Mniej więcej od dwóch miesięcy cieszyłam się spokojem i względną beztroską. Ale wygląda na to, że to by było na tyle.
Sierpień
właściwie od początku dał nam się we znaki, ciągle coś się działo - nie
do końca pozytywnego. Aż w końcu stres znowu zaczął zaglądać nam w
oczy. Przypomina mi się zeszłoroczny sierpień - niby się cieszyliśmy, że
Franek przyjeżdża na stałe do Podwarszawia, ale tak naprawdę cały czas
musieliśmy się mierzyć z nową złą wiadomością. To był początek naprawdę
kiepskiego okresu - wrzesień był spokojniejszy, ale później to już był
cały czas spadek w dół. Oby tym razem było inaczej, przecież nic dwa
razy się nie zdarza...
W
każdym razie mniej więcej od tygodnia moja forma psychiczna nie jest
najlepsza. Martwię się po prostu, bo wszystko może się zdarzyć, a ja
boję się złej wiadomości. Chciałabym, żeby wreszcie skończył się ten
niepewny czas - ale żeby skończył się w sposób pozytywny. Wiele wskazuje
na to, że najbliższe dwa tygodnie przyniosą jakieś rozstrzygnięcie, a
ja nie wiem, czy te "znaki" są pozytywne, czy negatywne. Wiecie jak to
jest, kiedy człowiek widzi, że ewidentnie coś się dzieje, ale nie wie
co, więc nie wie też, czy interpretować to na plus, czy na minus. A
wystarczyłaby jedna dobra wiadomość, żebyśmy mieli co świętować i z
czego się cieszyć.
Minione
trzy dni przyniosły mi trochę spokoju. To był bardzo udany weekend,
podczas którego mieliśmy fajnych gości. Świetnie się bawiłam z kuzynem
Franka, jego żoną i dziećmi, ale to temat na osobną notkę. Grunt, że
naprawdę udało mi się zapomnieć o zmartwieniach. Ale za to dzisiaj
wpadłam w dołek i o dziwo, mam syndrom przedszkolaka - okazuje się, że
nie tylko rozstania z moją rodziną i Dorotą tak na mnie działają.
A
tak w ogóle, to właśnie mija rok, odkąd znowu jesteśmy z Frankiem razem
:) Czyli odkąd skończyło się nasze weekendowe małżeństwo. Dokładnie rok
temu 15 sierpnia, Franek po raz ostatni był w pracy w Zielonej Firmie a
następnego dnia popołudniu przyjechał ze swoimi rzeczami do
Podwarszawia. Spędziliśmy razem bardzo przyjemny weekend (byliśmy nad
jeziorem, więc było duuużo cieplej, niż w tym roku) a jednocześnie
trochę się stresowaliśmy poniedziałkiem, który miał być pierwszym dniem w
nowej pracy... Jak to się dalej potoczyło to już wiecie. Ale pamiętam,
że choć powinnam była wtedy czuć się naprawdę szczęśliwa, to coś moją
radość psuło - taki wewnętrzny niepokój, przeczucie, że coś jest nie
tak. Bardzo staram się tamtego czasu nie porównywać z tym, więc odganiam
teraz te myśli. W końcu pod wieloma względami jednak jest teraz
lepiej... Mam nadzieję, że historia nie zatoczyła koła i że to tylko
pozory, a tak
naprawdę wreszcie wyjdziemy z tej pętli na prostą. Bardzo bym tego
chciała.
Jakby
nie było jednak tamten czas przyniósł nam jedną bardzo pozytywną zmianę
- od tamtej pory jesteśmy ciągle razem. Hmm, właściwie chyba nie
rozstaliśmy się na ani jeden dzień. Tak to się chyba jeszcze nigdy nie
zdarzyło, żebyśmy przez okrągły rok byli non stop ze sobą :P -
oczywiście czasami się mijamy z godzinami pracy, ale zawsze się widzimy w
którejś porze dnia. Prawdę mówiąc nawet już nie pamiętam za bardzo, jak
to było, kiedy żyliśmy ja tu, a on tam... To znaczy, pamiętam, że nie
było mi z tym tak źle, jak się tego obawiałam i potrafiłam się w tej
sytuacji doskonale odnaleźć, ale trudno mi teraz uwierzyć, że to się
działo naprawdę :) A teraz mi łyso, bo Franek zaczął popołudniówki -
ciekawe, że mniej doskwierała mi samotność, kiedy był w Poznaniu, niż
teraz, gdy wiem, że za jakieś trzy godziny będzie już się kładł obok
mnie :)
czuję się podobnie... oby to wszystko rozstrzygneło sie na plus- i u ciebie i u mnie
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za Was obie! Powodzenia!
UsuńIza, ja juz od kilku miesięcy doskonale wiem, o czym piszesz, bo znam świetnie te uczucia.. Ostatnio może i było spokojnie, ale nie dlatego, że problemy zniknęły, tylko dlatego, że nauczyłam się ignorować to, co cały czas nade mną wisi od ponad roku.
UsuńDzięki melanii
To tylko ten sierpień, którego tak nie lubisz. Ale już dogorywa, więc będzie dobrze! Rozterki i niepokoje w Twoim stanie są dość normalne, ale przyznaj się sama przed sobą, czy troszkę nie na wyrost? Ściskam Cię mocno!
OdpowiedzUsuńBardzo bym chciała, by rzeczywiście we wrześniu już wszystko wróciło do normy.. Na pewno niektore niepokoje są trochę na wyrost, ale niestety nie wszystkie, bo są też bardzo realne sytuacje, które różnie mogą się skończyć.
UsuńDziękuję
nie wiem o co chodzi, ale wierze, ze wszystko ulozy sie po Waszej mysli. Trzymam kciuki :)
OdpowiedzUsuńCóż, chodzi cały czas o to samo - już od ponad roku borykamy się cały czas z tym samym problemem i z tą samą niepewnością. Po prostu bywa, że możemy to przez chwilę zignorować, ale zawsze wraca.
UsuńPrzydadzą się na pewno! Dziękuję.
OdpowiedzUsuńObecność na codzień swojej drugiej połówki potrafi docenić najlepiej właśnie ten kto wie jak to jest w związku na odległość .
OdpowiedzUsuńI ja czymię kciuki mocno, najmocniej jak się da :)))
OdpowiedzUsuń