Wczoraj kilka razy łapałam się na tym, że wydawało mi się, że "jutro idę do pracy". Dopiero po paru sekundach uświadamiałam sobie, że przecież nie idę. Dziwnie było mi z tą myślą. Podobnie rano - obudziłam się jak zwykle chwilę po szóstej i niby wszystko było jak zwykle, a tak naprawdę wszystko było inaczej... Bo tym razem już mi się nic nie wydawało, tylko cały czas miałam świadomość, że nigdzie mi się nie spieszy i że nie idę do pracy. Na szczęście ominęło mnie myślenie, że nie mam po co wstawać.
Pod koniec tego dnia mogę stwierdzić, że na szczęście nie było najgorzej i nie mam poczucia, że zmarnowałam ten czas. Ok, może mogłam zrobić trochę więcej, ale też nie będę przesadzać i na siłę zapierniczać przez cały dzień. Muszę jeszcze trochę dopracować ten mój plan, ale nie jest źle. Minął mi ten poniedziałek bardzo szybko i to wcale nie dlatego, że przesiedziałam cały dzień przed komputerem - bo tego się obawiałam. Zrobiłam pranie, uporządkowałam jedną część mojej szafy, poćwiczyłam, poczytałam...
Przeszliśmy się też z Frankiem do notariusza, bo mamy tam pewną sprawę do załatwienia - swoją drogą opowiem Wam to za jakiś czas, jako ciekawostkę i taki trochę absurd :)
Muszę sobie codziennie lub przynajmniej prawie codziennie organizować takie wyjścia, choćby na chwilę żeby nie skończyło na tym, że zdziadzieję w dresie i bez śladu makijażu :) Dresik mam ładny co prawda, taki łososiowy z pluszu, nie jakiś powyciągany i niezgrabny :P, ale mimo wszystko, wolałabym, żeby Franek nie przyzwyczajał się za bardzo do tego widoku :D Ale myślę, że jakoś sobie z tym poradzę - na przykład w tym tygodniu tak się złożyło, że właściwie każdego dnia będę musiała wyjść z domu.
Ugotowałam obiad - ale dzisiaj specjalnie się nie musiałam wysilać, bo Franek chory. Ma jakieś zatrucie pokarmowe, więc podałam mu dzisiaj tylko suchy chleb, na obiad rozgotowany ryż z marchewką zalany odrobiną rosołku a na kolację kisiel. Mamy nadzieję, że jutro już mu przejdzie. Zwłaszcza ja mam taką nadzieję, bo uwierzcie mi na słowo, Franek nie potrafi chorować z godnością :P
Wieczorem miałam korepetycje - bo od zeszłego tygodnia rozpoczęłam z Bachorkami nowy rok "korkowy" i ani się obejrzałam a przyszedł czas na "Na Wspólnej" :)
Mogłabym powiedzieć nawet, że było całkiem przyjemnie i dość efektywnie. Jeszcze tylko musiałabym się pozbyć całkowicie tych myśli na temat tego, że nie powinno mnie tu być - nie o tej porze i nie w tym miejscu. To jest po prostu kwestia psychiki, muszę się jakoś przestawić, żeby przynajmniej na razie zapomnieć o braku pracy i podejść do tego jak do długiego, płatnego urlopu. Bo kiedy nie myślę o tym, że siedzę w domu, ponieważ tak się wszystko niefajnie ułożyło, to potrafię docenić to, że cieszę się przez cały dzień słońcem w salonie, że mogę rozwiesić pranie na balkonie, gdyż mam czas, żeby go dopilnować albo że spędzam więcej czasu z Frankiem, bo na przykład dzisiaj wyszedł do pracy przed czwartą i przed dwunastą już był w domu. W dodatku powiedział, że bardzo miło mu widzieć mnie o tej porze w domu.
Jeszcze trochę i może uda mi się skupić tylko na tym, co pozytywne... Mam nadzieję, bo tak, jak już pisałam ostatnio, w najgorszej sytuacji przecież wcale nie jestem. Staram się myśleć o tym w ten sposób, że pewnie nie będę miała więcej takiej możliwości, żeby posiedzieć w domu, odpocząć i dostawać za to pieniądze, więc warto to jakoś wykorzystać.
Ja przez ponad 4 lata siedzialam w domu, ale rzadko kiedy chodziłam "rozmemłana", bez makijazu itd, więc myślę, że Tobie też się uda tego uniknąć:) A nawet jestem tego pewna:)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, bo bardzo chciałabym tego uniknąć :) Wygodny dresik kusi, ale jednak nie chciałabym skończyć jako codzienna dresiara :P
UsuńMi sie tez takie dni bez makiajzu zdarzaly;p Co najlepsze chodzilam prawie do 16 w pidzamie i bez makijazu ale pol godziny przed przyjsciem P. malowalam sie i wskakiwalam w cos mneij wygodnego ;p
OdpowiedzUsuń"pewnie nie będę miała więcej takiej możliwości, żeby posiedzieć w domu, odpocząć i dostawać za to pieniądze" ja od dwoch tygodni jestem w pracy i marzy mi sie wolna sroda co tydzien ;)
Chodzenie w piżamie mi nie grozi, bo tego bardzo nie lubię i w zasadzie pierwszą rzeczą jaką robię po wstaniu jest ubieranie się :) Niekoniecznie właśnie w ubrania wyjściowe - ale chociaż w ten dres albo inne ubranie sportowe (i np. przed wyjściem do pracy ubierałam się już "porządnie") Ale chodzenie w piżamie i nieuczesana nie wchodzi w grę, bo się niemal fizycznie źle czuje wtedy :)
UsuńTo chyba naturalne, kiedy ktoś pracuje, że ma czasami ochotę na wolny dzień w środku tygodnia :) Ale mimo wszystko lepiej tę pracę mieć, niż jej nie mieć :) Ja póki co nie mam wyboru, więc staram się przeprogramować swoje myslenie :P
Bajeczna, aż się uśmiechnęłam po przeczytaniu twojej historii - cały dzień w piżamie, by na koniec właściwie na chwilę się ubrać. No ale czego się nie robi dla mężczyzny ;)) Dla mnie piżama służy jedynie do spania, i tak jak margolka, w piżamie w ciągu dnia czuję się źle.
UsuńNo, ja zdecydowanie sie źle w piżamie czuję (poza porą wieczorną i nocną rzecz jasna), ale wiem, ze są takie osoby, jak Bajeczna :) Moja współlokatorka na przykład potrafiła chodzić w piżamie do 15 (czasami nawet z pokoju nie wychodziła, ja nie wiem, jak ona wytrzymywała bez łazienki :P) i potem dopiero się ubierała - a co najlepsze, nawet faceta nie miała, wiec w sumie nie wiem, jaką miała motywację, zeby jednak na te kilka godzin się ubrać :D
UsuńDla mnie też jest ważne, żeby musieć wyjść z domu. Czasami nawet chodząc do pracy trzeba się pilnować, żeby zachować motywację do wyglądania jak człowiek, zależy od okoliczności :P Chociaż dzień totalnego luzu od czasu do czasu nie zaszkodzi. :)
OdpowiedzUsuńDostrzeganie jaśniejszych strony sytuacji idzie Ci nieźle. Bo właśnie, teraz warto ten nadprogramowy czas wykorzystać :)
Pewnie, że dzień totalnego luzu od czasu do czasu jest wręcz wskazany, byleby się w moim przypadku nie zamienił w codzienność :) Tego się bardzo obawiam, chociaż z drugiej strony znam siebie i wiem, że zazwyczaj z mobilizacją nie mam problemu, więc chyba jakoś sobie z tym poradzę :) Ale zdecydowanie nie chcę siedzieć cały czas w domu i będę musiała wymyślać sobie jakieś cele krótkich wędrówek.
UsuńNo staram się przynajmniej przeprogramować na w miarę pozytywne myślenie w tej sprawie..
Ty faktycznie energicznym rakiem jesteś. Ja myślałam, że tylko ja tak mam, ale jednak kocham raki i tę naszą chęć do pracy:D
OdpowiedzUsuńNo nie, nie tylko Ty tak masz :) Ja zdecydowanie muszę coś robić cały czas, bo w przeciwnym wypadku źle się czuję. Nie jestem przy tym pracoholiczką, bo oczywiście bardzo sobie cenię odpoczynek, no ale jak bym tak miała odpoczywać cały czas, to bym zwariowała.
UsuńJa to rozumiem, bo jak kończę pracę w danym dniu, to cieszę się z siłowni czy pójścia do kina. Ale są też takie, które w Twojej sytuacji położyłyby się na kanapie i ze szczęściem na ustach leniłyby się całymi dniami;)
UsuńTo ja mam tak samo.W sensie jak ty z tą siłownią albo kinem :)
UsuńTak, wiem. Wiele jest takich osób bo dla nich to jest właśnie synonimem odpoczynku :) A ja odpoczywam robiąc coś - coś, co sprawia mi przyjemność
Pozwól sobie też co dzień na odrobinkę czystego lenistwa. Za parę miesięcy to docenisz...:)
OdpowiedzUsuńJasne, pozwalam sobie :) Tylko zdaję sobie sprawę z tego, że coś co dla mnie jest lenistwem, dla innych może nie być :) Ale ja nie potrafię odpoczywać nie robiąc zupełnie nic, więc zazwyczaj kiedy się lenię/odpoczywam to czytam albo zajmuję się innymi rzeczami, które sprawiają mi przyjemność.
Usuńno widzisz i tej wersji sie trzymaj. Takie podejscie mi sie podoba :)))
OdpowiedzUsuńStaram się przynajmniej.. Nie będę ściemniać, że nie wolałabym pracować, bo zdecydowanie, gdybym miała wybór, to bym teraz w domu nie siedziała - no, ale skoro go nie mam to bez sensu siedzieć i myśleć o tym, co by bylo gdyby... :)
UsuńMyślę, że wraz z upływem dni będzie Ci łatwiej.Do urlopu tez trzeba się przyzwyczaić, wyjść z "pracowniczych torów". I tutaj pewnie będzie podobnie, dopiero za jakiś czas w pełni docenisz ten tryb życia.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję.. Ja wiem, ze to przede wszystkim kwestia psychiki i muszę się po prostu trochę przeprogramować - podejść do tego właśnie tak, że mam teraz trochę czasu dla siebie, którego w normalnych okolicznościach bym nie miała. Nad tym pracuję :)
UsuńDobry dresik nie jest zły;)
OdpowiedzUsuńJa mój użyłam raz, do sprzątania w pracy. Teraz sobie leży grzecznie w szafie i czeka na stare lata właścicielki :D
Jeszcze chwila i zaczniesz wstawać o "normalnej" porze...do czasu narodzin :P
ja jeszcze do niedawna nie mialam dresu, ale jak sobie taki fajny sprawiłam w ubiegłym roku, to często się w niego przebierałam - przed lub po pracy :) I dobrze mi w nim :)
UsuńAleż szósta godzina to jest jak najbardziej moja normalna pora!:) (Gorzej, kiedy wstaję tak jak dziś, o 5, ale niestety mam takie dni, gdy budzę się o 4/5) Ja do pracy wychodziłam o 8:45, więc nie musiałam wstawać o szóstej a jednak to robiłam, bo dla mnie poranek to najlepsza pora dnia :) I nie chcę z niego rezygnować, dlatego na pewno będę nadal wstawać około szóstej/siódmej :)
Ejj, a Ty zniknęłaś z tego swojego bloga, czy jak?? Nawet nie wiem kiedy, bo wydaje mi się, że jeszcze niedawno tam bylam, a teraz mi mówi, że nie ma!
UsuńW dresie też można fanie wyglądać :)
OdpowiedzUsuńNo ja nie mówię, ze nie :) Zwłaszcza, ze ten mój naprawdę całkiem zgrabny jest :) No ale jednak nie jest to dla mnie synonimem dbania o siebie :P
UsuńPodoba mi się takie podejście, od razu się lżej na sercu robi ze świadomością, że Margolka nie siedzi na kanapie i nie chlipie w poduszkę, użalając się nad swym strasznym losem ;) Oby tak dalej, jestem z Ciebie dumna :D :*
OdpowiedzUsuńAch, dziękuje :))
UsuńNo na razie mi się nie zdarzyło pochlipywać - a przynajmniej nie z powodu tego siedzenia w domu.
Ale dzisiaj się trochę poużalałam, bo dosłownie wszystko leciało mi z rąk i w końcu się poryczałam, jak przewróciłam sobie szklankę wody prawie zalewając laptopa. No już nie wytrzymałam, bo ile można! :)
Słuszne masz podejście do sprawy. Siedzenie w domu wcale nie oznacza siedzenia na kanapie w powyciąganym dresie. Myślę, że im bliżej rozwiązania, tym będziesz miała więcej zajęć i nie będziesz tak odczuwać dotkliwie siedzenia w domu. Poza tym do tego też się można przyzwyczaić :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, wcale nie musi tak być, że jak się siedzi w domu, to się nic nie robi, to tylko kwestia motywacji i ja właśnie staram się motywować i nie pozwalam sobie na bezsensowną bezczynność - taką, po której stwierdzam później, ze absolutnie zmarnowałam kilka godzin.
UsuńPewnie można.. Staram się więc przyzwyczajać.. :)
Ja odkąd poszłam na L 4 nie chciałam się "rozmemłać" więc szukałam różnych zajęć od spacerów po jedną bułkę przez pilates na wycieczkach w nieodwiedzane zakątki miasta skończywszy co oczywiście nie znaczy że nie myślałam o pracy ale choć miałam motywację do wyjścia z domu.
OdpowiedzUsuńDla mnie to wychodzenie z domu jest największym wyzwaniem, bo generalnie nie znoszę robić zakupów i nigdy sama do sklepu nie chodzę - a teraz robię wyjątek, zeby właśnie miec ten pretekst do wyjścia z domu. Od paru dni zresztą trochę źle znoszę wychodzenie na zewnątrz, nie wiem dlaczego, ale mam nadzieje, ze to mi przejdzie i będę mogła urządzać sobie dłuższe spacery, bo mam już kilka tras w planie ;)
UsuńJa już się przyzwyczaiłam... od 5 tygodnia ciąży jestem na zwolnieniu... są dni, że cieszę się, że nie muszę chodzić do pracy, a są też takie, że mi się tęskni... Zawsze jak idę ze zwolnieniem, to siedzę godzinami z dziewczynami :)
OdpowiedzUsuńDo samego faktu siedzenia w domu staram się przyzwyczaić, bo wiem, ze to mi dobrze zrobi :) Ale do świadomości, ze nie mam pracy jednak chyba nie potrafię i pewnie dlatego bardzo trudno będzie mi stwierdzić, że cieszę się, że nie muszę do niej chodzić. Gdybym miała wybór, to zdecydowanie bym pracowała i ten brak możliwości podjęcia innej decyzji niestety bardzo mi doskwiera.
Usuń