Franek
pracuje jako kucharz w zasadzie już dziesięć lat. Ale od jakiegoś czasu
zaczęła go ta praca denerwować. Ja mu się wcale nie dziwię, bo jako że
jestem księgową w tej branży, wiem ile się musi taki kucharz narobić i
wcale nie oznacza to, że zarobi. Realia są takie (oczywiście mówię na
podstawie doświadczeń moich i Franka), że kucharz jest cały czas na
nogach. Żeby zarobić przyzwoicie musi wyrabiać minimum
200 godzin miesięcznie. I to naprawdę jest tylko przyzwoicie. Oznacza
to pracę po minimum dwanaście godzin dziennie, także w weekendy i
święta. Żeby zarobić więcej niż przyzwoicie trzeba by być szefem kuchni.
Ale to z kolei oznacza prawie permanentną nieobecność w domu.
Oczywiście nie zawsze, ale szefowie kuchni, z którymi ja pracuję, są w pracy po szesnaście godzin. Do tego czasami jeszcze dochodzą im służbowe wyjazdy.
Oboje
jakiś czas temu zgodnie stwierdziliśmy, że taka praca nie bardzo ma
sens. Franek za wiele nie zarobi. A ja jak mam faceta, to chcę go
faktycznie mieć przy sobie a nie tylko na zdjęciu. Bo znając Franka,
jakby miał wolne, to odsypiałby zmęczenie. Franek zaczął kombinować, że
chciałby być kierowcą. Ale ja się na to nie zgodziłam. Powiedziałam, że
po pierwsze będę się o niego za bardzo martwić a po drugie na jedno
wychodzi, bo i tak w ogóle w domu go nie będzie. I poszliśmy na
kompromis. Franek będzie kierowcą, tyle że w mieście. Jego tato pracuje
jako kierowca miejskich autobusów, więc wiemy jak wygląda ten zawód.
Oczywiście, że kokosów nie zarobi, ale jednak jest to w miarę stała posada w budżetówce. Pewnie,
że będzie musiał też jeździć w niedziele i święta, ale jako kierowca
nie będzie mógł przekroczyć określonej ilości godzin, nie to co w pracy
kucharza. A poza tym, fajnie będzie wyglądał w mundurze
Wiemy, że praca ta wiąże się z dużą odpowiedzialnością za pasażerów a
czasami z koniecznością użerania się z naprawdę wrednymi osobnikami.
Tato Franka ma często problemy z kręgosłupem. Ale ja też je miewam –
mimo, że siedzę nie za kierownicą a przed komputerem. Wzięliśmy pod
uwagę wszystkie za i przeciw i zgodnie stwierdziliśmy, że jednak to nie
jest zła praca i Franek będzie się o nią starał. Tak po cichu Wam
powiem, że przekonało mnie jeszcze to, że nie będzie mógł sobie za
często popijać
Oczywiście wiedzieliśmy, że cała procedura, szkolenie itd. tak długo
trwa. Wiedzieliśmy na co się decydujemy. Ale mimo to łatwo nie jest. Pozostaje
wierzyć tylko, że doczekamy się wreszcie nagrody za nasze wyrzeczenia. A
żeby Franek z wprawy nie wyszedł – będzie gotował obiadki w domu
Jeszcze
jedno. Franek ma takiego kolegę Edi na niego mówimy. Bardzo w porządku
chłopak, zawsze można na niego liczyć. Ostatnio miał problem z pracą. A
Franka w pracy zagadał jeden z dostawców, że brakuje im ludzi. Kiedy
Franek mi o tym opowiedział, powiedziałam od razu: „A może Edi?” Franek
odpowiedział, że już im to zaproponował. Szybko okazało się, że Edi
pracę dostał i jest zadowolony. Praca okazała się bardzo fajna. W
godzinach 8-16 od poniedziałku do piątku, za przyzwoite pieniądze. W
pewnym momencie oboje pomyśleliśmy, że trochę nam to przeszło koło nosa,
bo przecież Franek mógł być na miejscu Ediego teraz… Ale jednak
cieszymy się ze względu na Ediego. Cieszymy się, że w końcu my coś dla
niego mogliśmy zrobić. A poza tym to było zupełnie bezinteresownie.
Oboje w pierwszej chwili pomyśleliśmy o nim a nie o nas. Dlatego mamy
nadzieję, że los nam to wynagrodzi i nie będziemy musieli pluć sobie w
brodę. Bo przecież chcieliśmy dobrze…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz