No
to jestem. Myślałam, że w czasie urlopu będę miała czas, żeby wrzucić
od czasu do czasu jakąś notkę, ale jednak nic z tego nie wyszło. Miałam
mnóstwo różnych zajęć, a czas tak szybko mijał… No i minął urlop
Dzisiaj w pracy się chyba nie pozbieram. Ale R. wie, że mam dzisiaj
urodziny, więc dzwonił rano, żebym zrobiła tylko najważniejsze rzeczy a z
resztą jakoś sobie da radę. Tylko ciekawe ile czasu zajmą mi te
najważniejsze rzeczy
A
urlop? Urlop był cudowny. Bardzo przyjemnie spędziłam ten czas. Dość
aktywnie, ale czasu na lenistwo też nie zabrakło. Pogoda w sumie
dopisała. Może spodziewałam się, że będzie trochę lepiej, ale nie
pokrzyżowała mi żadnych planów i to chyba najważniejsze
Już w sobotę wybraliśmy się z Frankiem i moją koleżanką Asią nad
jezioro. Spędziliśmy tam cały dzień, popływaliśmy i nieźle się
spiekliśmy. W następnych dniach pogoda już nie nadawała się na opalanie,
ale to nawet dobrze, bo mieliśmy inne plany. Wybraliśmy się na
wycieczkę rowerową a poniedziałek poświęciliśmy na załatwianie różnych
ważnych spraw takich jak wymiana tymczasowego dowodu rejestracyjnego i
zakup butów na wesele dla Franusia. I wybór sukienki, w której pójdę na
wesele
Z tą sukienką to niezłe jaja wyszły, bo na najbliższe wesele miałam
pójść w sukience z zeszłego roku. Przymierzyłam ją i okazało się, że
jest za duża. Jednak od zeszłego roku schudłam osiem kilo. Za to
zmieściłam się w sukienkę sprzed trzech lat a nawet w sukienkę, w której
moja siostra była dwa lata temu na swojej studniówce
A na mieście znaleźliśmy jedną sukienkę – taką typową małą czarną
tylko z białymi elementami – w której Franek się zakochał, a jeszcze
bardziej zakochał się, jak ją przymierzyłam
No i nie było rady, trzeba było kupić. W kolejne dni spotykałam się ze
znajomymi i jeździliśmy na wycieczki. Pojechaliśmy między innymi do
Kotliny Kłodzkiej i połaziliśmy trochę po górach. I wtedy ciszyliśmy
się, że nie ma upałów, bo nie dalibyśmy rady, a tak przy dwudziestu
trzech stopniach było idealnie. A w piątek udało nam się jeszcze raz
pojechać nad jeziorko.
W sobotę przyszła do mnie moja osobista fryzjerka, czyli Asia, która czesała mnie na każdą imprezę, oprócz studniówki - i dlatego nie byłam wtedy zadowolona W godzinkę wyczarowała mi jakieś cudeńko na głowie i mogliśmy z Franusiem wyruszać do Poznania. Zajechaliśmy
zgodnie z planem i mieliśmy jeszcze godzinkę na przygotowania. O
szesnastej rozpoczęła się uroczystość. Ślub, jak to ślub, piękny. Bo jak
nie ma być piękny, skoro dwoje ludzi sobie przysięga miłość aż po grób
Ale ogólnie mieliśmy na początku całej imprezy mieszane uczucia. Nawet
Franuś przyznał, ze jest jakoś dziwnie. Chodziło głównie o to, że para
młoda ma ośmiomiesięcznego synka Kubusia. W kościele go nie było, ale
pod kościołem już się pojawił i tak naprawdę Aneta (Panna Młoda) nawet
nie słuchała życzeń od gości, tylko cały czas patrzyła co się z Kubusiem
dzieje. A jak zapłakał to w ogóle do niego poszła i nie przejmowała się
tym, że cała kolejka gości jeszcze stoi, żeby złożyć jej życzenia.
Później na weselu było podobnie, wszędzie z Kubusiem, cały czas patrzyli
gdzie on jest i co robi. I dlatego z Frankiem stwierdziliśmy, że jednak
taki dzieciaczek niepotrzebny na weselu swoich rodziców. Może gdyby był
starszy, a tak on i tak nic nie będzie pamiętał, a rodzice zamiast
cieszyć się sobą i gośćmi poświęcali mu całą uwagę. Oczywiście, że to ich
synek i to jest zrozumiałe, ale przecież to jest ich dzień! A
odnieśliśmy wrażenie, że są nieobecni duchem na swoim własnym weselu.
Później kiedy maluszek został odwieziony do domu, był już zupełnie
inaczej. Para młoda nareszcie mogła zacząć cieszyć się weselichem
Bawiliśmy się świetnie. Na początku Franuś trochę sztywny był i nie
chciał ze mną tańczyć, ale zajął się mną jego tata. A potem to już się
bawili wszyscy. Wesele miało skończyć się o czwartej, więc byłam
przerażona, bo nie wyobrażałam sobie, że dam radę wytrzymać tyle czasu, a
trzeba było czekać na autobus, bo wesele było 30 km pod Poznaniem. A
jednak jak przyszła na czwarta, to się nikomu z parkietu nie chciało
schodzić:) No i muszę się pochwalić, że Franuś stwierdził, że wyglądałam
najładniej ze wszystkich (mam nadzieję tylko, że nie ładniej od Panny
Młodej) Może to, że powiedział to Franek, nie jest aż takim
zaskoczeniem, ale wiele osób z jego rodziny stwierdziło, że wyglądam
ślicznie, a jego ciocia wręcz się mną zachwycała. Aż mnie wprawiała w
zakłopotanie, mówiąc, że wyglądam jak taka księżniczka, tak delikatnie i
arystokratycznie zarazem Naprawdę nie
wiem czym sobie zasłużyłam na takie komplementy, ale miło było mi
strasznie. A niedziela można powiedzieć zmarnowana, bo niczego
pożytecznego nie zrobiłam
. No, rozpakowałam się. Ale cały dzień byłam nie do życia, bo nie umiem
odsypać imprez. Jak zasnęłam o szóstej, to już o ósmej miałam koniec
spania. Poszłam na spacer, wykąpałam się, zjadłam i dopiero tak około
pierwszej zasnęłam jeszcze na półtorej godzinki, ale więcej nie dałam
rady. Ale dziś jestem już rześka, z racji tego, że wczoraj położyliśmy
się już o 21.
No
i to byłoby w skrócie tyle o tym tygodniu, podczas którego nie było
mnie w świecie wirtualnym:) Dziękuję wszystkim za życzenia udanego
urlopu, bo rzczywiście spełniłu się i urlop udał się pysznie. Wesele
również i już nie mogę doczekać się września, kiedy będę bawić się
jeszcze na dwóch. Teraz wracam do szarej rzeczywistości, żeby jak
najszybciej uwinąć się z robotą. A w przerwach mam zamiar poodwiedzać
Wasze blogi, bom ciekawa co u Was słychać
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz