkoda mi tylko
koleżanki, która zostanie tam sama. Sama mnie namówiła, żebym poszła do
tych szkół, ale teraz jęczy, żebym przypadkiem całkiem jej nie
zostawiła.
A co tam, niech los zdecyduje
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz