Naprawdę to czuję! :) Że już za pięć tygodni z malutkim okładem będzie miał miejsce TEN dzień :) Świadomość o tym, że nadchodzi oczywiście miałam codziennie przez ostatni rok, ale dopiero od niedawna czuję to po prostu całą sobą. W myślach widzę już siebie w tej białej sukni a Franka w czarnym garniturze. Widzę naszych gości i czuję motyle w brzuchu. Nie denerwuję się, ale ogromnie się cieszę! To musi być niesamowicie fajna sprawa, kiedy tak wszyscy przyjeżdżają tylko po to, żeby być z nami w tym ważnym dniu, żeby się z nami cieszyć. No i chyba już nigdy nie będziemy w samym centrum uwagi, to musi być fajne doświadczenie :)
Ale oczywiście nie tylko o to chodzi.Po prostu czuję to, jak się wszystko zmieni PO. Wiem, wiem, może się Wam wydawać, że głupoty piszę, bo przecież co niby miałoby się zmienić? A jednak :) Ta zmiana następuje przede wszystkim w naszych głowach, a że wszystko ma swoje źródło w psychice... same wiecie :) To tak, jak nasze zaręczyny zmieniły całkowicie wszystko - nasz związek, nasze relacje, nasz sposób myślenia. A przecież też się nic nie zmieniło w sensie fizycznym.
Właściwie to ja nawet nie potrafię opisać swoich uczuć :) Tej radości (śmieję się jak głupia - sama do siebie, gdy tylko o tym myślę, nie zważając na to, czy jestem w tramwaju, czy w sklepowej kolejce), tego podniecenia i mieszkanki niecierpliwości z... chęcią odsunięcia tego jeszcze o parę lat :) To ostatnie tylko z jednego powodu - żal mi później będzie tych odczuć, które od kilku dni mi towarzyszą, na co będziemy czekać? Kiedy skończyło się Euro, powiedziałam do Franka: "tyle czasu na to czekaliśmy, tyle lat, a tu już po wszystkim, na co teraz będziemy czekać?" A on mi na to: "jak to na co? Na nasz ślub!".
No tak, tylko na co będziemy czekać po ślubie? :))
Oczywiście mimo wszystko nie przesunęłabym tego dnia ani o chwilę, nie ma mowy. Za bardzo mi na tym zależy, jest to dla mnie zbyt istotne, za bardzo nie mogę się doczekać :)
Odczuwam to wszystko bardzo intensywnie ze świadomością, że odtąd zawsze będziemy razem, że obiecujemy sobie coś - przysięgamy, że oddajemy się sobie.
Ale jest też drugi aspekt - patrzę na to wszystko z perspektywy osoby, która zmienia swoje życie, wchodząc w jego nowy etap. Odczuwam to z punktu widzenia tej, która za chwilę włoży tę mityczną białą suknię, która będzie żoną, która dotarła w swoim życiu do tego punktu, nad którym zastanawiała się od dawna - gdy jeszcze jako romantyczna dziewczynka, a później nieco bardziej świadoma, ale jeszcze bardziej romantyczna nastolatka myślała o tym: jak to będzie? gdzie? z kim? kiedy?
Być może nie każda dziewczynka/nastolatka/kobieta tak ma. Ale dla mnie od zawsze oczywiste było, że wyjdę za mąż. Że będzie ślub i wesele. Ale to wszystko było jedynie w sferze marzeń - tak odległych i nierzeczywistych, że wydawało się, że to tylko jakaś kolejna powieść albo projekcja filmu ze mną w roli głównej. Niesamowite jest to uczucie, gdy uświadamiam sobie, że oto doszłam do tego punktu, który zawsze był dla mnie oczywisty. Wiedziałam, że nastąpi, ale nie wiedziałam kiedy. Dziś już wiem :)
To tak, jakbym wróciła z podróży, trwającej całe moje życie.
Ale oczywiście nie tylko o to chodzi.Po prostu czuję to, jak się wszystko zmieni PO. Wiem, wiem, może się Wam wydawać, że głupoty piszę, bo przecież co niby miałoby się zmienić? A jednak :) Ta zmiana następuje przede wszystkim w naszych głowach, a że wszystko ma swoje źródło w psychice... same wiecie :) To tak, jak nasze zaręczyny zmieniły całkowicie wszystko - nasz związek, nasze relacje, nasz sposób myślenia. A przecież też się nic nie zmieniło w sensie fizycznym.
Właściwie to ja nawet nie potrafię opisać swoich uczuć :) Tej radości (śmieję się jak głupia - sama do siebie, gdy tylko o tym myślę, nie zważając na to, czy jestem w tramwaju, czy w sklepowej kolejce), tego podniecenia i mieszkanki niecierpliwości z... chęcią odsunięcia tego jeszcze o parę lat :) To ostatnie tylko z jednego powodu - żal mi później będzie tych odczuć, które od kilku dni mi towarzyszą, na co będziemy czekać? Kiedy skończyło się Euro, powiedziałam do Franka: "tyle czasu na to czekaliśmy, tyle lat, a tu już po wszystkim, na co teraz będziemy czekać?" A on mi na to: "jak to na co? Na nasz ślub!".
No tak, tylko na co będziemy czekać po ślubie? :))
Oczywiście mimo wszystko nie przesunęłabym tego dnia ani o chwilę, nie ma mowy. Za bardzo mi na tym zależy, jest to dla mnie zbyt istotne, za bardzo nie mogę się doczekać :)
Odczuwam to wszystko bardzo intensywnie ze świadomością, że odtąd zawsze będziemy razem, że obiecujemy sobie coś - przysięgamy, że oddajemy się sobie.
Ale jest też drugi aspekt - patrzę na to wszystko z perspektywy osoby, która zmienia swoje życie, wchodząc w jego nowy etap. Odczuwam to z punktu widzenia tej, która za chwilę włoży tę mityczną białą suknię, która będzie żoną, która dotarła w swoim życiu do tego punktu, nad którym zastanawiała się od dawna - gdy jeszcze jako romantyczna dziewczynka, a później nieco bardziej świadoma, ale jeszcze bardziej romantyczna nastolatka myślała o tym: jak to będzie? gdzie? z kim? kiedy?
Być może nie każda dziewczynka/nastolatka/kobieta tak ma. Ale dla mnie od zawsze oczywiste było, że wyjdę za mąż. Że będzie ślub i wesele. Ale to wszystko było jedynie w sferze marzeń - tak odległych i nierzeczywistych, że wydawało się, że to tylko jakaś kolejna powieść albo projekcja filmu ze mną w roli głównej. Niesamowite jest to uczucie, gdy uświadamiam sobie, że oto doszłam do tego punktu, który zawsze był dla mnie oczywisty. Wiedziałam, że nastąpi, ale nie wiedziałam kiedy. Dziś już wiem :)
To tak, jakbym wróciła z podróży, trwającej całe moje życie.
Tak, zmieni się wszystko i nie zmieni się nic. Chyba ciężko to tak naprawdę opisać. Ślub jest swoistym 'przejściem'. Od nas będzie zależało, czy 'po' będzie lepiej, gorzej czy tak samo pięknie. Bo tak jak napisałaś-mamy to wszystko w głowach. I właśnie czas narzeczeństwa jest właściwym na ułożenie sobie wszystkiego. Żeby zawsze było na co czekać:)
OdpowiedzUsuńJak to nie wiesz na co będziecie czekać? Na dzieci!
Ja jednak myślę, że nie jest możliwe, że nie zmieni się nic :)
UsuńNo, z tymi dziećmi to bym się tak zaraz nie spieszyła :)
Jasne, rozumiem to. I też tak myślę. Bo życie we dwoje nawet przez kilka lat, a życie w małżeństwie to raczej inne sprawy. Ja na przykład, mieszkając już 3 lata z M nie wyobrażam sobie byśmy nie byli razem już na zawsze, ale mimo to, nie traktuję go jeszcze jak mojego męża, a on mnie jak swojej żony. Tego dopiero można doświadczyć po ślubie. I oczywiście czuję, że to będzie dla nas rola, w której także świetnie się sprawdzimy:) Ale porównując życie w parze, nawet jako narzeczeństwo - a małżeństwo jest chyba różnica. Co nie zmienia faktu, że życie z M w każdej konfiguracji jest (i będzie) wspaniałe:)
UsuńZ dziećmi nie należy się spieszyć, bo najważniejsze, by przyszli rodzice byli osobami najbardziej pragnącymi swoich potomków na świecie, a nie osoby trzecie. Ale chyba planujecie? ;)
Dla mnie jest to na pewno różnica - i już nie tylko chodzi o nasze relacje a po prostu o aspekt dotyczący mojej wiary. Ślub kościelny bardzo dużo dla mnie znaczy - wlaśnie od tej strony duchowej.
UsuńŻe planujemy to jest za dużo powiedziane, bo samo słowo "plan" kojarzy mi się z czymś konkretnym. Raczej po prostu taką mamy wizję rodziny.
Aaaaa, no ale właśnie jeśli chodzi o wiarę i instytucję małżeństwa, to ono wręcz zakłada posiadanie dzieci. Kiedyś słyszałam na kazaniu, że małżeństwo zawiera się głównie dlatego, by mieć potomstwo i że jest to obowiązek każdego chrześcijanina.
UsuńTak, właśnie tak zakłada kościół i ja w pełni świadomie odpowiadałam "tak" na pytania w protokole przedślubnym dotyczące właśnie tego aspetku małżeństwa.
UsuńNapisałam, ze taką mam wizję rodziny, więc nie bardzo rozumiem wyrażenia "ale właśnie" w Twoim komentarzu :) Napisałam, że nie planujemy - bo nie mamy opracowanego żadnego planu, co wcale nie oznacza, że dzieci mieć nie będziemy.Nie jestem typem osoby, która kocha wszystkie dzieci na ziemi i która o niczym innym nie marzy, tylko o gromadce swoich, ale po prostu dla mnie to dość naturalne, że dzieci się pojawią. Tak sobie wyobrażam moją rodzinę - i to wcale nie dlatego, że kościół tak każe mi ją sobie wyobrażać.
Wszystko dlatego, że jednak chyba większość młodych ludzi ma już taki dość konkretny plan jeśli chodzi przyszłość i dzieci. Myślałam, że podobnie jest z Tobą, przecież organizowanie i planowanie to Twoja domena;)
UsuńAle bez przesady :) Nie wyobrażam sobie planować całego życia - zresztą ja często pisałam o tym, że nie lubię planów długoterminowych i że nie mam pojęcia, co będę robiła za parę miesięcy. Czymś innym jest dobre zorganizowanie a czymś innym tworzenie jakichś schematow na życie.
UsuńWcale nie jestem taka pewna, że większość młodych ma konkretny plan dotyczący dzieci. W moim otoczeniu nie ma takich ludzi zbyt wielu. Kompletnie nie wyobrazam sobie, że teraz z Frankiem usiądziemy, weźmiemy do ręki kalendarz i postanowimy: tego dnia ma się urodzić nasze dziecko! Przecież to nawet brzmi absurdalnie. Kiedy nadejdzie czas,że poczujemy sie gotowi, to będziemy mogli podejmować takie decyzje, na razie nie widzę takiej potrzeby skoro przed nami dopiero ślub. nie wszystko naraz! :)
A inna sprawa - nie mam pojęcia dlaczego w kontekście dzieci słowa "planujemy" "nie planujemy" są równoznaczne z "będziemy je mieli" "nie bedziemy..." Słowo "planować" różni się jednak w znaczeniu od "zamierzać" :)
Wiesz, dla wielu właśnie 'planować' i 'zamierzać' to to samo. Przyznam, że też często tak to odczytuję.
UsuńOczywiście, nie chodzi o planowanie co do dnia, ale tu właśnie chyba wychodzi twoje rozumienie słowa 'planowanie' ;) Tak więc rozumiem;)
Jeśli chodzi o mnie to jak najbardziej wyobrażam sobie to, że możemy z M zaplanować naszą przyszłość jeszcze nawet przed ślubem. Wiadomo, że życie nas może później inaczej zweryfikować, ale wiem, ze już teraz jesteśmy w stanie powiedzieć sobie kiedy mniej więcej chcielibyśmy, by na świecie pojawiły się nasze dzieci. Bo dla mnie planowanie nie równa się z tym, że tak będzie na pewno, na 100%. A raczej z tym, że zamierzamy spełnić nasze pragnienia czy oczekiwania i kiedy, tak z grubsza.
Dla mnie planować oznacza konkret. Jeśli nie ma konkretow - nie ma planów, a jedynie zamiary. Stąd to wedlug mnie ogromna różnica.
UsuńJa naprawdę nie lubię planów długoterminowych, bo wiem, że wiele się może w życiu zmienić. Poza tym życie nauczyło mnie już wiele razy, że samo wie, co jest dla mnie najlepsze i kiedy wydawało się, że za chwilę stanę na rozdrożu i będę musiała podejmować jakąś trudną decyzję, wydarzyło się coś, co mi pomogło. Dzięki temu omijały mnie wielkie rozterki, czy żale dotyczące tego, że dokonałam złego wyboru.
Tak bylo, gdy zastanawialam się nad studiami magisterskimi, pracą, związkiem, wspólnym mieszkaniem, czy nawet ślubem.
Dlatego wiem, że czasami zwyczajnie warto poczekać a wszystko samo sie rozwiąże. Być może funkcjonuję z planem w ręce, ale żyję często chwilą i dobrze na tym wychodzę.
Fajnie, że tak się dzieje w Twoim życiu. Ja jednak nie lubię czekać, aż coś samo się stanie, czy samo się rozwiąże. Choć nie jestem z tych w gorącej wodzie kąpanych. Po prostu wiem, że najlepiej jest wziąć daną sprawę, czy mówiąc ogólnie - życie we własne ręce, a wtedy można zdziałać naprawdę wiele. I nie mam wtedy poczucia, że coś przegapiłam, przespałam czy też straciłam jakąś szansę, bo czekałam aż coś się stanie, by mi pomóc np w jakimś wyborze.
UsuńWidzę więc Margolko, że różnimy się głównie w tym, że Ty działasz z planem w ręce 'teraz', ja nie mam za bardzo zorganizowanego dnia dzisiejszego. Ale jeśli chodzi o przyszłość to mam wiele pomysłów, planów i zamierzeń, dość konkretnych, które chciałabym zrealizować, a Ty masz do tego chyba większą rezerwę czy dystans ;)
Zapewniam Cię, że nie jestem w moim życiu bierna i że nie jest tak, że ono sobie płynie obok mnie. Wszystko co mam, osiągnęłam własną pracą, ambicjami, konsekwencją, cierpliwością a pewnie też wrażliwością i za pomocą chęci. Każde takie podsunięte przez życie rozwiązanie było konsekwencją jakichś wcześniejszych mądrych i dobrych decyzji.
UsuńNigdy w życiu nie miałam wrażenia, że coś przegapiłam albo straciłam jakąś szansę. Tak samo jak nigdy nie miałam wrażenia, że dokonałam złego wyboru. Nie żałowałam żadnej życiowej decyzji.
W takim braku scenariusza na przyszłość nie ma nic z bierności, ale prawdę mówiąc nie mam pojęcia, jak mogłabym inaczej Ci to wytłumaczyć. Zwyczajnie trzymam się powiedzenia "jesli chcesz rozśmieszyć Pana Boga, powiedz mu o swoich planach" Nie będę się na zapas martwić, że nie stać mnie na własne mieszkanie, skoro na razie mam dach nad głową i jest mi w życiu dobrze. Przyjdzie czas, dostanę do ręki jakieś narzędzia, to zacznę działać w tym kierunku. podobnie jest z decyzją o dzieciach i każdą inną... Na wszystko przyjdzie czas.
Co do drugiej częsci mogę tylko napisac tyle, że się zgadzam.
Oczywiście, także się z Tobą zgadzam jeśli chodzi o snucie planów, bo wszystko może się w życiu przydarzyć i owe plany nam zrujnować. Ale jednak, mimo to, ja lubię tak sobie pomyśleć, poukładać i wyjść troszkę w przyszłość. Chyba głównie dla zdrowia psychicznego. Jakoś nie wyobrażam sobie, by tego nie robić. Choć jestem w pełni świadoma, że wszystko może się zmienić. Przykład-dotychczas z M absolutnie nie myśleliśmy o wyjeździe, a tym bardziej o życiu za granicą. Ale życie pokazało nam, że są na to duże szanse i być może się tak stanie, że już za rok będziemy gdzieś daleko. Co za sobą niesie inne zmiany w naszym życiu, typu praca, mieszkanie, czy właśnie dzieci. Ale mimo to już myślę, jak to zaplanować wszystko, kiedy znajdziemy się za granicą;) Oczywiście chodzi mi o taki 'plan ramowy', żadnych drobnych szczegółów;)
UsuńI powtórzę to, co zawsze mówię - najważniejsze jest to, by robić tak, aby żyć w zgodzie ze sobą i być z tym szczęśliwym.
To moje zdrowie psychiczne właśnie zdecydowanie by ucierpiało, gdybym sobie serwowała takie teoretyczne plany :) Prowadziłoby to pewnie do martwienia się na zapas, albo do frustracji - gdyby się okazało, ze to, co sobie zaplanowałam nie idzie tak, jak sobie życzę.
UsuńJa właśnie nie lubię planów ramowych. Musi być ze szczegółami, inny to prowizorka, a ja do prowizorek nie mam serca :)
Hehe, a ja całkiem odwrotnie:) Ten mój teoretyczny plan właśnie nie napawa mnie frustracją czy późniejszym zamartwianiem się tylko radością i optymizmem:) Co człowiek to inny sposób:)
UsuńNo to zboczyłyśmy z tematu troszeczkę;)
Zdecydowanie :)
UsuńW porównaniu z moim pokoleniem zmiana będzie nieco mniejsza. Ja, jako panienka z domu tradycyjnego, do dnia ślubu mieszkałam z rodzicami. A tu nagle trzeba było stać się ,,panią domu''! Doświadczenie miałam niemal zerowe. W pierwszym lokum w postaci wynajmowanego u dziwnej osoby pokoju, czuliśmy się na wiecznym podglądzie i podsłuchu. Po kilku miesiącach trafiliśmy na wieś. Małż dużo był na morzu, a ja, panna z miasta, nie bardzo potrafiłam się przystosować. Warunki życia w porównaniu z domem w Gdyni były takie raczej ,,biwakowe''. Fajne, póki nie nadeszła zima... Oj, dużo się zmieniło. Ale dziś wspominamy to wszystko ze śmiechem!
OdpowiedzUsuńTak, kiedyś wszystko wyglądało trochę inaczej. Pod wieloma względami. To na pewno miało urok i czasami się zastanawiam, jakby to było, gdybyśmy dopiero po ślubie ze sobą zamieszkali, tylko że ja już w wieku 19 lat "wyszlam" z domu, więc musiałam sie nauczyć gospodarzyć. To też trochę inaczej niż gdybym z domu rodzinnego przeprowadzała się do mężą na przykład. Niewątpliwie, teraz się wszystko inaczej uklada.
UsuńMiałam bardzo podobnie tuż przed własnym ślubem, zwłaszcza z tym śmianiem się do samej siebie w miejscach publicznych i nie tylko;)
OdpowiedzUsuńCiekawe doświadczenie :)
UsuńPo ślubie to będziecie czekać na podróż poślubną, po podróży na dzidziusia, później na narodziny, chrzciny, komunie, maturę, dyplom, ślub potomstwa i w końcu na wnuki ;)
OdpowiedzUsuńFajnie, że od zawsze wiedziałaś, że weźmiesz ślub, tylko nie znałaś szczegółów. Niektórzy nie mają tej świadomości.
No, to już trochę lepiej brzmi - zwłaszcza ta podróż poślubna :)
UsuńTak, dla mnie to bylo jakoś tak oczywiste od zawsze. Czekałam tylko na odpowiednią osobę.
Ciekawe, że traktowałaś zamążpójście jako sprawę oczywistą :)
UsuńŚwietnie, że trafiłaś na odpowiednią osobę. W dobie 30% rozwodów to prawie, jak wygranie w totka ;)
W ogóle czytając Wasze blogi w większości trafiam na szczęśliwe pary i małżeństwa. Szkoda, że w moim relanym życiu wokół tak nie jest :(
Nie widzę powodu, dlaczego to nie miałoby być oczywiste :) Na pewno nie byłam i nie jestem typem singielki, wiedziałam, ze w przyszłości założę rodzinę. Poza tym jednak większość ludzi łączy się w pary.
UsuńA ja nie znam żadnego nieudanego małżeństwa osobiście.Parom wokół mnie się raczej układa.To te nieudane związki są wyjątkami, nie na odwrót.
Co to jest typ singielki?
UsuńNiestety w przeciwieństwie do Ciebie znam nieudane małżeństwa, chore związki i to wszystko, albo się już rozpadło, albo chyli ku rychłemu upadkowi-smutne to bardzo, a jednocześnie potwierdza regułę, że obecnie 30% małżeństw się rozwodzi. Najpierw huczny ślub, później huczny rozwód.
Nie wiesz kto to jest singielka????
UsuńNie potwierdzam tego, co piszesz. To co obserwuję wokół mnie zwyczajnie temu przeczy. Nie zamierzam się sprzeczać ze statystykami, ale po prostu wokół mnie ludziom się układa.
Zależy kto jak to rozumie, ale słowa: "nie jestem singielki" brzmią, jakbyś zawsze z jednego związku szła w kolejny. Tzn. w przeszłości, jak byłaś z jakimś facetem i zrywaliście ze sobą za pięć minut pojawiał się następny.
UsuńPodobno statystyki nie kłamią. U mnie się potwierdzają, jeśli w Twoim środowisku nie to świetnie-tylko pozazdrościć :)
Niepotrzebnie doszukujesz się czegoś, czego nie napisałam. To po prostu oznacza, że nie czułabym się dobrze jako osoba samotna (żeby zaraz nie było -to znaczy bez partnera w życiu)
UsuńNie ma potrzeby nadinterpretować zwłaszcza, ze napisałam, że było dla mnie oczywiste, że założę rodzinę.
Wybaczcie, że się wtrącam, ale melanii! ilekroć przeglądam komentarze pod jakąś notką margolki, odnoszę nieodparte wrażenie, że Ty przychodzisz tu tylko po to, by się czegoś czepiać! A jak ktoś Ci zwróci uwagę na to, to odpowiadasz, że nie potarfisz ubrać w słowa swoich myśli i przez to źle Cię rozumiemy. A przepraszam, jak Twoim zdaniem rozumieć Twoją wypowiedź, że stwierdzenie "nie jestem typem singielki" sugeruje, iż Margolka po rozstaniu z chłopakiem za 5 minut była już z następnym?? :/ Bo ja (i przypuszczam, że 90% Czytelniczek tego bloga) w życiu nie doszukałabym się takiej analogii. Każda normalna czytelniczka, która przychodzi tu bez intencji typu "zamieszam, zamącę" zrozumie, iż Margolce chodzi o to, że nie potrafiłaby zdecydować się na życie w pojedynkę, takie bez założenia rodziny, bez zamążpójscia. Co z Tobą, lub z Twoim życiem jest nie tak, że za każdym razem szukasz zwady? A jak już poddenerwujesz autorkę bloga, to później się wycofujesz, twierdząc, że nikt Cię nie rozumie...Ile Ty masz lat? Bo zachowujesz się jak kapryśna 12-latka.
UsuńMargolko przepraszam, że się wtrąciłam, ale wiesz, że ja zawsze mówię/piszę, co myślę i po prostu krew mnie zalewa, jak widzę takie postępowanie, bo to nie jest jednorazowa sytuacja, tylko takie irytujace wymiany zdań mają miejsce chyba pod każdym Twoim postem! Nie wkurza Cię to?
Wiem MK, nie mam Ci za złe.
UsuńOdpowiadając na Twoje pytanie - owszem wkurza :) I często żałuję, że się wdałam w jakąś idiotyczną dyskusję, choć to wynika z tego, że z zasady odpowiadam na wszystkie komentarze. Staram się wszystkich Czytelników traktować równo (choć oczywiście to nie takie proste, bo są wśród Was osoby, z którymi czuję się bliżej związana z różnych względów niż z innymi)a i zaproszenie dostali wszyscy, którzy o nie poprosili, ale rzeczywiście mam wrażenie, że melanii czasami zapomina, że jest tutaj mimo wszystko gościem.
Twoje obserwacje są moim zdaniem trafne. W każdym razie ja wiele komentarzy odbieram bardzo podobnie, a skoro nie jestem jedyna, to znaczy, ze niczego sobie nie uroiłam :)
Wyciśnij z tego oczekiwania każdą chwilę, bo ono już się nie powtórzy, a mimo to przed Wami jeszcze wiele momentów, na które będziecie czekać z niecierpliwością i radością. Wszystko się dopiero zaczyna!
OdpowiedzUsuńStaram się :) Chociaż i tak już teraz wiem, że i tak będzie mi mało i zawsze będę wracać do tego okresu "przed" - tak jak wracam do czasów studenckich na przykład :)
UsuńNa pewno masz rację, że wszystko się dopiero zaczyna.
A ja się nie mogę doczekać na Twoją relację ze ślubu, bo na pewno wszystko świetnie opiszesz, chociaż wiem, że te emocje, uczucia będą nie do opisania :) Cieszcie się tym oczekiwaniem :) Nawet nie wiem kiedy ten czas od Waszych zaręczyn tak zleciał :)
OdpowiedzUsuńOj, mam nadzieję, że Cię nie zawiodę :)) Chociaż pewnie masz rację - nie wiem, czy będę w stanie opisać swoje uczucia.
UsuńJa też nie wiem, kiedy ten czas zleciał. Ale czas w ogóle płynie bardzo szybko i w zasadzie mogłabym to powiedzieć w odniesieniu do każdego wydarzenia z przeszłości.
Staram się cieszyć z tego oczekiwania - tak jak napisała Pola - wyciskać z neigo jak najwięcej :)
Chyba jestesmy do siebie bardzo podobne "psychicznie", bo ja mysle o tym wszystkim w bardzo podobny sposob :) Niby nic sie nie zmienia, ale jednak zmienia sie wszystko. Nie martw sie, bedziesz miala jeszcze mnostwo rzeczy, na ktore bedziesz czekac z niecierpliwoscia. I na kazda z nich bedziesz czekac inaczej :)))
OdpowiedzUsuńA my juz ZA TYDZIEN!!!!! :)
Tak, ja też czytając Twoje notki odnosiłam wrażenie, że myślimy podobnie :) Zarówno jeśli chodzi o podejście do samej organizacji ślubu i wesela, jak i o odczucia temu towarzyszące.
UsuńTak się własnie pocieszam - że zawsze będzie na co czekać :)
Właśnie, Ty już za chwilę.. Z jednej strony Ci "zazdroszczę" z drugiej myślę sobie, że fajnie, że zostanie mi jeszcze ten miesiąc oczekiwania.
bardzo pięknie to napisałaś...
OdpowiedzUsuńDziękuję. Miło mi :)
UsuńPóźniej też będzie na co czekać- choćby na dziecko jesli się zdecydujecie, na jakies wyjazdy, wakacje, będą kolejne rocznice, a biorąc pod uwagę pomysłowosć Franka to będziesz miała na co czekać:P Ale i tak Cie rozumiem z tą checia, by odlozyc na kilka lat i delektować się tym uczuciem:P Jak urodził się Patryk to miałam podobnie, miał tydzien czy dwa a ja chciałam zatrzymać czas, by nie rósl, by zawsze był noworodkiem:P jednak dni mijały i teraz mam 2 letniego terroryste:D
OdpowiedzUsuńwracajac do czekania- zawsze jest na co czekać, ja np teraz czekam na wyjazd nad morze i błagam o ładna pogode:D czekam też cały czas na wiesci odnoscie ewentyalne przyszłej pracy. czekam tez na operację. A potem.... zawsze znajdzie sie jakiś powód do czekania:D
Pewnie masz rację, chociaż akurat na chwilę obecną czekanie na dziecko mnie raczej przeraża niż raduje :P
UsuńNo tak, to jest trochę na zasadzie "chcę zatrzymać ten czas"..., ale niestety tego zrobić się nie da.
I zdecydowanie się zgadzam, zresztą kilka razy pisałam już nawet na blogu na temat czekania - lubie czekać a więc lubię wyszukiwać sobie te mniejsze lub wieksze "cele" na które czekam. Więc też myślę, że coś się znajdzie. Ale i tak żal czasami tego pędzącego czasu :)
dlatego napisaam "jesli sie zdecydujecie", bo jesli sie zdecydujecie to znaczy ze tego chcecie i wtedy bedzie to radosne oczekiwanie:)
UsuńWiesz, wczoraj przegladalam na kompie stare zdjecie, z poczatków naszego zwiazku i jestem w głebokim szoku jak bardzo się zmieniliśmy i fizycznie i psychicznie. ja z kolei chciałabym wócić do tamtego czasu wiec dla mnie moze lepsza będzie inna piosenka "gdzie sie podzialy tamte prywatki" (choć prywatki to nie na nasze czasy, ale sens pozostaje ten sam):) I po raz kolejny okazuje się, ze jestem sentymentalna, bo wczoraj aż łza się w oku zakręciła.
?? Zagapiłam się i nie odpowiedziałam :)
UsuńNie no ja raczej nie zakładam, ze nie będziemy mieć dzieci. Po prostu na razie jakoś tego sobie nie wyobrażam, ale nie myślę o tym szczególnie, bo dopiero ślub przed nami.
Wiesz, ja też kiedy wspominam to co było, mam ochotę czasami się cofnąć do jakichś dni :) Pociesza mnie tylko to, że takie momenty są na przestrzeni całej znajomości, więc jest szansa, ze i teraz tworzymy historię :)
Cieszę się, że tak się cieszysz :D. Normalnie wzruszyłam się podczas czytania tego postu. Gdybym była romantyczna lub mniej obojętna dla świata pewnie bym płakała patrząc na twoje szczęście :D. Lubię czytać takie radosne rzeczy, podnosi mnie to na duchu :)
OdpowiedzUsuń:) nie no bez przesady, ja nie jestem obojętna dla świata, ale nie płaczę patrząc na czyjeś szczęście :))
UsuńW każdym razie - ja rzeczywiście się cieszę no i miło mi, że to dobrze na Ciebie wpływa.
A ja się boję tego bycia w centrum uwagi:) Boję się, że wszyscy w tym dniu będą się patrzeć na mnie. Zawsze wolałam stać z boku. Ale jestem ciekawa czy na kilka tygodni przed będą czuć taką ekscytację jak ty. Tobie się nie dziwię, bo w Waszym przypadku ślub wiele zmieni.
OdpowiedzUsuńRozumiem to, myślę też, że wiele osób właśnie dlatego na ślub- czy może raczej wesele się decyduje.
UsuńJa się na to cieszę, to będzie niepowtarzalna okazja i ta świadomość, że ludzie przyjeżdżają specjalnie dla nas daje ogromną radość. Co nie oznacza, że trema mnie totalnie ominie :) Pewnie nie, ale z drugiej strony myślę sobie, że to będą tylko bliskie osoby, więc kogo tu się bać? :)
Tak myślę, że się u nas wiele zmieni i pod tym względem też się nie mogę doczekać.
I również jestem ciekawa, jak to będzie u Ciebie ;) Wydaje mi się, że nie da się przewidzieć tej reakcji, tych emocji. Wszystko się okaże za jakiś czas.
:))
OdpowiedzUsuńTak właśnie sobie wyobrażam 'czucie' przed tym ważnym dniem :)
Cudownie, że się cieszysz i cudownie, że wierzycie jeszcze w wartość, jaką jest małżeństwo :)
Już nie mogę się doczekać kolejnych notek przedślubnych ;)'
Buziaki i miłego weekendu!!!
W takim razie mam nadzieję, że się nie zawiedziesz, kiedy przyjdzie na Ciebie czas :)
UsuńTak, ja naprawdę wierzę w małżeństwo i nie jest to dla mnie ani zwykła uroczystość ani czysta formalność.
Myślę, że tych notek będzie teraz więcej, bo jak nie teraz - to kiedy? :P
ależ ten ślub Cię cieszy :))) ja to bym już z siebie aż takiej radości nie wykrzesała i aż tylu na ten temat notek ;D
OdpowiedzUsuńTak, naprawdę bardzo mnie cieszy (i cieszę się, że to widać, bo to znaczy, że udało mi się jednak choć trochę ubrać w słowa moje odczucia) - ale przyznam Ci się, że sama się tego po sobie nie spodziewałam. A jednak odczuwam ogromną radość z powodu tego, co mnie czeka.
UsuńA wyobraź sobie, że niektórzy uważają (wręcz się dziwią), że piszę na ten temat stosunkowo niewiele i że zdecydowanie podaję za mało szczegółów :) Tak czy inaczej - pozostał miesiąc, więc musze się z tymi ślubnymi notkami streszczać, bo jak nie teraz, to kiedy? :P więc trochę ich jeszcze będzie na pewno.
Hi hi, chyba mam wrażenie, że ci "niektórzy" to m.in. ja, ale już zmieniłam zdanie, bo się z tymi przedślubnymi notkami poprawiłaś ;-)
UsuńNo tak, między innymi Ty :) Ale nie ma co zmieniać! :) Ja się z tamtego nie wycofuję - gdybym miała cofnąć czas, to wcale bym więcej na ten temat nie pisała, bo naprawdę nie czułam takiej potrzeby.
UsuńJa w dalszym ciagu nie bardzo potrafię się wczuć w takie przeżywanie na rok przed :)) A mówiłam, że na notki przyjdzie jeszcze czas:)
Ale cudna notka!! :)) idę przeczytać jeszcze raz :) :*
OdpowiedzUsuńZwariowalaś :) NIe wiem, co w niej cudnego :))
UsuńJak to co?? To bijące od niej poczucie pewności, że oto jesteś we właściwym miejscu (w rozumieniu punktu życiowego) z właściwym człowiekiem :) Ta czysta radość, wypływajaca z każdej jednej literki, ta lekkość przelewania uczuć na papier (znaczy się na klawiaturę). Gdy czytałam tę notkę, to pod koniec miałam gęsią skórkę ze wzruszenia :) Piękna jest taka miłość, jak Wasza i taka radość z życia :)
Usuń:) To cieszę się, ze mi to napisałaś, bo nawet nie wiedziałam, że umiem tak pisać :P
UsuńI w ogóle fajnie, że jednak dało się z tej notki odczytać te uczucia, które faktycznie chciałam przekazać, myślałam że nie potrafię, a jednak większość z Was odczytała to właśnie tak, jak chciałam, żeby było odczytane.
ja też już powolutku czuję ten dzień :)
OdpowiedzUsuńWszak to już coraz bliżej :)
Usuńale piękna notka :) widać i czuć tą Twą radość z nadchodzącego dnia :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że to widać, bo to właśnie chciałam osiągnąć :)
UsuńDziękuję.
Ja mam jeszcze calutki rok do ślubu ale jak też już czasem to czuję :D to znaczy może bardziej sobie wyobrażam...ale dalej nie mogę w to uwierzyć, że tym razem to ja będę Panną Młodą a M. Panem Młodym :) Zawsze to ktoś inny był w centrum zainteresowania :) a my byliśmy tylko gośćmi a teraz będzie na odwrót.
OdpowiedzUsuńJa przyznam, że rok przed to wszystko było zdecydowanie mało realistyczne :) nie myślałam o tym w taki sposób, w ogóle to było taakie odległe :) Ale teraz wszystko się zmieniło - i cieszę się z tego, bo to fajne przeżycia.
UsuńTe 5 tygodni minie nim się obejrzysz. A po ślubie będą zapewne kolejne plany, nowy cel.
OdpowiedzUsuńTak, wiem że masz rację :) To już lada moment tak naprawdę.
UsuńI z tymi celami też masz rację :)
Piękne słowa, to dobrze ze to dla Ciebie takie ważne, bo pokazuje ze serio traktujesz małżeństwo. Ale wiesz co Ci powiem, miałam tak samo, chociaż zaraz po ślubie bardziej to wszystko przeżywałam niż teraz. Chyba już "okrzeplam" w byciu żoną...
OdpowiedzUsuńMi się wydaje, że to też jest dość naturalne - mimo wszystko człowiek się oswaja z nową życiową sytuacją - po prostu nie poświęcasz temu tyle myśli, co na początku :)
UsuńRzeczywiście małżeństwo jest dla mnie bardzo ważne i naprawdę poważnie traktuję to, co się wydarzy już niedługo.
Oj tam, po ślubie zawsze się znajdzie jakieś kolejne coś, na co będzie warto czekać :)
OdpowiedzUsuńW sumie to też tak myślę :) Po zaręczynach też mi się wydawało, ze nie będę teraz miała na co czekać :P
UsuńPięknie napisałaś:) Ja myśle że po ślubie na pewno znajdziecie kolejne wydarzenie na które będziecie już czekać jak mąż i żona:P zapraszam do siebie
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńTeż mi się mimo wszystko tak wydaje :) Zawsze jest na co czekać.
Nadrobiłam wszelkie zaległości u Ciebie( ostatnio sporo piszesz co cieszy :)) i muszę dodać komentarz właśnie pod tą notką.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze- Ty zawsze znajdziesz coś na co będziesz czekać, bo taka już jesteś, lubisz to,a zawarcie małżeństwa nie zamyka drzwi tylko je otwiera na nowe, wspólne przeżywanie, oczekiwanie...
Po drugie- napisałaś to tak, jak w tytule, że czuje się, że czujesz- jesteś świadoma, radosna, szczęśliwa- cudowna Panna Młoda- ale już to Ci mówiłam :)))
Ale ja lubię się powtarzać ;)
Mówiłam, że po czerwcu zacznę wreszcie pisać :) Wracam do tego, co było kiedyś :)
UsuńTak, masz rację, ja lubię czekać i na pewno coś sobie znajdę :)
W takim razie cieszę się, że udalo mi się jednak opisać to, co myślę i czuję :)
nie przeszkadza mi, że się powtarzasz :)