Tak
się złożyło, że nie miałam wczoraj okazji niczego napisać. Ale może to
dobrze, bo miałam kolejny dzień na to, żeby trochę się zdystansować do
tego, co się wydarzyło. Miałam też okazję przeczytać wiele Waszych
komentarzy, dzięki którym spojrzałam na całą historię z różnych punktów
widzenia… W głowie jeszcze nadal myśli
się kłębią, ale to już nie taki mętlik jaki miałam w weekend i w
poniedziałek. Wtedy nie myślałam w zasadzie o niczym innym…
Ciągu
dalszego historii nie było. Zakończyło się tak, jak to opisałam.
Natomiast sam fakt, że tyle o tym myślę, świadczy o tym, że to jeszcze
nie koniec. Czuję, że jest jeszcze wiele w tym temacie do powiedzenia.
Myślę,
że wiele z Was miało rację, że chodziło o tę fascynację, jakiej nie
będzie już między mną a Frankiem. Ta miłość, która przychodzi po czasie,
która pojawia się dopiero, kiedy już znamy tak dobrze potrafi być
piękna, ale czasami powoduje, że tęsknimy za czymś nowym, za motylami w
brzuchu. Niektóre z Was wiedzą o tym doskonale
Nie oszukujmy się, motyle w brzuchu już nie wrócą, niewiele nowego
dowiemy się o partnerze ani my jego niczym nie zaskoczymy. Tu kusiła
możliwość flirtu i nowych doświadczeń. Poza tym każdy jest trochę
próżny. Ja też. Widziałam, że podobam się DJowi i że patrzy na mnie jak
na kogoś niezwykłego. Podobało mi się, że imponowałam mu trochę.
Podziwiał mnie za moją niezależność, otwartość, pozytywne podejście.
Chciałam go uświadomić, że jestem zołzą i beksą, ale nie uwierzył.
Wyidealizował sobie mnie i to było fajne. Fajne było też to, że to ja
panowałam nad sytuacją. To ja postawiłam warunki. Ja zdecydowałam o tym,
czy i jak długo będziemy rozmawiać. Ja zdecydowałam o tym, gdzie
postawię granicę.
Pytacie czy będę mogła o nim zapomnieć. To
chyba łatwiejsze, niż zapomnieć o ponad trzech latach spędzonych z
Frankiem. Nie mogłabym zrewolucjonizować swojego życia i rzucić kochanej
osoby tylko dlatego, że przez przypadek kogoś poznałam, nawet jeśli to
spotkanie wydaje się magiczne. Ale przecież między mną i Frankiem też
kiedyś zaiskrzyło, też nie znaliśmy się wcześniej… To też była kwestia
chwili. A tym razem… Nie zapominajmy, że poza tą chemią nie wiem, czy
cokolwiek by nas łączyło. Rozmawialiśmy, ale takich rozmów w życiu wiele
przeprowadziłam. Franek był pierwszy i to on ma do mnie większe prawa –
jakkolwiek to nie zabrzmi. A już na pewno ma prawo wymagać ode mnie
lojalności i odpowiedzialności za nasz związek. Uważam, że z tego się
wywiązałam. Nie bardzo mogłam odpowiadać za to co poczułam, ani za
wszystkie myśli, które kłębiły mi się pod kopułą, bo to było trochę
mimowolne. Natomiast mogłam odpowiadać za to, co z tym zrobię…
Nie
wymieniliśmy się numerem telefonu, nie umówiliśmy się, niczego sobie
nie obiecywaliśmy. Kiedy odchodziłam, powiedziałam, że nie wiem, czy się
jeszcze zobaczymy… Ten wieczór był pełen magii. Z każdym kolejnym dniem
dystansuję się do tego coraz bardziej i wszystko wydaje mi się snem. I
zastanawiam się, czemu to miało służyć? Nie umiem wytłumaczyć tego, co
tam zaszło. Nagle poczuliśmy, że jesteśmy z tej samej bajki. Oboje
czuliśmy, że gdybyśmy się spotkali w innym czasie, mogłoby być inaczej.
Nigdy nie doświadczyłam czegoś takiego. Być może świat się pomylił. A
może Bóg miał po prostu taki plan. To była taka iskra. Czasami wystarczy
iskra, by rozpalić wielki płomień… Czasami …. psst… iskierka gaśnie.
Nie wykluczam, że to była tylko kwestia magii tej jednej nocy, że ta
iskierka już zgasła i nigdy więcej przy spotkaniu z nim nie rozpaliłaby
się na nowo. Pewnie nigdy się tego nie dowiem.
I to nadal jeszcze nie koniec… W końcu skoro było już rozpoznanie sytuacji i jej analiza, czas na wnioski
c.d.n…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz