Nie sądziłam, że nadejdzie taki dzień, kiedy stwierdzę, że nie chce mi się chodzić do pracy :( A jednak :( Wiecie, jaki miałam zawsze stosunek do swojego zajęcia- uwielbiałam to, co robię, bardzo chętnie wracałam do biura każdego dnia oraz po każdym urlopie. A teraz, w tym ostatnim miesiącu mojego zatrudnienia jest inaczej :(
Nie ma to oczywiście nic wspólnego z moją ciążą, bo nic się nie zmieniło i nadal czuję się bardzo dobrze i sprawnie. Ale po prostu straciłam motywację - dotychczas motywacją był dla mnie każdy kolejny dzień w pracy, każde kolejne zadanie, każde wyzwanie. Bywały okresy spokoju, ale przeplatały się one z czasem intensywnej pracy, kiedy nie wiedziałam w co ręce włożyć i bardzo to lubiłam! Odczuwałam satysfakcję, kiedy widziałam, jak wszystko sprawnie działa pod moim okiem, gdy udawało mi się rozwiązać jakiś problem, kiedy dostawałam sygnał o zadowolonym kliencie, albo słyszałam miłe słowo od pracodawcy bądź współpracowników i podwykonawców. Wiele razy zastanawiałam się na tym, jak to jest, że moja praca mi się nie nudzi i chodzę do niej ze szczerą radością, ale właściwie nie wiedziałam, na czym to polega. Po prostu to lubiłam i już.
Teraz nie chce mi się już chodzić do pracy, bo nie ma wyzwań, nie ma nowości, nie ma nawet rutyny. Nic się nie dzieje :( Ostatni tydzień sierpnia był bardzo pracowity, ubiegły tydzień tak do połowy jeszcze znośny. Ale później już zaczęłam się totalnie nudzić :( Zakończyliśmy aktywną działalność, więc skończyły się też wszelkie działania logistyczne. W ubiegłym tygodniu nadrabiałam jeszcze jakieś swoje mniej pilne zaległości, ale potem nawet i tutaj skończyło się pole do manewru. Przychodzimy do pracy, bo na razie jeszcze w teorii funkcjonujemy. Ale w praktyce nic się nie dzieje - przynajmniej w naszej działce. Jadę więc do pracy z myślą o tym, że przesiedzę prawie bezczynnie kilka godzin i towarzyszy mi niechęć. Do tego dochodzi jeszcze świadomość, że to już praca w okresie wypowiedzenia i za moment wszystko się skończy... To też nie motywuje, bo przecież zupełnie inaczej byłoby, gdybym wiedziała, że to chwilowe.
Ech, bardzo to dla mnie przykre :( Naprawdę nie spodziewałam się, że kiedykolwiek dojdzie do tego, że będe miała takie odczucia.
Zostały jeszcze trzy tygodnie... Nie wiem ile z tego jeszcze będzie wyglądało tak, że będę przychodziła normalnie do biura i sklepu - na pewno do końca tego tygodnia. Ale możliwe, że za chwilę sklep zostanie wyrejestrowany i nie będziemy już go otwierać. Poza tym do końca września wszystko musi być zakończone, wywiezione i zamknięte. A więc pewnie jeszcze we wrześniu nie będzie w biurze już mebli i żadnych sprzętów. Mamy jeszcze odświeżyć lokal, a że nic mi nie wiadomo na temat tego, żebym to ja osobiście miała machać pędzlem, to przypuszczam, że nawet nie będę tu przychodzić. Powiem Wam, że beznadziejny jest ten okres, kiedy wszystko dobiega końca. I choć w dużej mierze zgadzam się z moją szefową, że to poniekąd ciekawe doświadczenie: najpierw coś stworzyć a później zlikwidować. I w zasadzie ważna umiejętność: możemy powiedzieć, że udało nam się interes rozkręcić, później nawet go przenieść, jeszcze bardziej rozwinąć aż w końcu sprawnie pozamykać wszystkie sprawy. Niemniej jednak po prostu przykro patrzeć na to, że kończymy działalność, która miała duży potencjał. Szliśmy do przodu, odnosiliśmy sukcesy... Ale cóż, są pewne decyzje, których my tutaj, cały nasz zespół, zapewne nie pojmie.
wcale Ci sie nie dziwie Margolus, bo siedzisz w tym wszystkim od bardzo dawna, a mysl, ze nie ma juz po co sie starac jest bardzo demotywujaca. Nic na to nie poradzisz, trzeba sie z tym pogodzic, choc nie przecze, ze zal moze scisnal za serce, kiedy patrzysz jak cos, co sama stworzylas odchodzi w zapomnienie
OdpowiedzUsuńChyba niewiele jest rzeczy bardziej demotywujących...
UsuńW ogóle żal jest za tym, że potencjał był duży, wszystko szło sprawnie, a teraz już koniec
Zazwyczaj, gdy odchodziłam z pracy, zostawał miesiąc wypowiedzenia, ale tylko tydzień zwykle zajmowało mi przekazywanie i kończenie wszystkiego, co robiłam. Potem następowały 3 tygodnie oczekiwania, także wiem, co czujesz. Szczególnie, że ja zawsze odchodziłam z własnej woli, nigdy nie straciłam pracy z dnia na dzień. Czymajta się:*
OdpowiedzUsuńNo własnie, to jest jeszcze jeden aspekt - bo jednak inaczej jest, kiedy wiadomo, że odchodzi się z własnej woli i to w dodatku do czegoś nowego. A tak nie dość, że trzeba praktycznie bezczynnie czekać, to jeszcze ma się świadomość, że za chwilę będzie definitywny koniec. Dzięki.
UsuńBeznadziejnie się siedzi w pracy tak bez sensu i trudno z siebie wykrzesać jakieś chęci. Nawet, kiedy wiadomo, że to chwilowe, tyle że ta chwila trwa trochę za długo. Tym gorzej, jeśli wiesz, do czego to zmierza i kiedy widzisz, jak efekty Twoich wcześniejszych starań znikają, bo ktoś tak zdecydował :(
OdpowiedzUsuńKiedy nie mam co robić i jednocześnie jestem w odpowiednim nastroju, próbuję się czasem czegoś uczyć - tylko mam z tym lepiej, że to zawsze było (jest) coś, co czasem może się przydać w pracy... W internecie można znaleźć ciekawe kursy, jakiś czas temu zainteresowałam się serwisem Coursera, tylko że to wymaga trochę więcej czasu i jak na razie ograniczałam się do zauważania ciekawych tematów. Kiedyś na fabryce nawet czytałam historię filozofii, bo dobrze wyglądało na monitorze...
Wiesz, jeśli wiedziałam, że to chwilowe, to takie czekanie nie sprawiało mi większych problemów. Bywało męczące, owszem, ale potrafiłam właśnie sobie znaleźć jakieś zajęcie. Teraz nie mam motywacji to i zajęcia mi się nie chce szukać :(
UsuńTak, ja też próbuję jakoś korzystnie ten czas spożytkować, ale właśnie chyba do tego nastroju mi trochę brakuje...
miałam to samo kiedy kończył mi się staż. Nawet mialam co robić, bo przecież firma dalej miała funkcjonować, ale już nie miałam motywacji jak wiedziałam że na tym się ta przygoda kończy, po prostu przychodzilam, "odwalałam" swoje i szłam do domu. Makabra, bywały dni, szczególnie na sam koniec stażu że już nie chciałam tam chodzić, lubiłam ludzi, lubiłam pracę, ale ta świadomość końca mnie dobijała
OdpowiedzUsuńNo tak, gdybym była na wypowiedzeniu, wiedząc, ze firma nadal będzie funkcjonować, to pewnie wcale nie byłoby lepiej niż teraz. Może nawet mój żal byłby większy, że firma zostaje, ale już beze mnie...
UsuńTo, co piszesz, przypomina mi końcówkę mojej pracy w kurierowni, kiedy tylko czekałam aż minie te osiem godzin i będę mogła pójść do domu, bo nie miałam praktycznie żadnego zajęcia. Przygnębiające to, ale co poradzić.
OdpowiedzUsuńNo nic się niestety nie da poradzić. Chyba tylko muszę się przemęczyć.
UsuńTo na pewno beznadziejne uczucie, kazdego ranka wstawac i myslec ze tak wlasciwie to po cholere... Szkoda..
OdpowiedzUsuńŻebyś wiedziała, ze beznadziejne. A tak naprawdę czeka mnie kilka miesięcy takiego wstawania nie wiadomo po co...
UsuńPrzyznam, że zdziwiłabym się gdyby było inaczej. Mnie też takie końcówki dobijały, bo takie rozwlekanie w czasie tego co nieuniknione wcale nie pomaga w pogodzeniu się z tym wszystkim. No ale nic na to nie poradzimy, swoje przeżyć trzeba...
OdpowiedzUsuńNo trzeba :( Myślałam, że będzie trochę inaczej, bo początkowo wydawało się, że tych tematów do zamknięcia będzie sporo - ale okazało się, że musieliśmy wszystko zrobić do końca sierpnia. Wtedy się trzeba było sprężyc, zostawać dłużej... Wkurzająca jest ta świadmość, ze nie dało się tego bardziej równomiernie rozłożyć.
UsuńHmm... nie możesz iść na L4? W sumie chyba lepiej "bimbać" w domu, niż w pracy wysiadywać puste godziny. Też uwielbiam pracę, kiedy ma się przysłowiowy nóż na gardle. Przestojów nie znoszę. Może on trwać jeden dzień, żeby troszkę odpocząć od zabiegania, ale na na dłuższą metę takie przestoje są nie do zniesienia.
OdpowiedzUsuńNie, nie mogę, bo mam swoje zasady. Nie jestem kombinatorką, a chora nie jestem, więc nie będę oszukiwać, ze jest inaczej. Zwolnienie lekarskie powinno służyć ludziom, ktorym naprawdę coś dolega. Poza tym jestem lojalna do samego końca i będę się trzymać z ludźmi, którzy również zostają tym trudnym czasie.
UsuńA mnie przestoje nie przeszkadzają, bo to jest chwila na to, zeby złapać oddech. Nawet jeśli trwa dłużej, to gdy w perspektywie jest coś nowego, to nie mam problemu, żeby to przeczekać.
Nie dziwię Ci się w ogóle. Dawałaś z siebie wszystko w tej pracy, a jedna decyzja kogos tam przekreśliła wszystko
OdpowiedzUsuńNiestety :(
UsuńNie raz tutaj czytałam notkę o tym, jak bardzo lubisz swoją pracę. Perspektywa jej utraty na pewno dobija.
OdpowiedzUsuńNa dodatek widziałaś jak ten interes się rozwijał, dużo od siebie dałaś, aby wszystko szło dobrze...
Oj, żebyś wiedziała, ze dobija :(
UsuńPamiętam mój ostatni miesiąc w biurze, nie dostawałam już nowych zleceń, stare pokończyłam i czułam się taka niepotrzebna... W ostatni dzień pracy jednak wykorzystali to, że jeszcze jestem i zasypali mnie robotą, ale wiem, jak dziwnie czuje się człowiek, który nagle nic nie musi, tylko siedzi i patrzy na zegarek. Za każdym razem, gdy czytam o Twoich odczuciach odnośnie tego wypowiedzenia i likwidacji firmy, jest mi bardzo bardzo żal, rzadko się zdarza, że ktoś jest tak pracowity i z takim zaangażowaniem wypełnia obowiązki zawodowe, takim ludziom absolutnie nie powinno się podcinać skrzydeł!!
OdpowiedzUsuńPewnie miałaś okazję poczuć się trochę podobnie, choć mimo wszystko zapewniam Cię, że i tak jest inaczej, kiedy wiesz, że odchodzisz na własne życzenie i masz świadomość tego, że opuszczasz to, co Ci nie pasowało lub zmierzasz ku czemuś nowemu i ciekawemu, a inaczej, gdy jest to przymus i wszyscy dookoła czują się tak samo :/
UsuńEch, mnie jest też bardzo żal tego wszystkiego, tutaj naprawdę mieliśmy wszyscy szansę na rozwój :(
Może i jest w tym racja, że i takie doświadczenie jest potrzebne. Ale domyślam się, że lekko nie jest. Masz tu otucha z mojej torby :*
OdpowiedzUsuńAno nie jest, to jest już takie szukanie... hmm całego w dziurze :)))
UsuńDziękuję bardzo! :*
Przykre doświadczenie. U mnie w biurze był raz taki "sezon" że nie było co robić i mimo iż dalej firma pracuje i się rozkręciło na nowo to było strasznie demotywujące.
OdpowiedzUsuń3maj się !