*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

wtorek, 13 października 2015

Gubię się w swoich emocjach :)

Ku rozczarowaniu tych, którzy już zacierali ręce z uciechy i ku pocieszeniu tych, które się o mnie martwiłyście napiszę - rozwodu nie będzie :P
Przynajmniej na razie :D Bo kto wie, co napiszę znowu za parę dni, może znowu się wkurzę i będę musiała wylać trochę żali? Nie wiem, czy to przez to, że ostatnimi czasy serwuję sobie regularne powroty do przeszłości w postaci notek sprzed lat, w każdym razie zauważyłam ostatnio u siebie silną potrzebę pisania również emocjonalnych notek :) Był czas, że sobie to odpuszczałam i czekałam, aż mi przejdzie. Wracałam dopiero z analizą. Teraz muszę się przede wszystkim wygadać. Może za jakiś czas znowu mi ta faza minie ;)

Tak, czy inaczej, nic wielkiego się nie stało, dzień jak co dzień. Franek wracał z pracy (znowu późno, ten tydzień naprawdę jest kiepski, jeśli o to chodzi :( Franek zawsze wstawał do pracy w nocy lub nad ranem, kiedy ja jeszcze spałam, ale wracał wtedy w okolicach godzin 12-14, a teraz jest to 16-17), a ja akurat spacerowałam z Wikingiem. Zauważył nas, zatrzymał samochód i z daleka widziałam, że śmieje się do nas. Ja miałam dzisiaj całkiem przyjemny dzień, byliśmy z Wikingiem u tej koleżanki z Podwarszawia, którą poznałam kiedyś w poczekalni u lekarza. To był zupełnie spontaniczny wypad, ale bardzo miły. Miałam ochotę więc się podzielić opowieścią o tym i nie chciało mi się udawać, że jestem niedostępna i obrażona. No właśnie, problem ze mną jest taki, że ja nie umiem się długo gniewać. Może i byłam wściekła przedwczoraj, ale już wczoraj w zasadzie mi przeszło (choć jeszcze miałam żal), a dzisiaj już praktycznie nie pamiętałam o co mi chodziło. I jak tu karać faceta?
Oczywiście teraz już wszystko wygląda zupełnie inaczej i myślę sobie, że nie wiem, o co mi za bardzo chodziło, bo przecież wcale nie było tak źle... Ale z drugiej strony jestem też świadoma, że uczucie rozżalenia jeszcze mi wróci przy jakiejś kolejnej okazji, kiedy się z Frankiem rozminiemy w swoich potrzebach...

Pogadaliśmy dzisiaj trochę. Później się trochę czymś martwiłam, a Franek powiedział dokładnie to, co sobie myślałam - a więc trafił w punkt, bo pocieszanie mnie polega zwykle na tym, żeby mi powiedzieć to, czego świadomie lub podświadomie oczekuję ;) Lubię, jak jest taki. Franek potrafi być taki mądry życiowo... Nie musi mówić dużo, ale jak już coś powie, to trafi w punkt. Lubię też, kiedy widzi, że coś mnie gryzie, pyta o co chodzi lub nawet nie pyta, bo wie i po prostu udziela wsparcia. Szkoda, że tak nie może być codziennie :) Teraz znowu tkwię w poczuciu, że wszystko jest dobrze i o co właściwie mi chodziło, przecież sielanka jest cały czas, tylko momentami jej nie zauważam... Ale bardzo możliwe, że za chwilę mi to poczucie już przejdzie.

Ech, dziwny jest ten październik. Wykańcza mnie psychicznie. Wiking chyba też się ostatnio czuje nie najlepiej. Mam wrażenie, że coraz więcej rozumie i chyba trochę go przeraża ta coraz większa świadomość własnego istnienia. Jest kochany, ale jednocześnie chwilami bardzo niespokojny i jakby zalękniony. Nie wiem, czy przypadkiem nie przechodzimy przez coś w rodzaju lęku separacyjnego z opóźnionym zapłonem... Ale o tym będzie innym razem.
No więc dziwny jest ten październik. I w dodatku naprawdę bredzę ;)

21 komentarzy:

  1. Margola, wcale nie zacierałam rąk z uciechy, ani nic takiego.

    Też uważam, że do zmęczenia ma prawo każdy, ale chodziło mi to, żeby się z tym zmęczeniem, aż zanadto nie afiszować. Jak napisałam świat pędzi szybciej, niż kiedyś, ale ja nie słyszę od starszego od nas pokolenia, że jest zmęczone, czy nie widzę, żeby swój zły humor wyładowywało na innych. I tylko o to mi chodziło, a z tego co podczytuję to Franek jest może nie wiecznie, ale dość często zmęczony i jego zły humor się na Tobie odbija. A było tak samo jeszcze w starych czasach, zanim Wiking przyszedł na świat.

    Życzę Ci powrotu do równowagi, bo jesienna pora nie jest dobrym czasem. Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zdanie akurat nie było skierowane do nikogo w szczególności - do Ciebie też nie (chyba, że na zasadzie "uderz w stół a nożyce się odezwą..."). Po prostu nie jestem na tyle naiwna, żeby sądzić, ze zaglądają tu tylko osoby, które mnie kochają (choć oczywiście wolałabym, zeby tak było). To nigdy tak nie działa.

      No to wcale nie było widać w poprzednim komentarzu, że to o to Ci chodziło. Ale tak swoją drogą naprawdę nie wiem skąd wiesz, czy się Franek afiszuje ze swoim zmęczeniem i czy wiecznie albo nawet bardzo często jest zmęczony - mieszkasz z nami, czy jak? :) Przecież wiecie tylko tyle, ile ja napiszę, a ja wcale o tym tak często nie piszę.
      To jak się Franek zachowuje i zachowywał to jest inna sprawa. Zawsze miał tendencję do tego, zeby na otoczeniu wyładowywać się kiedy ma zły nastrój (i nie twierdzę, że to dobrze, bo gdybym nie widziała problemu to bym o tym nie pisała), ale z drugiej strony mam wrażenie, że obrywa mu się głównie dlatego, że jest facetem. Kobiety nie raz się przyznają do tego, że się wściekają bez większego powodu i obrywa się innym i jakoś wybacza się im często to, że się wyżywaja na innych, kiedy mają zly nastrój albo nawet PMS. Faceci są zawsze takim amortyzatorem. U nas natomiast jest inaczej.
      I kiedyś nie było tak samo. Parę razy wspominałam, ze Franek się zmienił. Z jakiegoś powodu jest bardziej nerwowy i wyczerpany psychicznie. Charakter jego pracy się trochę zmienił, otoczenie sie zmieniło, pojawiło się dziecko, może jemu jest trudno sobie z tym poradzić. Trudno mi powiedzieć, bo gdybym wiedziała jakie jest źródło tego wszystkiego to bym się tym nie gryzła.
      Dzięki

      Usuń
  2. Podtrzymuję swoje zdanie, że ten problem bardziej osadzony jest w tym, że obecnie prowadzicie różny styl życia i z tego powodu czasem rozmijacie się w potrzebach, bo jesteście zmęczeni w rożny sposób.
    Też mam dość tego października, mimo, ze najtrudniejsza jego część jeszcze przede mną. Ech, listopada chcę;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę bardzo możliwe, ze masz rację. Jest mi tak trudno znaleźć nie tylko przyczynę tego, że coś mi przeszkadza w naszych relacjach, ale nawet jasno określić o co właściwie mi chodzić, że zdecydowanie jestem skłonna stwierdzić, że to musi być coś bardziej ulotnego. Nie ma konkretu, a jedynie właśnie jakieś rozmijanie się - tak jak byśmy nie umieli się spotkać w polowie drogi z jakiegoś powodu, choć cały czas idziemy obok siebie. Jak dwie linie równoległe...

      Echh... Ja neistety nie jestem pewna, co przyniesie mi listopad. Ba, ja nawet nie jestem w stanie powiedzieć teraz, jakiego miesiąca chce :D Albo wiem - października, ale tego z ubiegłego roku :))))

      Usuń
  3. No jeśli piszesz, że ktoś tu zacierał ręce w oczekiwaniu na rozwód...to faktycznie bredzisz...;)

    Odpowiedziałaś mi w komentarzu..."No widzisz, a Franek zmienił się sam z siebie :/ Szkoda, ze na gorsze. Bo kiedyś jednak taki nie byl. Owszem, zamykał się, kiedy miał problem, miewał fochy, ale nigdy nie było to do tego stopnia, w takim natężeniu i przede wszystkim to były sporadyczne sytuacje, kiedy naprawdę można było zwalić to na zły nastrój" - natężenie tego może wynikać, ze życie Wam się zmieniło- odpowiedzialność za rodzinę jest większa, więc i stres większy.
    Franek też ma stresującą odpowiedzialną pracę- odpowiada za bezpieczeństwo tysięcy przewożonych ludzi, często narażając się na różne sytuacje...Myślę, że to wszystko ma wpływ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, to był raczej żart ;) Choć pewnie ziarenko prawdy w sobiemial ;)

      Wiem, rozumiem, że własnie z tego wszystkiego o czym piszesz może wynikać ta zmiana. Caly czas mam wrażenie, że Franek jeszcze sobie tego wszystkiego w głowie nie poukładał i trochę nie umie się przestawić na funkcjonowanie w takiej sytuacji. Zewnętrznie niby sie przestawił, ale chyba wewnętrznie nie do końca...
      I pewnie masz racje, ze to wszystko ma wpływ

      Usuń
  4. Ehhh... w październiku Margolki tak mają ;) :)
    Najlepsze życzenia tak przy okazji :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Być może masz rację..
      Dziękuję i wzajemnie :)

      Usuń
  5. Margolka jak jeszcze czwarty wpis pociągniesz w tym temacie to nawet ja już pomyślę, że albo bredzisz albo ten rozwód jest blisko :DDDDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, ale co ja poradzę na to, że tak już mam, że u mnie co w myślach to na blogu :) I jak napisałam na przykład pierwszą notkę na ten temat, to jakoś głupio byłoby wyskoczyć jak Filip z konopii z inną tematyką :)

      Usuń
  6. Oj tam, emocjonalne notki też potrzebne choćby i dla samej siebie właśnie. Czasem jest taka potrzeba napisania czegoś tak jak ja to określam "z serca", żeby dać upust temu wszystkiemu co czujemy. Mi samej to pomaga na przykład, choć z drugiej strony też często piszę na około i nie wprost w obawie przed tym, że czytelnik nie zrozumie moich uczuć i dorobi sobie do tego swoją ideologię i będę musiała się tłumaczyć a tego podobnie pewnie jak Ty, nie lubię . Ale takie to życie, że raz nam się układa dobrze, a raz gorzej z jakimiś zgrzytami, chyba każdy tak ma, najważniejsze jednak, że te ciężkie dni mijają i że później już nawet tak jak to napisałaś, właściwie nie wiadomo o co nam chodziło i że nie było aż tak źle ;)
    A i ja też nie umiem być długo obrażona, choć zawsze sobie obiecuje jak jestem zła, że tym razem na pewno się nie ugnę, no ale nie umiem, jak już zaczyna się robić normalnie to i ja zaczynam normalnie się zachowywać i rozmawiać i nawet wtedy nachodzą mnie myśli, po co była ta awantura, że to właściwie nic takiego ;p Choć z drugiej strony, mimo, że obrażona nie jestem to jestem baardzo pamiętliwa i też jestem przekonana, że kiedyś przy jakiejś gorzej chwili tą daną rzecz wypomnę. Czasami między nami zdarza się tak, że przy jakiejś mocniejszej kłótni potrafię wypomnieć K. nawet coś, czym zranił mnie jakieś 2 lata temu , także ciężki ze mnie przypadek z tą pamiętliwością ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tez myślę, że sa potrzebne. Mnie na pewno dobrze robią! A czasami faktycznie z kolei nie chce się z różnych powodów pisać wprost. W każdym razie masz rację, nie lubię się z tego tłumaczyć, ale na szczęście zazwyczaj jesteście w większości tak wyrozumiałe, że nie muszę, bo rozumiecie, jaki jest cel tych moich notek :)

      No właśnie, mam bardzo podobnie :) I też jestem pamiętliwa :) W przypadku Franka również i na pewno też potrafię cos mu wypomnieć, choć może nie aż sprzed 2 lat :P. Ale generalnie jeśli chodzi o innych ludzi - nie obrażam się, ale jak ktoś mnie zawiedzie lub w jakiś sposób podpadnie, to raczej pamiętam o tym bardzo długo i rzadko kiedy moje relacje z tą osobą są takie, jak wcześniej. Nie jestem nieprzyjemna w kontaktach z nią, pozornie jest wszystko ok, ale wydaje mi się, że jestem już chłodniejsza.

      Usuń
  7. Czytałam ostatnie posty, ale ich nie komentowałam.

    Po pierwsze jestem pewna, że nawet jeśli przechodzicie jakiś kryzys, to kto jak kto, ale Wy go pokonacie. Rozumiem i Ciebie i Twoje potrzeby i zmęczenie Franka, to wszystko razem może dawać kłotnie, fochy, ciche dni i inne takie.

    Po drrugie, nawiazując do poczatku tego posta, mam dziwnie podobne wrażenie jak Ty. Znaczy się mam poczucie, ze niektórzy się cieszą jak mi coś nie wyjdzie, jak mam jakies problemy. Albo, że mysla sobie "dobrze jej tak. "

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Iza - za zrozumienie i mnie, i Franka. To dla mnie bardzo ważne i cieszę się, ze wiele z Was jednak potrafi obiektywnie spojrzeć na sprawę nie oceniając żadnego z nas.

      Napisałam to tak pół żarte pół serio, ale prawda jest taka, że jak najbardziej zdaję sobie sprawę z tego, że skoro pisze bloga, na którego może wejść każdy, to zaglądają tu także osoby, które mnie nie lubią. Cóż, ich prawo ;) Dopóki mi nie dokuczają, to niech sobie myślą co chcą. Zazwyczaj raz po raz odezwie się ktoś taki, myśląc, że dopiecze mi jakimś komentarzem (zwykle jako anonim), ale prawdę mówiąc chyba nabrałam już do tego dystansu i mam to gdzieś. Przejmowałabym się, gdybym miała obawy, że w ten sposób myślą osoby, które są mi bliskie, które lubię i którym ufam. Ale jakoś wierzę, że tak nie myślicie ;) Chyba głównie dzięki temu zaufaniu właśnie ;)

      Usuń
    2. Dziewczyny wtrącę się :) nie cierpię takich uszczypliwych osób. U kogoś irytują mnie takie komentarze a co dopiero u siebie... Stąd zamknięty blog i zaufane grono czytelników, które mają do niego dostęp. Strasznie drażniące są takie złośliwości... Jestem ciekawa, jak wygląda życie codzienne takich ludzi i czy dla otoczeniu też serwują takie szpileczki... Jeśli tak to jedynym pocieszeniem jest to, że nie znamy kogoś takiego w rzeczywistości a tylko z internetu. Tu przynajmniej frustraci (mniej luba bardziej anonimowo) mogą sobie poużywać...

      Usuń
  8. Też tak miewam i to w zasadzie dość często :) gniewam się na męża za coś tam, jeśli mu tłumaczę o co mi chodzi, a on nie rozumie, to następuje ochłodzenie:P a później, po kilku dniach zwykle odpuszczam i wszystko wraca do normy :) nie twierdzę, że to odpuszczanie jest dobre, ale u nas rozwałkowywanie sprawy na czynniki pierwsze się nie sprawdza (tzn. u T., bo ja tam wole jasne sytuacje), dlatego czasem lepiej pomilczeć. Wkurza mnie to, no ale cóż zrobić, czasem tylko to pomaga ;) to tak a propos tego co było u Was ;)
    I oczywiście cieszę się, że jest już lepiej :) podejrzewam, że jak Frankowi zmienią się godziny pracy, to takich sytuacji nie będzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że mnie rozumiesz :) MImo, że tak trudno przecież opisać w notce o co chodzi.
      Ja też wolę jasne sytuacje, ale właśnie często jest tak, ze jak się nie odezwę, to Frankowi się poprawia nawet szybciej...

      Być może.. Ale niestety nie wiem, czy się zmienią. Nie wiemy co się stało, że od trzech miesięcy właśnie ma takie godziny, że dosć późno zazwyczaj wraca. Ale przede wszystkim cieszymy się, że ma tylko na jedną zmianę.

      Usuń
    2. Kiedyś jeszcze była tu taka notka, że po przeczytaniu jej stwierdziłam, że mam identycznie ;) to było kilka tygodni temu, nie pamiętam już czego dotyczyła, ale nie zdążyłam jej skomentować bo w międzyczasie powstało już kilka innych postów i już się nie cofałam :)

      Też wolę wszystko omówić, rozłożyć na czynniki pierwsze, z tym że T. ma takie podejście, że wg niego jest to... niepotrzebne drążenie tematu ;] on woli powiedzieć jedno, dwa zdania albo całkiem przemilczeć i to jest w jego mniemaniu ok. Moje próby rozmowy na tematy sporne odbiera jako marudzenie, czepianie się i niepotrzebne wałkowanie tematu. On nie rozumie, po co ja to robię... Przez to rzadko kiedy rozmowa o rzeczach spornych, problemach przebiega tak, jakbym tego chciała, we mnie z kolei niedopowiedziane rzeczy się nawarstwiają i "wywlekam" je w kolejnych spornych sytuacjach (nie jako wypominanie, ale bardziej jako porównanie sytuacji), a wtedy T. widzi w tym jeszcze większe zrzędzenie ;/ a ja wychodzę na tą czepialską, bo przecież niepotrzebnie drążę temat w dodatku wracam do starych spraw :/ już samo pisanie i wspominanie takich sytuacji mnie denerwuje więc chyba kończę. Niestety u nas to jest chyba niekończąca się opowieść wracająca co jakiś czas. Nijak tego mojego nie mogę nauczyć rozmowy o trudnych sprawach :P bo przecież można to zawrzeć w jednym zdaniu albo najlepiej przemilczeć ;] :/

      Usuń
    3. Haha, rozumiem, wiem, że za dużo piszę ;D
      Zawsze mnie cieszy, kiedy odnajduję z kimś takie porozumienie :) Jasne, każdy jest inny i to żaden problem, kiedy się od siebie różnimy i można wymienić się różnymi doswiadczeniami, ale jednak bardzo miło mi się robi, kiedy ktoś mówi, że a tak samo - albo, że ja mogę powiedzieć coś takiego :)) Fajnie, że mnie rozumiesz.

      No właśnie, u nas jest podobnie, Franek niby lubi rozmawiać, ale nie lubi drążyc. I często jest tak, że coś co dla mnie jest rozmową, dla niego jest drążeniem tematu. W każdym razie to, co opisujesz, to zdecydowanie sytuacje, ktora sa mi bardzo znane...I też to u nas niestety powraca, zwłaszcza ostatnio. Ale to bardzo pocieszające, że nie tylko my tak mamy, że inne związki też nie są idealne a jednak fajne :)

      Usuń
  9. A tam od razu bredzisz. Czasami tak po prostu jest, że emocje, które są silne jednego dnia opadają po nabraniu dystansu. Dobrze, że jest takie miejsce, gdzie możesz się po prostu wygadać. Paradoksalnie, myślę, że to, że kilka osób zaatakowało Franka też przysłużyło się tej sytuacji. Nie dość, że jesteś lojalna, to jeszcze broniąc go, przyjęłaś trochę jego punkt widzenia. Tak to przynajmniej odebrałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, czasami tak jest.. A ostatnio naprawdę jakoś tak po dłuższej przerwie czuję potrzebę pisania takich bardziej emocjonalnych notek.
      Ja od samego początku mimo wszystko raczej znałam jego punkt widzenia i wczuwałam się w niego, ale na pewno masz rację. Niemniej jednak uważam, ze to bardzo nie w porządku ze strony takich osób. Nie rozumiem, co mają na celu takie komentarze - i nie chodzi mi tylko o tę sytuację, tylko ogólnie obserwuję coś takiego również na innych blogach.

      Usuń