*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

piątek, 2 października 2015

Trzydzieści osiem tygodni.

Wiking przedwczoraj skończył 38 tygodni. A urodził się również dokładnie po 38 tygodniach spędzonych w moim brzuchu jako Tasiemiec. Oczywiście jeśli chodzi o ten drugi okres to jest on trochę umowny i krótszy mniej więcej o dwa tygodnie, ale właśnie tej umownej terminologii i symboliki się chciałabym dzisiaj trzymać. Bo pomyślałam sobie, że od wczoraj zaczął się czas, od którego możemy mówić, że odtąd Wiking żyje już dłużej po tej stronie brzucha :P Wiecie, że ja lubię takie drobne symbole skłaniające do przemyśleń ;)

Przemyśleń mam zwykle sporo, tyle, że nachodzą mnie w najmniej oczekiwanym momencie i zazwyczaj w takiej sytuacji, kiedy nie mogę ich spisać, a później umykają. Ale to, co ostatnio coraz częściej sobie uświadamiam, to fakt, że Wikuś naprawdę rośnie, żeby nie powiedzieć w tym kontekście - starzeje się :P Chodzi o to, że pomimo tego, że przecież obserwuję go każdego dnia, widzę jakie robi postępy i dostrzegam to, jak bardzo się zmienił w ciągu ostatnich dziewięciu miesięcy - jak bardzo urósł, jaki się zrobił sprawny i jak bardzo się różni od tego maluszka ze stycznia, to wielokrotnie się temu dziwię :) Oczywiście wiecie, że jak mało która matka szaleję z radości, że Wiking nam rośnie i że jest coraz bardziej kumaty, bo takie niemowlaczki to nie do końca moje klimaty (choć stwierdzam, że mimo wszystko z czasem można się przyzwyczaić :P), ale chodzi o to, że mimo wszystko cały czas wydaje mi się malutki, tak, jakby dopiero co się urodził :) Albo raczej rzecz w tym, że bardzo się dziwię, kiedy widzę wokół mnie inne mamy, które spacerują z głębokimi wózkami, w których śpią ich maluszki - od takich miesięcznych, po czteromiesięczne na przykład. Dziwię się, że... są jakieś dzieci tyle młodsze od Wikinga :) Wiem, że to śmiesznie brzmi, ale naprawdę chwilami miałam wrażenie, jakby świat się zatrzymał i mój Wikuś juz zawsze będzie najmłodszym dzieckiem na ziemi ;)
Oczywiście cieszę się bardzo z tego, że jesteśmy już do przodu z wieloma sprawami, ale jakaś nostalgia zawsze zostaje. Ciekawe jest też to, że te wszystkie dzieciaczki są jednak urodzone ciągle w tym samym roku i za parę lat różnica między nimi bardzo się zatrze, a teraz jest taka ogromna. Muszę przyznać, że jednak cieszę się, że Wiking się urodził w styczniu. W pewnym momencie będzie mu po prostu pewnie nieco łatwiej się przystosować do nowej rzeczywistości. W przypadku chłopców to często ma znaczenie (to nie jest zasłyszana teoria, wynika raczej z obserwacji nauczycieli z mojego otoczenia). Ale oczywiście gdyby się urodził pod koniec roku, to wcale nie byłby gorszy i tak samo bym go kochała ;) W każdym razie - wszystko ma swoje plusy i minusy :)

Tak, czy inaczej, odtąd jestem już z Wikusiem przy sobie dłużej, niż byłam w ciąży... Przyznaję, że chyba już jestem na tym etapie, kiedy dość słabo pamiętam tamto życie przed Wikingiem... Jeszcze niedawno zdarzało mi się dość często z nostalgią wracać do tamtych chwil, tęsknić za nimi i chcieć choć na chwilę wrócić (choć oczywiście nie za cenę tego, że Wiking miałby zniknąć, echh, trudno to wyjaśnić, bo to zupełnie nielogiczne :)). Teraz oczywiście nostalgia pozostała, ale już nie odczuwam takiej silnej potrzeby, żeby cofnąć się do tamtego czasu. No, może w gorszych chwilach. Ale rzecz w tym, że oswoiłam się już chyba z moją nową-nienową rzeczywistością... Jestem w pełni świadoma tego, że teraz już będziemy we trójkę, że Wiking jest nierozerwalną częścią naszego małżeństwa. Czasami to zadziwia i naprawdę jest w tym wszystkim coś magicznego, że nagle jest z nami taka istota, o której jeszcze półtora roku temu nawet nie słyszeliśmy. Niesamowite jest to, że dla niego jesteśmy w tym momencie całym światem i że jest tak zupełnie od nas zależny. I tak będzie jeszcze przez ładnych parę lat. Chwilami to przeraża ;)
Kochany jest ten nasz Wikuś. Bardzo dużo się śmieje i uwielbia się z nami bawić. Czasami wystarczy mu do szczęścia, żebyśmy koło niego usiedli lub położyli się na podłodze lub łóżku (to drugie dla nas jest opcją bardziej wymagającą, bo ciągle musimy pilnować, żeby nie spadł), a on się po nas wspina i się do nas przytula. Bardzo się przy tym cieszy, choć nie do końca wiem, z czego konkretnie ;) Nie mogę uwierzyć czasami, że ten mały chłopczyk, z którym jest teraz taki świetny kontakt, który śmieje się w odpowiedzi na nasze słowa, gesty i miny, który sam ten kontakt inicjuje i z którym jest taka świetna interakcja, to ten sam, który jeszcze parę miesięcy temu patrzył na nas nieprzytomnym wzrokiem. Albo raczej w ogóle na nas nie patrzył i generalnie miał nas gdzieś, bo liczyło się tylko to, żeby brzuszek był pełny i później nie bolał (nie wiem, czy Wiking był dzieckiem kolkowym, ale z perspektywy czasu coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że bóle brzuszka to była u nas niemal codzienność, choć wtedy nie potrafiliśmy stwierdzić, co się dzieje). A już w ogóle nie mogę uwierzyć w to, że on kiedyś siedział u mnie w brzuchu się tam rozpychał!

18 komentarzy:

  1. No popatrz, jak ten czas leci, dobrze mówią, że najbardziej to widać po cudzych dzieciach :)
    ps. Mojej Mili bardzo podoba się Twój blog, dostrzegła kredki :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie tak jest :) Chociaż w tym wypadku nie tyle chodzi mi o to, że te młodsze dzieci urosły i że czas zleciał, tylko, że w ogóle się pojawiły :))

      Oo, no to bardzo mi miło ;)

      Usuń
  2. Ech, jeśli wszystko dobrze pójdzie to i ja za rok już będę miała coś do powiedzenia w tym temacie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pamiętam, jak ogłosiłaś na blogu, że jesteś w ciąży, potem Twoje rozterki przemyślenia, odkrycie, że Wiking będzie chłopcem, te wszystkie momenty.
    Przecież to było relatywnie tak niedawno, a minęła już cała epoka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też to pamiętam ;) I zdecydowanie mam poczucie, że minęła cała epoka :)) Do ciąży to chciałabym wrócić. To był naprawdę fajny czas (pomijając oczywiscie stres związany z pracą i cukrzycą)

      Usuń
  4. Nie wiem czemu, ale wzruszył mnie ten wpis :) naprawdę ciepło o Wikingu piszesz :)
    Ja to momentami tęsknie za tym, kiedy Błażej i Oliwia byli mali. Uwielbiałam patrzeć jak się rozwijają i pomagać im w tym. Ale cóż... czas w miejscu nie stoi, to i dzieci rosną :D bo ja się nie starzeję, co to, to nie! :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, no proszę, nie sądziłam, ze mogę być wzruszająca :) Ale cieszę się, ze tak odbierasz ten post, bo generalnie taka ciepłota nie leży jakoś bardzo w mojej naturze, ale okazuje się, że od czasu do czasu potrafię.

      Nawet ja nie moge uwierzyć, że Błażej już tak urósł ;) W mojej świadomości to cały czas maluch. No i ja też się nie starzeję!

      Usuń
    2. Ja chyba przez tę odległość tak łatwo się wzruszam :D

      Ten maluch w grudniu 4 lata skończy :D i jest strasznym łobuzem (ostatnio dał koledze w nos :D). Mam nadzieję, że mnie pozna po powrocie :D

      Usuń
    3. Właśnie miałam pisać, ze coś się ostatnio często wzruszasz ;)

      No właśnie! Szok ;)) Pozna, pozna, ale ciekawa jestem jego reakcji ;)

      Usuń
    4. Z wiekiem robię się coraz bardziej sentymentalna. Aż boję się, co będzie w przyszłą niedzielę :D

      Pewnie po tym, jak zatrybi, że to ja, to zapyta "masz pjezent?" :D Możliwe, że padnie pytanie o to, gdzie byłam :)

      Usuń
    5. Haha, dasz radę :P Ale naprawdę przeżywasz to wszystko tak samo jak ja kiedyś ;)

      :D Myślę, ze może tak być :) A masz prezent?? :)

      Usuń
    6. Teraz naprawdę rozumiem, co miałaś na myśli w tamtym mailu :) jak jeszcze raz usłyszę "disfrutar" to chyba wzrokiem zabiję :D

      No własnie jeszcze nie mam. U dzieci najgorsze jest to, że zmieniają ulubionych bohaterów bajek dość szybko. I jak przez pewien czas na tapecie był Zygzak McQueen, tak teraz są Minionki, więc przyjdzie mi szukać czegoś z Minionkami ;)

      Usuń
    7. Haha, zobaczysz jak kiedyś pojedziecie we dwójkę w to miejsce, gdzie teraz jesteś - wtedy bedziesz disfrutar na całego ;)))

      To dopiero przede mną.. :))

      Usuń
  5. Wiesz, nasi przyjaciele mają ponad miesięcznego synka i jak patrzę na takie maleństwo, to cieszę się, że moje dziecko jest już takie duże i kumate właśnie. Z perspektywy czasu wydaje mi się, że brak komunikacji z takim maleństwem jest dużym problemem. Szczególnie dostrzegam to w momencie, kiedy Franek jest na tyle komunikatywny, że potrafi wiele rzeczy nam powiedzieć, ewentualnie pokazać. Myślę sobie wtedy, że nie chciałabym wracać do tych chwil, kiedy musiałam się domyślać i stawać na głowie, żeby zrozumieć "co autor ma na myśli" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się też mimo wszystko cieszę. Jeśli chciałabym znowu cofnąć się do tego czasu kiedy Wiking był taki malutki, to tylko po to, zeby poprawić blędy, a więc z tą wiedzą, którą mam teraz, a jak wiadomo, to jest niemożliwe :) Więc zdecydowanie cieszę się, że jest, jak jest. Wiking jeszcze nie potrafi tak dużo pokazać, ale trochę tak, czekamy na rozwój sytuacji pod tym względem :)

      Usuń