Tak sobie pomyślałam w ubiegłym tygodniu siedząc ostatni dzień przy moim biurku w pracy... Przedostatni tydzień był bardzo intensywny, wyprzedawaliśmy towar, trzeba było pozamykać wszystkie sprawy - przez cały tydzień siedziałam miałam co robić, siedziałam nawet chwilę po godzinach. Na początku ubiegłego tygodnia jeszcze było parę kwestii, ale właśnie we wtorek miałam do zrobienia jedną niepilną rzecz i pomyślałam sobie, że zostawię ją do jutra. I wtedy właśnie przyszła ta refleksja, ze jutra nie ma... Bo jutro już nie będzie mojego biurka... I rzeczywiście wyjechało jeszcze tego samego dnia późnym popołudniem...
W środę siedziałam przy jakimś prowizorycznym biurku skleconym z resztek mebli. Kolega usadowił się na kartonach. W czwartek resztek mebli też już prawie nie było a ja miałam do zamknięcia kilka ostatnich spraw. W piątek nie miałam już po co jechać do pracy - nie było mebli, nie było monitora, drukarki, modemu... Siedziałam więc w domu pod mailem i telefonem - ale niewiele się działo. W zasadzie tylko jedną sprawę musieliśmy załatwić.
Dzisiaj już praktycznie miałam namiastkę tego, co mnie czeka w ciągu najbliższych kilku miesięcy... Wstałam rano i w zasadzie nie wiedziałam do końca co ze sobą zrobić. Owszem, pod maila się podłączyłam, ale nie działo się już kompletnie nic. W końcu koło południa wyszłam z domu i spacerkiem przeszłam się do miejsca pracy. Pusto. Zostało parę kartonów, artykułów biurowych, środków czystości... Zabrałam swojego laptopa (którego zresztą jutro już oddaję, fajnie, że telefon mogłam sobie za złotówkę odkupić), kilka rzeczy, które kupiłam okazyjnie, kiedy firma wyprzedawała sprzęt (np. mikrofalówkę za 26 zł albo niszczarkę za 16). Zrobiłam obchód. Zamknęłam i wyszłam.
Jutro jadę tam po raz ostatni. Rano jestem umówiona z firmą sprzątającą. A koło południa mamy spotkanie z szefową. Zdajemy lokal właścicielowi. Odbieramy świadectwa pracy. I tyle :(
Przykro patrzeć jak kończy się coś, co stworzyliśmy od samego początku. Przecież pamiętam te puste półki, biurka i ściany... - tak jak teraz. Tyle, ze wtedy to był dopiero początek. Wszystko się zaczęło i szło do przodu. Ale już pisałam, że nie jesteśmy w stanie pojąć niektórych decyzji biznesowych.
Ostatnio niewiele miałam czasu na myślenie o tym wszystkim. Przyznam też, że trochę oswoiłam się z tą sytuacją, ale prawda jest taka, że chyba jeszcze to wszystko do końca do mnie nie dotarło. Pewnie dopiero za moment zobaczę jak to jest...
Póki co staram się myśleć o tym, że przecież to w gruncie rzeczy nie jest takie najgorsze siedzieć w domu, odpoczywać i jeszcze dostawać za to taką kasę (z czystym sumieniem mogę napisać to nasze państwo nie jest wcale takie najgorsze, na pewno nie zawsze), na którą na przykład Franek musi pracować przez dwa miesiące. Mogło być gorzej, to fakt i staram się tego trzymać. Ale i tak się boję.
Może nie będzie aż tak źle, będziesz miała np. czas, żeby poszukać jakichś fajnych książeczek dla chłopca ;) No dobra, teraz trochę żartuję, żeby Cię rozweselić :* z ręką na sercu przyznać muszę, że 2-3 miesiące jeszcze można wytrzymać w domu, później jest już gorzej, ale z drugiej strony Ciebie później pochłonie opieka nad dzieckiem, więc to też inna sytuacja. Trzymaj się :*
OdpowiedzUsuńDzięki :) Albo w ogóle poszukac czegokolwiek dla dziecka :P Problem w tym, że mnie to na razie w ogóle nie kręci, ale mama mi dzisiaj powiedziała, że może jak tak zacznę chodzić po tych sklepach to zacznie :D
UsuńTak, ja wiem, że później będę miała zajęcie, ale wiesz tak naprawdę to wszystko siedzi w psychice. Niby wiem, że nie mam złej sytuacji, ale fakt, że będzie mnie czekało szukanie pracy (i muszę z tym zwlekać, czyli być bierna) trochę mnie boli. No i dochodzi jeszcze do tego to poczucie rozczarowania, bo przecież miało być zupełnie inaczej... I pytanie, ile jeszcze lat będziemy musieli żyć w takiej niepewności.
Rozumiem Cię, bo o pieniądze tu chyba chodzi najmniej.. Ale dobre i to, że nie musisz się martwić sytuacją materialną. Jedynym wyjściem jest teraz skupić się na powiększeniu rodziny, zająć tym myśli i dni. I pomyśleć o zakupach, póki jeszcze jesteś lekka jak piórko i równie zwinna ;) Bo później chce się jeszcze mniej :)
OdpowiedzUsuńPrzytulam Cię i będę jutro z Tobą myślami, bo nie ma co- mimo, że wszystko jest jasne od dawna- to i tak to pewnie będzie trudny dzień.. Trzymaj się :*
Rzeczywiście, nie o pieniądze tu chodzi :( Chociaż oczywiście to dlatego, że mam je zapewnione. Gdyby bylo inacej sytuacja też byłaby zupełnie inna, moje odczucia też.
UsuńWłasnie nie jestem pewna, czy powinnam się tak na tym skupiać, bo zauważyłam, że jak za dużo o tym myślę, to się dołuję :) CHyba dla mnie lepiej będzie po prostu poczekać aż wszystko samo się rozwinie, zamiast martwić się na zapas ;)
To nie chodzi o to, że mi się nie chce, tylko w ogole tego nie czuję :) Pewnie jestem jakaś nienormalna, ale nie czuję ekscytacji na myśl o kompletowaniu wyprawki tylko traktuję to jako coś, co po prostu trzeba będzie w pewnym momencie zrealizować :) Próbowaliśmy nawet z Frankiem raz czy dwa wejść do takich sklepów, ale wychodziliśmy z nich po jakichś dwóch minutach :P Ot, takie z nas dwa dziwaki :)
Dziękuję bardzo :* Masz rację, to będzie trudny dzień.. Chociaż obawiam się, ze od jutra zaczną się jeszcze trudniejsze.
Skup się na bobasie, on jest teraz najważniejszy.
OdpowiedzUsuńA poza tym, kiedy już się przeprowadzę do Wawki, zatrudnię Cię u siebie;)
:) Na nim to się pewnie skupię, jak już się pojawi ;))
UsuńHehe, dobry plan :P A może ta branża ślubna, którą CI dziewczyny sugerowały? :) Organizowanie własnego ślubu całkiem mi się podobało :))
Przecież Ty już poślubiona jesteś. Wolałabyś rozliczać weselne wydatki zamiast językowo-turystycznych jak rozumiem?;)
UsuńNo przecież nie własny miałam na mysli :P Tylko, ze ogólnie to może być fajnie, więc jak najbardziej weselne wydatki moglabym rozliczać - ale w zasadzie to byloby mi wszystko jedno :))
UsuńA co w tej sytuacji z Twoim macierzyńskim? Dostaniesz?
OdpowiedzUsuńTak. Najpierw będę dostawać zasiłek w wysokości zasiłku macierzyńskiego. Później mogę ubiegać się o normalny urlop macierzyński i zasiłek macierzyński.
UsuńRozumiem smutek...Ja nienawidze jak coś się kończy, nie cierpię w ogóle zmian...A taka sytuacja gdy byłaś przy czymś co dopiero się rodziło, tworzyłaś to, a teraz przyszedł finał jest na pewno przykra (jak długo tam pracowałaś?) poza tym w ciąży hormony też robią swoje i mogą potęgować Twoje emocje..
OdpowiedzUsuńDobrze, że kwestie materialne nie będą Ci teraz spędzać snu z powiek, to teraz bardzo ważne.
Ja też nie lubię zmian a od dwóch lat nic innego w moim życiu się nie dzieje tylko właśnie ciągłe zmiany :(
UsuńPracowalam tam niecałe cztery lata. Ale rzecz w tym, że po pierwsze uwielbiałam tę pracę, spełniałam się w niej w 200%, a po drugie półtora roku temu przeprowadziliśmy się dla niej (bo przenosili oddział) z Poznania do Warszawy. Zostawiliśmy rodzinę, znajomych, przez jakiś czas byliśmy weekendowym małżeństwem, potem Franek zostawił swoją pracę, ktorą bardzo lubił, borykaliśmy się tu z wieloma problemami.Ech.. długa historia.
Przyznam, ze niespecjalnie odczuwam obecność hormonów w moim organizmie :) A w tym wypadku chyba nawet nie muszą dochodzić do głosu :)
No fakt, gdyby nie to, że będziemy mieli pieniądze to byłoby dużo, dużo gorzej.
Cztery lata, kawał czasu...domyślam się jakie to trudne, to co teraz przeżywasz.
UsuńBądź dzielna :*
wówczas skupiałabyś sie prawdopodobnie głownie na tym....dobrze, że nie musisz :*
Bardzo trudne, niestety.. Chociaż i tak trochę się już oswoiłam z tym wszystkim. Dziękuję :*
UsuńTo prawda, bardzo się cieszę, że przynajmniej kwestie finansowe póki co nie spędzają nam snu z powiek. Choćby dlatego nie mogę mieć pretensji do mojej firmy - zachowali się bardzo w porządku..
jutro jest, ale musisz nauczyć się go inaczej planować... :(( przykre, że tak wszystko się kończy, coś, co tworzyliście, na co pracowaliście, co tętniło waszym życiem... jest i nie ma, pryska jak bańka mydlana..
OdpowiedzUsuńtrzymaj się Margolko, ja to bym chyba wyła jak bóbr zamykając za sobą drzwi i żegnając się z ludźmi.
a może udałoby Ci się zdobyć jakieś zajęcie zdalnie? wierzę, że jakoś to wszystko sobie poukładasz, że samo się ułoży :)
Tak, wiem. Staram się znaleźć jakiś klucz w tym wszystkim. Zobaczymy... Ale jest mi po prostu przykro, bo naprawdę tego szkoda. Wszyscy zresztą mamy takie odczucia.
UsuńPożegnanie robimy dopiero pojutrze. Dzisiaj zamykaliśmy ostatnie służbowe sprawy.
Mam nadzieję, ze jakoś się ułoży..
Przytulam Margolko i piszę maila,a raczej dopisuję to, czego wczoraj już nie zdążyłam :**
OdpowiedzUsuńDziękuję, już dostałam. Odpowiem, ale jutro musze parę spraw pozałatwiać... :*
UsuńEh... Trzymaj się;*
OdpowiedzUsuńDzięki.. :*
Usuńjestem pewna, że mimo Twoich obaw czas do porodu szybko Ci zleci i nie będziesz miała czasu na nudę, pochłonie Cię na pewno kupowanie wyprawki i urządzanie miejscówki dla dzieciątka w mieszkaniu, a po porodzie to już doba będzie tak jak dla wszystkich świeżo upieczonych mam stanowczo, stanowczo za krótka
OdpowiedzUsuńJutrzenka
Tak, ja wiem, ze czas zazwyczaj szybko płynie i pewnie teraz też tak będzie. Chociaż naprawdę jeszcze mi się nie spieszy do tych wszystkich wyprawek :))) Ale w każdym razie to nawet nie o to chodzi, po prostu żal mi, ze nie będę miała do czego wrócić :(
UsuńMyślę, że musisz jakby na nowo sobie rytm dnia ustawić, przywyknąć do takiej ilości wolnego itp. A w domu zawsze jest coś do roboty ;) No i jeśli za jakiś czas Cię najdzie, to może kupisz coś Tasiemcowi do ubrania :P
OdpowiedzUsuńTak, to na pewno. Już sobie nad tym planem dnia pracuję powoli i od przyszłego tygodnia będę go wdrażać w życie, bo teraz mam jeszcze parę rzeczy do załatwienia. Żeby się nei skończylo na siedzeniu przed kompem całymi dniami a potem dołem wieczorową porą.
UsuńNo, może Tasiemiec goły chodzić nie będzie :) Zobaczymy, może dojrzeję:)
przyzwyczaisz sie... teraz bedziesz miala inne sprawy na glowie, a jak juz pojawi sie synek, to na nude na pewno narzekac nie bedziesz ;)
OdpowiedzUsuńPrzyzwyczaić może się przyzwyczaję - do tego, że mam inny rytm dnia. Ale z myślą, ze jestem bez pracy to nie wiem jak się oswoję :(
UsuńJa drżę na samą myśl o utracie pracy...
OdpowiedzUsuńJa drżałam tak przez kilka miesięcy i niestety teraz stało się to faktem :(
UsuńPrzykre są takie doświadczenia ale nic na to nie da się poradzić.
OdpowiedzUsuńŚciskamy mocno
Bardzo przykre niestety :(
Usuńdziękuję.
Na pewno takie ostateczne zamknięcie nie będzie łatwym doświadczeniem, ale coś się kończy, żeby coś mogło się zacząć.
OdpowiedzUsuńJuż Ci pewnie kiedyś pisałam, że jedne z najgorszych momentów mojego życia okazały się być bardzo pomyślnymi, ale spostrzegłam to dopiero z dystansu.
Nie było łatwo przede wszystkim właśnie dlatego, że człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że od jutra wszystko już będzie inaczej :(
UsuńTak, to często tak jest, że z perspektywy czasu widać dużo więcej dobrego. Chciałabym, żeby tak było i u mnie, ale to pewnie mogłabym zauważyć dopiero wtedy, gdy będę miała nową pracę i nie będę musiała się martwić jej brakiem..
Ze względu na specyfike swojej pracy , obydwie ciąże od 3 miesiaca przesiedzialam w domu. Wyłam jak bóbr za kazym razem i biadoliłam- co bede robić z taka ilościa wolneg czasu. Z czasem jakoś sie wszystko ukladało, choc poszukiwałam rozrywek dla siebie:) szczególnie w 1 ciązy, bo w 2 miałam już zajęcie.Przesiedzialam 2 lata z dzieckiem w domu i 6 m-cy na zwolnieniu i znów wyłam jak głupia, że nie widze powrotu do pracy, zostawienia małego itd. Wszystko da się jednak ogarnąc i zorganizować. Do każdej sytuacji idzie się przyzwyczaić i zaakceptowac ją.Tobie też tego zyczę.
OdpowiedzUsuńWcale Ci się nie dziwię :( Ja planowałam pracować tak długo, jak się będzie dało i to naprawdę ironia losu, ze nie mogę tego zrealizować z przyczyn zupełnie ode mnie niezależnych. To chyba dodatkowo jeszcze mnie dołuje.
UsuńWIem, że pewnie do wszystkiego można się przyzwyczaić i muszę się po prostu wdrożyć w nowy plan dnia, ale najgorsza jest dla mnie ta świadomość, że to już koniec i nie mam do czego wracać.
Dziękuję!
Kochana
UsuńZ czasem się tak rozleniwisz , że nie będziesz chciala do pracy wracać:) To możliwe , uwierz mi.........
Niemożliwe, choćby z jednego względu - nie mogę sobie na to pozwolić, bo nas nie stać na to, żebym nie pracowała.
UsuńA poza tym - ja nie jestem takim typem osoby. Pracowałam jeszcze na studiach - kiedy to studiowalam dziennie a popołudniami chodziłam do pracy. Dla mnie to jest jeden z najważniejszych aspektów życiowych. No i zwyczajnie siedzenie w domu to nie dla mnie, ja się muszę realizować.
Ta pustka jest zrozumiała. Spędziłaś w tej pracy wiele czasu, budowałaś coś, cieszyłaś się sukcesami, przełykałaś porażki, zżyłaś się z ludźmi, przyzwyczaiłaś do miejsca. Mimo wszystko mam nadzieję, że odnajdziesz się w nowej rzeczywistości. W końcu teraz będziesz mogła w pełni zadbać o swoje dobre samopoczucie, planować przyszłość we troję, może zajmiesz się jakimś hobby? Ja jestem zdania, że nie ma tego złego, więc oby i w Twoim przypadku się to sprawdziło! Pozdrawiamy gorąco! :)
OdpowiedzUsuńhttp://niunia-mario.blogspot.com/
Nawet więcej, bo ja dla tej pracy przewrociłam całe swoje życie do góry nogami - Franek zresztą też i przeprowadziliśmy się 300 km :( Dlatego tym bardziej to wszystko jest dla mnie trudne, bo miałam nadzieję, że wreszcie będzie lepiej.
UsuńNie mam innego wyjścia, muszę sobie jakoś zorganizować te nowe dni, chociaż pod względem psychicznym pewnie tak łatwo nie będzie, bo myśl o porażce w jakiś sposób mnie blokuje.
Dziękuję bardzo, mam nadzieję, że się sprawdzi i również pozdrawiam.
Ps. Odezwę sie na pewno na maila, przepraszam, ze jeszcze tego nie zrobiłam :)
Kochana, jak ci się będzie nudzić to zapraszam do nas :)
OdpowiedzUsuńDaleko przecież nie masz :))
Czemu nie? :) Nawet sobie pomyślałam, że jak już się dzieć urodzi, to warto byłoby, żeby miał jakichś kolegów - na przykład w postaci Twoich synkow? ;)
Usuńsmoczyca ma sie rozumiec ;)
OdpowiedzUsuńTak, tak, domyśliłam się :) A przynajmniej mam namiar na Twojego drugiego bloga, bo jakoś mi umknął..
UsuńCzyli macierzyński należy Ci się normalnie?
OdpowiedzUsuńTak. Najpierw zasiłek w wysokości zasiłku macierzyńskiego a później zasiłek macierzyński.
UsuńNajpierw odpoczniesz, potem dzieć a potem to zapomnisz, co to praca;) aż znajdziesz nastepną, lepszą :D
OdpowiedzUsuńNie, raczej nie zapomnę co to praca - to nie ten typ :) No i lepszej pracy to ja jednak nie znajdę - jestem realistką. Gdyby była równie dobra, to by bylo fajne, ale to jest raczej wątpliwe, bo to naprawdę było wyjątkowe miejsce.. Ale byleby znalazła się jakakolwiek w porządku :)
UsuńPóki co mam zamiar w takim realizować punkt pierwszy Twojego komentarza, czyli odpoczywać :)