*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

wtorek, 16 października 2012

Jeden! Czyli wrażenia po.

Staż małżeński: jeden miesiąc i jeden dzień :)
Odliczanie, tyle że w drugą stronę... Nie zamierzam co prawda zamieszczać notki opisującej to, co dzieje się u nas w kolejnym miesiącu małżeństwa, ale ten pierwszy miesiąc - zwłaszcza, że zwany miodowym - warto zaznaczyć ;)
To był miesiąc... bardzo zwyczajny :) Nie działo się nic szczególnego, poza tym, że rozpakowywaliśmy nasze prezenty ślubne i raz po raz przeglądaliśmy zdjęcia ze ślubu i wesela. Myli się jednak ten, kto myśli, że nic się nie zmieniło. W naszym codziennym funkcjonowaniu - owszem, może niewiele, choć też nie można powiedzieć, że nic.

Przede wszystkim jest to swego rodzaju wewnętrzna zmiana, którą bardzo trudno opisać. Takie duchowe poczucie, że teraz jest zupełnie inaczej - i to jest niesamowite, że zmiana ta dokonała się tylko poprzez wypowiedzenie znanej wszystkim formułki i włożenie sobie na palec kawałka złota. A jednak jest ogromna. Kiedy idziemy razem ulicą mam wrażenie, że teraz idziemy sobie bardziej "legalnie", skoro jesteśmy małżeństwem (nie wspominając już o tym, jaką frajdę sprawia nam chodzenie do kościoła na legalu ;)) - czuję, że jesteśmy teraz lepszą wersją poprzedniego związku. Nikt teraz nie może nam zarzucić (piszę czysto hipotetycznie, bo nigdy nie mieliśmy takiej sytuacji), że jesteśmy tylko parą ludzi, która chwilowo postanowiła sobie pobyć ze sobą i wszystko się jeszcze może zdarzyć. Owszem, może się zdarzyć wszystko - poza naszym rozstaniem. Nie ma żadnej furtki, jesteśmy już na siebie skazani na zawsze i to jest fajne :) Nie chodzi o to, że wcześniej nie miałam pewności, bo taka pewność i zaufanie jest w nas, a nie przychodzi z zewnątrz, ale chyba jednak małżeństwo jest jakiegoś rodzaju certyfikatem, który mimo wszystko warto mieć - dla samego siebie :) Nie mylić tego certyfikatu z gwarancją, bo fakt, że jesteśmy po ślubie niczego nam nie zapewnia (poza tym, że w myśl zasad ślubu kościelnego nie ma możliwości, żeby się rozmyślić) - a już na pewno nie daje nam w gratisie udanego małżeństwa, bo na to musimy sobie zapracować oboje, ale jednak mam wrażenie, że wartość naszego związku mocno się podniosła :)  Od miesiąca jesteśmy, inni, jakby ważniejsi. Lepsi też i czuję, jakbyśmy osiągnęli jakiś wyższy poziom wtajemniczenia ;)
Nawet kłótnie są inne (no chyba nie myślicie, że przy naszych temperamentach odpuściliśmy sobie kłótnie w miesiącu miodowym???) - bo jest świadomość, że przecież i tak się zaraz pogodzimy, skoro jesteśmy sobie zaślubieni - a szkoda marnować czas na coś, co się i tak zaraz skończy :P

Można powiedzieć, że jestem dumna z tego, że jesteśmy małżeństwem i z dumą noszę jego symbol, czyli obrączkę. A skoro o tym mowa - no przekonałam się do nie zdejmowania obrączki :) Zawsze nosiłam biżuterię - obowiązkowo pierścionki, zegarek i bransoletkę. Po powrocie z pracy odruchowo ściągałam je niczym buty - pierścionek zaręczynowy też :) Taki rytuał. Zresztą pierścionki przeszkadzały mi w codziennych czynnościach. Z obrączką jednak jest inaczej - mimo, że wcale nie uważam, że jak ją zdejmę, to przestaniemy istnieć jako mąż i żona ;P, noszę ją cały czas i zupełnie się do tego przyzwyczaiłam. Ostatnio nawet podrabiane gołąbki robiłam z obrączką na palcu :) Franek też swojej obrączki nie zdejmuje (to jest chyba jedna z głównych przyczyn, dlaczego ja też tego nie robię) - wbrew opinii teścia, który twierdzi, że obrączka przeszkadza im w pracy, a przede wszystkim, że się zniszczy! Na co my odpowiadamy, że po co nam niezniszczona obrączka w szufladzie??? Z jakiego powodu ją tam trzymać? Na lepszą okazję??? Pytanie tylko - jaką :) Oj tam, jak się zniszczy, to się ją odnowi, na pewno się da ;)

Taak, warto było brać ten ślub choćby dla tej niesamowitej świadomości, że teraz jesteśmy trochę innym związkiem :P I dla poczucia, że w jakiś sposób jesteśmy uświęceni - to już ten aspekt religijny, który dla nas jest ważny. I teraz jeszcze bardziej nie mogę zrozumieć, jak brat Franka praktycznie do dziś powtarza, że po ślubie nic się u nich nie zmieniło (są trzy lata małżeństwem) - bo przecież i tak wcześniej mieszkali ze sobą i żyli jak małżeństwo. Ja absolutnie nie miałam poczucia, że żyjemy jak małżeństwo - skoro nim nie byliśmy! Dla mnie małżeństwo to nie jest tylko wspólne robienie zakupów czy pranie czyichś ubrań. Jak mieszkałam z Dorotą to też tak było :) Dlatego uważam, że po ślubie zmienia się przede wszystkim mentalność, a jeśli ktoś tego nie odczuwa to... chyba mogę go pożałować, bo to naprawdę piękne uczucie.

I tylko żal, że ten dzień mamy już za sobą... Ja często mam problem z takimi wydarzeniami - gdy długo na coś czekam i cieszę się tym, to później jest mi bardzo żal, że to już się skończyło. Odczuwam taką pustkę po tym oczekiwaniu i nie raz nie mogę sobie z tym poradzić. Między innymi tym właśnie spowodowany był mój dołek jakiś czas temu. Niemal depresyjnie działała na mnie myśl, że już po wszystkim :( Teraz już jakoś sobie z tym radzę, ale dowiedziałam się, że można tęsknić nie tylko za kimś albo nie tylko za miejscem, ale także za konkretnym wydarzeniem. Bo ja po prostu odczuwam tęsknotę za tamtym dniem. Wbrew tradycyjnemu przekonaniu chyba nie mogłabym powiedzieć, że to był najszczęśliwszy dzień w moim życiu - bo ja raczej na co dzień jestem szczęśliwa, to słowo mi trochę nie pasuje.
Ale na pewno był to jeden z najradośniejszych, najważniejszych i najpiękniejszych dni w moim życiu. Jedyny w swoim rodzaju.

To było niesamowite i piękne, że tego dnia mogliśmy być w centrum uwagi. W ogóle nam to nie doskwierało i czuliśmy się jak ryby w wodzie :) Byliśmy swobodni i radośni. Byliśmy sobą. To na pewno duża zasługa naszych gości - obecne były wszystkie najważniejsze dla nas osoby, a teraz chyba będą jeszcze ważniejsze. Bardzo zbliża świadomość, że ktoś uczestniczył w tak ważnym dla nas wydarzeniu, że świętował i cieszył się razem z nami. Poza tym, to był jedyny taki dzień, kiedy mogliśmy tych wszystkich ludzi zebrać w jednym miejscu i w jednym czasie*. Nie trzeba było dzielić się sobą między rodzinę moją i Franka, między rodzinę a znajomych, między koleżanki ze studiów a Dorotę i Juskę... Wszyscy byli razem - mogli się poznać i zobaczyć tych, których wcześniej znali tylko z naszych opowiadań.  To było naprawdę wspaniałe. I jeszcze ta świadomość, że oni wszyscy przyjechali tylko dla nas, z żadnego innego powodu... :)
Tak, to zdecydowanie był dzień jedyny w swoim rodzaju. Naj... w naszym życiu :)

*mój kuzyn kiedyś stwierdził, że kolejny raz, kiedy tyle ludzi przyjedzie tylko dla konkretnej osoby, to dopiero pogrzeb :) - no ale wtedy to już raczej skład nie będzie ten sam. Eee, nie lubię czarnego humoru :P

87 komentarzy:

  1. moim zdaniem obraczki sa po to by je nosic, a nie by lezaly piekne w szufladzie, choc sa wyjatki, prace podczas ktorych pierscionek czy obraczka na palcu mogą spowodowac nawet i urwanie tego palca, wiec ja akurat sie nie bede czepiac jak Krzychu do pracy nie bedzie nosil, nie dlatego, ze by zniszczyl ale wlasnie dla bezpieczenstwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też tej argumentacji teścia kompletnie nie rozumiem i wręcz denerwuje mnie, że próbuje Franka do tego przekonać (na szczęście ten się nie daje :P) - bo po co nam piękne obrączki schowane w szufladzie???

      Obrączka w pracy Franka nie jest specjalnie wygodna, (zrobił mu się już nawet odcisk), ale palca mu raczej nie urwie :P Wolę nawet nie mysleć, co mogłoby to zrobić :)

      Usuń
  2. napisalas dokladnie to samo co mysle i ja, wiec nie bede nic wiecej od siebie dodawac, bo wszystko co trzeba zostalo juz napisane. To prawda, ze slub zmienia w czlowieku bardzo wiele jesli tylko ten czlowiek tego chce. Moj B. przed slubem zastanawial sie jak on sie przyzwyczai do noszenia obraczki, a od 2 miesiecy nie zdejmuje jej nawet na moment (ja tez nie) i bardzo ja sobie chwali. A ja nie moge sie napatrzec na jego reke z obraczka na palcu. Strasznie mi sie podoba :) Moja zreszta tez :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To cieszę się, że nie jestem odosobniona w swoich odczuciach - tym bardziej zdumiewa mnie, gdy ktoś twierdzi, że ślub niczego nie zmienił - po prostu nie umiem tego ogarnąć:)

      U nas to raczej ja się zastanawiałam, jak się przyzwyczaję do noszenia obrączki non-stop, bo franek od razu twierdził, że będzie ją nosił cały czas. Ale okazało się, ze to nie jest takie trudne :)

      Usuń
    2. a ja dodam jeszcze, ze po slubie nawet seks jest jakis taki... lepszy? :P

      Usuń
    3. Tu akurat nie wiem, nie mam wielkiego porównania :)

      Usuń
  3. Margolka mam bardzo podobne odczucia do Twoich ;-) Ja też żałuję, że ten dzień już minął ;-( może na 10-tą rocznicę coś wymyślimy ;-) Żałuję, że już mojej przecudnej sukni nie włożę itp. I podobnie jak Ty, uważam, że w głowie sporo się zmienia po ślubie, ta świadomość, że teraz oficjalnie, na zawsze itp. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że jednak osoby, które mają takie odczucia są w większości :) I dobrze.
      Ten żal to pozostanie już chyba zawsze. I tęsknota za tym, co minęło. Mnie to często towarzyszy niestety.
      Tak, ta świadomość jest naprawdę piękna.

      Usuń
  4. O gościach myślę w bardzo podobny sposób. I tak samo uważam, że już chyba nie będzie okazji do zebrania wszystkich tych ludzi przy tak radosnej okazji. Powiedziałam to kilku osobom z rodziny M, jeszcze kiedy kształt naszego wesela nie był do końca znany, a te osoby były przeciw weselu większemu niż skromne (czytaj - rodzice i świadkowie). I muszę przyznać, że ten argument jest najbardziej wyrazisty i jak najbardziej trafny, do każdego przemawia, a przede wszystkim jest prawdziwy. Zazwyczaj każdy choć chwilę się nad tym zaduma i pomyśli, jak ważni są dla młodej pary ich goście.

    A co do osławionych zmian po ślubie nie mogę się jeszcze wypowiadać, ale zawsze myślałam sobie, że ta sprawa jest dwuwarstwowa. W każdym razie z pewnością zależy od małżonków, ich postawy, przekonań i zasad. Jeśli chcą zachować taki kształt związku jaki mieli do tej pory - ok. Ale moim zdaniem siłą rzeczy coś jednak się zmieni. I wcale nie chodzi mi o te złe strony, typu, że od teraz mąż nie będzie słuchał żony, a żona nie będzie się starała dla męża, bo już nie trzeba. Nie. Według mnie zmienia się postrzeganie całego związku. I tak jak Ty uważam, że staje się on bardziej 'ważny', taki 'poważniejszy', choć nie musi w nim zabraknąć tej świeżości, która była do tej pory. Tak, zdecydowane trudno jest to opisać.

    W każdym razie życzę Wam kolejnych wspaniałych chwil jako małżeństwo:)



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, jeszcze jedno! Mówisz o nieściąganiu obrączek. Też się nad tym zastanawiałam, bo chcę nosić obrączkę cały czas, to mój M ma na chwilę obecną jakieś obiekcje, ale znając życie będzie pierwszym chętnym do noszenia;) Ale mam pytanie - nie ściągacie ich nawet na noc? Bo jestem w stanie sobie wyobrazić noszenie jej w pracy, przy domowych obowiązkach czy innych wydarzeniach. Mam biżuterię którą noszę cały czas, ale jednak na noc wszystko z siebie ściągam, bo chyba nie zasnęłabym kiedy odgniatałby mi się pierścionek czy bransoletka. Jak to jest z obrączkami? Może inne żony też się wypowiedzą? ;))

      Usuń
    2. W naszym wypadku w ogóle nie wchodziło w grę przyjęcie zamiast wesela i w tej kwestii akurat wszyscy byli zgodni - ja z Frankiem oraz nasze rodziny. Jedyne co dziwiło (choć akurat nie naszych najbliższych, tylko jakieś postronne osoby) to to, że będzie tylu znajomych wśród gości, a dla nas było to naturalne, skoro są to tak bliskie nam osoby.

      Ale kształt naszego związku absolutnie sie nie zmienił. Tak jak napisałam, to jest zmiana wewnętrzna, dotycząca raczej postrzegania i świadomości. My jesteśmy tacy sami i nasz związek też. No a inna sprawa, że dla nas jest to w dużej mierze zmiana wynikająca z tego, że jesteśmy wierzący.
      Dzięki.

      Usuń
    3. Ida - nam obraczki w nocy ani troche nie przeszkadzaja. Kwestia doboru odpowiedniego wygodnego modelu. Ja prewde mowiac mam tak wygodna obraczke, ze praktycznie wcale jej nie czuje na palcu

      Usuń
    4. W naszym wypadku to akurat Franek pierwszy twierdził, że będzie ją nosił cały czas.
      Napisałam, ze noszę ją przez cały czas (nawet przy robieniu gołąbków) - to jest chyba wystarczająco jasne, bo cały czas obejmuje również noc :)) Teraz często nie zdejmuje też pierścionków.
      I w ogóle akurat w nocy nigdy nie przeszkadzały mi pierścionki, jeśli je ściągałam, to ze względu na to, ze przeszkadzały mi np w sprzątaniu, zmywaniu albo gotowaniu, ale nie w spaniu (akurat na noc zdarzało mi się zakładać pierścionek zaręczynowy)
      Nie wiem, jak reszta, ale część żon, z którymi już na ten temat rozmawialam - również na blogu również wspominała, że w ogóle nie sciąga obrączek.

      Usuń
    5. Kfiatuszku, no właśnie ja mam tak samo, że w ogóle tej obrączki nie czuję. jeszcze na samym początku, kiedy założyłam pierścionek zaręczynowy, trochę go odczuwałam, bo na tym palcu wcześniej nie nosiłam, żadnej biżuterii. Ale potem się przyzwyczaiłam i obrączki w ogole nie czuję.A już w nocy to w ogóle, bo przeciez śpię :P:P

      Usuń
    6. No tak, obrączka nie ma nic wystającego, co mogłoby krępować ruchy czy przeszkadzać. Ale wypróbowanie tego mam jeszcze przed sobą:)

      Usuń
    7. Ale wiesz, pierścionek teoretycznie ma oczko, które mogloby przeszkadzać, a mnie nie przeszkadza :) Podobnie krótki wisiorek, którego nie ściągam już naprawdę nigdy - chyba, ze czasami do kapieli. Dlatego myślę, że to raczej kwestia przyzwyczajenia

      Usuń
    8. Ida - poza tym obraczki moga byc lekko zaokraglone od srodka (tak jak nasze) dzieki czemu sa wygodniejsze. Poza tym jak spisz, to chyba nie myslisz o tym ze masz obraczke czy pierscionek na palcu i ze moze ci w czyms przeszkadzac :)

      Usuń
    9. Dokładnie to miałam na myśli pisząc, że w nocy to już w ogóle nie czuję, bo śpię :)

      Usuń
    10. Nie wiem jak to jest bo nigdy nie miałam obrączki na palcu i nie wiem czy mogłabym z nią spać. I nie chodzi o samo fizyczne przeszkadzanie, ale bardziej o to, że po prostu wiem, że mam jakąś biżuterię na sobie na noc, tym bardziej, że dosłownie zawsze ściągam wszystko przed pójściem spać.
      Poza tym nie wiem jak Wy, ale ja nie mam tak, że się kładę i w sekundę śpię, i w związku z tym nic mi już nie może przeszkadzać. Musi minąć trochę czasu zanim zasnę. I przypuszczam, że np. coś małego jak właśnie obrączka, z którą wcześniej nie miałam doświadczeń nocnych, mogłaby mi przeszkadzać. Z takiego właśnie powodu nie śpię w żadnej biżuterii czy nie zapominam ściągnąć np gumki z głosów, choć to małe, niepozorne rzeczy.
      I żeby jeszcze to wszystko uściślić wspomnę, że jestem typem człowieka, który w trakcie snu trzyma dłonie przy twarzy, co potem można zaobserwować nad ranem w lustrze - odciśnięte palce na policzkach:) Więc pewnie i owa obrączka będzie mi się odbijała.
      Tak więc tym sposobem uważam, że nie do końca poważna rozmowa na temat spania w obrączce może być zakończona :)

      Usuń
    11. Nie do końca poważna?? Nie mam pojęcia co masz na myśli. Ja sobie jaj nie robiłam. W każdym razie, Ty ją rozpoczęłaś, pytając, czy ściągamy obrączki na noc... :)

      Usuń
    12. Ja tez mowilam calkiem powaznie. Ida nie szukaj problemow tam, gdzie ich nie ma :) A jesli chcesz sprawdzic czy nie bedzie ci przeszkadzac sprobuj przez kilka nocy spac z pierscionkiem na palcu - proste.

      Usuń
    13. Hehe, nie do końca poważna, bo z małego pytania zrobiła się niemal rozprawa i to na temat jednak odbiegający od notki;) Wiem, że mówiłyście poważnie, spoko. A zapytałam się, bo zwyczajnie czytając notkę o przemyśleniach Margolki naszły mnie takie refleksje, ale umówmy się, nie są one refleksjami natury filozoficznej, by tak się nad nimi pochylać;) To tylko małe, czysto techniczne pytanie czy jako bardzo młode stażem mężatki ściągacie obrączki na noc;)

      Usuń
    14. I jeszcze dodam, że dziękuję za Wasze odpowiedzi. Mam nadzieję, że moje beznadziejne obawy nie sprawdzą się i jak Wy nie będę miała żadnego problemu z nieściąganiem obrączki:)

      Usuń
    15. Ido, a my zwyczajnie na to pytanie odpowiedziałyśmy - i żadnego filozofowania w tych odpowiedziach nie widzę.
      Po prostu nie pytaj następnym razem, jeśli nie zalezy Ci na odpowiedzi :)

      Usuń
    16. Filozofowanie raczej odnosiłam do siebie. Myślę, że za bardzo odnosisz wszystko do siebie. No tak, to są właśnie uroki pisania a nie rozmowy. Słowem na słowo i można tak bez końca. Ale ja nie zamierzam się w to wkręcać. A Twoje ostatnie zdanie uważam po prostu za niemiłe i powiem, że zwyczajnie mi przykro.

      Usuń
    17. A ja na początek dodam, ze nie widziałam wcześniej komentarza z 13:18 więc nie na niego odpowiedziałam - w takim razie, nie wiedziałam, ze odniosłaś filozofowanie do siebie i stąd moje ostatnie zdanie - po prostu nie spodobało mi się, że najpierw pytasz, a potem stwierdzasz, że filozofujemy (wiesz, trudno, żebym na własnym blogu pewnych rzeczy nie odnosiła do siebie). Niemniej jednak niemiła nie miałam zamiaru być, napisałam tylko to, co akurat pomyślałam. W takim razie przepraszam.

      Usuń
    18. Wiesz, przeczytałam jeszcze raz naszą wymianę zdań i zastanawiam się, dlaczego nie odebrałaś jako niemiłe: "Ida nie szukaj problemow tam, gdzie ich nie ma :)" - wydaje mi się, że kfiatuszkowi chodziło o to samo i że miała takie same intencje jak ja - a więc brak złej woli a po prostu stwierdzenie :)
      Wybacz, że znowu odnoszę się do siebie, no ale w tym momencie trudno mi się od tego powstrzymać, bo się czuję pokrzywdzona :D

      Usuń
    19. dobra dziewczyny - nikt nie mial zlych intencji, zwykle nieporozumienie, niewlasciwie odczytany styl wypowiedzi i tyle. Nie ma co rozkminiac :) Nikt nie mial nic zlego na mysli i nikt sie na nikogo nie zlosci, bo naprawde nie ma o co. Kropka :)

      Usuń
    20. Kfiatushku ja sobie teraz żartuję, oczywiście masz rację :)

      Usuń
  5. Ech Margolka, ja to uwielbiam Twoje posty bo to prawie tak, jak bym swoje myśli czytała :D
    Tylko Ty ładniej to w słowa ubierasz!
    Życzę Wam mnóstwo mnóstwo szczęścia i dziękuję za potwierdzenie, że ślub to jednak wiele zmienia - bo też tak mi się wydaje ale jeszcze tego nie wiem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie, mam nadzieję, że się dowiesz, a na pewno serdecznie Ci tego życzę :)
      Wiesz, mnie też jest miło, kiedy ktoś odbiera świat podobnie jak ja i ma podobne przemyślenia, bo chociaż jesteśmy różni i mam sporo dobrych koleżanek, które mają inne zdanie na różny temat, to zawsze dodaje skrzydeł myśl, że ktoś "ma" tak samo ;)

      Usuń
  6. Dokładnie! Jakoś tak 'raźniej' razem :)

    Zwłaszcza to co powiedziałaś, że kwestia wiary wiele tu zmienia - coraz chyba mniej nas wierzących i starających się żyć tą wiarą na co dzień więc Twoje przemyślenia to swego rodzaju świadectwo - a więc tym cennniejsze!

    I większość moich koleżanek też ma inne zapatrywanie na te sprawy więc tym bardziej cieszę się, że pomimo tych różnic jesteśmy koleżankami - no bo jakby wszyscy byli jak ja czy Ty to jednak byłoby nudno ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raźniej :)

      Na pewno kwestia wiary ma w tum wypadku spore znaczenie i zawsze fajnie się znaleźć w gronie ludzi, którzy na to patrzą podobnie.

      Tak, mnie i moim koleżankom też nie przeszkadza to, że mamy inne poglądy na wiele spraw - myślę, że to jest w dużej mierze kwestia jakiejś kultury osobistej i akceptacji po prostu.

      Usuń
  7. Czysta egzotyka dla mnie :)))

    To chyba faktycznie chodzi o tę kwestię wiary - odczuwasz tak mocno ulepszenie związku, bo małżeństwo jest dla Ciebie bardzo ważne (kościelne). Mogę się tylko domyślać, że ci inni, którzy wzięli ślub, bo wzięli (bo pora, bo trzeba, bo lata, różne są powody), nie odczuli tego, bo właśnie nic się nie zmieniło. Pomijając kompletnie wiarę, to chyba tak jest. Ot, przysięga i obrączki, a potem wracamy do starego życia :)))

    Choć nie wiem czy powinnam się w ogóle wypowiadać. Co ja wiem, ja tam sobie po prostu mieszkam we dwójkę ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, na pewno kwestia wiary ma tu duże znaczenie, bo właśnie dlatego brałam ślub kościelny. Ale nie tylko, bo nie tylko chodzi mi o aspekt religijny, ja w każdym innym sensie odczuwam tę zmianę - akurat wszystko to, co pisałam w całym akapicie drugim niewiele ma wspólnego z wiarą ("duchowo" niekoniecznie musi oznaczać "religijnie"). Naprawdę dostrzegam różnicę, przede wszystkim w naszej mentalności i dlatego niekoniecznie zgadzam się z tym co napisałaś "przysięga, obrączki itd" - bo ja tego nie potrafię zrozumieć- pomijając wiarę nawet :)

      Inna sprawa, że w ogóle uważam, że jak ktoś ślubu nie chce to nie powinien go brać z żadnych powodów - że już nie wspomnę o ślubie kościelnym zawieranym przez osoby niewierzące, czy zupełnie niepraktykujące, bo i tak się przecież zdarza.
      Po prostu jeśli nie ma nic się zmienić, to po co ten ślub? Skoro parze dobrze tak, jak jest? Ja takich osób nie potępiam i nie uważam, że ich związek jest gorszy. Ale nasz związek na pewno teraz jest lepszy niż był w jakimś sensie - i naprawdę nie tylko religijnym, bo to tylko jeden z wielu aspektów :)

      Usuń
    2. Napisałam o tych obrączkach i przysiędze w aspekcie właśnie tych osób, których postępowania nie rozumiesz :))) Chodziło mi o to, że dla nich to nie ma jakiegoś specjalnego znaczenia, a że dla Ciebie to dziwne, to wiem ;)))

      Wiesz, myślę, że jednak nacisk jest nadal bardzo duży. Tak się tylko wydaje, że można sobie tak o, powiedzieć: "nie chcę, nie biorę ślubu i mam gdzieś", ale w większości przypadków przynajmniej jedna rodzina strasznie naciska. Dla mnie to naturalne, że nie po drodze mi z kościołem, więc nie biorę ślubu, zwłaszcza, że nie chcę mieć dzieci. Ale są osoby, które dla tzw. świętego spokoju do kościoła jednak idą. Bo babci będzie przykro (brzmi głupio, ale wpływ ma), bo ludzie będą gadali (po mnie spłynie, bo mam gdzieś, co inni sądzą o moim życiu, ale rodzina pewnie odczuwa, a nie odpysknie się, jakbym ja to zrobiła) itp. Trochę ich rozumiem. A że to hipokryzja i zapętlanie się (potem pewnie dla świętego spokoju ochrzczą dzieci, a w domu dalej będą gadać, jaki kler jest paskudny), to już inna bajka.

      Usuń
    3. No wiesz, trudno mi w coś takiego uwierzyć, skoro sama na własnym przykładzie widzę, że jest inaczej :)

      A co do tych nacisków - to też trudno mi mimo wszystko zrozumieć, mimo, ze wiem, że się niby zdarza. Ale po prostu nie umiem sobie wyobrazić, że w tak ważnej kwestii, która miałaby wpływ na całe moje późniejsze życie miałabym ulegać czyimś naciskom. U mnie w rodzinie nigdy czegoś takiego nie było i każdą decyzję podejmowałam sama - pewnie dlatego nie umiem się wczuć w czyjąś sytuację.
      No a hipokryzji tego rodzaju naprawdę nie znoszę i po prostu trudno mi to zaakceptować.

      Usuń
    4. Ale nasze własne przykłady nigdy nie są odzwierciedleniem obiektywnej rzeczywistosci:)

      czytam tak sobie Wasz dialog z KenG i postanowiłam sie wtrącić, a włąściwie wtracić swoje 3 grosze:)

      Bo ja chyba rozumiem ludzi, którzy twierdza, ze ślub nic nie zmienił. Domyślam sie, ze u nas moze tak być, choc pewnosć będę miała po oczywiscie.

      W pewnych kwestiach jesteśmy zupełnie innymi parami, ja i Krzychu i Ty i Franek. Co prawda i my i wy mieszkacie juz jakis czas razem, ale my nie czekalismy ani z seksem ani z dziekciem do slubu. Robiliśmy to, co Wy robicie bądź będziecie robić po ślubie. Nic wiec dziwnego ze uważasz, ze slub wiele zmienia i jest inaczej skoro po tym dniu według waszych zasad mozecie sobie pozwolić na to, co wcześniej było w pewnym sensie zakazane. Gdybym ja miala czekać z tymi sprawami do ślubu prawdopodobnie czekałabym an ten dzień jak na zbawienie, bo czułabym, ze nowy etap życia, nowe prawa, obowiazki itd.

      Dla nas ślub to po prostu taka kropka nad i. Wiele razy nazywam krzycha mezem z przyczyn czysto praktycznych i za kazdym razem mysle sobie "iza, znowu klamiesz".i wlasnie chce to mowic dalej, ale by to juz nie bylo klamstwo:)

      My od ponad dóch lat żyjemy jak małżenstwo i w głowę zachodze co mogłoby sie zmienic w dniu ślubu czy po nim. Nie wiem czy powinnam, ale posluze sie trescia przysiegi malżeńskiej tej koscielnej, bo wg mnie w porownaniu z ta w usc jest abrdziej konkretna, wiec w tej koscielnej slubuje sie milosc, wiernosc i uczciwosc malzneska oraz ze sie nie opusci malzonka az do smierci. U nas te slowa nigdy nie zostaly wypowiedziane w otoczeniu bialej sukienki, ksiedza,swiadków, pieknie ubranego kosciola i nie zostana wypowiedziane (bo tekst w usc jest jendak inny), ale tak naprawde bez tego są obecne w naszym zyciu, o czym z milion razy juz sie przekonałam. Zreszta Krzychu jakis czas temu mi powiedział, ze choc nie mamy ślubu, podpisanego dokumentu i obraczek to jak on postanawia z kims byc, to bierze za to calkowita odpowiedzialnosc i za ta druga osobe. I właśnie nie potrafisz zrozumieć tego, ze ktoś uwaza, ze slub nic nie zmienia to po co go brac? No właśnie po to by postawic kropkę nad i, by słowo mąż/ zona przestalo byc oszustwem, by wrazie czego być traktowanym poważnie, w sensie np jakiegos wypadku czy cos lekarz moglby nie zechciec z nami rozmawiac, bo jestesmy wzgledem prawa obca osoba. i takich przeslanek jest wiecej.

      Usuń
    5. Ale wiesz Iza, to trochę nie jest dla mnie argument - no bo jak ja mam niby uwierzyć, że ślub niczego nie zmienia, skoro sama na własnej skórze widzę/czuję, że jest inaczej??
      Wszystko sprowadza się do tego, że ja po prostu zdaję sobie to samo pytanie, które Flo. zadała w swoim komentarzu - po co brać ślub, skoro on niczego nie zmienia?? :) No nie potrafię tego zrozumieć, jaki w tym jest sens.

      A skoro Ty argumentujesz, że to choćby po to, żeby móc "legalnie" nazwać Krzycha swoim mężem, to na moje wygląda, że jednak coś się zmienia. Bo dla mnie to jest istotna sprawa, że teraz nie muszę się nikomu tłumaczyć z tego kim jest dla mnie Franek, bo słowo "mąż" mówi samo przez się.
      I to naprawdę nie sprowadzałabym tego do seksu czy dzieci. To jest sprawa drugorzędna. Większe znaczenie ma dla mnie ta zmiana, która zaszła w naszej świadomości - a więc to wszystko, o czym piszę w drugim akapicie mojej notki.

      Usuń
    6. U Was zmieniło, czy to musi od razu oznaczać, ze u wszystkich innych tez? jak juz tak się wtrąciłam w rozmowę z Keng to ja zadam pytanie: czy to że ja chcialam i mam dziecko oznacza, ze powinnam nie moc uwierzyc, ze ona dzieci mieć nie chce? bo skoro ja chciałam to wszyscy powinni chciec, tak? a jakoś zrozumienie jej przychodzi mi z łatwością, bo każdy jest inny, inaczej postrzega swiat, ma inne potrzeby to i podejscie do posiadania dzieci moze miec inne. Mogłabym nawet przekształcić Twoje zdanie na "no bo jak ja mam niby uwierzyć, ze Keng nie chce dzieci skoro na własnej skórze sie przekonałam, ze jest inaczej (bo ja chcialam,jak jest sie kobieta to sie chce miec dzieci.)"

      Myślę, ze kazda osoba, która twierdzi, ze slub nic nie zmienia ma na mysli, że nie zmienia relacji miedzy nia a partnerem, bo to, ze zmienia kwestie prawne to kazdy raczej wie i tego nie trzeba zaznaczać. Jak jeszcze seks bym potrafila zaliczyc do spraw drugorzędnych (są osoby co maja male potrzeby i dla nich seks moglby nie istniec) to dzieci już nie.

      Usuń
    7. Iza, w takim razie przepraszam, że tego nie rozumiem :) I nie rozumiem też (za co też z góry przepraszam:)), dlaczego się unosisz?
      Przecież oczywistym jest, że skoro piszę na swoim blogu, to piszę ze SWOJEGO punktu widzenia. Dlatego argument, że "nasze własne przykłady nigdy nie są odzwierciedleniem obiektywnej rzeczywistosci:)" do mnie nie przemawia.

      A ja akurat o relacji z Frankiem też specjalnie nie pisałam, a raczej o postrzeganiu naszego związku po ślubie.
      I proszę Cię, nie czepiaj się słówek, myślę, że doskonale wiesz, co miałam na myśli.

      Usuń
    8. No własnie nie wiem. Poza tym nie unoszę się, nie mam ku temu powodu. Dla mnie ten cały dialog to zwykła dosykusja oaób o odmiennym zdaniu, nie widze tu zadnego objawu unoszenia się.

      Usuń
    9. Wiesz dla mnie zwroty typu "tak?" albo "jakoś" w twojej wypowiedzi w pewien sposób nacechowały ją emocjonalnie i tak ją właśnie odebrałam.

      Dobrze, więc wytłumaczę - piszę o zmianie w odczuwaniu, w postrzeganiu, w mentalności. Więc w tym momencie cielesność, czy nawet fakt posiadania dzieci jest dla mnie drugorzędny.Nawet gdybyśmy dzieci mieli, to skupiałabym się w tym momencie na nas dwojgu jako na małżeństwie a nie na całej trojce jako rodzinie.

      Napisałam, jak to wygląda z mojej perspektywy. Nikomu nie każę odczuwać tego tak samo, jedynie piszę, że trudno mi uwierzyć, gdy ktoś nie czuje żadnej zmiany. Wyrażam swoją - a więc subiektywną - opinię.

      Usuń
  8. miesiąc miodowy zawsze można przedłużyć...zawsze możecie sobie organizować rocznicowe miodowe miesiące:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, ze nasz miesiąc miodowy dopiero się zacznie jak wyjedziemy w podróż poślubną ;)
      I oczywiście masz rację :)

      Usuń
  9. Cudnie, że życie tak Wam się ładnie układa, spełniają się marzenia... i że jesteście po prostu szczęśliwi :)

    Choć przyznam uczciwie, że wśród moich bliskich znajomych wiele jest par, które są razem po kilka lat, mają wspólne mieszkania, nierzadko dzieci... I kiedy teraz o nich wszystkich myślę, to o wielu nawet nie wiem, czy są formalnie małżeństwami, czy nie. Po prostu nie jest to ważna informacja, która interesowała nasze towarzystwo i w jakiś szczególny sposób określałaby tą parę. Często przypadkiem dowiadywałam się (po kilku już latach z nimi znajomości), że owszem, są małżeństwem, bo wzięli cichy, cywilny ślub, o którym niemal nikt nie wiedział, nie było przed nim specjalnych przygotowań ani odczuwalnych zmian po nim - albo (to o parze, która jest razem od dekady, buduje dom i spodziewa się drugiego dziecka) małżeństwem nie są w ogóle.
    Także nie dla wszystkich jest to przełom i nie potrafiłabym im powiedzieć, że coś przez to tracą ;)
    Ważnych, kluczowych, symbolicznych, "najszczęśliwszych" wydarzeń jest tyle, ile par. I akurat ślubu bym na tej "liście obowiązkowej" nie umieszczała ;)

    Ilu ludzi, tyle pomysłów na życie.

    Ale Twoje i Wasze szczęście i... cudny rodzaj harmonii w Waszym życiu, za każdym Twoim postem zaraża mnie uśmiechem :) Jeszcze raz gratuluję z całego serca!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy :)
      Rzeczywiscie nie mogę narzekać (nawet mimo gorszych dni, które oczywiscie mamy:)), i mam nadzieję, ze tak nam sie już będzie toczyło :)

      Wiesz, nie chodzi mi o to, ze wszyscy powinni brać ślub i że to jest wyznacznikiem szczęścia - absolutnie nie, wręcz przeciwnie, bo przede wszystkim uważam, ze osoby, dla których ślub nie jest ważny nie powinny go brać. Bez przekonania to po prostu nie ma sensu według mnie. I dlatego absolutnie bym nie umieszczała ślubu na tej 'liście obowiązkowej'. Chociaż przyznam, że chyba też dzięki temu, czuję jakbyśmy w jakiś sposób byli wyjątkowi :) Ale nie dzielę związki na lepsze i gorsze - jeśli ktoś decyduje się na wspólne życie razem do końca bez ślubu to też dobrze i na pewno taki związek jest tak samo wartościowy jak nasz. Po prostu my w moim mniemaniu jako para jesteśmy teraz trochę "lepsi" :) Tak naprawdę chodzi mi o to, ze trudno uwierzyć mi, kiedy ktoś po ślubie mówi, ze nic się nie zmieniło, skoro sama doświadczam czegoś innego :)

      Usuń
  10. Bardzo mi się podoba, co napisałaś o kłótniach. Faktycznie, szkoda na nie czasu, choć tak często nie pamięta się o tym w codziennym życiu.

    Trochę to jest dla mnie science fiction, że jeden dzień w życiu i obrączka na palcu mogą tak wiele zmienić w postrzeganiu. Ale z drugiej strony, możliwe że nie rozumiem tego, bo nie brałam ślubu i nie jestem wierząca. Chyba w tym wypadku na szczęście, bo nie mam takiego poczucia, że mój związek jest niepełny.
    Ale Każdy ma prawo do swoich przekonań i cieszę się, że dla Ciebie to wydarzenie było tak wyjątkowe.
    Ech i znowu się trochę martwię, jak ten czas szybko płynie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to wcale nie znaczy, ze my się nie kłócimy :) Kłócimy się i pewnie zawsze będziemy się kłócić, bo tacy już jesteśmy :) Po prostu trochę teraz te kłótnie wyglądają inaczej.

      Wiesz, jeśli chodzi o kwestię wiary to jak najbardziej jest to dla mnie ważne, ale celowo napisałam o nim później, bo to tylko jeden z wielu aspektów. To, co pisałam w akapicie drugim pisałam o odczuciach które akurat nie są religijne, a jednak istnieją - trudno mi wytłumaczyć, dlaczego tak inaczej teraz postrzegam nasz związek, ale jest to faktem. Zupełnie inaczej o nas myślę i jestem bardziej dumna z tego, kim teraz razem jesteśmy :) Zdecydowanie czuję, że teraz wszystko jest tak, jak powinno być i że jesteśmy lepszym zwiazkiem.

      Ale tak jak napisałam w komentarzu wyzej - nie chodzi o to, że według mnie wszyscy powinni brać ślub, albo że związek bez ślubu jest jakiś wybrakowany :) Absolutnie tak nie uważam - każdy powinien tak sobie układać życie, zeby żyć zgodnie z samym sobą i żeby być po prostu szczęśliwym.
      Po prostu trudno mi uwierzyć, ze po ślubie można stwierdzić, ze nic się nie zmieniło, skoro sama odczuwam coś innego :)

      Usuń
    2. Oj, nie wymagam od Ciebie takiej poprawności politycznej :)
      Jasne, że skoro się cieszysz i odczuwasz to jako jakościową zmianę, to pisz o tym szczerze :)

      Usuń
    3. Ale teraz nie wiem, do czego jest ta poprawność polityczna, bo przecież tyle wątku w komentarzu poruszyłam :)

      Piszę, ale mam wrazenie, ze to jakiś drażliwy temat :) A przecież nic nie poradzę na to, ze tak czuję :)

      Usuń
    4. Nie zrozumiałaś mnie. Poprawność polityczna byłą z dużym przymrużeniem oka. Chodziło mi o to, że skoro jesteś szczęśliwa i odczuwasz to tak, jak odczuwasz, to powinnaś o tym pisać bez względu na to, co sobie ktoś inny pomyśli.
      To tak, jakbyś nie pisała o kupnie nowego samochodu, bo kogoś innego na to nie stać i może mu być przykro (wiem, że porównanie jest głupie:).

      Usuń
    5. Nie, to akurat zrozumiałam, ze to z przymrużeniem oka, tylko nie wiedziałam, czy to się tyczy naszych kłótni, tego, że piasłam nie tylko o wierze, albo ślubów innych par - czy właśnie wszystkiego naraz :)

      A drugą część komentarza to już w ogóle zrozumiałam :)

      Ja też uważam, że powinnam pisać szczerze o tym co czuję - bo przecież mam prawo do swoich odczuć, nawet gdyby były inne niż całej reszty ludzi :)) Wydaje mi się, że nie narzucam tego nikomu, ale czasami mam wrażenie, że ludzie to biorą do siebie i odczytują tak, jakbym twierdziła, ze wszyscy mają postępować tak samo. Dlatego zawsze wolę się asekurować.

      A porównanie z samochodem wcale nie wydaje mi się głupie, tylko całkiem trafne :)

      Usuń
    6. Aa jeszcze tylko podkreślę, że wiem, że nie miałaś złych zamiarow - nie najeżyłam się ani nic z tych rzeczy! Tylko chciałam dokładnie wiedzieć, co dokładnie komentujesz.
      Widzisz - to jest właśnie denerwujące, że nie da się dokładnie wyrazić o co mi chodzi i potem wychodzą dziwne rzeczy :)

      Usuń
    7. A ja się zawsze martwię, bo jednak pismo nie oddaje tonu głosu i mimiki i wiele niuansów wypowiedzi przez to ucieka. Wiem też, że nasze poczucia humoru czasami się rozmijają, a nie chciałabym, żeby się między nami popsuło przez jakieś niedopowiedzenia (nawet miałam Ci dziś o tym maila napisać).
      W każdym razie cieszę się, żeśmy się jednak zrozumiały :)

      Usuń
    8. Hmmm, wiesz, dopiero teraz w sumie zobaczyłam, ze Ty z kolei mogłaś odebrać: "Piszę, ale mam wrazenie, ze to jakiś drażliwy temat :) A przecież nic nie poradzę na to, ze tak czuję :)" nie tak jak zamierzałam...
      I stąd Twoje tłumaczenie w następnym komentarzu...
      Kurczę... A to nawet nie było do Ciebie, skierowane!Tylko tak jakby się Tobie "wyżaliłam" w odpowiedzi na Twoje życzliwe słowa, że skoro tak czuję, to żebym o tym szczerze pisała
      No właśnie, o to chodzi w tych niuansach... Ja ani przez moment nie poczułam, ze między nami jest jakieś napięcie, a Ty chyba pomyślałaś, ze ja się zdenerwowałam.. Echhh :)
      Zapewniam Cię, ani krztyny złej emocji nie było w mojej wypowiedzi :) Możesz być o to spokojna:)

      Tak, ja też sie cieszę, ze się zrozumiałyśmy i w ogóle lubię takie kwestie od razu wyjaśniać, choćby miało to oznaczać wałkowanie tematu:P Trzeba go rozwałkować i wszystko wyjaśnić ;)
      A maila oczywiście zawsze chętnie od Ciebie poczytam w razie czego :P:P
      Lepiej powiedzieć w takim wypadku kilka razy to samo niż czegoś niedopowiedzieć.
      A co do żartów - ja w ogóle mam z tym problem, bo uważam siebie za osobę bez specjalnego poczucia humoru i jak tylko próbuję zartować na blogach to albo ktoś mojego żartu nie zrozumie, albo ja jego :)

      Usuń
  11. Chyba już nie nadrobię tamtych komentarzy, bo jakoś tak znów częściej piszesz :P odniosę się więc do tej notki, w sumie i tak tamta też dotyczyła Waszego ślubu, więc co mi tam ;-)

    Pięknie to wszystko opisałaś, aż się uśmiechnęłam do monitora. Ja tego nie sprawdziłam, ale jestem pewna, że ślub wiele zmienia, nawet gdy mieszka się razem przed ślubem. Ja np. nie czuję się jak żona, więc nie rozumiem, jak można się tak czuć, tylko dlatego, że pierze się czyjeś skarpetki i śpi się w tym samym łóżku :P :D I dzięki Twojej notce utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że także w takiej sytuacji mieszkania razem przed ślubem, ten piękny dzień jednak coś zmienia :)

    Obrączki... Ja pierścionek zaręczynowy początkowo ściągałam w domu, bo się o niego bałam, ale później stwierdziłam, że będę go nosić także w domu, ściągam tylko przy gotowaniu i zmywaniu. Z obrączką będzie tak samo, a przynajmniej taki mam plan ;-) Nie wiem, jak u Kuby z tym będzie, On się boi, że Mu ta obrączka w ogóle będzie przeszkadzać, przecież wcześniej nie nosił nic na palcu ;-)) ale tłumaczę Mu, że można się przyzwyczaić :D Franek nie miał z tym żadnego problemu? :)

    Ja myślę, że jesteście teraz tak dumni i szczęśliwi, że niemal macie to małżeństwo wypisane na czołach ;-)) i dobrze, trwajcie w tym szczęściu i w tej miłości! :)

    I jestem przerażona upływem czasu! To naprawdę już miesiąc?! :O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no wcale nie tak częściej - raczej z normalną częstotliwością :) Jak piszę rzadziej niż raz na trzy dni, to oznacza, ze coś się u mnie dzieje i nie mam czasu :)

      Gdybym miała dwa lata temu inną możliwość to mimo wszystko nei zdecydowałabym się na to wspólne mieszkanie - i twierdzę tak nawet dziś, wiedząc, że na pewno niczego złego nam to wspólne zameiszkanie nie zrobiło :) Ale tak czy inaczej, tej innej możliwości nie miałam, więc bez sensu jest gdybanie, a różnicę zdecydowanie dostrzegam i ją odczuwam :) I to jest teraz najważniejsze.

      Franek nie miał z tym absolutnie zadnego problemu - wręcz przeciwnie, to on cały czas powtarzał, ze obrączki nie będzie ściągał i rzeczywiście tak jest - tym przekonał również mnie do tego, zeby jej nie ściągać.

      No, Ty się akurat powinnaś cieszyć z tego upływu czasu :)

      Usuń
    2. Hi hi, może to przez to, że przez jakiś czas pisałaś troszeczkę rzadziej i się odzwyczaiłam, a może to po prostu ja wypadłam z obiegu i ciężko mi nadążyć... Nie wiem, ale ważne, że piszesz, a ja prędzej czy później czytam ;-)

      A ja bym się zdecydowała na to wspólne mieszkanie, bo pamiętam jaka tęsknota za weekendem mnie rozdzierała przez cały tydzień, mam wrażenie, że dopiero teraz lepiej się poznaliśmy i staliśmy się sobie jeszcze bliżsi, a po ślubie będzie jeszcze cudowniej i już teraz się na to cieszę :)) Masz rację, nie ma co gdybać, ważne, że tu i teraz jesteście szczęśliwi i że odczuwacie tę różnicę :)

      Kuba wczoraj znów jęczał, że jak On się do tej obrączki przyzwyczai i w ogóle... :P ale powiedziałam Mu, żeby chociaż spróbował, ja Go zmuszać nie będę, jeśli Go to będzie bardzo uwierać, ale wolałabym i chciałabym, żeby ją nosił, co za sens mieć obrączkę, która będzie w szufladzie leżeć :P

      Hehe a wiesz, z jednej strony się cieszę z upływu czasu, a z drugiej chciałabym żeby jednak ciut wolniej płynął, bo chcę się jak najdłużej delektować tą świadomością, że już za niedługo będę żoną :D

      Usuń
    3. Hmm, ale to chyba zależy jeszcze, co rozumiesz, przez "rzadziej", bo tak od lipca piszę ze średnią częstotliwością - raz na dwa/trzy dni - chyba - raczej myślę, że to zależy od tego, czy z tą częstotliwością trafiam w Twój okres większej, czy mniejszej aktywności :P

      Tak, teraz nie ma co już się oglądać za siebie...

      Tak naprawdę przekonasz się o tym już za jakiś czas :):)

      Usuń
  12. No to miesiąc miodowy upłynął.

    Ślub dużo zmienia, bez różnicy czy kościelny, czy cywilny.

    Wierz mi, że niekiedy obrączka przeszkadza w pracy, więc ludzie jej zwyczajnie nie noszą, a czasem nie można jej nawet nosić.

    Faceci wolą, jak żona ma gołe pięści ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdę mówiąc nie bardzo wiem, o co chodzi z tym miesiącem miodowym. Mnie to się zawsze raczej kojarzyło z tym, że młoda para po ślubie wyjeżdzała na przykład na miesiąc wakacji - wtedy to ma sens, a tak to jest to zwykły miesiąc.

      Ja akurat nie wspominałam w ogóle o rozróżnieniu na ślub kościelny albo cywilny.

      Ale ja nie pisałam o jakichś wyjątkowych sytuacjach, tylko konkretnie o naszej. A w naszym wypadku nie ma żadnych przeszkód, żeby tę obrączkę nosić Poza tym w tych "innych" sytuacjach obrączkę można nosić na łańcuszku na przykład.

      ????Tego ostatniego zdania w ogóle nie rozumiem.
      A Franek cały czas sprawdza, czy na pewno mam obrączkę na palcu, więc on raczej nie woli:)

      Usuń
    2. Ostatnie zdanie miało być ironicznie-żartobliwe. To z jednego kabaretu, kiedy dwóch kolegów dyskutuje. Jeden ma problem, bo nie wie co kupić żonie na imieniny, czy urodziny, więc drugi mu doradza. I tak kombinują: książka kucharska-ale nigdy nie kupuj tego, co może być użyte przeciwko Tobie. Po chwili pada pomysł: pierścionek!Wtedy ten od żony mówi: "Ja wolę, jak Irena ma gołe pięści!" ;)

      Usuń
    3. Domyśliłam się, że takie miało być, tylko że kompletnie nie wiedziałam o co w tym żarcie chodzi. Nie znam tego kabaretu.

      Usuń
    4. KMN-Kabaret Moralnego Niepokoju :)

      Usuń
    5. Możliwe, ale ja nie znam ich skeczy na pamięć.I chyba nie muszę :)

      Usuń
    6. Nie musisz, ale akurat mnie się to skojarzyło z tym noszeniem obrączki ;)

      Usuń
    7. Jednak dla mnie to było całkowicie niejasne :)

      Usuń
  13. Ja jestem raczej z tych osób, które alergicznie reagują na pierścionki zaręczynowe i obrączki. Oczywiście to może się zmienić, chociaż prędzej nadejdzie koniec świata niż jakiś facet zaproponuje mi małżeństwo, marząc o tym, by zestarzeć się przy moim boku ;P
    Chociaż jestem skończoną sceptyczką, naprawdę cieszę się Twoim szczęściem, szanuję Twoją głęboką wiarę i mocno kibicuję, żeby Wasze małżeństwo było przykładem dla takich niedowiarków jak ja, że ten przysłowiowy papierek i metalowy krążek na palcu jednak coś w życiu zmienia i coś w życiu znaczy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja prawdę mówiąc nie mam zamiaru Ciebie przekonywać :) Uważam, ze to musi być wewnętrzne przekonanie danej osoby/osob - i wtedy to naprawdę coś znaczy. A jak ktoś nie ma takiego przekonania, to wydaje mi się, ze ślubu po prostu nie powinien brać, bo to trochę bez sensu :)
      Dla mnie to znaczy bardzo dużo i te drobiazgi mają dla mnie - dla nas, bo Franek ma podobne odczucia - ogromną moc ;) Ale nie dla wszystkich to naprawdę musi coś oznaczać. Zwiazek bez ślubu też moze być szczęśliwy (choć to akurat nie jest mój sposób na życie) - mnie tylko chodzi o to, ze trudno mi uwierzyć, gdy ktoś twierdzi, ze nic się w jego życiu po ślubie nie zmieniło, skoro odczuwam coś zupełnie przeciwnego :)

      Usuń
  14. Ojejku to już miesiąc??? Jak to wszystko szybko minęło, mam wrażenie jakby to było tydzien, góra 2 tygodnie temu ... Hmmm ni coś w tym jest, ze to co dobre szybko się kończy a szkoda , szkoda, bo domyślam się, że ślub to taki piekny dzień, który by się chciało by trwał i trwał.... A obrączka to ważny symbol i nie dziwie się, ze nosicie go z dumą i wcale nie chcecie jej sciągać. Macie racje, jeżeli kiedyś będzie mi dane takową nosić, też będe to robiła cały czas ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No już miesiąc, niestety. Albo stety :) sama nie wiem :) Wiesz, ja to nawet odczuwam, ze już tyle czasu minęło, chociaż i tak nie mogę się temu nadziwić, że tak szybko :)
      Masz rację - chciałoby się, zeby ten dzień trwał jak najdłużej...
      Mam nadzieję, że nam sie nie znudzi :P:P

      Usuń
  15. No i fajnie, że ślub zmienił Wasze życie. Wiara na pewno ma w tym swój udział.
    Miło się czyta o Waszym szczęściu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, na pewno. Ale nie tylko, bo mentalność niekoniecznie wiąże się z wiarą :) Moje odczucia dzielę troche na te związane własnie z wiarą i niekoniecznie - z powodu tych pierwszych zdecydowałam się na śłub kościelny. Ale inne odczucia niekoniecznie mają związek z kościołem i wiarą :)

      Usuń
  16. Kochana miałam przerwę w blogowaniu , ale wracam na całego:*** oj widzę dużo u Ciebie zmian!!!!
    ojjj sielankowo się to czyta wszystko:***
    buziak wielki :**
    zapraszam równie z do nas
    krecona-i-jej-chlopaki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  17. Jeśli ktoś twierdzi, że ślub w jego życiu nic nie zmienił to nasuwa mi się pytanie po co w takim razie było go brać. Nawet jeśli para mieszkała już wcześniej razem, to przecież małżeństwo nie ogranicza się tylko do dzielenia dachu nad głową, bo mąż/żona to coś więcej niż współlokator i już nawet nie chodzi o te kwestie duchowe, które są indywidualne i pewnie nie każdy to czuje tak jak to opisałaś (a z czym się w pełni zgadzam), ale o te społeczne. Nie wiem jak dla innych, ale dla mnie dużym ułatwieniem jest to, że wystarczy powiedzieć "to mój mąż" i już nic więcej nie trzeba dodawać, wiadomo, ze to moja najbliższa rodzina, że w wielu kwestiach jesteśmy traktowani jako jedno i, ze nikt tego nie może zakwestionować (oprócz nas samych). Rozumiem, ze dla kogoś, kto nie chce formalnego związku takie rzeczy mogą nie być istotne, ale dla ludzi, którzy się na to zdecydowali? Trochę trudno mi to zrozumieć.
    Nie dzielę naszego życia na to przed ślubem i po ślubie, jako na gorsze i lepsze (wiem, że Ty tez nie;p), ale nie da się ukryć, że moment przysięgi był właśnie takim mentalnym punktem zwrotnym, który wyznacza dalszy kierunek. Ta odpowiedzialność jaką niosą ze sobą te słowa ma ogromne znaczenie i odciska pewne (wg. mnie pozytywne) piętno w świadomości... no chyba, ze ktoś to traktuje tylko jako odklepanie regułki, ale wtedy znowu pojawia się pytanie ze zdania pierwszego. Jasne, bez ślubu też pewnie bylibyśmy dobrym związkiem, ale zwyczajnie potrzebowaliśmy tego zobowiązania na całe życie. Nie rozumiem po co ktoś kto tej potrzeby nie czuje na to się w ogóle decyduje.
    Jeśli chodzi o obrączki, my swoich właściwie nie ściągamy. Są już trochę wysłużone, zwłaszcza ta MW, ale wg. mnie na tym właśnie polega ich piękno (przecież Misiek własnymi rękami budował nam dom, pracował na nasz byt itd.). Nie są dla nas biżuterią, tylko symbolem pewnego świadomego wyboru, są poświęcone i to trochę jak noszenie medalika na szyi - nie są czarodziejskim talizmanem, ale przypominają o tym co w życiu jest najważniejsze;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Flo., dokładnie o to mi chodzi :) Mogłabym się podpisać pod każdym Twoim słowem - mam wrażenie, że być może niektóre czytelniczki zinterpretowały moje słowa w taki sposób, że moim zdaniem każda para powinna się pobrać, żeby tworzyć związek "pełnowartościowy",a tymczasem absolutnie tak nie jest. Wręcz przeciwnie, bo uważam, że ślub powinny brać tylko osoby, które są co do niego przekonane i robią to dla siebie. I po prostu nie potrafię zrozumieć - zwłaszcza, że sama odczuwam coś innego, że ktoś po ślubie twierdzi, że nic się nie zmieniło - zadaję wtedy dokładnie to samo pytanie: po co w takim razie brać ślub??? Nie chodzi o to, że nie rozumiem par, które nie biorą ślubu, a tych, które go biorą bez przekonania :)

      Wiesz, w tym drugim akapicie pisałam o moich odczuciach, ktore akurat nie wiązą się z wiarą (fakt, użyłam słowa "duchowy", ale to niekoniecznie musi oznaczać "religijny") - raczej chodziło mi o mentalność. Właśnie w tym rzecz, że ja po prostu postrzegam nas teraz inaczej, jako związek ludzi, którzy są sobie jeszcze bliżsi i nie muszę używać żadnego głupiego "mój chłopak, facet albo -najgorszego dla mnie :P- narzeczony". Dobrze to określiłas jako kwestie "społeczne". Małżeństwo ma dla mnie ogromną moc (tu znowu abstrahuję od kwestii wiary)- oznacza coś trwałego, poważnego, oznacza odpowiedzialność za siebie nawzajem. Wiem, że osoby będące w stałych związkach i niedecydujące się na ślub moga napisać, że u nich wygląda to tak samo - i ja to rozumiem, ale nas po prostu by to nie zadowalało. Co nie znaczy, że te inne związki uważam za gorsze - po prostu mają inny pomysł na życie i uważam, że to dobrze, że nie usiłują na siłę angażowac się w coś,do czego nie sa przekonani.

      Rzeczywiście, nie dzielę naszego życia na lepsze i gorsze przed i po ślubie, ale faktycznie mam poczucie, jakby nasz związek był teraz w jakkiś sposób lepszy :) trudno to wytłumaczyć, ale tak jest, po prostu ma dla mnie większą wartość. Nawet jeśli jedziemy na głupie wakacje jako małżeństwo, mam wrażenie, że ludzie będą traktować nas poważnie (chociaż zdaję sobie sprawę, że to przecież tylko złudzenie :)) z tego powodu :)

      Co do obrączek, to zapewne pamiętasz, że kiedyś na ten temat z Tobą rozmawiałam i pisalam o tym, że ściągam pierścionki bo mi zwyczajnie przeszkadzają. Ale ponieważ Franek obrączki w ogole nie zdejmował to i ja zdecydowałam się tego nie robić (inna sprawa, że przez pierwsze dni wcale nie miałam na to ochoty :)) i teraz całkiem się do tego przyzwyczaiłam. I kompletnie nie rozumiem po co oszczędzać obrączkę, żeby się nie zniszczyła! To tak jak odkładanie najpiękniejszej sukienki na okazję, która być może nigdy nie nadejdzie :)

      Usuń
  18. Trochu szkoda że to już koniec Twoich ślubnych opowieści bo dobrze się je czytało. No cóż, teraz pozostaną "tylko" opowieści już małżeńskie :)
    Z ciekawością przeczytałam o stałym noszeniu obrączek, bo pamietam jak się zastanawiałam czy mój Piotr będzie to robić. Dla mnie nie było kłopotu bo pierścionka zaręczynowego nigdy nie ściągałam i wiedziałam że z obraczką będzie tak samo.Ku mej radościPiotr też swojej nie ściąga. I co z tego że nie są już tak idealnie gładziutki jak w dniu ślubu. Przynajmniej widać że uzywane :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jeszcze nie taki koniec, bo ten temat na pewno będzie powracał :) Oczywiście nie bede już opisywać tego, co się działo na slubie i weselu, ale mam jeszcze sporo przemyślen z nimi związanych :)

      U nas z kolei było odwrotnie - zastanawiałam się czy JA będę w stanie tę obrączkę nosić cały czas, bo zawsze zdejmowałam pierścionki po przyjściu do domu. Franek od razu zarzekał się, że nie będzie obrączki ściągał i rzeczywiście tak jest, więc i ja tak tego nie robię :)

      Usuń
  19. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  20. Ty nie żyłaś z Frankiem, wcześniej jak małżeństwo. Dlatego nic dziwnego, że uważasz, że ślub dużo zmienia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tylko, że tak jak napisałam już wyżej Izie- mnie chodzi o zmiany mentalne, a mam wrażenie, że Wy się skupiacie za bardzo na tym, czy ktoś ze sobą sypia czy nie. To natomiast ma dla mnie znaczenie drugorzędne. Ja czuję, ze coś się zmieniło, bo po prostu czuję, że jako mąż i żona jesteśmy lepszym związkiem. Zresztą znam pary, które przed ślubem ze sobą współżyły, a jednak po ślubie mają takie same odczucia jak ja, więc jak widać, nie wszystko sprowadza się do cielesności :)
      Małżeństwo nie ogranicza się do robienia razem zakupów, wspólnego gotowania, czy nawet spania w jednym łóżku. To po prostu coś więcej.
      Dla mnie pytanie po co brać ślub, skoro on niczego nie zmienia, pozostaje cały czas otwarte :)

      Usuń
  21. Niesamowite.. jak ten miesiąc szybko zleciał! A jeszcze niedawno było codzienne odliczanie do tej soboty! :))

    OdpowiedzUsuń