W Poznaniu bywamy ostatnimi czasy tak często (tym razem chrzciny), że w domu teściów zaczęłam się już praktycznie czuć jak u siebie ;) Co prawda kiedyś przecież się tym domem "opiekowaliśmy" podczas ich nieobecności, ale to jednak co innego, gdy byliśmy sami, a co innego, gdy teściowie cały czas po tym własnym mieszkaniu się kręcą. Na początku czułam się lekko nieswojo, bo jednak po tylu latach bywania tu jako gość, trudno było mi się przestawić, ale właściwie "nieswojość" przeszła mi stosunkowo szybko. Teraz jednak bez krępacji wchodzę sobie na przykład do kuchni kiedy chcę i po co chcę.
***
Zajrzeliśmy dzisiaj z Frankiem do naszego swego czasu ulubionego baru z domowymi obiadami* - danie dnia kosztuje tam 9,5 zł, ale my zawsze jadamy je bez zupy, więc kosztuje nas to 7. Najpierw jadałam tam za czasów studenckich, kiedy to nawet do głowy mi nie przyszło, że mogłabym coś sama dla siebie ugotować. Później zaglądaliśmy tam z Frankiem kiedy nie mieliśmy pomysłu lub czas na obiad. Bardzo mało jest takich miejsc. A właściwie to chyba jedyne takie,które znam, gdzie można zjeść tanio i smacznie - bez poczucia, że to jednak "nie ten dom", bo jedzenie jest świeże a nie odgrzewane, tradycyjne a nie udziwnione i podawane również po domowemu a nie na plastikowych talerzykach z plastikowymi sztućcami :) Dziś na obiad był de volaille z serem.
***
Wiem, że się powtarzam, ale jednak wiosna do zdecydowanie najpiękniejsza pora roku i bardzo mnie cieszy, że w tym roku możemy się nią cieszyć już od ładnych kilku tygodniu. W ostatnich latach bywało, że kwiecień straszył nas jeszcze śniegiem, a tegoroczny zaskakuje żółtą barwą - mlecze i rzepak kojarzą mi się raczej z majem - oraz zapachem bzu. Podobno nawet kasztany zakwitły. Wygląda na to, że mamy maj w kwietniu :) Zważywszy na to, że kwiecień kojarzy mi się średnio a maj to mój ulubiony miesiąc, to chyba całkiem nieźle dla mnie.
A te przelotne, ciepłe deszcze są nawet urocze :) Ale doświadczyłam ich dopiero tu, bo choć podobno przelotne opady i burze nawiedzały w ostatnim tygodniu cały kraj, to jakoś szczęśliwie omijały Podwarszawie :)
***
Nie ma to jak zupełnie spontanicznie usiąść w kuchni u Juski i Doroty (wróciłam ze spaceru z Juską i wpadłam przywitać się z Dorotą, ale nie zaplanowałam sobie pożegnania, więc zeszły dwie godziny na tym powitaniu :)), zrobić sobie i meblom prysznic gazowaną wodą mineralną i po prostu gadać o wszystkim po trochu.Znamy się kawał czasu, za chwilę będzie 15 lat, a więc prawie połowę naszego życia. Czasami wystarczy jedno hasło i nie dość, że wszystkie w lot łapiemy o co chodzi, to jeszcze zgodnie kwiczymy ze śmiechu.
***
Całkiem przyjemna sobota. Szkoda, że już się kończy.
* z komentarzy wynika, że mogłyście zrozumieć, że chodzi o bar mleczny, więc na wszelki wypadek sprostuję, że choć w Poznaniu jest takowych sporo i niektóre są całkiem przyzwoite, to akurat to konkretne miejsce nie jest barem mlecznym - to nawet bardziej restauracja i mieści się w pasażu handlowym :) A niech tam, niech będzie darmowa reklama: chodzi o restaurację Mc Tosiek w Pasażu Rondo na Starołęce ;)
* z komentarzy wynika, że mogłyście zrozumieć, że chodzi o bar mleczny, więc na wszelki wypadek sprostuję, że choć w Poznaniu jest takowych sporo i niektóre są całkiem przyzwoite, to akurat to konkretne miejsce nie jest barem mlecznym - to nawet bardziej restauracja i mieści się w pasażu handlowym :) A niech tam, niech będzie darmowa reklama: chodzi o restaurację Mc Tosiek w Pasażu Rondo na Starołęce ;)
Uwielbiam takie bary, gdzie i po domowemu, i niedrogo! Ale już zdaje się wyrok wydany na te zacne placówki...
OdpowiedzUsuńNo niestety jest ich naprawdę niewiele.
UsuńJest sporo miejsc, gdzie można zjeść tanio, ale smak już jest nie ten, a poza tym trochę zniechęca mnie właśnie to, że nie jest tam do konca schludnie, talerze są plastikowe a do tego klientela niezbyt, że tak to ujmę, czysta... Te miejsca zmieniają się bardziej w jadłodajnie dla ubogich i choć uważam, ze takie miejsca powinny istnieć, to ja z nich jednak tak chętnie już nie korzystam
We Wrocławiu jest kilka barów mlecznych, dofinansowywanych przez miasto. Jedzenie przepyszne i w jednocyfrowych cenach, ale znaleźć miejsce siedzące w obiadowych godzinach szczytu to wyczyn. No i rzeczywiście, klientela bywa różna... Bardzo tęsknię do czasów stołówek szkolnych w podstawówce i gimnazjum, kiedy to dwudaniowy obiad z kompotem kosztował 3,50 zł....
OdpowiedzUsuńW Poznaniu i w Warszawie barów mlecznych też w zasadzie jest sporo - ale są bardzo różne pod wieloma względami.Do niektórych poszłabym chętniej, innych raczej bym nie odwiedziła. Natomiast ten bar o którym piszę, to nie bar mleczny, to nawet bardziej restauracja.
UsuńW mojej podstawówce nie można było kupować pojedynczych obiadów a jedynie osoby, które miały wykupione obiady na miesiąc mogły z nich korzystać
Byłam dzisiaj na spacerze i cudownie było delektować się tym majowym kwietniem... :)
OdpowiedzUsuńA zdecydowanie jest czym się delektować :)
UsuńNiestety nie bylo mi dane mieszkac w miescie lub nawet chocby kolo takiego miasta, w ktorym istnialby taki bar, o jakim mowisz. Jednak takie miejsca to swietna sprawa. Wielkim ich plusem sa wlasnie niedrogie posilki, a wiadomo, iz nie kazdego stac na obiad za duze pieniadze. Bylam raz w barze mlecznym, do ktorego jak zaobserwowalam przychodzili ludzie bezdomni lub moze po prostu troche biedni. Ciesze sie, ze sa takie miejsca. Przynajmniej ktos moze zjesc cieply obiad. Najwazniejsze jednak zeby te bary nie zamienialy sie w powoli w cos, o co sie nie dba, bo wiele takich miejsc jest zaniedbanych i az strach tam cokolwiek jesc.
OdpowiedzUsuńTak, kasztany kwitna! :) Przed chwila zerknelam za okno i potwierdzam. Tez uwielbiam wiosne. Kocham wlasnie te kwitnace kwiaty, burze i spiewajace za oknem ptaki, az robi sie weselej. :)
Witaj,
Usuńja właśnie spotkałam się z takimi miejscami na studiach. Najpierw bardzo często jadaliśmy w barze mlecznym niedaleko naszej uczelni, gdzie jedzenie było smaczne i tanie, ale trochę jednak właśnie zniechęcal nas sposób podawania posiłków no i klientela. Dlatego później przerzuciłam się na bar/restaurację, o którym wspominam w notce.
Niemniej jednak zgadzam się z Tobą - takie miejsca są dobre. Osoby uboższe też powinny mieć gdzie zjeść ciepły normalny posiłek.
Tak, też się już przekonałam o tym na własne oczy dzisiaj :) Ja też kocham wiosnę za to wszystko, o czym wspomniałaś :)
Krzychu mi opowiadał o takim barze, korzystał jak mieszkał w Poznaniu, może to ten sam:P
OdpowiedzUsuńHmm, może, ale w Poznaniu jest też sporo barów mlecznych i przyznam szczerze, ze chyba raczej wątpię bo ten bar o którym ja pisałam jest w pasażu handlowym i jeśli się ktoś akurat tam konkretnie nie wybiera, to trudno na niego trafić.
UsuńO, fajnie, że istnieją takie miejsca jak ten bar, i do tego że jest tak domowo. Przeważnie jak gdzieś były dobre ceny, to jakość już niezbyt albo miejsce było nieco obskurne. Tylko czy to się opłaca?
OdpowiedzUsuńA najbardziej mnie denerwowało, kiedy szłam do restauracji, gdzie na obiad trochę trzeba było wydać i miałam poczucie, że sama zrobiłabym sobie lepsze :P
Bardzo fajnie - przede wszystkim dlatego, ze to jedzenie jest naprawdę smaczne, a jak jeszcze do tego niedrogie to w ogóle milo :)
UsuńNie wiem co masz na myśli pytając, czy to się opłaca? Bo jeśli pytasz, czy oplaca się tak jadać codziennie to na pewno nie, bo wiadomo, że w domu ugotuje się więcej za tę samą kwotę. Ale jeśli chodzi po prostu o jedzenie na mieście od czasu do czasu to uważam, ze jak najbardziej. nie znam tańszego miejsca (poza barami mlecznymi, ale tam już właśnie nie zawsze jest aż tak smaczenie a przede wszystkim tak przytulnie), które serwowałoby tak dobre obiady.
Na szczęście rzadko mi się to zdarza, na chwilę obecną nawet nie potrafię sobie przypomnieć konkretnej takiej sytuacji, ale rzeczywiście tak bywa i wtedy żal tych wydanych pieniędzy i żal za obiadem, którego prawie nie było :)
Zastanawiałam się, czy im się opłaca to prowadzić.
UsuńNa mieście je się raczej dla wygody niż z oszczędności, więc jeśli tak zrozumiałaś, to rzeczywiście wyszło dziwne pytanie :P
Aaa ;) Widzisz, w ogóle nie wpadłam na to, ze możesz pytać z perspektywy restauratora :P My też się nad tym zastanawialiśmy, ale doszliśmy do wniosku, że skoro funkcjonują tak już przynajmniej od ośmiu lat i w dodatku mają się coraz lepiej (mam na myśli standard), to chyba jednak tak. Oni tam naprawdę mają sporo klientów. Poza tym jeśli stawiają przede wszystkim na gotowanie dwóch obiadów w ciągu dnia (bo zazwyczaj są dwa do wyboru) to nie wychodzi drogo - jeśli mają klientów oczywiście i im się to nie marnuje. A mają :) Więc na pewno zarabiają.
Usuńu nas jest jeden taki bar, gdzie można zjeść tanio, dużo i dobrze, ale niestety plastik króluje :/ drugi lokal jest taki "normalny" - zwykłe sztućce, talerze, ale już drożej - choć i tak przyzwoicie, ale prawda taka, że chyba mają dwóch kucharzy i w zależności od tego, który jest - jest dobre lub niedobre..
OdpowiedzUsuńNo właśnie ten plastik jednak do mnie nie przemawia :( To znaczy od czasu do czasu nie mam problemu, zeby tak zjeść, ale jednak nie czuję się za dobrze w takich miejscach, a jedzenie przecież powinno być także przyjemnością.
UsuńTu zawsze jest dobrze i mało tego - tak się złożyło, ze wczoraj bylismy na chrzcinach w restauracji na drugim końcu Poznania i to jest właśnie restauracja należąca do tego samego właściciela ;) Profil jest trochę inny, bo tam nie ma tych obiadów dnia, ale jedzenie było tak samo dobre - a przeciez kucharza mają na pewno innego :)
No masz... Kilka lat mieszkałam przy pasażu Rondo i bywałam tam niemal codziennie ze względu na Piotra i Pawła. Ciekawe, ile razy się minęłyśmy :)
OdpowiedzUsuńAno ciekawe :) Zwłaszcza, ze po obiedzie często schodziłam do Piotra i Pawła po jakiś "deser" w postaci batonika albo żelków ;)
Usuńnie ma to jak fajne, pyszne i tanie jedzonko:)
OdpowiedzUsuńJutrzenka
Chciałam sie właśnie zapytac co to za bar bo może poleciałybym szagrowi. Dzikuje za dopiske
OdpowiedzUsuń