Nie chcę tu znowu nadmiernie euforycznie się wyrażać, bo jak to zrobiłam szóstego sierpnia to mnie potem los pokarał za brak stoicyzmu
Ale delikatnie chciałam wspomnieć, że nareszcie nastrój mam lepszy.
Może wreszcie przestanę kwękać jak to ostatnio mi się zdarzało
Nie powiem, że wszystko idzie jak po maśle i parę zmartwień jeszcze
zostało, ale na razie czarne myśli mnie nie nawiedzają. A przede
wszystkim nareszcie dogadaliśmy się z Frankiem. Wisiało nad nami parę
tematów i nareszcie wczoraj sobie wszystko wyjaśniliśmy. Od razu lżej mi
się zrobiło. I w ogóle nie wiem skąd ja miałam takie dziwne myśli, czy
my na pewno powinniśmy być razem. Poza tym na razie przestałam się tak
stresować magisterką, bo ostatnio idzie mi całkiem nieźle. Jak tak dalej będzie to do końca tygodnia będę miała cały rozdział – dwa tygodnie wcześniej niż zakładałam.
Czy
zdarzyło się Wam kiedyś lecieć na przykład na Syberię i pomylić
samolot? I dajmy na to poubierani w takie zimowe kurtki i grube spodnie
lądujecie w Afryce? Wychodzicie a tu się na Was patrzą jak na przybysza z
innej planety? No dobra, baaardzo hipotetyczna sytuacja, mnie się nie
zdarzyło
Ale wczoraj się tak właśnie czułam. Wychodzę z biura – zmarznięta i
nadal trzęsąca się z zimna. Idę sobie tak w podkoszulce, bluzce,
sweterku i kurtce. Mija mnie jedna laska – w koszulce na ramiączkach,
druga – w krótkiej sukience i sandałach, w końcu jakiś gość ubrany na
letniaka. No normalnie czułam się jak Eskimos w rzeczonej wcześniej
Afryce… Było mi zimno!! Mnie zawsze jest zimno a na dodatek wczoraj
byłam totalnie przeziębiona. Nadal jeszcze
choruję, ale zdecydowanie jest lepiej niż wczoraj. Z czego się cieszę,
bo chyba nie umiałabym się przyznać szefowi, że się rozchorowałam
Śmieszna
sprawa – w piątek idę wreszcie na to badanie pola widzenia. No i od
zeszłego tygodnia maltretuję szefa, żeby załatwił wreszcie z ZUSu
legitymacje ubezpieczeniowe (mogliśmy je dostać jako firma dopiero po
całej rewolucji marcowej). Poszłam mu nawet po wniosek, wypisałam go,
ale odebrać już musiał on sam. No i mu tak jęczałam – w zeszłą środę.
Potem w czwartek. W piątek rano zadzwoniłam, żeby się znowu przypomnieć.
W poniedziałek zapytałam słodkim głosem: „I co udało się załatwić
książeczki?” R. klepnął się w czoło i powiedział, że zaraz pojedzie…
Potem musiałam się jeszcze raz przypomnieć. I we wtorek R stawia przede
mną cały stosik legitymacji. A ja w środę chora. Normalnie jakbym się
tak rozłożyła totalnie, to bym się chyba ze wstydu gdzieś zakopała, bo to by wyglądało jakbym z premedytacją czekała tylko na te książeczki, żeby się rozchorować i pójść na L4
Oczywiście śmieję się, bo on chyba wie, że nie mam takiej mocy żeby na
zawołanie chorować a o oszustwo raczej mnie nie podejrzewa (chociaż kto
tam wie :)). Ale czułabym się niefajnie. Śmieję się, że niezły tupet bym miała Więc trochę mi ulżyło jak się dzisiaj obudziłam bez stanu podgorączkowego…
OGŁOSZENIE!
Nadal
poszukuję kogoś z dostępem do biblioteki w Krakowie. Ale jeśli nie, to
może chociaż ktoś ma dostęp do biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego?
Tam jest druga książka, która zawiera parę przydatnych dla mnie
rozdziałów…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz