*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

czwartek, 27 listopada 2014

Dzień bez zakwasów jest dniem straconym :)

Chciałabym ponownie nawiązać do tematu ćwiczeń :) To jest niesamowite, jak mnie te wygibasy, przysiady i wymachy cieszą! Myślę, że to, co mówią o tych całych endorfinach, które się wydzielają przy treningu, to żadna ściema, bo ja je naprawdę odczuwam :)
Opracowałam swój własny plan treningowy. Przed ciążą ćwiczyłam prawie codziennie, a minimum cztery razy w tygodniu. Treningi trwały od 45 do 60 minut. Czasami nieco dłużej. Ćwiczyłam bardzo intensywnie i dbałam o urozmaicenia - czasami to było cardio, innym razem wzmacnianie, kiedy indziej
trening interwałowy albo obwodowy lub stretching. W ciąży oczywiście moje nawyki musiałam trochę zmodyfikować. Ale kiedy tylko skończył mi się "okres ochronny" i w 12tym tygodniu dostałam zielone światło od dwóch lekarzy, z entuzjazmem wzięłam się znowu za siebie.
Postanowiłam ćwiczyć pięć razy w tygodniu po 20-30 minut. Wykombinowałam sobie, że plan będzie wyglądał tak:  1 dzień ćwiczeń-1dzień przerwy-2 dni ćwiczeń-1 dzień przerwy-3-1-4-1-5-1-4-1-3-1-2-1-1 :) A potem od nowa! I praktykuję ten sposób mniej więcej od początku sierpnia do dziś :) Świetnie się sprawdza. Oczywiście czasami bywało tak, że w jakiś dzień trening mi wypadał, więc dopuszczałam jakieś modyfikacje. Poza tym jako zaliczone ćwiczenia uznawałam wyjście na basen traktowałam albo sytuacje, kiedy zdarzyło mi się, że danego dnia dużo chodziłam (tak powyżej godziny, w umiarkowanie szybkim tempie). Kiedy pracowałam to jeszcze trzy razy w tygodniu jeździłam rowerem do pracy, co dawało mniej więcej godzinę tygodniowo.

Na rowerze jeździłam jeszcze do połowy października, ale niestety na razie zaparkowałam go na balkonie i tylko tęsknie na niego spoglądam :( Franek zabronił mi wsiadać na niego, kiedy zdarzyło mi się raz zasłabnąć (nie na rowerze, akurat wtedy szłam:)) i oczywiście na początku i tak się buntowałam, ale im ciąża była bardziej zaawansowana, na dworze robiło się zimniej i miałam mniej powodów do dojeżdżania, stopniowo z tego rezygnowałam no i teraz już nie będę przesadzać. Tak od siódmego miesiąca przestałam jeździć. Na basenie też niestety już dawno nie byliśmy i nad tym bardzo ubolewam. Najpierw byliśmy na urlopie, a potem miałam infekcję, która to wykluczyła. Nie wiem, czy uda nam się jeszcze wybrać :( Bardzo bym chciała, ale wiele będzie zależało od kolejnych wyników no i również czasu. Mamy karnet ważny do czerwca i plan, że będziemy chodzić na basen na zajęcia z niemowlakami, ale wiadomo, że to dopiero później, więc jeszcze nie wiem, jak to rozwiążemy. W każdym razie bardzo brakuje mi tego pływania :(
Na szczęście do ćwiczeń w domu nie ma żadnych przeciwwskazań :) A przy tej mojej cukrzycy to jeszcze dodatkowy plus.

Ćwiczę więc w swoim systemie - zazwyczaj robię to między ósmą a dziewiątą rano. Każdego dnia wykonuję inny zestaw ćwiczeń. W internecie jest całe mnóstwo propozycji dla kobiet w ciąży, w różnych stadiach jej zaawansowania, do tego mam kilka różnych gazetek. Aż się boję, że nie zdążę wszystkiego wypróbować :) Czasami oczywiście trochę mi się nie chce ruszyć tyłka, ale zawsze się jakoś motywuję, a po jakichś pięciu minutach zastanawiam się - co mi odbiło, że mi się nie chciało?? Przecież to takie przyjemne! :) Po ćwiczeniach czuję się genialnie. Jestem naładowana pozytywną energią, poprawia mi się nastrój, mam poczucie, że zrobiłam coś dla siebie :)
Na początku Franek się trochę niepokoił tymi moimi ćwiczeniami, nie lubił, kiedy to robię i uważał, że ćwiczę za dużo. Ale później poszliśmy do szkoły rodzenia i zmienił zdanie, bo po pierwsze tam usłyszał, że kobiety aktywne fizyczne bardzo często dużo łatwiej i szybciej przechodzą poród - są przyzwyczajone do wysiłku, mają wzmocnione mięśnie i wyrobione dobre nawyki, po drugie, szybciej dochodzą do siebie po. A po trzecie - na zajęciach również trochę ćwiczyliśmy i uwierzcie mi, dało się zauważyć, kto jest z ćwiczeniami za pan brat, a kto ma z tym problem - nawet przy najprostszym ćwiczeniu (i świetnym na kręgosłup) typu klęk podparty i wyciąganie prawej ręki i lewej nogi i na odwrót - po prostu było widać, kto robi z kręgosłupa "łódeczkę" i kto ma na tyle wzmocnione ciało, żeby się nie chwiać. Franek wtedy zobaczył, że z moją kondycją jest całkiem nieźle i był chyba nawet trochę z tego dumny :) Od tamtej pory sam mnie namawia do ćwiczeń i pyta, czy danego dnia zaliczyłam trening :)
Od kilku tygodni do moich zestawów dorzuciłam jeszcze ćwiczenia wzmacniające mięśnie dna miednicy - chociaż oczywiście można je ćwiczyć nie tylko specjalnie się do tego przygotowując.

Jak już wspomniałam, te ćwiczenia dają mi ogromnie dużo radości. Jedyny mankament jest taki, że jednak nie mogę ćwiczyć tak intensywnie przez co nie mam zakwasów :P A ja tak lubię zakwasy!! Swego czasu moim mottem było "dzień bez zakwasów jest dniem straconym" :D Starałam się każdego dnia przekraczać swoje granice i ćwiczyć różne partie mięśni, żeby później czuć, że faktycznie coś zrobiłam. W ciąży też parę razy mi się udało te zakwasy mieć - ale to zazwyczaj po nieco dłuższych przerwach. Teraz zdarza mi się to już rzadziej. Ale dopóki w trakcie ćwiczeń, naprawdę czuję, że mięśnie wykonują pracę, to i tak jestem zadowolona. Poza tym muszę się do tego przyzwyczajać, bo być może będę karmić piersią, a wtedy zakwasy zdecydowanie nie są wskazane :) Ale jeszcze mam trochę czasu, żeby się tym martwić. Tymczasem delektuję się każdym seansem treningowym - naprawdę trudno mi opisać, jakiego fajnego uczucia wtedy doświadczam.

40 komentarzy:

  1. ja w ciazy nie cwiczylam jakos specjalnie, bo i przed tego nie robilam, ale mialam duuuzo spacerów, więc nie mogę powiedzieć, zebym ciaze przelezala przed tv:) a na kilka dni przed poordem bardzo intensywnie sprzatalam, biegalam po miescie, do tego duzo seksu i faktycznie, poród łatwy był. Pamietam jak chwile "po" przyszedł ordynator i zszokowany "juz pani urodzila?!" :D a co, ja tam sie nie lubię patyczkowac:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja nie ćwiczę dlatego, że jestem w ciąży, a ten ewentualnie łatwiejszy poród nie był dla mnie jakąś motywacją (choć teraz już trochę też motywuje) tylko to mi sprawia ogromną frajdę :) Nie miałam też na celu apelować tą notką do ciężarnych, zeby nie leżały przed TV, bo prawdę mówiąc to, co robię inni mnie nie bardzo interesuje :)) Ja po prostu tak bardzo lubię ćwiczyć, że nie mogłabym z tego zrezygnować :)
      Fajnie, że Tobie tak sprawnie poszło. Też bym tak chciała i dlatego się tak pocieszam, że może skoro od lat regularnie ćwiczę to mi to jakoś ułatwi.. a nawet jeśli nie, to przynajmniej nastawienie mam w miarę pozytywne :)

      Usuń
    2. Na pewno ułatwi, juz sam fakt, ze masz wycwiczone miesnie, lepsza wytrzymalosc na wysilek itd. to musi zaowocowac.

      Usuń
    3. Trochę na to liczę... Podobno regularne, wieloletnie ćwiczenia mają ogromny wpływ na mięśnie głębokie, których nie widać, a które mają ogromne znaczenie przy porodzie. Poza tym właśnie wydaje mi się, że po prostu wytrzymałość może mi pomóc i fakt, że przyzwyczajona już byłam do tego, że jak się ćwiczy to czasami boli i trzeba to przetrzymać - to trochę jak przy porodzie (choć ból jest sto razy gorszy pewnie :P)

      Usuń
    4. najgorszy bol to jak Ci Żubr w butelce spadnie na stopę. Poród przy tym to pikus:)

      Usuń
    5. Dobra, będę się tak pocieszać :D Pomyślę sobie, że nie jest tak źle, bo przecież mógł mi Żubr w butelce spaść na stopę :))

      Usuń
    6. jak rodzilam to nie mialam wrazenia, że za chwile zemdleje z bolu, a po tym żubrze- aż mi sie ciemno zrobilo przed oczami... brrrr...

      Usuń
    7. Właśnie sporo słyszałam o tym, że strach ma wielkie oczy i że poród boli, ale bez przesady i da się to znieść, tylko trzeba też odpowiednio do tego podejść..

      Usuń
    8. Najlepiej chyba podejść do tego zadaniowo. Albo jak do egzaminu:P Najpierw szkola rodzenia, a potem egzamin:) A że jesteś ambitną osobą, to sobie poradzisz świetnie.

      Usuń
    9. Dokładnie i powiem Ci, że sama się sobie dziwię, ale tak właśnie teraz do tego podchodzę (między innymi dlatego właśnie zależy mi na porodzie naturalnym) - ta szkoła rodzenia naprawdę bardzo mi pomogła. Przestałam się bać i mam takie pozytywne podejście, ze jakoś muszę dać radę, że to jest tylko coś, co trzeba jakoś wykonać :) Chyba bardziej się boję tego, co będzie po :P

      Usuń
    10. Mi też wtedy pomogła pokonać strach i inne takie. Nie wiem jak jest w innych szpitalach, ale w naszym to na porodówce pada pytanie czy sie uczeszczalo w tkaich zajeciach i jak kobieta mowi, ze tak to zaraz polozna i lekarz maja do niej super podejscie, bo wiedzą, że sobie bedzie lepiejnradzic, nie bedzie niczym zdziwiona, ze umie prawidlowo oddycha ci przec itd. Wiadomo, ze jest w duzym stopniu przygotowana na to wszystko. I tak zresztą faktycznie jest.

      Usuń
    11. Ja też nie wiem, ale za dwa miesiące pewnie już będę wiedzieć :P To jest bardzo w moim stylu, bo ja lubię wcześniej się zorientować co i jak, zeby nie być zaskoczonym, więc ta szkoła bardzo mi w tym pomogła. I liczę na to, że będę umiała to wszystko zastosować w praktyce i że podejście tych polożnych w moim przypadku też będzie fajne :)

      Usuń
    12. człowiek jak jest przygotowany to czuje sie bezpieczniej, ja na szkole rodzenia ogladaam tez porodowke wiec naprawde mniej sie balam:)

      Usuń
    13. Tak, zgadzam się.
      Akurat takiej możliwości nie ma tutaj, bo po prostu zazwyczaj porodówki są "używane" :))

      Usuń
    14. my tak trafilismy, ze byla pusta:)

      Usuń
    15. W tym szpitalu, który ja biorę pod uwagę cały czas jest ruch :) To będzie prawdziwe szczęście, jak udałoby mi się tam dostać..

      Usuń
  2. Myślisz, że teraz mogłabym zacząć takie ćwiczenia, mimo tego, że wcześniej nie ćwiczyłam i byłam mało aktywna oraz mam jednak słabą kondycję?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę trudno mi powiedzieć, bo to najlepiej wie lekarz... :( Raczej nie zalecają rozpoczynania treningów jeśli wcześniej się tego nie robiło regularnie. Z drugiej strony można też po prostu dostosować ćwiczenia do siebie, nie trzeba od razu się rzucać na głęboką wodę i doprowadzać do zmęczenia i tych zakwasów, których ja tak pragnę :)) Zdecydowanie trzeba brać pod uwagę swoje ciało i granice jego wytrzymałości.

      Usuń
    2. Pytam tak z ciekawości, bo raczej nie planuję teraz rozpoczynać treningów. Na jednej z pierwszych wizyt lekarz powiedział, że lekkie ćwiczenia mogę wykonywać. Na razie nie mam na to czasu (choć gdybym chciała, to by się znalazł) i ochoty. Ale zastanawiam się czy nie najdzie mnie ochota pod koniec ciąży, kiedy będę już na zwolnieniu, tak żeby sięnie nudzić. Ale wtedy to chyba już za późno na takie pomysły :P

      W każdym razie cieszę się, że treningi sprawiają Ci taką przyjemność i że zwyczajnie możesz je wykonywać i się tego nie boisz. Jest wiele ciężarnych, które po dowiedzeniu się o ciąży automatycznie kładą się do łóżka. Ja, choć w życiu jestem mało aktywna fizycznie (w sensie nie ćwiczę i nie robię czegoś regularnie, ale na przykład często i dużo chodzę, spaceruję), to nie akceptuję takiej formy zapobiegawczości.

      Usuń
    3. Moim zdaniem najważniejsza mimo wszystko jest właśnie ta ochota, bo jak się nie czerpie przyjemności z tych ćwiczeń to motywacja jest dużo mniejsza no i tak na siłę to trochę mija się z celem. Powiem CI, ze ja bym pod koniec ciąży chyba bała się zaczynać w obawie, że coś przyspieszę niechcący, jeśli mój organizm będzie nieprzyzwyczajony :)

      Myślę, ze w dużej mierze wynika to z tego, że znam już swoje ciało i po prostu ćwiczenia od dawna są stałym punktem mojego programu, dlatego nie boję się, że coś mogłabym sobie nimi zrobić. Ja to prędzej mam odpał w drugą stronę :P ale to tylko pozorne, bo jednak się nie forsuję i zdecydowanie ćwiczę mniej intensywnie, niż kiedyś.
      Fakt, że niektóre kobiety przesadzają i wydaje mi się, ze tym sobie też robią krzywdę.

      Usuń
    4. Ida myślę, że na basen mogłabyś pójść spokojnie, troszkę popływać i zrelaksować się... ale jeśli cierpisz na zapalenia okolic intymnych, to lepiej i basen odpuścić, bo wiadomo w ciąży to ciężko wyleczyć... :( Ja miałam chodzić, ale międzyczasie jeździłam na rowerze, dużo spacerowałam no i przeholowałam... więc teraz zwolniłam trochę tempo, nie chcę urodzić w 2014 roku :D

      Usuń
    5. O tak, woda to mój żywioł. Uwielbiam! I też o tym myślę, ale ostatnio miałam infekcję moczową i to chyba tak nie bardzo. A teraz czuję, że jednak nie minęła... Jutro zobaczę, jak wyniki i zapytam lekarza na następnej wizycie.

      Usuń
    6. Basen zawsze jest zalecany jako najlepsza aktywność fizyczna - w ciąży również, ale właśnie pod warunkiem, że nie ma się żadnej infekcji lub skłonności do niej.

      Usuń
  3. Nie mogę się przekonać do ćwiczeń. Boję się, że nie wykonuje ich dobrze i jeszcze sobie jakąś krzywdę zrobię, co innego rowerek czy bieżnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę rozumiem, bo ja jednak najpierw przez wiele lat regularnie chodziłam na różne zajecia z prowadzącymi i dzięki temu wiem, jak wykonywać ćwiczenia i robię wiele rzeczy już automatycznie. Ale z drugiej strony w internecie jest dużo instruktażowych filmików.
      Mnie z kolei rowerek albo bieżnia jednak nudzą.. ;)

      Usuń
  4. Nie słuchaj żadnych opowieści o ,,strasznych'' porodach! To bzdura! Ćwiczenia na pewno Ci sprawę ułatwią. A ja się pochwalę przy okazji, że zaczęliśmy z Małżem od poniedziałku wspólne ćwiczenie brzuszków! Bośmy się trochę zapuścili od lata w polegiwaniu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie staram się nie słuchać :) Przyznam, że już trochę urodziłam, że nie każdy poród musi być bardzo ciężki (bo oczywiście takie się też zdarzają i daleko szukać nie muszę, bo moja mama poród mojej siostry bardzo źle wspomina - ale to też były inne czasy...) i staram się tego trzymać!

      No to świetnie! Najgorzej zawsze zacząć :) Tak trzymać - pamiętam, że już tak razem ćwiczyliście i uważam, że to jest świetna sprawa. Mojego Franka trudno mi zagonić do ćwiczeń, tylko basen go przekonuje.

      Usuń
  5. Ja też ćwiczyłam w ciąży regularnie i poprawiało mi to bardzo samopoczucie :-) dwa tygodnie przed rozwiązanirm nie mogłam ćwiczyć bo lekarz zabronił i to było dla mnie trudne, bo jak tu nie ćwiczyć? poród i tak zakończył się cesarką ale wszystkiego co robiłam w ciąży nie żałuję. Teraz nawet zaczęłam od prostych ćwiczeń o których piszesz i bardzo sie cieszę że znow mogę być aktywna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja już tyle lat ćwiczę, że nie mogłabym z tego zrezygnować :) Zawsze bardzo poprawiało mi to samopoczucie, ale teraz chyba jeszcze bardziej :P Nie wyobrażam sobie nie ćwiczyć - choć oczywiście, gdybym miała zakaz, to bym się stosowała - tak zresztą było w I trymestrze (to była dla mnie męczarnia!)
      Też nie wiem, jak to będzie u mnie i czy przez tą debilną cukrzycę nie będę musiała mieć cesarki :( Liczę się więc z tym, choć jednak wolałabym poród siłami natury. No ale różnie może być - trudno. Jednak nawet jeśli moje wyćwiczenie się nie będzie przydatne przy porodzie to na pewno i tak nie jest zmarnowany czas, bo to nie jest moją motywacją do ćwiczenia :)

      No tak, już skończył się u Ciebie okres połogu to możesz ćwiczyć, fajnie :))

      Usuń
    2. Najważniejsze że dobrze się czujesz i możesz robić to co lubisz :)
      Jak będziesz wiedzieć wcześniej o cesarce to się nastawisz wewnętrznie i na pewno będzie dobrze. Ja byłam przerażona no ale nikt nie przewidział takiego przebiegu porodu...
      Bardzo się cieszę że mogę znów ćwiczyć od razu mi lepiej :))

      Usuń
    3. Tak, ja też się z tego cieszę, bo juz naprawdę i tak wiele kosztuje mnie rezygnacja z normalnego jedzenia.

      Właśnie, jak jeszcze będę miała ustalony wcześniej termin to pół biedy (choć i tak nie chcę), ale najbardziej się boję, że będę długo rodzić naturalnie i nic z tego nie będzie albo coś pójdzie nie tak i i tak będzie cesarka. Wtedy to będzie podwójna męka :(

      Wcale Ci się nie dziwię :)

      Usuń
  6. w szkole, zarówno w podstawówce, jak i w liceum, moimi najbardziej znienawidzonymi przedmiotami były matematyka i wf :))) na studiach zaczelam chodzic na aerobik i bardzo mi się spodobal, chyba glownie dlatego, ze nie był oboeiazkowy tylko dla czystej przyjemności :) później miałam kilkuletnia przerwę. Znowdo niego wrocilam 2 lata przed slubem i chodziłam do momentu zajścia w ciaze. Wtedy sobie odpuscilam, bo balam się, ze mogę przeholować. I od tamtej pory cwicze w domu - najpierw ćwiczenia w ciąży takie bardziej rozciagajace, a później po porodzie wzielam się za powrot do formy. Nie cwicze jakos strasznie regularnie, ale za to nadrabiam dluuuuuuuugimi spacerami z Juniorem :) efekt jest taki, ze waze mniej niż przed ciaza, a "zrem" jak smok, bo ciagle glodna jestem :P :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a no i zapomniałam dopisać, ze zakwasy po ćwiczeniach dla własnej przyjemności, a nie z przymusu jak na szkolnym wf-ie sa suuuper :)

      Usuń
    2. Ja w podstawówce bardzo lubiłam WF :) Wtedy też byłam bardzo aktywna fizycznie - poza normalnymi lekcjami chodziłam jeszcze na SKSy i biegałam na zawodach (nawet z sukcesami :P). Ale wszystko się zmieniło w szkole średniej, bo podejście nauczycielki i niektórych koleżanek było fatalne - opierało się głównie na rywalizacji i każda gra np. z dobrej zabawy zamieniała się w jakąś chorą rywalizację :/ Bardzo mi się to nie podobało i atmosfera na tych lekcjach była fatalna.
      Na studiach miałam aerobik albo taniec do wyboru na I roku, ale nie lubiłam za bardzo tego, bo to było u nas obowiązkowe i pora mi w ogóle nie pasowała. Musiałam przyjeżdzac specjalnie na popołudnie i miałam wrażenie, ze marnuję cenny czas na naukę :/
      Ale potem zaczęłam sama chodzić na takie zajęcia, sama decydowałam kiedy i na co i wszystko się zmieniło :)) Na początku jeszcze moją motywacją było po prostu to, żeby się nie zapuścić albo schudnąć. Ale już od dawna to zeszło na dalszy plan i ćwiczę dla samej radości z ćwiczeń :) Jak tylko zaszłam w ciążę to od razu szukałam odpowiednich dla siebie zestawów, bo nie wyobrażałam sobie nie ćwiczyć wcale. Dmuchanie na zimne nie jest raczej w moim stylu, więc dopiero jak były jasne przesłanki ku temu, żebym przez chwilę się powstrzymała, to od razu to zrobiłam, ale przyznam, że męczyłam się strasznie.
      Spacery to też jakaś forma ruchu i jak mam dni, kiedy chodzę dużo i dość szybko, to już nie ćwiczę, ale jednak muszę (w sensie czuję wewnętrzną potrzebę :P) ćwiczyć regularnie, bo inaczej od razu odczuwam tego brak :))

      Mnie to chyba nawet zakwasy po szkolnym WFie nie przeszkadzały tak bardzo, choć na pewno tak nie cieszyły jak teraz :P

      Usuń
    3. my mielismy okropna nauczycielke wfu w podstawówce i przez nia tak się zraziłam do tego przedmiotu. W liceum na nasza nauczycielke mówili terminator i były ku temu powody, bo wyciskala z nas siódme poty, ale to było calkiem spoko, bo atmosfera była zupełnie inna. Mzna było się z nia posmiac i pozartowac, ale i tak dawala nam tak popalić, ze później ledwo docieralysmy na kolejna lekcje, bo nie bylysmy w stanie wejść po schodach na drugie pietro, a zazwyczaj po wfie mielismy polski na ostatnim piętrze :)

      Usuń
    4. Ja z kolei w podstawówce miałam świetną nauczycielkę. W liceum nie była najgorsza, ale właśnie miała złe podejście i wprowadzała taką beznadziejną atmosferę. No i miewala fochy, a ja nie znoszę ludzi, którzy nie potrafią profesjonalnie podejść do tego co robią, tylko ich humory biorą górę.
      W WF w ogóle zawsze powinien być na końcu a nie w połowie albo na samym początku :/

      Usuń
  7. o rany a ja jestem taki leniuch, że nie znoszę ćwiczyć a zakwasy to już w ogóle masakra. Tłumaczę się jedynie tym, że pracę mam pół siedzącą pół w ruchu i codziennie w tygodniu biegam po ulicach miasta kilka godzin piechotą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam nie mam zamiaru nikogo przekonywać tak bardzo do aktywności fizycznej - bo chociaż sama nie wyobrażam sobie nie ćwiczyć, to rozumiem, że ktoś może tego po prostu nie lubić. No, ale ważne, że jakiś ruch mimo wszystko jest u Ciebie, bo całkowity brak już bylby po prostu niezdrowy :)

      Usuń
  8. No to , gdyby Ci kiedyś przyszło się przekwalifikować, to możesz zostać instruktorką fitness :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ee, chyba nie :P Bo nie wiem, czy wtedy czar by nie prysł :) Frajdą jest samo ćwiczenie, a nie wiem, czy przekazywanie tego jak ćwiczyć innych byłoby tak samo przyjemne :)

      Usuń