No i pojechała :( Jak zwykle żal, tak bardzo oboje z Frankiem lubimy te wizyty, bo wtedy jest tak codziennie i inaczej jednocześnie. Nie musimy przeorganizowywać naszych dni, możemy wszystko robić jak zawsze i zachowywać się jak zawsze, a jednocześnie obecność Doroty dodaje tej zwyczajności trochę kolorów. Fajnie tak, kiedy niczego nie trzeba udawać przy gościu :) Ona też żałuje, zwłaszcza, że właśnie skończyły się jej wakacje. Jak to podsumowała - zaczęła wakacje u nas i kończy je też u nas, spięłyśmy to klamrą...
Wczoraj byliśmy na tej imprezie urodzinowej u Kasi i było świetnie. Przyszliśmy jako pierwsi - co było raczej do przewidzenia, nawet Kasia powiedziała, że spodziewała się nas już za dziesięć :P Nie znoszę się spóźniać! Nie twierdzę, że nigdy mi się to nie zdarza, bo i owszem niestety i to częściej niż bym chciała, ale generalnie staram się bardzo tego unikać. Wolę być za wcześnie - choć wiadomo, że w przypadku takich spotkań to nawet nie wypada, dlatego kiedy przyjechaliśmy to najpierw zadzwoniłam upewnić się, jaki jest nr mieszkania, powiedziałam, że jeszcze idziemy do sklepu i zapytałam, czy na pewno jest już gotowa na gości :)) Była! Potem przyjechał Asystent ze swoją od-piętnastu-dni-żoną :P Po jakimś czasie zaczęli się też schodzić znajomi Kasi - tak jak przewidywała, niektórzy mocno pospóźniani :) Towarzystwo było bardzo różnorodne, ale przyznam, że było bardzo ciekawie! Obawiałam się trochę, jak to wypadnie, ale okazało się, ze było sympatycznie i chociaż utworzyły się dwie podgrupki, to nie odczuwało się jakiejś obcości i nienaturalności w tym podziale. Ogólnie to było ciekawe doświadczenie, bo zazwyczaj chodzę na imprezy gdzie znam większość towarzystwa i z częścią jestem mocno zżyta, a tu było zupełnie inaczej, ale i ja i Franek i nawet Dorota (która sama przyznaje, że generalnie ludzi nie lubi :P i nie jest skora do zawierania znajomości) czuliśmy się i bawiliśmy się dobrze, a Dorota stwierdziła, że wszyscy byli " naprawdę spoko" a to jest ogromny komplement z jej ust, wierzcie mi ;) Zresztą widziałam, że jej się podobało. Ale wyszliśmy wcześnie, bo już o 23 ze względu na dzisiejszą pracę Franka. Ciekawa jestem, czy towarzystwo poszło w końcu na miasto, bo chyba im się spodobało w domu i już zaczynali się nad tym zastanawiać :) Choć Dorota obstawia, że jednak tak...
W związku z wyjazdem Doroty, przygarniam Franka z powrotem do sypialnianego łoża ;) O ile nie lubiłam za bardzo z nikim spać, bo nie lubię za bardzo się przytulać (chociaż przy Franku się tego nauczyłam)- mama zawsze mówiła, że ona się do mnie przysuwała, a ja się odsuwałam :P, teraz już tak nie robię, ale i tak nie lubię kontaktu cielesnego z osobą, która śpi obok. O dziwo jednak, śpiąc z Dorotą, naprawdę się wysypiałam.
Niedziela u nas jest piękna. Jest dopiero trzynasta godzina, a ja już mam za sobą długą rozmowę na bardzo poważne rozmowy z Dorotą, odprowadzenie jej na pociąg, ogarnięcie całego mieszkania (no bo trochę się jednak zapuściło przez te parę dni) a także zrobienie Frankowi kanapek i dostarczenie mu ich na pętlę :P Frankowi dzisiaj nie zadzwonił budzik, ale jakimś cudem w porę się obudził i zdążył, ale nie naszykował sobie śniadania do pracy. Ponieważ jeździ niedaleko, postanowiłam, że przejadę się do niego na rowerze z kanapkami. Pogoda na rowerową przejażdżkę dzisiaj wymarzona! Do tego jest spokojnie, na ulicach mały ruch, a trasa jego linii przebiega dzisiaj w okolicy domków jednorodzinnych, więc jechało się bardzo przyjemnie. Tylko można tam zabłądzić, a ja zapomniałam mapy, ale miałam akurat takie szczęście, że wyjechałam tuż za autobusem linii 194, czyli tej Frankowej - i hejże za tym autobusem pedałuję! :P Przejechałam tak siedząc mu prawie na ogonie (gubił mnie, ale nadrabiałam kiedy musiał się zatrzymać) jakieś cztery przystanki aż dojechaliśmy do pętli. I okazało się, ze to właśnie za Frankiem jechałam :) A on się nawet nie zorientował! Dotrzymałam mu towarzystwa na pętli a potem wróciłam do domu. Czułam się świetnie po tej godzinnej wycieczce rowerowej! Mięśnie trochę popracowały, poczułam wiatr we włosach :) Ale odpuszczę sobie już zaplanowane na dzisiaj ćwiczenia w domu, bo co za dużo, to niezdrowo :) Myślę, że dzisiejszy trening fizyczny już zaliczyłam. Nie zmęczyłam się specjalnie - jeśli ćwiczę regularnie i jestem cały czas aktywna, to nie był to dla mnie duży wysiłek, ale jednak oczywiście cały czas kontroluję tę moją aktywność fizyczną i staram się robić mniej niż zrobiłabym normalnie. Ale moje samopoczucie teraz - bezcenne :) Do tego jeszcze bardzo cieszy mnie fakt, że przede mną jeszcze cała reszta dnia, a ja już praktycznie nic nie muszę, tylko się relaksować :) Fajnie jednak wstawać wcześnie (dziś 7:30)- nawet w niedzielę i nawet po imprezie ;)
Przyjemnej niedzieli życzę!
O tak, wczesne wstawanie w dniu wolnym jest bardzo fajne. Najbardziej lubię ten moment, kiedy wszędzie jest jeszcze cicho, na ulicy nikogo, a ja już zaczynam dzień :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się, ja też to bardzo lubię - choć to się tyczy również dni powszednich :) Ale w dzień wolny odczuwa się to szczegolnie, bo nie ma codziennej rutyny i dzień wydaje się jeszcze dłuższy. Chociaż bywa, że obudzę się aż za wcześnie, gdy planuję pospać i to mnie czasami irytuje, ale zdecydowanie wolę pobudkę o 7 niż o 9 - tej drugiej sobie nie umiem nawet wyobrazić, na nic pewnie nie ma wtedy czasu :P
UsuńW Krakowie też piękna pogoda, mam nadzieję, że cała jesień będzie taka słoneczna
OdpowiedzUsuńJutrzenka
O ja też mam taką nadzieję. Ale słyszałam, że pod wieczór w Krakowie popadało? Przynajmniej u mojej siostry :)
UsuńU nas także piękna pogoda :) Nic tylko korzystać.
OdpowiedzUsuńOj trzeba korzystać, bo pewnie takich pięknych dni nie będzie wcale już tak wiele..:)
UsuńWitaj :)
OdpowiedzUsuńI ja mile z rodzinką spędziłam dzień :) Mąż pracuje na zmiany, nie zawsze w wolne dni- jest w domku, dziś był.
Pogoda cudna, słoneczna, zatem i spacerek zaliczyłam :)
Zapraszam na bloga- jest tam kartka z mojego urlopu :)
Pozdrawiam Ciebie i Franka bardzo serdecznie i życzę udanego nowego tygodnia :)
Witaj Morgano :)
UsuńWiem doskonale, jak to jest, gdy mąż pracuje na zmiany :) Dlatego trzeba korzystać z tych dni, gdy jest w domu :) A pogoda naprawdę piękna.
Dziękujemy i również pozdrawiamy! :)
Bardzo nie lubię wcześnie wstawać i zawsze ostrzę sobie zęby na weekend, kiedy będę mogła sobie porządnie pospać. Miałam tak od dziecka, ale od jakiegoś czasu zauważyłam że już nie potrzebuję takeigo długiego snu, bo równie dobrze wysypiam się wstając o 8 czy 9 (jak dla mnie wcześnie, zwłąszcza w weekend). A odkąd jestem w ciąży mam wrażenie, że ten czas jeszcze się zmniejszył, bo w soboty i niedzielę wstaję nawet przed 8 i nie chce mi się spać! Szok. Ale szczególnie doceniam te dni, kiedy jest taka piękna pogoda, jak dziś. Spędziłam dzisiaj cały dzień na dworze i też czuję się świetnie :)
OdpowiedzUsuńJa właściwie dość szybko wyrosłam z długiego spania - jako dziecko faktycznie spałam w weekendy do 9tej, ale nawet nie pamiętam kiedy to się skończyło i zdecydowanie zaczęłam doceniać uroki wczesnego wstawania. Ale już na studiach na pewno nie spałam dłużej niż do 7/8 i teraz też tak jest. Dobrze mi z tym, bo takie poranki są naprawdę urocze.
Usuń:) Niech tych pięknych, słonecznych dni będzie jeszcze na pęczki w tym wrześniu!:)
OdpowiedzUsuńI nie tylko we wrześniu! Niech tak będzie nawet w październiku! Zwłaszcza, że Franek ma jeszcze wtedy tydzień urlopu
UsuńCzęsto popieram to, co piszesz, jednak w kwestii rannego wstawania zgodzić mógłby się z Tobą tylko mój Małż. Wstał dziś tuż po piątej i już o 6.00 wyruszył na rower. Jeszcze nie było do końca jasno! A ja jutro muszę się zerwać ok. 7.30 - koszmar!
OdpowiedzUsuńTak, tak wiem, że w tej kwestii byśmy się mijały :) Bo ja z kolei chodzę spać wcześnie :)
UsuńJa uwielbiam wcześnie wstawać. Nawet dziś, po dwóch dniach pracy i spania wczoraj tylko dwie godziny, przed 7 nie spałam. Dlatego jak się u kogoś, to się męczę :D
OdpowiedzUsuńTak w ogóle, to nie wiedziałam, że w ciąży można jeździć na rowerze :)
Tak, ja też to bardzo lubię! :)) A o której się wczoraj położyłaś? Bo ja tak ogólnie to uwielbiam taki sen po zarwanej nocy - nie umiem odsypiać i jak wracam nad ranem, to zazwyczaj śpię góra dwie godziny a potem cały dzień chodzę rozbita, ale wieczorem kładę się około 21 i śpię 10 godzin, budzę się o 7 cudownie wyspana :)) Ja mam tak samo, ze kiedy śpię u kogoś to się męczę, bo zazwyczaj ta osoba jeszcze długo śpi. Wyjatkiem jest właśnie Dorota bo w tej kwestii doskonale się zgrywamy :))
UsuńAle w jakim sensie można? :)
Pracowałam do 5:30 w niedzielę, spałam dwie godziny, bo o 9 znowu musiałam być w pracy. Mam dokładnie tak samo! Maks trzy godziny spania po imprezie, potem co prawda drzemię w fotelu, ale wieczorem szybko odpadam.
UsuńNo myślałam, że rower nie jest wskazany. Nie wiem jak to wytłumaczyć.... :D
No, to byśmy się dogadały po wspólnej imprezie :P
UsuńWiesz, dwie sprawne nóżki mam, więc to wszystko co potrzeba, zeby pedałować :P A tak serio: na początku ciąży jeździłam cały czas rowerem do pracy aż do pierwszego USG, kiedy lekarz mi powiedział, że przez miesiąc mam zaniechać wszelkiej aktywności fizycznej, zapytałam o rower i powiedział, że rekreacyjnie owszem, ale nie przez najbliższy miesiąc. Powiem Ci, ze ten miesiąc bez roweru mnie wykończył, zwlaszcza, że musiałam na piechotę do pracy codziennie chodzić! Odliczałam dni do końca tego czasu! Sporo czytałam w necie na ten temat i piszą wszędzie, że należy unikać sportów urazowych - o rowerze nie piszą nic. Fakt, że wspomina się, że rowerek stacjonarny jest jak najbardziej wskazany - więc to nie o rodzaj wysiłku chodzi. Dopytałam mojej lekarki i ona powiedziała, ze faktycznie chodzi po prostu o jakieś tam ryzyko urazu - przewrócenia się, potrącenia przez samochód itd... Ale przemyślałam sprawę i stwierdziłam, że nie dam rady bez roweru! No bo bez kitu - kiedy ostatni raz się na rowerze przewróciłam? :/ Poza tym nie uprawiam kolarstwa górskiego, a jeżdżę po mieście, w dodatku po chodnikach (ryzykując mandat, ale tu wszyscy tak jeżdżą, bo ludzi za dużo na chodnikach nie ma, za to ulice są bardzo ruchliwe) i w umiarkowanym tempie. Traktuję rower jako środek transportu po prostu. Rozumiem, ze jakby ktoś w ogóle sportów nie uprawiał i na rower nie wsiadał przez parę lat i nagle w ciąży zaczął jeździć to byłaby głupota. Ale u mnie po prostu nic się nie zmieniło. No i taki rower to dla mnie żaden wysiłek. A jakby czekać aż potrąci mnie samochód, to równie dobrze może to zrobić, jak będę maszerować, a przecież spacery są wskazane :P W każdym razie, póki jest ładna pogoda, korzystam, niedługo i tak nie będę do pracy jeździć, więc już pewnie częściej niż dwa razy w tygodniu nie będę musiała nigdzie jechać, a potem zrobi sie ślisko, to w ogóle będę musiała go odstawić.
W przeciwieństwie do Ciebie to jestem przylepa i bez przytulenia nie zasnę ;)
OdpowiedzUsuńA ja muszę się czuć swobodnie i nie zasnę, kiedy czuję się przytłoczona:) Tylko Franek może mnie przytulać i jestem w stanie wtedy zasnąć - ale też nie w każdej pozycji, musieiśmy ją sobie wypracować.
Usuń