Pierwsze słowa hiszpańskiej Karoliny, kiedy dowiedziała się, że przenoszę się do Warszawy brzmiały: "przynajmniej będziemy się częściej spotykać!" :) No tak, kiedy odwiedza swój dom rodzinny Poznań jej nie po drodze, Warszawa natomiast, jak najbardziej. I właśnie dzisiaj udało nam się spotkać :) Bo właśnie z Warszawy odjeżdżają autobusy do jej rodzinnego miasta.
Tak sobie na luzie rozmawiałyśmy, a kiedy mówiła coś na mój temat - w sensie, że coś robiłam, albo czegoś nie robiłam, miałam ochotę pytać: "skąd ty to wiesz???" chociaż przecież doskonale wiedziałam skąd :) Już kiedyś pisałam, ze na studiach było nas pięć, które trzymałyśmy się razem. Wtedy to koleżeństwo wydawało się czymś naturalnym - prawie wszystkie byłyśmy obce w nowym mieście, daleko od rodziny, można powiedzieć, że miałyśmy siebie. Ale dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo tamten czas pozwolił nam siebie poznać. Chodziłyśmy razem na zakupy (spożywcze, żeby nie było:P), razem się uczyłyśmy, chodziłyśmy na spacery, do kawiarni, jadłyśmy obiady, organizowałyśmy kolacje wigilijne. Tak sobie myślę, że chyba miałyśmy szczęście, że dobrałyśmy się tak, że darzyłyśmy siebie cały czas szczerą sympatią. Nie przypominam sobie żadnych złośliwości między nami, obmawiania po kątach, kłótni.
I chociaż w dużej mierze rozproszyłyśmy się w tym postudyjnym życiu, to do dziś trzymamy się razem. Z Karoliną widziałam się dziś. Z Olą w Poznaniu jestem umówiona na poniedziałek. Po powrocie z urlopu (a właśnie, bo od dziś mam urlop:)) spotykam się z Anią - w Warszawie. I tylko druga Ania mnie martwi, która odzywała się do mnie zawsze od razu, gdy przyleciała do Polski. Tym razem złożyła mi tylko życzenia urodzinowe a potem zamilkła, mimo, że próbowałam się z nią umówić. Ona bywa zarówno w Poznaniu, jak i w Warszawie, więc miałam aż podwójną szansę na spotkanie, ale nie mogę jej złapać ani przez telefon, ani na FB. Bardzo dziwne mi się to wydaje i niepokojące... Mogłabym pomyśleć, że się na mnie obraziła, tylko... o co? No i czy składałaby mi wtedy życzenia? Nie rozumiem...
A tymczasem okazało się, że w Warszawie mieszkają też dwie moje koleżanki - jedna z czasów studiów, druga, która mieszkała w Cordobie w tym samym czasie, co ja. Do tego jest tu jeszcze jedna znajoma, poznana, przez Karolinę. Ostatecznie może się okazać, że wcale taka samotna w tej Warszawie nie muszę być :)
Dopisek:
Ania wczoraj wieczorem wysłała smsa, że będzie dzwonić do mnie dziś. Czekam z niecierpliwością. Niedługo wychodzę na autobus, który zawiezie mnie do Poznania, mam nadzieję że ona w tym czasie nie będzie jechała w przeciwnym kierunku... :)
Tak sobie na luzie rozmawiałyśmy, a kiedy mówiła coś na mój temat - w sensie, że coś robiłam, albo czegoś nie robiłam, miałam ochotę pytać: "skąd ty to wiesz???" chociaż przecież doskonale wiedziałam skąd :) Już kiedyś pisałam, ze na studiach było nas pięć, które trzymałyśmy się razem. Wtedy to koleżeństwo wydawało się czymś naturalnym - prawie wszystkie byłyśmy obce w nowym mieście, daleko od rodziny, można powiedzieć, że miałyśmy siebie. Ale dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo tamten czas pozwolił nam siebie poznać. Chodziłyśmy razem na zakupy (spożywcze, żeby nie było:P), razem się uczyłyśmy, chodziłyśmy na spacery, do kawiarni, jadłyśmy obiady, organizowałyśmy kolacje wigilijne. Tak sobie myślę, że chyba miałyśmy szczęście, że dobrałyśmy się tak, że darzyłyśmy siebie cały czas szczerą sympatią. Nie przypominam sobie żadnych złośliwości między nami, obmawiania po kątach, kłótni.
I chociaż w dużej mierze rozproszyłyśmy się w tym postudyjnym życiu, to do dziś trzymamy się razem. Z Karoliną widziałam się dziś. Z Olą w Poznaniu jestem umówiona na poniedziałek. Po powrocie z urlopu (a właśnie, bo od dziś mam urlop:)) spotykam się z Anią - w Warszawie. I tylko druga Ania mnie martwi, która odzywała się do mnie zawsze od razu, gdy przyleciała do Polski. Tym razem złożyła mi tylko życzenia urodzinowe a potem zamilkła, mimo, że próbowałam się z nią umówić. Ona bywa zarówno w Poznaniu, jak i w Warszawie, więc miałam aż podwójną szansę na spotkanie, ale nie mogę jej złapać ani przez telefon, ani na FB. Bardzo dziwne mi się to wydaje i niepokojące... Mogłabym pomyśleć, że się na mnie obraziła, tylko... o co? No i czy składałaby mi wtedy życzenia? Nie rozumiem...
A tymczasem okazało się, że w Warszawie mieszkają też dwie moje koleżanki - jedna z czasów studiów, druga, która mieszkała w Cordobie w tym samym czasie, co ja. Do tego jest tu jeszcze jedna znajoma, poznana, przez Karolinę. Ostatecznie może się okazać, że wcale taka samotna w tej Warszawie nie muszę być :)
Dopisek:
Ania wczoraj wieczorem wysłała smsa, że będzie dzwonić do mnie dziś. Czekam z niecierpliwością. Niedługo wychodzę na autobus, który zawiezie mnie do Poznania, mam nadzieję że ona w tym czasie nie będzie jechała w przeciwnym kierunku... :)
Czasem człowiek po prostu chce być sam.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi Ci o moją koleżankę, to gdyby chciała być sama, nie przyjeżdżałaby do Polski :)
UsuńWażne, żeby trafić na te osoby, z którymi łączy nas "nić porozumienia", a jak już się je pozna, pielęgnować te znajomości. Ty to robisz, ponieważ je doceniasz - i bardzo dobrze :) A koleżanka może ma jakieś problemy? - oby wkrótce wszystko się wyjaśniło. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDla mnie w ogóle pielęgnowanie znajomości jest ważne - rzadko odpuszczam..
UsuńNie, to nie w jej stylu.
W każdym razie odezwała się wczoraj wieczorem, ale już spałam, napisała, że będzie dzwonić dzisiaj.
fajnie, ze znajomosci przetrwaly:)
OdpowiedzUsuńFajnie :) Ale właściwie niewiele jest w moim życiu ważnych znajomości, które nie przetrwały.
UsuńZ poprzednich studiów utrzymuję kontakt tylko z jedną koleżanką, ale ciągle się mijamy i nie możemy spotkać :D Cieszę się natomiast z tego, że widuję się z koleżanką jeszcze z czasów gimnazjum, mimo, że ona poszła gdzie indziej do szkoły średniej, kontakt nie ucierpiał :)
OdpowiedzUsuńUdanego urlopu! :)
Ja oprócz tych koleżanek ze studiów, oczywiście trzymam się cały czas jeszcze z Dorotą i Juską, o których nie raz tu piszę - to z kolei koleżanki z liceum. W Miasteczku mam jeszcze koleżankę.. z przedszkola :P Na szczęście jakoś udaje się te znajomości cały czas podtrzymywać - a to że drogi prędzej czy później się rozchodzą wcale nie musi być przeszkodą :)
UsuńJa chyba coś nie w temacie jestem..;(
OdpowiedzUsuńchyba dużo postów opuściłam:(
bo nie wiem o co chodzi z tą Warszawą..
Rzeczywiście, na to wygląda :)
UsuńWarszawa ???? jakim cudem umknęła mi informacja, że mieszkasz teraz w Warszawie ??? hmmm
OdpowiedzUsuńKoleżanek trochę chyba zazdroszczę bo jakoś moje znajomości ze studiów umarły tuż po ich zakończeniu no ale tak to jest na studiach zaocznych. Ludzie się między sobą kumplują do czasu jak trzeba pożyczać notatki i pisać razem jakieś prace a potem cóż ...
A ze szkół to mi się porozjeżdżały i w sumie się już mało kontaktujemy ...
:) No, ja też nie wiem jakim cudem:) Pisałam o tym już mniej lub bardziej bezpośrednio kilka razy, a ponieważ ostatnio w ogóle niewiele pisałam, to naprawdę dziwne, że to przegapiłaś :) Ale przynajmniej już rozumiem jeden z Twoich komentarzy, że niczego nie wyjaśniłam.
UsuńOprócz tych kolezanek ze studiów, trzymam się jeszcze z koleżankami z liceum - o Dorocie zresztą wspominam tu bardzo często :)
To fakt, na studiach zaocznych te relacje zawsze są już inne.
Ale jeśli chodzi o to ostatnie zdanie - wiesz, to akurat nie jest przeszkodą, bo jeśli chodzi o mnie i moje koleżanki to trudno, zebyśmy jeszcze bardziej się porozjeżdżały :)) Po prostu czasami tak jest, że niektóre znajomości wygasają.
moja najlepsza koleżanka z policealnej szkoły mieszka od lat w Yorku i nie przyjeżdża już do Polski w ogóle więc raczej nie mam się jak z nią spotykać :)
UsuńBywa i tak.
UsuńMoje koleżanki nawet z dalekiej zagranicy przyjeżdżają do Polski, więc udaje się chociaż raz w roku spotkać - a nawet jeśli nie to utrzymujemy regularne kontakty dzięki internetowi.
Ależ nie ma za co ;)
OdpowiedzUsuńNa pewno warto.
Przyjaźnie jak roślinki - trzeba dbać, odchwaszczać, podlewać itp. Obustronnie najlepiej! Dobry człowiek ma zawsze wokół siebie grono sprawdzonych ludzi! A w Twoim wieku, Małgoś, jeszcze nowe można zawiązać przyjaźnie... I nawet, gdy zmienisz znów adres, odległość w niczym nie przeszkodzi!
OdpowiedzUsuńBardzo ładnie i mądrze napisane :)
UsuńPewnie masz rację, że nowe znajomości jeszcze przede mną, choć duszą towarzystwa nie jestem i myślę, że teraz już tak wiele okazji ku temu nie będzie, jak kiedyś :) Ale ważne jest, że ci ludzie jednak caly czas są.
Margolka napisz coś więcej o tej Warszawie. Dlaczego tam, na jak długo, jak się zaaklimatyzowałaś itp ;-) Jestem tego ciekawa ;-) Cieszę, że masz taki kontakt z dziewczynami. Ja również ze studiów mam 3 przyjaciółki, z którymi staramy się kilka razy do roku spotkać mimo większych odległości zamieszkania.
OdpowiedzUsuńWiesz, nie jestem najlepsza w opowiadaniu lub pisaniu na dany temat... Pewnie o wszystkim napiszę, ale potrzebuję do tego nastroju, dnia - a najlepiej jak wychodzi przy okazji :)
UsuńJa mam całkiem sporo dobrych koleżanek - ze studiów, czy też z liceum i fajnie, że zawsze jest się z kim spotkać :)
To świetnie, jak znajomości z czasów szkolnych czy studenckich trwają dłużej - wiadomo, że drogi się rozchodzą i nie da się spędzać ze sobą dużo czasu, ale warto zachować chociaż jakiś kontakt.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że z ludźmi z uczelni będę miała okazję się czasem widywać, chociaż większość jest w rozjazdach. Ale jednego znajomego z grupy spotkałam na tym samym obiekcie, więc jest szansa, że choćby przypadkiem się na kogoś wpadnie :)
Jak ktoś chce, to na pewno ten kontakt przetrwa! Bo można się nie widzieć nawet przez długi czas, a więź zostaje :)
Usuń