*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

piątek, 21 listopada 2014

Spóźnienie

Randka nam się jak najbardziej udała, chociaż na początku było nieco inaczej, niż sobie wyobrażałam, bo się po prostu trochę spóźniłam :/ Nie na sam film, bo byłam nawet dziesięć minut wcześniej, ale plan był trochę inny, bo miałam przyjechać z prawie godzinnym wyprzedzeniem. A wszystko przez to, że osiem godzin wcześniej nie przyjechał mi autobus...
Miałam wszystko ładnie zaplanowane i obliczone - Franek jechał na szkolenie, więc zabrałam się z nim i stamtąd tuż przed siódmą miałam autobus, którym chciałam dojechać do szpitala na badanie krwi i konsultację. Zakładałam, że się szybko ze wszystkim uwinę i około dziesiątej będę już w domu. Ale na przystanku zamiast siedmiu minut musiałam czekać ponad dwadzieścia i cały mój plan się posypał - na miejsce dojechałam z półgodzinnym opóźnieniem. To spowodowało, że i na oddział weszłam później i nie zdążyłam przed obchodem. Musiałam czekać na lekarza i tym sposobem wszystko przedłużyło się o kolejne pół godziny. Kiedy wyszłam, okazało się, że kolejka, którą planowałam wracać odjechała mi już 15 minut wcześniej a następna jest za kolejne 15. Niestety miałam do przystanku kawałek drogi i nie zdążyłam. Postanowiłam więc jeden przystanek przejść na pieszo, żeby nie czekać znowu na stacji tyle czasu. Zdążyłam. Tyle, że okazało się, że ze względu na remonty akurat ten następny pociąg nie dojeżdża do stacji końcowej, więc i ja do swojej nie dojadę. Znowu musiałam czekać 30 minut. I tym sposobem ostatecznie zamiast o 10:00 dotarłam do domu przed 12:00. Z porannych dwudziestu paru minut zrobiło mi się opóźnienie dwugodzinne. Nie wyrobiłam się więc ze wszystkim, co sobie zaplanowałam i wyszłam pięć minut później z domu niż zakładałam. Ale pomyślałam sobie, że zamiast dojść na przystanek, podjadę sobie jeszcze jednym autobusem. Niestety na wiadukcie zepsuł się jakiś samochód i zrobił się mega korek. Na autobus, którym miałam dojechać do Franka spóźniłam się jakieś dwie minuty... Musiałam jechać okrężną drogą i znowu wpakowałam się w korek.
Ostatecznie dotarłam na miejsce, ale naprawdę nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że to wszystko skutki tego porannego opóźnienia autobusu! Zastanawia mnie, jak często się zdarza, że jakieś niewielkie opóźnienie - nawet nie z naszej winy - ma później wpływ na całą resztę dnia i dezorganizuje nam plany, chociaż możemy sobie z tego nie zdawać sprawy. Ile cennych minut marnuje się codziennie na czynnościach zupełnie bezsensownych.. Ja przyznaję, że zdarza mi się czasami zająć czymś zupełnie bez sensu, tylko dlatego, że na przykład nie chce mi się wziąć za coś produktywnego :) Na szczęście nie za często - za to prawie zawsze, gdy sobie wcześniej nie ustalę jakiegoś planu dnia. Gdy go mam, to zwykle udaje mi się go trzymać, zwłaszcza, że zostawiam sobie margines błędu.
Ale oczywiście można też w drugą stronę - nadrobić parę straconych minut i dzięki temu na koniec dnia zyskać całkiem sporo czasu. Chociaż z doświadczenia wiem, że tego się aż tak nie zauważa, bo wtedy tym chętniej te nadrobione minuty trwonimy na jakieś bezproduktywne czynności :)
W ostatecznym rozrachunku jednak najważniejsze, że mimo wszystko zdążyłam, popołudnie nam się udało a dzisiaj tamto poranne spóźnienie autobusu nie ma już żadnego znaczenia :)

Jeszcze słówko odnośnie filmu, bo pod poprzednią notką pojawiły się komentarze na ten temat - nie oczekiwaliśmy niczego szczególnego, więc się nie rozczarowaliśmy. Prawdę mówiąc bardziej chodziło o to, żeby iść do kina niż na film, a w takim wypadku lepiej wybrać coś, co ja nazywam "oglądadełkiem". Chcieliśmy coś lekkiego, relaksującego i pozytywnego. Nie mieliśmy ochoty na kino ambitne, z morałem, czy szczególnie emocjonujące, więc "Dzień dobry, kocham cię" spełniło nasze oczekiwania. Z zasady nie polecam innym filmów, czy książek, bo wiem, że każdy ma inny gust a także inne oczekiwania co do potrzeb, jakie ma dany seans czy lektura zaspokoić. Więc i tego filmu bym nie poleciła pewnie. Był przewidywalny, prosty, raczej nierealny - ale właściwie czego można się spodziewać po komedii romantycznej? :) Widziałam kilka dużo gorszych filmów, a generalnie i tak mi się podobało, bo chodziło o samo wspólne wyjście i kinową atmosferę. Nawet Franek, który jest bardzo krytyczny jeśli chodzi o filmy a polskich to już właściwie nie ogląda z zasady, nie narzekał, bo ten seans i tak spełnił swoją rolę. 
A tak już abstrahując od tego konkretnego przypadku  - nie wiem jak Wy, ale muszę przyznać, że ja w ogóle rzadko mam jakieś szczególne oczekiwania co do filmów. Zwykle traktuję je jako prostą rozrywkę. Owszem, czasami lubię wybrać się na coś ambitniejszego, na coś z morałem, o czym się później myśli jeszcze przez jakiś czas. Ale nie mam też nic przeciwko typowo komercyjnym produkcjom albo lekkim opowiastkom. To samo zresztą dotyczy na przykład książek. W końcu wszystko jest dla ludzi :)

A i tak najważniejsze, że randka nam się udała :)

41 komentarzy:

  1. Ja nie znoszę, jak teraz spóźniają mi się pociągi. Notorycznie od miesiąca i jeszcze miesiąc ma to potrwać. Tracę przez to i czas, bo opóźnienia są od 5 minut do 50 czasami, dodatkowo bywa tak, że trzeba czekać na jakiś pociąg, bo jest mijanka, i tracę pieniądze, bo muszę dojeżdżać do centrum miejską, żeby nie marznąć na peronie, który jest na polu. Strasznie dezorganizuje mi to potem dzień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też tego nie znosiłam, kiedy jeździłam pociągami, bo wtedy najgorsza była ta bezradność i niewiedza (bo oczywiście nigdy o niczym rzetelnie nie informowali) Z autobusami miejskimi albo tymi kolejkami o których piszę (to są takie podmiejskie kolejki, działają na zasadzie komunikacji miejskiej - coś trochę jak tramwaje) jest trochę inaczej, bo po pierwsze jeżdżą częściej a po drugie zwykle jest jakaś alternatywa, ale to i tak często jest bardzo denerwujące. W Warszawie to jest bardziej dokuczliwe niż np. w Poznaniu, bo ze względu na wielkość miasta tam było tak, że jak coś mi nie przyjechało, to zazwyczaj mogłam sobie wybrać z tego przystanku inny autobus czy tramwaj i jakoś dojechałam lub chociaż podjechałam, bo często komunikacja jeździ w podobnym kierunku. Tutaj zazwyczaj z jednego przystanku jeżdżą autobusy w kompletnie różnych kierunkach i trzeba czekać na ten konkretny.
      Ale i tak uważam, że jednak masz trochę gorzej z tymi pociągami :( I rzeczywiście takie sytuacje mocno dezorganizują cały dzień.

      Usuń
  2. Nie korzystam z komunikacji miejskiej i nawet poza-miejskiej, ale doskonale wiem jak to jest, bo w czasach licealnych i jeszcze studenckich jeździłam dość często pociągiem. A te potrafią się spóźniać, oj potrafią... Czasem jak się spóźnił dość dużo, to okazywało się, że w sumie nie opłacało się w ogóle jechać na zajęcia, bo wypadały tylko ostatnie, takie luźniejsze. No i cały dzień poszedł...się paść. A już na pewno jest to irytujące, jak jest się z kimś umówionym. I to na ważne spotkanie. I choć do dziś mimo wszystko sentyment do podróżowania pociągiem pozostał, to ponad wszystko chwalę sobie własny środek transportu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jak napisałam wyżej Szczęściarze, pociągi i ich opóźnienia to i tak trochę coś innego niż komunikacja miejska. Po prostu takie opóźnienie ma inne konsekwencje.
      Jeśli chodzi o autobusy, tramwaje, czy kolejki miejskie (w Warszawie przynajmniej na metro można zawsze liczyć - chyba, że jest jakaś awaria, ale nie zdarza się to szczególnie często), to spóźnienia nie są zazwyczaj aż tak poważne a wkrótce i tak coś przyjeżdża. Tak czy inaczej, ja po mieście bardzo nie lubię jeździć samochodem, bo uważam, ze za dużo z tym zachodu i samochód traktuję jedynie jako formę udogodnienia niż jako ulubiony środek transportu.

      Usuń
    2. W dużym mieście czasem nie ma innej opcji jak poruszanie się komunikacją miejską. Dłużej zajmuje stanie w korkach. Ale w naszym Opolu jest całkiem odwrotnie - to na autobus trzeba długo czekać i wiele miejsc nawet w ogóle nie jeździ, dlatego u nas samochód to artykuł pierwszej potrzeby ;) U mojej Siostry we Wrocławiu jest inaczej, oni choć mają auto, to po mieście się raczej nim nie poruszają, bo szkoda kasy i czasu. Autobusów i tramwajów tam na pęczki.

      Usuń
    3. Rzeczywiście - im większe jest miasto, tym dłużej stoi się w korkach, na światłach i więcej czasu (i pieniędzy) traci się na parkowanie. Do tego komunikacja miejska jest po prostu lepiej zorganizowana i często wypada to korzystniej - i cenowo i pod względem szybkości i wygody przemieszczania się. Franek dojeżdża samochodem do pracy (bo akurat mieszkamy teraz w takim miejscu, skąd nad ranem nie bardzo są połączenia), ale ogólnie samochód jest nam głównie potrzebny do jeżdżenia w dalekie trasy.

      Usuń
  3. ja rzadko korzystam z komunikacji miejskiej. Zazwyczaj przemieszczamy się samochodem albo po prostu pieszo, ale wiem jak pozornie blahe spóźnienie potrafi rozbic człowiekowi dzien.
    Ja tez lubie czasem takie odmozdzajace książki czy filmy, czasemsa bardzo potrzebne dla zwykłego relaksu. Z kolei moja kolezanka z pracy uznaje tylko ambitne ksiazki i filmy i gardzi tymi lekkimi :) każdy wybiera to co lubi, dla mnie jednak najważniejsze jest zachowanie jakiejś zdrowej równowagi, bo ilez można katować mozg poważnymi i ambitnymi dziełami ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My mamy tylko jeden samochód (i nawet nie zamierzamy mieć drugiego) a zazwyczaj Frankowi jest bardziej potrzebny niż mi, bo trudno mu dojechać do pracy nad ranem. A on jak ma okazje to też jeździ komunikacją, bo ma za darmo.
      Ale mnie to nie przeszkadza, bo bardzo lubię komunikację miejską i poruszanie się po Warszawie (czy nawet Poznaniu) uważam za stratę czasu i za dużo zachodu z szukaniem parkingu, staniem w korkach itp. Po prostu jak infrastruktura miejska jest bardzo dobrze rozwinięta, to szkoda korzystać z własnego samochodu. Ale oczywiście trzeba się liczyć z tym, ze nie zawsze wszystko pójdzie po naszej myśli.

      Zgadzam się z Tobą, też uważam, ze tego rodzaju filmy czy książki są potrzebne i na pewno też coś dają człowiekowi, nawet jak nie są szczególnie ambitne. Też znam takie osoby, które właśnie gardzą tzw, popem i trochę mnie to drażni, wydaje mi się to trochę snobistyczne :) Oczywiście nie zawsze, ale w niektórych przypadkach na pewno.

      Usuń
    2. my tez mamy jeden samochod, ale u nas jest trochę inaczej, bo mimo dobrze rozwiniętej komunikacji miejskiej, nasze miasto ma około 55 tys. mieszkancow, wiec calkiem latwo jest się przemieszczać po nim samochodem. No przynajmniej w porównaniu do Warszawy :)) Gdybysmy mieszkali w Wielkim Miescie, pewnie tez wybieralibyśmy komunikacje, bo mniej z tym zachodu i tyle :)

      No ta moja kolezanka wlasnie pod tym względem jest dość specyficzna. Hmm... w sumie ona w ogole jest cala dość specyficzna, ale chyba wlasnie za to ja lubie :) Choc mnie tez trochę drazni jej takie podejście do książek czy filmow "dla ludu". Ona nawet nie chodzi do kin typu Helios czy Miltikino, bo to takie pospolite przecież jest i chodzi tylko do takich starych niszowych kin. Ale coz, każdy wybiera to, co lubi :)

      Usuń
    3. No tak, i jak miasto mniejsze, to z kolei jak nie masz samochodu, to łatwiej się przemieszczać po prostu na piechotę - u mnie to raczej nie wchodzi w grę, bo odległości są kosmiczne :) W każdym razie, tak jak napisałam też Idzie, rzeczywiście w większym mieście wygląda to inaczej, bo jeżdżenie samochodem często trwa długo a komunikacja jest naprawdę dobrze zorganizowana.

      Nie raz tak jest, że się kogoś lubi pomimo jego "dziwactw" i innego spojrzenia :) Ale podobnie ma bratowa Franka (a przez to również jej brat), kiedy z nią rozmawiam o książkach, to okazuje się, że ona czyta tylko te bardzo ambitne (a dla mnie często średnio interesujące) i do kina też chodzą właśnie takich niszowych i studyjnych. Ja też się lubię wybrać czasami do takiego małego, niekomercyjnego kina, ale raczej nie ze względu na repertuar tylko na ceny :))

      Usuń
  4. Ja właśnie szukam czegokolwiek, co będzie "wow" w filmie, ale często już po kilkunastu minutach wiadomo, czy jest dobrze i można czekać na to wow, czy nie. Czasem są to efekty specjalne, czasem jakaś śliczna aktoreczka, bez znaczenia.
    Jak do tej pory jest tylko jeden film, którego nie obejrzałam do końca, bo wyszliśmy w trakcie seansu - "To nie tak jak myślisz, kotku" czy jakoś tak. No, tak nas zabiło to coś, że woleliśmy iść na pizzę;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja nie mam żadnych tak wielkich oczekiwań - jeśli film jest naprawdę ponadprzeciętny, to po prostu jestem przyjemnie zaskoczona. Ale zwykle do kina idę głównie po to, żeby sobie coś obejrzeć, niż żeby zachwycić się konkretnym filmem.
      Pewnie to "ponadprzeciętny" w moim wypadku oznacza zupełnie co innego niż w Twoim, bo ja na przykład w filmach nie znoszę efektów specjalnych i wszelkie momenty, w których są one prezentowane śmiertelnie mnie nudzą - wyłączam się albo zasypiam. Natomiast o ile o tym ostatnim filmie nie mogłabym wyrazić jasnej opinii, że był dobry albo nie, to akurat "To nie tak jak myślisz kotku" uważam za naprawdę dobrą komedię i bardzo mi się podobał - sam film, nie wypad do kina. Ja pamiętam tylko dwa filmy, któe naprawdę były żenujące - Moja supereksdzieczyna i Transformersi - na tym drugim zasnęłam

      Usuń
    2. Kocham TransformersŁD
      Także tak:P

      Usuń
    3. Boszzzz, gdybym miała wybrać najgorszy film, to właśnie transformersi.
      Do kina to my raczej razem nie pójdziemy :)

      Usuń
    4. To ja z niedyskretna bym sie dogadala w kwestii fimow, bo Transformers tez uwielbiam ;) Chociaz na bajki tez lubie popatrzec - np teraz czekam na premiere Pingwinow :D

      Usuń
    5. Kurczę :)) Ja naprawdę nie wiem o co chodzi z tymi Transformersami - no bo nie raz się zdarza, że jakiś film mi się nie spodoba, ale rozumiem, że komuś innemu podobać się może i że po prostu nie trafił w mój gust. Ale w tych roboto-autach to ja nawet nie mogę się doszukać tego, co się innym może podobać :) WYbaczcie :P
      O bajki to ja też lubię :)

      Usuń
  5. Właśnie - najważniejsze, że randka się udała :) a ten film i mnie chodzi po głowie, a nawet zastanawiam się czy nie wybrać się na bajkę :D po prostu chciałabym iść sobie do kina, obejrzeć coś lajtowego i mieć jakąś odmianę i choć takie komedie do ambitnych nie można zaliczyć, to nie mam nic przeciwko i raz na jakiś czas nie mówię nie :)
    A swoją drogą, jedno spóźnienie a ile następstw za sobą pociągnęło, aż niemożliwe hehe :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli takie byłyby Twoje zamierzenia i oczekiwania, to jak najbardziej uważam, że tego rodzaju film by je spełnił - choć przewidywalny, to nie nudny, chwilami zabawny, dość pozytywny i właśnie lekki. Ja wyszłam z kina w dobrym nastroju. I też raz na jakiś czas lubię sobie coś takiego obejrzeć.
      No, sama nie mogłam w to uwierzyć!

      Usuń
  6. w temacie spóźnień autobusów to widziałam ostatnio krążący na FB plakat gry planszowej z dedykacją dla MPK we Wrocławiu bodajże i są tak hasła typu: Twój autobus się zepsuł cofasz się o 3 pola albo brak na zajezdni autobusu awaryjnego stoisz kolejkę :D

    Ubawiła mnie ta gra ale to samo życie niestety ... :)

    Dobrze, że randka się udała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, dobre! Ludzie to mają pomysły :)))
      No niestety, tak to wygląda - im większe miasto tym chyba z tym gorzej. Trzeba się z tym liczyć. Ale też nie zawsze się tak przecież zdarza.

      Właśnie, to najistotniejsze :)

      Usuń
    2. a wiesz co wyślę Ci to na maila niech się Franek też pośmieje w końcu on jest bardzo w temacie tej gry :D

      Usuń
    3. O, fajnie, wyślij :) Nawet miałam napisać, że szkoda, że tego nie widziałam :)

      Usuń
  7. Kocham swoje auto i za nic nie zamienię go na komunikację miejską :) ale tez mieszkamy w niedużym mieście, gdzie autobusy nie odjeżdżają co 15min, a i tramwaj nie podjedze. Co do filmów, to my zwykle chidzimy na thrillery; ostatnio oglądalismy Bogowie oraz Miasto 44. Osobiście lubię , gdy film wywołuje emocje, na komedie romantyczne szkoda mi kasy. A gdy mamy ochotę na takie ogladadelko, jak to świetnie nazwalas, to odpalamy playera lub inny vod :) Wiem, jednak, ze juz samo wyjście z domu poprawia nastrój, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak - my tutaj mamy jeszcze metro i dwie koleje miejskie, które działają bardzo sprawnie (kiedy nie ma remontów :P) - tak, jak napisałam dziewczynom powyżej, wiele zależy od tego, na ile dobrze komunikacja miejska jest zorganizowana. Jeśli nie najlepiej funkcjonuje, to wiadomo, że lepiej jeździć samochodem.
      Ja lubię, kiedy film wywołuje emocje (choć jeszcze zależy jakie), ale nie oczekuję tego - raczej oglądam, dla samej przyjemności obejrzenia historii, która będzie dla mnie mniej lub bardziej ciekawa. Thrillery też lubię, ale horrorów już nie. Komedie romantyczne rzadko zdarzają się takie, które mnie naprawdę zainteresują, ale czasami naprawdę mam ochotę się przejść na coś takiego do kina - podobnie jak na jakąś głupią amerykańską komedię :) A w domu kompletnie nie potrafię niczego obejrzeć - nawet Franek to zauważył i mówi, że jeśli mam coś obejrzeć, to tylko w kinie :P W domu nie umiem tak usiąść i patrzeć w ekran - ciągle coś robię i szkoda mi czasu na bezczynne siedzenie, więc ostatecznie zwykle nie wiem o co chodzi :)
      I masz rację, że często chodzi po prostu o samo wyjście :)

      Usuń
  8. Oj, to u mnie na blogu by Ci się spodobało, bo ja własnie polecam innym książki ^^
    Autobusy to moja zmora, zawsze muszę na nie biec. Dlatego muszę w końcu się przemóc i zrobić to prawko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wiem, wiem, byłam u Ciebie :)
      Ja nie lubię nikomu raczej nic polecać, bo po prostu wiem, że coś, co mi się podoba, może nie podobać się innym. Oczywiście nie oznacza to, że sama nie mam żadnej opinii na temat lektury albo filmu i że się nią nie dzielę. Tylko nie lubię, gdy ktoś mnie pyta, czy warto coś przeczytać/zobaczyć, bo nie wiem, jaki ma gust :)
      Ja prawko mam już od dwunastu lat, ale i tak bardzo lubię jeździć komunikacją miejską, a przyznam, że od pewnego czasu zazwyczaj siedzę po stronie pasażera w samochodzie :))

      Usuń
  9. Z autobusami miejskimi doświadczenia mam niewielkie, za to z pociągami i owszem. Pamiętam, jak kiedyś jechaliśmy z Olsztyna do pipidówki. Już z Olsztyna pociąg wyjechał z dwudziestominutowym opóźnieniem (czekał na jakiś inny). W rezultacie pociąg z Warszawy do Częstochowy musiał na nas czekać, a potem czekał na nas pociąg do pipidówki. Perfekcyjne domino.
    Ja się od jakieś czasu nastawiam na kino, ale jak dla mnie na razie nie ma nic.
    Cieszę się, że z badaniami Franka poszło gładko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba jak większość blogowiczek :) Ja swego czasu też miałam sporo doświadczeń z pociągami, oj podróżowałam nimi regularnie. Nawet teraz trochę mi się tęskni - ale oczywiscie nie za tymi opóźnionymi i zatłoczonymi :) Na kolei faktycznie jest tak, że wystarczy, że jeden pociąg się spóźnia, a już kilka następnych też jest opóźnionych - choć to akurat dobrze dla pasażerów, którzy muszą sie przesiadać.

      Ja też często nie mogę nic dla siebie znaleźć, ale teraz miałam ochotę wybrać się właśnie na taki film, który proponowano :)

      Usuń
  10. Dawno nie byłam na prawdziwej randce ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Jeszcze pytanie, jaka to jest ta "prawdziwa" ;)

      Usuń
  11. Najważniejsze, że randka się udała. We Wrocławiu z autobusami i tramwajami róznie bywa, tu remont, tam objazd, tam źle wyregukowane cykle świateł. Korzystam z MPK więc... przyzwyczaiłam się, a jak pogoda pozwala chodzę na piechotę. Generalnie lubię ruch więc chodzenie na piechotę mi nie przeszkadza, ale jak jestem po całym dniu pracy i z zakupami wtedy już nie. Pozdrawiam Wasza Trójkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie i z tego się cieszę :)
      Chyba jak w każdym większym mieście - w Warszawie to samo, w Poznaniu również.. Nie da się po prostu tego uniknąć. W Poznaniu też dość często chodziłam na piechotę, teraz odległości są już niestety za duże.
      Dziękujemy :)

      Usuń
  12. Niestety nie zawsze da się wszystko zaplanować. Ostatnio rzadko jeżdżę autobusami i przeważnie nie zależy mi wtedy bardzo na czasie, ale kiedy mi akurat zależy, zbyt często trafiam na opóźnienia. I m.in. to mnie zniechęca: generalnie uważam, ze lepiej wybierać komunikację zbiorową, ale denerwują mnie opóźnienia, dojazd do pracy autobusem zająłby mi dużo więcej czasu i póki mam auto na gaz, nie wyszedłby mi nawet dużo taniej. A jak pociąg gdzieś stanie to już w ogóle nic nie zrobisz, ale i tak lubię pociągi.
    Nie powiem, żeby komedie romantyczne były gatunkiem, który lubię i na tyle mało filmów oglądam, że raczej ich unikam, ale jak mi się zdarzy trafić, to ogląda się zwykle przyjemnie :) Zależy, czego się oczekuje. Kiedyś sobie nabrałam na wyjazd zestaw ambitnych i smutnych filmów, a potem chciałam obejrzeć coś lekkiego i nie było co wybrać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie zawsze - nawet jeśli biorę poprawkę czasową na wszystko. Ale najgorsze, jak nawet mimo tego traci się dużo czasu - nie znoszę się spóźniać!
      Czasami człowiek musi sobie przekalkulować, co mu się bardziej opłaca (już nawet niekoniecznie finansowo) - my oczywiście czasami też wybieramy samochód jako środek transportu. Dobrze mieć w razie czego taką alternatywę.
      Ja też lubię pociągi mimo wszystko :))

      Chyba też nie mogłabym powiedzieć, że lubię taki gatunek, ale po prostu niektóre filmy tego rodzaju mi się dobrze ogląda :) Generalnie od paru lat już nie byłam w kinie na żadnej komedii romantycznej i cieszę się, że się nie rozczarowałam, bo choć film nie był jakiś szczególnie dobry, to fajnie się go oglądało - tak właśnie przyjemnie :)

      Usuń
  13. O matulo ! I cały plan się rypnął ;p no ale najważniejsze, że się dobrze bawiliście ;) Ale tak ogólnie to nie ma dla mnie nic bardziej frustrującego niż nie przyjeżdzające lub też spóźniające się autobusy szczególnie jak też wszystko mam rozplanowane lub gdzieś mi się na prawdę spieszy.. :/ Mimo, że ten nasz Gorzów nie jest duży i zawsze jakaś tam alternatywa jest z tym że trzeba trochę może dalej wtedy dojść, ale gdy człowiek nie ma czasu to masakra jakaś ;p


    A tak nawiasem mówiąc to Ty Margola w tej ciąży spać nie możesz czy tylko mi wyświetla się, że notka publikowana o 23.59? Chyba, że jest możliwość nastawienia o której ma się opublikować a ja o tym nie wiem? hehe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, nie lubię takich sytuacji, ale też staram się zawsze brać poprawkę na to, że coś takiego może się przydarzyć. Na szczęście aż tak cały się nie rypnął :) Fakt, ze nie zdążyłam zrobić wszystkiego, co chciałam, ale najważniejsze, że ostatecznie zdążyłam :)
      Rzeczywiście, jak miasto jest mniejsze, to jeszcze można się przejść - jeśli czas na to pozwala, ale w Warszawie zazwyczaj nie ma na to szans, bo odelgłości są za duże.

      Nie, nie mam problemów ze snem :) A przynajmniej nie takich, o jakich się naczytałam :P Jedynym moim problemem jest to, że raczej nie przesypiam całych nocy, tylko muszę przynajmniej raz wstać na sikanie. Czasami też jest tak, że budzę się nad ranem (np. 4) i nie mogę już zasnąć - ale raczej zdarzało mi się to latem. Ale w weekendy zdarza mi się chodzić spać później (zwłaszcza, jeśli i Franek ma wolne), bo sobie coś jeszcze oglądam na przykład - ale pod warunkiem, że jestem czymś zajęta (na przykład pisaniem bloga :)) bo inaczej oczy same mi się zamykają. Bywa też, że jak Franek ma jakiś dzień w tygodniu wolny, to też się kładę później - ale to teraz, jak nie pracuję.
      A generalnie zauważyłam też, że czasami jak się później położę, to przesypiam całą noc bez tego sikania a wstaję i tak około 7mej, więc trochę eksperymentuję czasami :)

      Ale tak czy inaczej można ustawić godzinę publikacji :) Choć raczej z tego nie korzystam przy normalnych notkach :)

      Usuń
    2. Aaaa ;D a już myślałam, że mi się przewidziało ;p łooo no to wstawanie na siku to i mnie bez ciąży męczy w nocy co jest wkurzające bo nigdy mi się nie chce wstać ;p No u mnie znów odwrotnie bo ja kładę się później właśnie jak Kamil wraca z pracy bo on podobnie jak Franek ma stałego zmiennika, tylko że odwrotnie bo tamten chodzi tylko na rano a Kamyk tylko na popołudniówki i najczęściej wraca koło północy to zazwyczaj na niego czekam, no chyba że miałam ciężki dzień i wcześniej zasnę ;p

      Usuń
    3. To wyobraź sobie jak bardzo mnie to męczy i wkurza, skoro nigdy w życiu nie musiałam w nocy wstawać na żadne sikanie, picie, jedzenie itp :P Jak się położyłam wieczorem, tak spałam do rana.
      A to jak Franek chodził jeszcze na popołudniówki to ja nigdy na niego nie czekałam (chyba, ze się w piątki zdarzyło, ze względu na weekend). Dla mnie to jednak za późno i zazwyczaj nie mam co robić wieczorem

      Usuń
  14. Dlatego ja nie robię szczegółowych planów, bo jak mi się gdzieś noga omsknie, to wpadam w panikę :)
    Fajnie, że randka się udała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja sobie zawsze zostawiam spory margines błędu :) No i też nie jest tak, że aż tak bardzo się zawsze sztywno trzymam danego planu - staram się, ale potrafię też być elastyczna. Jednak jak mam taki szczegółowy plan, to zdecydowanie lepiej się czuję, bo wiem, że mam wszystko pod kontrolą i "widzę" te wszystkie moje czynności do wykonania i ich rozkład w czasie :)
      Bardzo fajnie ;)

      Usuń