I przyleciała hiszpańska Karolina :) Z piętnastominutowym opóźnieniem co prawda, ale nie czekaliśmy za długo, bo wcześniej sprawdziłam w internecie, że samolot już wyleciał z Zurychu z opóźnieniem, a później i na stronie Okęcia (ups, przepraszam, Lotniska Chopina - jakoś nie umiem się przestawić :P) była informacja o spóźnieniu.
Karolina się martwiła, że nie podała mi numeru lotu ani nie zdążyła wysłać mi informacji, ale potem pomyślała sobie, że przecież ja jestem taka ogarnięta i zorganizowana, że na pewno sobie z tym poradzę. Miała rację, ale zawsze zdumiewa mnie, kiedy ona o tym mówi - to znaczy o tym albo o innych moich cechach :P Chyba po prostu zapominam, że studiowałyśmy w końcu razem parę bardzo dobrych lat - wielokrotnie pisałam Wam o tym, że z dziewczynami na studiach byłyśmy bardzo blisko (wspólne obiady, nauka, zakupy, imprezy a nawet święta), poznałyśmy się prawie od każdej strony. Ale to było już siedem lat temu (sic!) i naprawdę tamte czasy zacierają mi się w pamięci... Dopiero takie wizyty uświadamiają mi, że przecież to, że się znamy nie wzięło się znikąd :)
W każdym razie najważniejszą informację mi podała (bo zapytałam :P) - że leci ze Szwajcarii, w przeciwnym razie byłabym przekonana, że mam patrzeć na lądowanie samolotu z Madrytu, bo było planowane na tę samą godzinę :)
Franek pojechał razem ze mną, bo też cieszył się na to spotkanie. Zawsze mówi, że jego ulubioną z moich koleżanek jest Dorota. A zaraz po niej hiszpańska Karolina - mimo, że tak naprawdę spotkali się tylko parę razy. Ale widocznie wystarczyło, bo naprawdę zawsze dostrzegam to, że świetnie się dogadują - mają podobne poczucie humoru i w mig podchwytują swoje żarty, a do tego zawsze bardzo błyskotliwie reagują na swoje przekomarzanki. Fajnie się tego słucha :)
Przywieźliśmy Karolinę do nas, nakarmiliśmy (była zachwycona moją zupą - wręcz mówiła, że czytałam jej w myślach, bo cały dzień była na kanapkach i w samolocie miała ogromną ochotę na zupę - oraz frankowym ryżem z warzywami) i posadziliśmy przed ekranem :) Bo założenie było takie, że Karolina wreszcie obejrzy film z naszego wesela - dotychczas jakoś się nie składało. Oglądając oczywiście omówiliśmy bieżące sprawy a późnym wieczorem odwieźliśmy ją do koleżanki u której nocowała.
Tylko kilkugodzinne, ale bardzo miłe było to spotkanie - jak zawsze... Wiecie z bloga, że widujemy się właściwie raz na rok i zawsze o tym wspominam - chyba zresztą w podobny sposób. Bo zawsze te spotkania wywołują we mnie podobne emocje :) Cieszę się z tego, że mieszkamy tak daleko od siebie, wiedziemy tak inne życie, widujemy się tak rzadko i tylko od czasu do czasu wymieniamy maile, a jednak ten kontakt cały czas jest i kiedy się spotykamy, to tak, jakbyśmy się nie widziały od wczoraj :)
I następne spotkanie pewnie dopiero za rok. Chociaż Karolina twierdzi, że w grudniu, bo chce mnie zobaczyć z brzuchem :P Ale z grudniem to zawsze różnie bywa. My wyjedziemy na święta, ona znowu w Warszawie będzie - dosłownie - przelotem, więc na to nie liczę. Na początku roku mieliśmy plan, że może się wybierzemy wreszcie do dziewczyn do Hiszpanii (bo z hiszpańską Anią to chyba w ogóle się nie spotkam :( nie przylatuje na tegoroczne wakacje), ale najpierw niepewność w pracy Franka, a potem Tasiemiec pokrzyżował nam plany :P Bo szykuje nam się urlop na końcówkę października - wypad do ciepłej Sewilli byłby idealny, no ale to już będzie akurat początek III trymestru, więc tak nie bardzo z lataniem. Pomijając już kwestie, czy się powinno, czy nie - za dużo jest papierków, które trzeba sobie załatwiać, za dużo dowiadywania się, które linie lotnicze, jakie mają kryteria i za duże ryzyko, że gdzieś mnie nie wpuszczą na pokład samolotu :)
Oj, fajnie tak się spotkać :))
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie - nawet na krótko :)
UsuńMiło, że masz takie znajomości, do których możesz wracać nawet raz na rok :)
OdpowiedzUsuńTo prawda :)
UsuńFajnie mieć znajomych za granicą. Zawsze można wybrać się raz na jakiś czas w ciepłe kraje:)
OdpowiedzUsuńTo mnie zaciekawiłaś z tym lataniem w ciąży. Moja koleżanka normalnie latała i chyba nie musiała załatwiać żadnych papierków, ale ona była w końcówce drugiego trymestru, nie wiem czy to ma jakieś znaczenie.
Fajnie, choć okazuje się, z taka wyprawa to nie taka prosta sprawa :)
UsuńNa pewno da się latać - nie wierzę w to, że nie ma takiej możliwości :) Ale z tego co czytałam to jednak sporo jest z tym zachodu - wiele zależy oczywiście od linii lotniczych. Generalnie II trymestr jest podobno najbezpieczniejszy na takie podróżowanie, a później jest tak, że wiele linii wymaga zaświadczenia od lekarza, ze można latać - a nawet jeśli jakieś nie wymagają, to zaleca się, zeby takowe miec. Poza tym są też linie lotnicze, które na przykład nie zabierają kobiet w ciąży od któregoś tam tygodnia ciąży - zwłaszcza jeśli mają duży brzuch. Generalnie większość linii nie wpuszcza kobiet od 34 tyg ciąży. No i niezależnie od stopnia zaawansowania nie powinno się latać powyżej 3 godzin.
Jeszcze sobie polatasz, Kochana, a tym razem może lepiej bardziej tradycyjnymi środkami lokomocji?
OdpowiedzUsuńPewnie, tak, tylko kiedy? :) Ale będę musiała na razie poczekać na takie podróże, zdaję sobie z tego sprawę.
UsuńNie znam się na tych wszystkich przepisach związanych z lataniem, nigdy nie wsiądę do samolotu :P więc nie doradzę.. ale wydaje mi się, że to chyba nie tak skomplikowane bo kobiety w ciązy normalnie latają..
OdpowiedzUsuńMy też mamy takich przyjaciół, z którymi widujemy się raz/dwa razy w roku.
Ja latałam już wielokrotnie i bardzo to lubię, więc żałuję, że na razie sobie nie polatam :)
UsuńNa pewno nie jest tak, że latanie w ciąży jest całkowicie zabronione, ale jest wiele restrykcji - przeczytają moją odpowiedź do Ivone poniżej, tam wymieniłam to, czego się dowiedziałam :)
Ja mam sporo takich znajomych, tak się zycie poukładało, ale to w gruncie rzeczy fajna sprawa.
Magia tych spotkań chyba w głównej mierze tkwi właśnie w ich rzadkości, to jak oczekiwanie na jakieś święto :) Fajnie macie :D
OdpowiedzUsuńTak, na pewno po części masz rację- choć właściwie od wielu już lat właściwie każde moje spotkanie z koleżankami jest tylko raz na jakiś czas, bo nasze drogi się porozchodziły :) Ale to jest rzeczywiście fajne :)
UsuńTo jest chyba też kwestia tego, że nie są to tylko znajome, ale bardzo dobre koleżanki, z którymi spędzałaś kiedyś bardzo dużo czasu.
OdpowiedzUsuńSama mam masę znajomych za granicą, ale niewielu, z którymi zdążyłam nawiązać bliższe kontakty niż kilkudniowe;)
Aa, takich znajomych czy to za granicą, czy w Polsce to też mam całe mnóstwo, ale w ogóle ich nawet nie liczę ani nie zależy mi na spotkaniach :) Ze mną to jest tak, że albo mam bardzo dobre koleżanki albo żadnych :) Takich zwykłych znajomości raczej nie pielęgnuję
UsuńW Polsce mam cudownych, za granicą przyjaciół niewielu niestety;)
UsuńAle co to za różnica gdzie, tak naprawdę? :)
UsuńDo tych z Białegostoku nie wyjadę na wakacje:P
Usuń:)) A widzisz, ja z tej perspektywy na moje znajomości jednak nie patrzę :) Przede wszystkim zależy mi, zeby spotkać się z ludźmi, reszta to przy okazji :)
UsuńJeśli to "przy okazji" byłoby w Hiszpanii, nie pogardziłabym;)
UsuńZgoda, że fajnie kiedy można przy okazji coś zwiedzić, ale jednak ja mam chyba do tego inne podejście niż Ty - ważniejsze jest dla mnie to, zeby mieć koleżanki bliżej i to żeby się móc z nimi spotykać, a nie gdzie się mogę z nimi spotkać i w jaki sposób taką znajomość wykorzystywać :) Za granicę można wyjechać zawsze i bez koleżanek tam mieszkających :)
UsuńJa właśnie nie mogę się pogodzić z tym, że wszyscy jakoś ze studenckiej paczki sięporozjeżdżaliśmy. Cieszę sięzawsze na zwykły telefon, rozmowę na fb czy też takie nawet kilkugodzinne spotkanie ;)
OdpowiedzUsuńJa nie cierpię latać samolotem a nawet w początkowej ciązy to bym sie bala leciec :/
No tak, ale to naturalna kolej rzeczy, ze drogi ludzi się rozchodzą. Fajne są później takie spotkania :)
UsuńA ja uwielbiam lot samolotem - zwłaszcza start i lądowanie :) No a na początku ciąży to w ogóle latanie nie jest wskazane. Ale teraz już bym spokojnie mogła :)
Takie odwiedziny pozostają na długo w pamieci - trzymaj je na szarą jesień i ciemną zimę...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
Nawet jeszcze wolę o tych szarościach nie mysleć ;)
Usuńsą spotkania i Spotkania, nie ma to jak te przez duże es
OdpowiedzUsuńJutrzenka
Oczywiście masz rację :)
Usuń