Rozmawialiśmy.
Chciałoby się powiedzieć, że jest lepiej, a nawet dobrze. Ale boję się
używać tego słowa. Przeprosił mnie i poprosił o szansę. Ja nie potrafię
mu jej nie dać. Ale jednocześnie nie potrafię wyobrazić sobie jak to
teraz będzie. Nigdy się tak nie czułam, po każdej kłótni rozmawialiśmy,
dochodziliśmy do jakiegoś porozumienia, odczuwałam ulgę i wszystko
wracało do normy.
Ale to
nie była zwykła kłótnia. Tym razem nie odczułam ulgi, bo co chwilę wraca
do mnie świadomość, że on mnie oszukiwał. Jak mam mu teraz wierzyć? Jak
zaufać? On nawet nie potrafi wytłumaczyć dlaczego to robił. Mówi, że
źle się z tym czuł. Mimo wszystko miał okazję kilka razy, żeby
powiedzieć prawdę, ale nie zrobił tego… To strasznie boli. Kiedyś nie
sądziłam, że będę w stanie po czymś takim jeszcze zgodzić się na ciąg
dalszy, ale to nie jest takie łatwe tak po prostu skończyć związek z
osobą, z którą wiązało się jakieś plany i nadzieje. Życie wszystko
weryfikuje. Nie sądziłam też, że on kłamie – zresztą całkiem niedawno
twierdziłam, że nie jest kłamczuchem. Strasznie się pomyliłam co do jego
osoby. I jaką mam pewność, że się nie pomylę po raz drugi? Ciężko teraz
będzie, bo nie wiem czy to zaufanie uda się teraz odbudować. Obiecał,
że nigdy więcej mnie nie oszuka, twierdzi, że wie, że to była bardzo
poważna sprawa. To jest jedna sprawa, którą ustaliliśmy.
Kolejną
jest alkohol. On sam, zanim ja jeszcze cokolwiek powiedziałam na ten
temat, stwierdził, że musi przestać pić. Ja nie mam nic przeciwko
alkoholowi, sama piję, ale nie w takich okolicznościach jak on.
Powiedziałam, że nie ma problemu, jeśli będzie jakaś okazja, czasami też
może wypić sobie jedno piwo w domu przed telewizorem. Ale absolutnie
nie będę tolerować picia w samotności po pracy – nawet jednego piwa. Nie
wspominając już o piciu dla poprawy nastroju.
Powiedziałam
też, że chcę widzieć, że odpowiedzialnie podchodzi do swoich
obowiązków i naprawdę jest w stanie naprawić swój błąd. I że ja
potrzebuję czasu. Nie może być tak, jakby nic się nie stało. Wiem, że
trochę się muszę zdystansować, przynajmniej dopóki się wszystko nie
ustabilizuje. Będzie mi ciężko, bo ja nie umiem zaangażować się na pół
gwizdka, ale jak to powiedziała moja mama, ja też muszę się trochę
poświęcić. Bo jeśli nic się nie zmieni, on niczego nie zrozumie. A
najważniejsze teraz jest to, żeby on sobie uświadomił, że to jest
naprawdę ostatnia szansa. Bo tak nie można żyć. Nie można w ten sposób
budować żadnej relacji. Muszę widzieć, że mu zależy i że jest w stanie
się zmienić. I kolejna najważniejsza sprawa – tym razem w odniesieniu do
mnie. Muszę być konsekwentna. Tym razem już nie będę mogła odpuścić. I
to jest chyba najbardziej przerażająca rzecz, że to nie jest ostatnia
szansa tylko dla niego, ale również dla mnie. Boję się strasznie, że
będę musiała to wszystko przeżywać jeszcze raz.
W tym
momencie nie czuję się wcale szczęśliwa. Owszem, jest mi trochę lżej,
cieszę się, że porozmawialiśmy, ale trochę mam wrażenie jakbym siedziała
na bombie, która lada chwila może wybuchnąć.
Mam
nadzieję, że jasne jest dla Was to wszystko co tu napisałam. Chyba
rozumiecie, że nie mogę pisać i czasami nie chcę opisywać tu
wszystkiego ze szczegółami. Ale wiem, że zasługujecie również na
wyjaśnienia, bo bardzo mnie wspierałyście w te ostatnie dni. Dziękuję za
Wasze komentarze, wiem, ze poświęciłyście mojej sprawie dużo myśli.
Może trudno jest doradzać w takiej sprawie, ale mimo wszystko otrzymałam
wiele ciepłych i mądrych słów i fajnie jest wiedzieć, że nie jest się
tak całkiem samym ze wszystkim.
Przepraszam też za nieobecność na Waszych blogach. Obiecuję, że systematycznie wszystko nadrobię, bo nie lubię mieć zaległości
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz