Pojechałabym Se gdzieś
Odkąd musiałam się pożegnać z instytucją zwaną feriami zimowymi, sama
sobie takowe ferie organizowałam. I tak w 2006 roku poleciałyśmy z
koleżankami ze studiów do Madrytu na tydzień. W roku 2007 w zasadzie
podróżować mi się odechciało, bo właśnie w lutym wróciłam z półrocznego
stypendium w Cordobie, no ale wyjazd był zaliczony. W roku 2008
polecieliśmy z Frankiem do Sevilli. A właściwie tam tylko spaliśmy a w
ciągu pięciu dni zdążyliśmy zaliczyć jeszcze kilka innych miast. No i w
zeszłym roku w marcu zaliczyliśmy Londyn. Na początku lutego 2009 już
mieliśmy kupione bilety. A teraz co? Bida. Nie ma na co czekać i aż mi
dziwnie, bo odczuwam silną potrzebę, żeby gdzieś pojechać. Nawet miałam w
planach Irlandię, ale niestety na przeszkodzie stoją dwie rzeczy.
Po
pierwsze nowa praca Franka. Wczoraj podpisał umowę :))) Na razie co
prawda na trzy miesiące, ale mam nadzieję, że już się go tak szybko nie
wyrzekną, bo w końcu rok cały trwały szkolenia, więc trochę w niego
zainwestowali. W każdym razie wczoraj już mu wszystko mniej więcej
pokazali a w poniedziałek ma się stawić w zajezdni w pełnym
umundurowaniu
Dowiedział się już co prawda, że w tym okresie przysługuje mu pięć dni
urlopu, ale nie jest za bardzo wskazane, żeby od razu go wykorzystywał
na samym początku, więc raczej jego podróż ze mną nie wchodzi w grę.
Franek
nie chce mnie samej puścić. Sam ma ochotę się gdzieś przejechać, a poza
tym boi się co ja tam mogę przeskrobać jak mnie nie będzie pilnował
Zwłaszcza, że jak kiedyś poszłam do wróżki (pierwszy i ostatni raz,
nigdy więcej!), to ta wywróżyła mi, że wyjadę za granicę i nie wrócę, bo
tam znajdę sobie męża. I na nic tłumaczenia, że to miało być w zeszłym
roku
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym w ogóle pozwoliła Frankowi, żeby mi czegoś zabronił, prawda?
No więc głównie chodzi o moją obronę. Ciągle nie mam terminu. Będzie
to któryś piątek marca, ale nie wiadomo który i przez to nie mogę nic
sobie zaplanować, a jak wiadomo bilety w tanich liniach lotniczych
rezerwować należy raczej z dużym wyprzedzeniem. Przed obroną na pewno
nie chciałabym polecieć, więc wygląda na to, że w marcu się nie uda.
Problem pojawia się również w kwietniu, bo przez przypadające w tym
miesiącu święta, bilety bardzo podrożeją. No i klops. Potem weekend
majowy i to samo. Wygląda na to, że niestety mój wyjazd nie dojdzie do
skutku
Ale
ja muszę sobie zorganizować tydzień urlopu i gdzieś wybyć! Wyjazdy z
Frankiem zawsze najbardziej mnie cieszą. Żaden wyjazd nie jest tak
przyjemny, kiedy nie mogę z nim dzielić wrażeń, ale jak się okaże, że
wyjazd z nim naprawdę jest niemożliwy, to zacznę sama kombinować. Albo
spróbuję jeszcze coś załatwić coś z tą Irlandią w kwietniu (o ile ceny
biletów będą do przełknięcia) i polecę do koleżanek sama, albo namówię
Dorotę (póki nie pracuje), żeby gdzieś się ze mną wybrała. Bez Franka to
nie to samo, ale jak to ostatnio jego wyjazd w góry pokazał, takie
rozstanie tygodniowe też może być budujące I cieszę się, że potrafimy się od siebie od czasu do czasu oderwać
No nic, ale na razie to wszystko tylko w sferze snów na jawie
Siedzę sobie w biurze i ładuję akumulatory przed comiesięcznym nawałem
pracy w pierwszych dniach nowego miesiąca, trochę się nudzę no i tak
sobie myśleć zaczęłam o niebieskich migdałach. Marzy mi się taki wyjazd.
Ba! On mi się nie marzy, on mi jest potrzebny po prostu No cóż, póki na razie nic więcej nie mogę zrobić, to sobie będę myśleć i planować. A nuż coś sobie wymarzę
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz