Od czwartku Franek był bezrobotny.
Na szczęście stan ten trwał tylko
cztery dni, bo oto dziś podpisał umowę o pracę na pełny etat na trzy
miesiące okresu próbnego w Nie-Zielonej Firmie! (zdecydowałam się jednak
spontanicznie na tę nazwę :P) I tak - to jest właśnie ta firma, na którą
liczyliśmy od samego początku, czyli odpowiednik poznańskiej Zielonej
Firmy!
Franek już rok temu był tam, żeby się
zorientować, jak wygląda rekrutacja itp, a papiery złożył z początkiem
grudnia, ale kazali mu czekać. No i się doczekał :) A miał szczęście, bo
inni kandydaci czekali ponad rok, a do niego zadzwonili już po czterech
miesiącach. Zadzwonili do niego 9 kwietnia, a więc wtedy,
gdy Franek był w Poznaniu i pomagał w przygotowaniach do pogrzebu
babci. Musiał więc odmówić uczestnictwa w drugim etapie procesu
rekrutacyjnego, który miał się odbyć dwa dni później. Ale zaproponowali
mu inny termin kilka dni później. Nie wiedział na czym ma polegać ten
drugi etap, a okazało się, że to był po prostu egzamin teoretyczny dla
kategorii D. Nie udało się niestety Frankowi go przejść (i nikomu innemu
z jego grupy), bo nie miał styczności z nowym rodzajem tych testów (w
końcu zdawał egzamin już kilka lat temu) i zabrakło mu 3 punktów (jedno
pytanie, na 32 można źle odpowiedzieć na 2-4, w zależności od ich wagi).
Ale zakupił potem te testy w internecie i mieliśmy popołudniami rozrywkę,
rozwiązując je. Ja za pierwszym razem zdobyłam ledwo połowę wymaganych
punktów, a przecież prawko mam już ponad 10 lat - (okazuje się, że
opanowanie techniki zdawania tego rodzaju testów stanowi przynajmniej
połowę sukcesu), za to później już wymiatałam i wiem nawet, co oznaczają
poszczególne kontrolki w autobusie :P
Wkrótce zadzwonili do
niego, żeby znowu przyszedł na test - teraz już wiedział, czego się
spodziewać i wyobraźcie sobie, że o mały włos nie oblał przez problemy
techniczne! Bo zawiesił mu się komputer, a każde pytanie wygląda tak, ze
wyświetla filmik i do niego pytanie i jak się tego filmiku
nie zobaczy, to trzeba strzelać. Ale na szczęście się udało i został
zaproszony na coś w rodzaju egzaminu z jazdy (swoją drogą to bardzo
ciekawe, że ludzi, którzy jednak mają zdany egzamin państwowy na prawo
jazdy kat. D i posiadają dowód na to już od paru lat oraz pracują w
zawodzie i tak testują, w Poznaniu tego nie było :)) - ale z tym nie
miał żadnych problemów.
Kazali mu iść na rozmowę do kadr a tam
dostał skierowanie na badania i obietnicę przyjęcia na szkolenie, jeśli
badania wyjdą pozytywnie. Zbiegło się to z długim weekendem, więc
trochę musieliśmy na te badania i wyniki czekać, ale ostatecznie się
udało - Franek dostał zdolność (to wcale nie takie oczywiste, bo nie
wszyscy przeszli te badania). Poszedł z tym wszystkim do kierownictwa i
tam dostał resztę papierów i polecenie zjawienia się dziś o godzinie 8 u
dyspozytora. Ale umowy nadal nie było, więc dopiero dziś możemy
odetchnąć, bo już wiemy, że to pewne :))
Zastanawiacie
się pewnie, dlaczego się tak stresowaliśmy, skoro wszystko wygląda tak
gładko... A bo widzicie, po pierwsze - przez cały ten czas trwania
procesu rekrutacji Frankowi ani razu nie powiedziano, że na pewno będzie
przyjęty jeśli tylko spełni warunki takie jak zdanie egazminów i
pozytywne wyniki badań! Więc nie wiedział, czy jak przez to wszystko
przejdzie, to już go przyjmą, i czy uczestnictwo w szkoleniu gwarantuje
mu już zatrudnienie (teraz okazało się, że tak, bo szkolenie zaczyna
jutro, ale np. w poprzedniej firmie dopiero po odbyciu szkolenia
zatrudniano ludzi). Tak naprawdę cały czas byliśmy niepewni - bo niby
wszystko zmierzało ku dobremu, ale zabrakło tego potwierdzenia, że "tak,
na pewno" - widocznie w tej branży tak już mają, że przyjmują to za
pewnik :) I stresują tym ludzi :P A w dodatku wczoraj zaginął nam ten
jeden dokument, który Franek miał dostarczyć, ale okazało się, że skan
wystarczył. Uff :) Niepotrzebnie się stresowaliśmy. Ale wiecie co?
Gdybym miała gwarancję, że wszystko się poukłada pod warunkiem, że będę
się wystarczająco mocno stresować to mogę podwoić ilość tego stresu!
Jakoś bym to przeżyła wiedząc, że gra jest warta świeczki...
Po
drugie - przez chwilę Franek trzymał dwie sroki za ogon i naprawdę
trudno mu było je utrzymać. Ponieważ nie był pewny, czy tutaj coś
wyjdzie, nie przyznał się w poprzedniej pracy, że stara się o posadę w
innym miejscu. Musiał więc jakoś lawirować pomiędzy tymi dwoma miejscami
pracy - w tym momencie przydała się umowa zlecenie tam, bo nie musiał
przyjmować każdego dnia pracy. Ale pamiętacie nasz stres tydzień temu?
Chodziło o to, że w czasie weekendu majowego Franek czekał na telefon z
już byłej pracy, czy ma coś wpisane do grafiku na poniedziałek. Nie
doczekał się, więc wróciliśmy do Podwarszawia dopiero w poniedziałek
rano. I chwilę później zadzwonił do Franka planista, żeby go
poinformować, że na ten miesiąc rozpisali mu grafik i... za dwie godziny
ma się stawić do pracy! Franek był zmuszony odmówić i naprawdę się
zmartwiliśmy, bo nie wyglądało to dobrze. Byliśmy w ogóle źli na całą
sytuację, bo w innych okolicznościach bardzo cieszylibyśmy się, że
wreszcie Franek "zasłużył" na grafik a nie tylko na kursy z doskoku, ale
w przypadku, kiedy miał do załatwienia tyle spraw w Nie-Zielonej
Firmie, nie mógł tego pogodzić (chodzi między innymi o przepisy
dotyczące czasu pracy kierowcy). Ale dlaczego nie zadzwonili do niego
wcześniej? Skąd niby miał wiedzieć, że ma przyjść do pracy, skoro nikt
go o tym nie poinformował? (wcześniej za każdym musiał czekać na
telefon) Pamiętacie, jak wtedy zdenerwowała mnie ta cała sytuacja...
Dzisiaj może nie wygląda to wszystko tak źle, ale wtedy naprawdę byliśmy
zmartwieni - bolało, że Franek musiał odmówić przyjścia do pracy, bo to
dobrze nie wyglądało, a przecież nie wiedzieliśmy jeszcze jak będzie z
nową pracą... Ale na szczęście następnego dnia Franek najpierw załatwił
sprawy w nowej pracy, a później pojechał do byłej (wiem, że to
skomplikowane :P) i okazało się, że udało się to nieporozumienie
wyjaśnić. Choć dzisiaj to już nie jest istotne, bo w czwartek właśnie
Franek rozwiązał umowę w poprzedniej pracy (Nie-Zielona Firma kazała mu to zrobić przed podpisaniem umowy u nich; no, chyba, że z tego powodu w
ramach "zemsty" postanowią nałożyć na Franka karę za to, że nie zgłosił
nieobecności w pracy przynajmniej 12 h przed...)
To,
że Franek dostał pracę w tym miejscu, które od początku nam się marzyło -
na cały etat i z perspektywą dalszego zatrudnienia po okresie próbnym
(trudno traktować to inaczej, skoro umowę ma do końca lipca, a na
październik zaplanowali mu urlop!), z całym zapleczem socjalnym (-
jednak co firma państwowa, to państwowa...) i darmowymi biletami
komunikacji miejskiej (to był dla mnie paradoks, że Franek jako kierowca
autobusu, po skończeniu służby, wracając tym samym autobusem do domu
musiał kasować bilet!) jest dla nas wspaniałą wiadomością! Na to właśnie
czekaliśmy! I skakalibyśmy dzisiaj z radości, a później upili do
nieprzytomności :P gdyby nie to, że ta najważniejsza sprawa jest nadal
nierozwiązana. Cały cas nie wiemy, czy mamy tutaj przyszłość... Czy moja
praca będzie nadal stabilna - bo od tego wszystko zależy...
Więc pomimo
całej tej radości nie możemy powiedzieć, że teraz już wszystko się
poukłada, bo jeszcze wszystko się może zdarzyć. Ale byłoby cudnie, gdyby i u mnie wszystko poszło dobrze...
Więc na razie uczciliśmy
ten mały sukces tylko jedną butelką wina i mamy nadzieję, że to
wszystko (to szczęście na drugim egzaminie teoretycznym, to znalezienie
dokumentu i w ogóle zdobycie tej pracy, która była naszym celem od
początku) jest wreszcie początkiem dobrej passy dla nas. Bardzo tego
potrzebujemy... Bo jeśli nie to... to nie wiem co, po prostu sobie tego załamania nawet wyobrazić nie potrafię.. Lepiej więc pozostanę chwilowo w tym stanie lekkiego upojenia...
No to mam nadzieję, że to kolejna cegiełka (chyba cegła :) do lawiny pozytywnych wydarzeń u Was. Gratuluję i życzę więcej :)
OdpowiedzUsuńJa też mam taką nadzieję. Bardzo bym tego chciała (choć lawiny chyba jeszcze nie potrafię dostrzec :)), ale z drugiej strony ostatnie miesiące nauczyły mnie podchodzić do takich wydarzeń z dużym dystansem. Bo jednak cały czas nie wiemy tego najważniejszego.
UsuńDziękujemy!
:)))) a to lawirowanie miedzy dwoma pracami to przerabialismy z Krzychem w lutym:) gratulacje dla Franka:)
OdpowiedzUsuńTrudne to było - dobrze, że już się skończyło. Ale wszystko przez to, że nie powiedzieli tutaj jasno Frankowi, że go zatrudnią. U mnie zawsze było tak, że jak już dostawałam papiery to było oczywiste, że mnie przyjęli - jasno mi to powiedziano, a tu jakoś tak na opak.
UsuńDzięki.
Bardzo się ciesze!;)
OdpowiedzUsuńNo i gratuluję;)
My też, choć stres niestety tak do końca nie odpuszcza - pewnie dopóki coś się u mnie nie wyjaśni. Ale staramy sie na razie skupiać na tym, co pozytywne.
UsuńDziękujemy :)
Ważne, ze jedna z dwóch najważniejszych spraw ruszyła i dobrze rokuje;) Reszta musi poukładać się równie pomyślnie. Oby jak najszybciej;)
UsuńPewnie, ze tak... W ogóle powiem Ci, ze o jest strasznie wkurzające - bo przecież w innych okolicznościach to byłby sukces stulecia! Po roku moglibyśmy powiedzieć, że jest dobrze i możemy sobie układać życie na nowo - ta sprawa potoczyła się wszak wręcz idealnie jak na razie. A tymczasem kto mógł się wtedy spodziewać, że u mnie sytuacja nie będzie tak stabilna jak się wydawało, gdy podejmowaliśmy tamte decyzje. Staram się być dobrej myśli, naprawdę - bo inaczej jaki w tym wszystkim sens?
UsuńGratulacje dla Franka :) Ja przeczuwałam, że przyjęcie do Nie-Zielonej Firmy było tylko kwestą casu :) Franek ma przecież duże doświadczenie i jest dobrym pracownikiem, co obecnie bardzo się ceni, więc to że zadzwonili do Niego z propozycją pracy nie jest dla mnie wielkim zaskoczeniem :) Oczywiście w pozytywnym sensie :) Niech Mu się dobrze pracuje :)
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu tej notki nasuwa mi się taka refleksja, że w obecnych czasach szczęście rodziny/małżeństwa jest w dużej mierze oparte na pracy. Czy będzie, jaka będzie, kiedy będzie - to są pytanie które dotyczą wielu ludzi i niestety nie da się ominąć tego tematu, by być w pełni szczęśliwym, z oczywistego względu - praca daje nam poczucie bezpieczeństwa i stabilności, a bez tego wiele osób nie może mówić o szczęściu czy zadowoleniu w życiu.
Z drugiej strony przecież nie wszystko od nas zależy i nie powinniśmy się tak tym przejmować. Szczerze mówiąc po Twojej ostatniej notce sądziłam, że problem/problemy, które tak Cię/Was stresowały ostatnio dotyczą o wiele poważniejszych kwestii niż praca. Po tym kalejdoskopie negatywnych emocji, któe opisałaś przez myśl przeszło mi wiele inncych kwestii, i choć sprawa pracy była jedną z nich, to pomyślałam, że nie może być ona przyczyną aż takich złych nastrojów u Was. Jednak rozumiem to z jednej strony, bo poniekąd przechodzę to samo, z tym że już od kilku lat. A końca niestety nie widać. Może już się uodporniłam?
W każdym razie życzę Ci, by i Twoja praca okazała się stała i byś się w niej bezpiecznie czuła :)
Dzięki w jego imieniu.
UsuńWiesz, długo się zastanawiałam, co Ci odpowiedzieć i chyba przede wszystkim przychodzi mi do głowy, że łatwo Ci to wszystko pisać, skoro nie znajdujesz się w danej sytuacji. To, że do Franka zadzwonią wcale nie było takie oczywiste -owszem liczyliśmy na to i też nie byliśmy zupełnie zaskoczeni (trudno być, skoro się składa gdzieś CV), ale akurat teraz potrzebowali ludzi, a do innych nie dzwonili ponad rok. Poza tym nie mogli wiedzieć, że jest dobrym pracownikiem.Tego przyszły pracodawca nigdy nie wie. Doświadczenie było atutem, owszem, ale jeszcze nie daje gwarancji, że się z danej firmy odezwą. Wielokrotnie mogłam się o tym przekonać.
To, że nie wszystko od nas zależy i nie powinniśmy się przejmować jest truizmem - oczywiście, że każdy o tym wie, łącznie ze mną. Tylko to jest tak łatwo powiedzieć, a spróbuj zastosować to w praktyce, gdy ważą się Twoje losy - nawet jeśli nie masz na to wpływu.
Ja nie pisałam ostatnio typowo o problemach, a przede wszystkim o dużym stresie, jaki nam towarzyszy. I tak właśnie jest. Bo być może dla Ciebie są problemy poważniejsze, ale dla nas oznacza to poczucie bezpieczeństwa, determinuje naszą przyszłość - łącznie z tym, gdzie się podziejemy, daje możliwość dalszego życia po prostu. Jesteśmy w momencie, kiedy wszystko kręci się wokół tego, więc praca nie jest jednym z kilku problemów - to kwestia, która rzutuje na wszystko - bo od ponad roku żyjemy w zawieszeniu. Naszych uczuć nawet nie da się opisać komuś, kto tego po prostu nie przeżył - i mnie się to nie udało, bo jednak nie rozumiesz tych naszych negatywnych uczuć. Trudno napisać, jak to jest, gdy człowiek decyduje się na rewolucję w swoim życiu w imię lepszej przyszłości a potem okazuje się, że grunt się pali pod nogami, nie ma punktu zaczepienia ani powrotu. Albo jak się czuje, gdy wraca do domu i ogarnia go poczucie beznadziei i frustracji, bo nie wiadomo, czy to wszystko się zaraz nie rozsypie i będziemy na lodzie - bez większych perspektyw, bez mieszkania (nie chodzi nawet o mieszkanie na własność) - o straconej wierze i nadziei nie wspomnę. Ani o tym, że oznaczałoby to dla nas kolejne stracone lata. Nie możemy niczego postanowić, nie możemy niczego zaplanować, nie wiemy, co nas czeka jutro, nie możemy odetchnąć, nie możemy myśleć o naszej przyszłości w żadnym aspekcie. Mało jest ludzi, którym nie przeszkadza życie z dnia na dzień ani świadomość, że jutro być może będą musieli zbierać swoje manatki i się wynosić. Nas też męczy, że wszystko się kręci wokół spraw służbowych, ale na razie nie mamy innego wyjścia.
Znam trochę Twoją sytuację, bo jednak o niej wspominasz u siebie. I moim zdaniem nie da się jej porównać do naszej. Nawet nigdy nie próbowałam. Tak samo jak nie próbowałam nigdy umniejszać czyichś problemów, bo być może mnie z daleka wydają sie błahe, ale wiem, że rzadko sprawy wyglądają tak, jak się wydaje i trzeba bardzo dobrze poznać daną sytuację, żeby móc faktycznie stosować gradację cudzych kłopotów. Zawsze tego unikam.
Gratulacje;) A co to jest zaplecze socjalne jesli mozna spytac?
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńHmmm - no tak dosłownie to jest po prostu miejsce w pracy gdzie pracownicy mogą się przebrać, zjeść, "ogarnąć się"... I to też miałam na myśli, (bo w tej pracy na umowę zlecenie tego nie było, nawet toalety były tylko w formie toi toi), ale przede wszystkim chodzi mi o wszystkie świadczenia takie właśnie wspomniane bilety darmowe na komunikację dla Franka (i dzieci, gdybyśmy je mieli), odzież slużbowa, premie uznaniowe czy okazyjne, dodatki za pracę w warunkach szczególnych, ubezpieczenie, gwarancję podwyżki, dodatkowe wynagrodzenie roczne, o możliwości pójścia na płatny urlop czy zwolnienie lekarskie nawet nie wspomnę... Poza tym dochodzą jeszcze różnego rodzaju wczasy pod gruszą czy też stypendia, z których akurat nigdy nie korzystaliśmy dotychczas, ale zawsze dobrze wiedzieć, że to jest.
Gratulacje dla Franka :-) A co do Ciebie- no co Ty komu jak komu, ale Tobie mieliby nie przedłużyć umowy? :-)
OdpowiedzUsuńDziękuje w jego imieniu :)))
UsuńJa mam umowę na czas nieokreślony i świetne warunki pracy, więc w ogóle bym się nie martwiła, gdyby nie to, że pod znakiem zapytania stoi przyszłość całej firmy.
Bardzo się cieszę :) I gratuluję! :)
OdpowiedzUsuńA wiesz może za jaki czas sytuacja w Twojej firmie będzie jasna, czy na razie brak informacji?
Dziękujemy :)
UsuńNie wiem niestety :( Myślałam, że coś się ruszyło (stąd ten ogromny stres ostatnio), ale przypusczam, że gdyby wydarzyło się cos wiążącego, to już byśmy wiedzieli, więc może to były tylko rutynowe działania,
No i to mi się podoba ! ;) Serdeczne gratulacje i trzymam kciuki, żeby i w Twojej pracy wszystko gładko poszło ;)
OdpowiedzUsuńMnie też - ale jednak cały czas czekamy na to, co się u mnie wydarzy.. Dziękuję za gratulacje i poproszę jeszcze o te kciuki. Bardzo nam sie przydadzą.
UsuńGratulacje dla Franka :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję w jego imieniu :)
UsuńUff ale super!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że niedługo napiszesz że u Ciebie również wszystko cacy :)
Takie średniej wielkosci uff, ale zawsze :)
UsuńMy też mamy taką nadzieję..
Gratulacje i powodzenia w przeciągu 3 miesięcy.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, żeby po 3 miesiącach umowa została przedłużona :)
Dzięki.
UsuńOczywiście pewności nigdy mieć nie można, ale w tego typu przedsiębiorstwach zazwyczaj trzeba bardzo się postarać, żeby nie przedłużyli tej umowy na okres próbny. Mamy więc nadzieję, że będzie dobrze i w tej kwestii jesteśmy dobrej myśli.
Teraz wiele firm (zarówno prywatnych, jak i państwowych) stosuje taktykę, że przyjmują delikwenta na okres próbny, a po 3 miesiącach dziękują i przyjmują kolejną osobę.
UsuńSkoro piszesz, że tutaj trzeba się bardzo starać, żeby nie przedłużyli umowy to mam nadzieję, że Franek doczeka się umowy na stałe, przez co osiągniecie wymarzoną stabilizację i będziecie mogli odetchnąć z ulgą.
Jeśli chodzi o tego rodzaju prognozy, jesteś niezastąpiona. Jak zawsze mozna liczyć na Twój optymizm! :)
UsuńMimo wszystko taka praktyka w firmach państwowych, zwłaszcza tego rodzaju - gdzie rekrutacja jest bardzo czasochłonna i kosztowna jest stosunkowo rzadka. Franek pracował już w takiej firmie w Poznaniu a tutaj podobnie to działa.
Poza tym napisałam już, ze rozplanowali mu urlop na jesień.
Tak, jak napisałam, pewności nie ma nigdy, ale zakładanie że zawsze pójdzie wszystko źle to gruba przesada. Mogę się martwić na zapas, ale nie kiedy nie mam ku temu realnych podstaw.
Akurat nawet jego umowa na stałe by nas nie urządziła (zresztą do niej długa droga bo w takich instutucjach najpierw jest umowa na rok, potem na 3 lata i dopiero trzecia na stałe), bo to nie to jest naszym hamulcem.
uffffffffff, czyli wszystko się wyjaśniło :)) Ale żeby aż tak się stresować??? :))
OdpowiedzUsuńNo nie, nie wszystko. Najważniejsza kwestia cały czas jest niewyjaśniona i cały czas nie wiemy na czym stoimy tak naprawdę.
UsuńJa rozumiem, że dla Was to wszystko, co opisałam może się teraz wydawać takie proste, łatwe i przyjemnie - więc czym tu się martwić. Jasne, teraz to i ja mogę powiedzieć, że stres był niepotrzebny - przeciez się udało.A le w momencie, gdy nic nie jest oczywiste a nam na czymś zależy, to trudno po prostu olać.
Czyli już można gratulować? :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że tej jednej sprawy tak :))
UsuńDobre wieści :) A państwowa posada to bardzo dobra posada ;) Byle tak dalej!
OdpowiedzUsuńDobre :) Nareszcie :) Tak, bardzo dobra posada, od początku nam na niej zależało :)
Usuńgratulacje :) cieszę się, że się ta sprawa wyjaśniła i oby umowa była jak najdłuższa :)
OdpowiedzUsuńDziękujemy :)
UsuńMy też się cieszymy, że choć jedno mamy z głowy.. Mam nadzieję, że po okresie próbnym wszystko będzie dobrze.
Cieszę się bardzo:) Oby dalej się tak układało.
OdpowiedzUsuńOj właśnie - oby. Jeszcze jedna taka dobra wiadomość jest nam potrzebna, a wtedu już wierzę, że reszta się poukłada jakoś.
UsuńA jak to wygląda z Twoją pracą? Kiedy będzie coś wiadomo o przyszłości firmy (wspomniałaś o tym w którymś z komentarzy..)- bo pewnie wówczas oboje bylibyście spokojni:-)
UsuńNo właśnie jednak nie wygląda - myślałam, że coś się ruszyło, ale to były jakieś rutynowe działania, jedne z wielu. To jeszcze trochę potrwa, choć przyznaję, ze teraz, kiedy Franek też będzie zarabiał jakieś konkretniejsze pieniądze, to nawet nas to aż tak nie przeraża - lepsze zawieszenie niż zła wiadomość, bo przynajmniej możemy sobie odłożyć pieniądze. Ale racja - wtedy bylibyśmy już całkiem spokojni - ale na razie cieszymy sie z tego, co już jest i staramy się o reszcie nie myśleć.
UsuńCieszę się, że tak się wszystko potoczyło :) ! Mam nadzieję, że dobra passa będzie trwała !
OdpowiedzUsuńJa również mam taką nadzieję!
Usuńsuper połowa wieści, teraz trzymamy za Margolkę kciuki a później to już tylko wielka feta!!
OdpowiedzUsuńZawsze to coś :) na tę drugą - pewnie ważniejszą połowę jednak jeszcze przyjdzie poczekać - ale w takich okolicznościach stwierdzam, ze to chyba dobrze.
Usuńto gratulacje, że tak szybko udało się z pracą ;)
OdpowiedzUsuńSzybko, jak szybko, ale ważne, że się udało.. Dzięki :)
UsuńBardzo lubię czytać takie notki :) oby tego typu wieści było więcej niż mniej ;)
OdpowiedzUsuńJa wolałabym zawsze móc pisać tylko takie ;) Oby..
UsuńWielkie gratulacje! Wielka chmura odfrunęła i pokazała słońce :))) Cieszę się Waszym szczęściem :)))
OdpowiedzUsuńDzięki! No, jeszcze całkiem nie odfrunęła, ale zdecydowanie się rozjaśniła i przepuszcza promienie :)
UsuńI ja się bardzo cieszę z tak dobrych wieści, trzymając oczywiście kciuki za "jeszcze, jeszcze, jeszcze" ;)
OdpowiedzUsuńOj trzymaj proszę, bo choć to dla nas wspaniała wiadomość, to jednak potrzebujemy jeszcze jednej, zeby mieć pełnię spokoju.
UsuńBardzo, bardzo się cieszę, że wreszcie mogę tu przeczytać jakieś dobre wiadomości :-) Naprawdę, kamień z serca, bo martwiła mnie już mocno ta Wasza niemoc i kłody pod nogi rzucane przez los. Gratuluję Frankowi podpisania umowy i trzymam kciuki, by październikowy urlop pozostał aktualny ;-) Wiem, że jeszcze nie wszystko u Was wyjaśnione, ale pozostaje teraz wierzyć, że rozpoczyna się dobra passa i że teraz wszystko się wspaniale poukłada. Powodzenia :*
OdpowiedzUsuńDziękuję, to miłe, że cieszysz się razem z nami.. Tak, to już jest naprawdę konkretna dobra wiadomość, która pozwala myśleć, że coś się ruszyło. Co prawda tej najwazniejszej jeszcze brak, ale póki co, tak sobie też radzimy. A Franka nowa praca wiele nam ułatwi. Dziękuję w imieniu Franka :) A co do urlopu - oczywiście w tym sensie, że będzie nadal zatrudniony w październiku, to jak najbardziej niech to będzie aktualne, ale wolałabym jednak, żeby ten urlop mógł wziąć we wrześniu, bo ja mam jeszcze prawie 20 dni urlopu z ubiegłego roku i muszę go wykorzystać do końca września :P Wolałabym z nim, niż sama ;)
UsuńTAK, TAK, TAK!
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jaki uśmiech pojawił się na mojej twarzy po przeczytaniu pierwszych trzech zdań! W niedzielę był u nas w Poznaniu znajomy z Warszawskiej Nie-Zielonej-Firmy z okazji otwarcia Franowa i mocno wtedy o Was myślałam...
Ale fajnie! :D
Widać pozytywne fluidy i do nas przyfrunęły :) Dziękujemy, to naprawdę bardzo miłe, że w pewnym sensie przeżywałaś to razem z nami.
UsuńNareszcie pozytywne wieści! :)
OdpowiedzUsuńKiedy się czyta o sytuacji Franka z perspektywy czasu, nie wygląda tak źle, ale to teraz, kiedy wiadomo, jak się skończyło.
Teraz trzymam kciuki za powodzenie dalej :)
Jeśli chodzi o badania, to nie dziwię się, że nie wszyscy je przechodzą :P
Tak, nareszcie! Coś się wreszcie ruszyło i może wreszcie przestanie nam się wydawać, że czego się nie tkniemy, to nie idzie.
UsuńŚwietnie to podsumowałaś - masz rację, teraz to nie wygląda wcale źle i teraz to nawet ja sama mogę powiedzieć, że niepotrzebny był cały ten stres. Ale po wszystkim to każdy jest taki mądry. Dziękuję za zrozumienie!!
No i za kciuki :))
To w sumie dobrze, że robią taką selekcję, choć trochę mi szkoda tej osoby, wiem, że chodziło o jakieś problemy ze wzrokiem, ale szczegółów nie znam. W każdym razie została skierowana na dalsze badania.,
I teraz już rozumiem o co chodziło w poprzednich notkach :))
OdpowiedzUsuńBaaaaardzo się cieszę i choć jest nadal niepewność co do Twojej pracy, to mamy fajny pozytyw tutaj i trzymam dalej kciuki aby to był początek dobrego, bez takich stresów już :)
Naprawdę nie chciało mi się tego wszystkiego opisywać na bieżąco, bo byłam i tak zmęczona tematem w mojej głowie. Ale teraz to co innego :))
UsuńMy też się cieszymy - pomimo tej niepewności.Bardzo bym chciała, żeby i u mnie się poukładało, ale z tego co się dowiedziałam, to jeszcze jednak potrwa - ale w tych okolicznościach to już niech sobie trwa jak najdłużej, przynajmniej będziemy mogli zaoszczędzić.
Ale mam nadzieję, ze to jednak początek dobrej passy.
Wiem co masz na myśli i doskonale rozumiem z tym pisaniem nie wprost o co chodzi, bo takie zmęczenie tematem też mam i w pewnym momencie już nawet nie chce się mielić tego wszystkiego i rozkładać na czynniki pierwsze. I właśnie emocje, samopoczucie są ważniejsze niż główne źródło stresu.
UsuńI powtórzę się, cieszę się, że jedna kwestia rozwiązała, a raczej zawiązała się pomyślnie :D
Tak, ja mam tak bardzo często w przypadku trudnych spraw - myślę, że to dlatego, że traktuję to miejce też jako pamiętnik, a w pamiętniku nigdy nie pisałam co się wydarzyło dokładnie, bo przecież i tak wiedziałam... Wystarczyło, że skupiałam się na tym, jak się czuję..
UsuńDziękuję, że się cieszysz razem z nami :)
Margolko -> Mt 6, 25-34
OdpowiedzUsuńMarudo, nawet nie muszę sprawdzać, żeby wiedzieć, co to za fragment :)
UsuńPowtarzam to sobie codziennie - albo przynajmniej zawsze w takich stresujących sytuacjach. Zawsze pamiętam o tym - w modlitwie i w życiu. Ale sama siebie nie oszukam - swojego organizmu też nie i choćbym próbowała, to nie umiem udawać, że coś mnie nie rusza, bo na pewno samo się poukłada :)
Oczywiście, że na dłuższą metę zawsze tak jest i jestem tego świadoma - to też zawsze sobie powtarzam i wiem, komu mogę to zawdzięczać, ale trudno się trzymać, gdy człowiekowi ciągle coś się zwala na głowę. I myślę, że On to rozumie.
Zawsze się trzymam tych słów, ale prawda jest taka, że po wszystkim są dużo łatwiejsze :)
:-) Pewnie, że nie chodzi o udawanie. Jednak to poczucie, że się jest w troskliwych rękach i cokolwiek by się nie działo i tak skończy się dla nas dobrze, jest dużym wsparciem i pocieszeniem. Skutecznej regeneracji sił! :-)
UsuńNie umiałam lepiej wytłumaczyć tego, co miałam na myśli..
UsuńTak, ja wiem o co Ci chodzi i zgadzam się z Tobą. Tak naprawdę gdyby nie wiara, to byłoby mi dużo trudniej przez to wszystko przechodzić i tego typu wskazówki w jakiś sposób na pewno mnie podnoszą na duchu.
Ale i tak bywa trudno - bo choć można wierzyć w lepsze jutro i mieć nadzieję na to, co najlepsze, to często tu i teraz doskwiera i jakoś trudno człowiekowi o tym zapomnieć.
Dziękuję :)
Jak dobrze, że opisałaś wszystko dopiero teraz, bo byśmy się razem z Wami denerwowali! :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że u mnie też się poukłada, a jest tego do poukładania sporo ... :)
pozdrowienia serdeczne!
Nawet nie chciało mi się tego wszystkiego na bieżąco opisywać, bo tak bardzo byłam zmęczona tematem i sparaliżowana stresem.. Ale ważne, że przynajmniej ta jedna sprawa ułożyła nam się pomyślnie.
UsuńW takim razie zycze Ci tego poukładania z całego serca!
I pozdrawiam również!
Jak dobrze! Gratuluję i cieszę się z Wami!:)
OdpowiedzUsuńU nas też umowa - szału nie ma, ale po 10 miesiącach zatrudnienia przez pośrednika(umowa co miesiąc) to naprawdę poprawa
Dziękujemy :)
UsuńPewnie, że to zawsze coś! Więc też gratuluję :)