*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

wtorek, 15 grudnia 2015

Długa notka, ale nie dało się inaczej.

Nie miałam czasu wczoraj pisać nic więcej, więc aby nie zostawiać tylko krótkiej sensacyjnej wiadomości, zamieściłam tylko ten horoskop, bo to akurat niesamowity zbieg okoliczności :)
A sensacyjną wiadomością jest to, że dostałam pracę. Associate Sales Executive (nie pytajcie mnie jak to się tłumaczy :)) w firmie specjalizującej się w branży IT to będę ja od 11 stycznia. Jest to wiadomość o tyle sensacyjna dla mnie, że znalezienie tej pracy zajęło mi niecałe dwa tygodnie (od momentu samego wysłania CV, ale wcześniej się do całego procesu musiałam przygotować, o czym napiszę później) i że zdążyłam pójść raptem na jedną rozmowę kwalifikacyjną i od razu mnie chcą :P Nie zdążyłam za to tego jeszcze przyjąć do wiadomości, absolutnie! Ogólnie to dziwnie mi jest, bo tak obiektywnie to się oczywiście bardzo cieszę, subiektywnie jest dużo gorzej, ale o emocjach pewnie jeszcze teraz będzie nie raz.

Nie zdążyłam się jeszcze pochwalić tym, że zaczęłam szukać pracy, nie dlatego, że to była jakaś wielka tajemnica (jaka to tajemnica, skoro to było w jakiś sposób oczywiste :P), tylko najpierw był to dla mnie bardzo trudny temat, a potem jak się już za to zabrałam, to nie miałam czasu, żeby opisać wszystko od początku. Myślałam, że na spokojnie przez święta nadrobię, a tu się okazuje, że moje poszukiwania właściwie się skończyły.

No to od początku, przynajmniej pokrótce... 
Jeszcze kiedy byłam w ciąży, wyobrażałam sobie, że będę musiała szukać pracy najpóźniej na początku drugiego półrocza urlopu macierzyńskiego, czyli w okolicach lipca. Niepojęte było dla mnie, że będę bez pracy i w dodatku będę w stanie siedzieć w domu stresując się tą myślą, bo przecież pracy można szukać nawet kilka miesięcy. Wyobrażałam sobie to wszystko, ale tak naprawdę bez konkretów, bo te odsuwałam na później. Nie chciałam się przejmować tym za wcześnie i dodawać sobie zmartwień, o czym Wam parę razy wspominałam. Potem przyszedł lipiec i wakacje z rodzicami, wtedy zaczęłam rozmyślać o tym, że po powrocie zacznę działać w kierunku szukania pracy, ale muszę przyznać, że sama myśl na ten temat wręcz nie paraliżowała. Bałam się tego wszystkiego, nie wiedziałam od czego zacząć (to znaczy wiedziałam, że trzeba zacząć od zastanowienia się, co z Wikingiem, ale nadal nie wiedziałam, jak to zrobić), nie wiedziałam, co robić. To naprawdę były dla mnie przykre myśli i odsuwałam je tak długo, jak mogłam. Nie mogłam dłużej niż do drugiej połowy września, bo wtedy już bardziej przerażająca stała się świadomość, że nic w tym kierunku nie robię :) Zadzwoniłam więc do mojej byłej szefowej, bo potrzebna była mi pewna informacja. Trochę pogadałyśmy o różnych sprawach a szefowa powiedziała, że jak już się stwierdzę, że w ciągu miesiąca będę w stanie znaleźć pracę, to żebym do niej zadzwoniła, to ona może akurat będzie miała coś u siebie (założyła działalność) albo komuś mnie poleci. Wtedy chyba po raz pierwszy usiedliśmy z Frankiem i zastanowiliśmy się nad konkretnymi terminami. Doszliśmy do wniosku, że aż tak nam się nie spieszy - kwota, którą dostawałam z ZUSu była na tyle wysoka, że stwierdziliśmy, że skoro miałabym pracować za podobne pieniądze, to lepiej jeszcze poczekać i pobyć z Wikingiem, a potem ewentualnie pojechać na rezerwie. Poza tym wtedy też pomyśleliśmy o tych moich drugich wakacjach w Miasteczku - wiedzieliśmy, że taka okazja się już raczej nie powtórzy i nie ma sensu dobrowolnie z tego rezygnować. Postanowiliśmy więc, że w połowie października wyjeżdżam, a w Miasteczku poszukam w internecie informacji o opiekunkach, zorientuję się trochę na rynku pracy i przede wszystkim skompletuję porządnie dokumenty, które będą mi potrzebne później. Podeszłam do tego na luzie, ale lepiej mi się już zrobiło, kiedy miałam konkretny cel. Udało mi się zrealizować, to, co było najważniejsze i poczułam się lepiej, choć jeszcze jednak nie byłam gotowa na konkretne działania. To był czas, kiedy naprawdę dobrze było mi z Wikingiem i nie chciałam myśleć o zostawianiu go. Poza tym okazało się jeszcze, że Franek ma wziąć ten zaległy urlop w listopadzie, więc wszystko nam się przesunęło w czasie. Nie ukrywam też, że po cichu chyba cały czas liczyłam na to, że jakoś to będzie i na to, że szefowa gdzieś się za mną wstawi. Znam ją, znam jej metody działania i wiem, że lubi zatrudniać ludzi sobie znajomych, więc ta myśl podnosiła mnie na duchu.

Konkretnie zaczęliśmy działać zgodnie z ostatecznym postanowieniem w połowie listopada, kiedy to wróciliśmy z urlopu w Poznaniu, a Frankowi jeszcze został tydzień wolnego.  Zaczęliśmy od przeanalizowania rozkładu naszych wydatków w ostatnim czasie. Potem wzięliśmy się za szukanie niani. Na pewno będę jeszcze o tym pisać, więc proszę, na razie nie zadawajcie za dużo pytań na ten temat, żebym nie musiała pisać dwa razy :))
 Teraz tylko napiszę: dlaczego nie żłobek, przeciwko któremu generalnie nic nie mam? Po prostu zdaję sobie sprawę z tego, że najprawdopodobniej Wiking zacząłby łapać infekcje i chorować. Nie mogłabym iść do pracy, a potem zaraz na początku brać zwolnienia, żeby opiekować się dzieckiem. U Franka też byłoby to trudne, a jak wiadomo, dziadków nie mamy na podorędziu. Poza tym mimo wszystko wydawało mi się, że na dobry początek lepiej, żeby taki mały Wiking miał do dyspozycji jakąś dochodzącą ciocię "w całości", niż musiałby się nią dzielić z innymi dziećmi. A inna sprawa, że nie orientuję się, jak to jest, ale nabór do żłobków chyba jest od września i nie da się tak od połowy roku? No, ale to już i tak było na tyle nieistotne, że nawet tego nie sprawdzałam.
Zaczęłam się więc orientować skąd wziąć nianię i ostatecznie stwierdziłam, że najwygodniej, najpewniej i najszybciej - mimo, że nie najtaniej (choć czas to pieniądz, więc kto tam wie?:)) będzie skorzystać z pomocy agencji. Zadzwoniłam na początku do paru, żeby się zorientować, jak to w ogóle wygląda i jedna z nich (w dodatku najtańsza, ale moim zdaniem najlepiej wiedząca, jak pozyskać klienta :)) od razu zapytała mnie o nasze oczekiwania i sytuację. Bez podpisania umowy wysłała nam niezobowiązująco profile kilku kandydatek i dzięki temu ostatecznie się zdecydowaliśmy, bo to już był konkretny konkret, że tak to nazwę :D
Mniej więcej wtedy też wzięłam się już tak porządnie za odświeżenie CV, zadzwoniłam do byłej szefowej, i wysłałam jej je (wiedziałam już, że ona sama nie ma akurat nic dla mnie, ale mówiła, że komuś mnie poleci). Poza tym rozpuszczałam wici, że szukam pracy i zostawiłam CV u koleżanki, którą poznałam na zajęciach Wikinga, a która pracuje w agencji pośrednictwa pracy.
Można więc powiedzieć, że jeśli chodzi o samą operacją "margolka wraca do pracy" coś się zaczęło dziać mniej więcej od listopada. Zaczęłam luźno przeglądać ogłoszenia, zalogowałam się na kilku portalach, zaznaczyłam sobie niektóre oferty itd. Czas płynął szybko, mieliśmy jeszcze kilka spraw do załatwienia, dopóki jestem w domu, więc ostatecznie postanowiliśmy, że do 1 grudnia będziemy mieli wszystko podomykane na tyle, że spokojnie będę mogła wysłać pierwszą aplikację. 
Tak naprawdę najdłużej największym moim dylematem było - czego szukać najpierw, pracy, czy niani? Pani w agencji poleciła mi, żeby jednak pracy, bo o nianię będzie łatwiej. Dlatego też z zaproszeniem pań do nas do domu na rozmowę kwalifikacyjną wstrzymaliśmy się do momentu, kiedy trochę ogłoszeń już powysyłam. Castingi odbyły się w ubiegłym tygodniu, odczucia mieliśmy pozytywne i dość szybko, trochę chyba intuicyjnie, zdecydowaliśmy się na jedną dziewczynę, chociaż od razu wszystkim zapowiadaliśmy, że dopóki  nie mam pracy, nie ma mowy o zatrudnieniu. 
Również w ubiegłym tygodniu zadzwoniono do mnie z jednej firmy, do której wysłałam aplikację i zaproszono mnie na rozmowę kwalifikacyjną. Rozmowa była w piątek i to właśnie wtedy Dorota musiała się zająć Wikingiem - nie pisałam Wam, po co jadę, bo same widzicie, ile miałabym przy tej okazji wyjaśnień :) Jak już coś piszę to wolę konkretnie, a ciągle nie miałam czasu, żeby tak porządnie usiąść, zebrać myśli i opisać wszystko tak, jak teraz. Poza tym, nie spodziewałam się, że w ogóle coś z tego wyjdzie - no bo jak to? Pierwsza rozmowa i od razu sukces? Mimo, że odczucia po spotkaniu miałam pozytywne i wydawało mi się, że zrobiłam dobre wrażenie, to przecież sama doskonale wiedziałam, że raptem parę dni wcześniej zdecydowaliśmy się na jedną nianię, a nie na drugą, tylko dlatego, że tak czuliśmy :) 

Wczoraj wieczorem okazało się, że to ze mną firma chce współpracować i zostałam o tym poinformowana telefonicznie. Wszystko brzmi pięknie, że tak nam się udało ze wszystkim zgrać w czasie (bo przecież jeszcze musi być czas na to, żeby Wiking oswoił się z nianią i go mamy) i ogólnie to naprawdę niesamowity zbieg sprzyjających okoliczności. Gdzie jest haczyk? No, haczyk jest, choć chyba jednak niewielki. Wynagrodzenie, które proponują mi na początek (bo niby jest szansa na więcej w późniejszym okresie) jest nieco niższe niż to, które podałam na rozmowie jako minimum. To jest i tak trochę więcej, niż dostawałam  przez ostatnie pół roku z ZUSu i więcej, niż dostaje Franek. Znowu więc obiektywnie rzecz biorąc, nie mogę narzekać. Po prostu punkt widzenia zależy od punktu siedzenia :) To jest sporo mniej, niż dostawałam w poprzedniej pracy po przeprowadzce (ale to było do przewidzenia, że tyle to nigdzie nie dostanę:)) i chyba też jednak stosunkowo niewiele, jak na standardy warszawskie. Z drugiej jednak strony, gdyby złożono mi taką ofertę na przykład po pół roku bezowocnego szukania pracy, to wzięłabym z pocałowaniem ręki :P Generalnie więc pomyślałam, że trzeba mieć trochę pokory wobec życia, lepiej mieć nieco mniej, niż zakładałam, niż nie mieć wcale :) A jak mi się nie spodoba, to przecież lepiej szukać nowej pracy z perspektywy osoby pracującej niż bezrobotnej. 
Pozytywnie na pewno nastraja to, że tak szybko udało się znaleźć pracę oraz to, że stanowisko będzie dopiero tworzone. Po raz kolejny więc będę od podstaw uczestniczyć w organizacji pracy biura od podstaw, a bardzo to lubię, bo myślę, że to zdecydowanie lepsze, niż przejmować po kimś obowiązki i niejako wskakiwać w biegu do jadącego pociągu. Poza tym moje nowe miejsce pracy będzie miało całkiem przyjemną lokalizację, biurowiec znajduje się w centrum Warszawy, dzięki czemu będę mogła tam swobodnie dojechać komunikacją miejską w jakieś 30-40 minut. Jak na dojazd z Podwarszawia to rewelacja, lepiej nawet niż moje dojazdy za czasów poznańskich. Idealnie też się złożyło, że zacznę pracę dokładnie wtedy, kiedy kończy się mój urlop macierzyński (no niemal dokładnie, ale po prostu utarło się, żeby zaczynać w poniedziałek a nie piątek ;))

Tak, jak już wspomniałam, ta informacja mnie trochę odurzyła. Z jednej strony mi ulżyło i cieszę się, z drugiej, jak to zwykle bywa ze mną, bardzo boję się tych zmian. W tym wypadku nawet bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, bo przecież chodzi nie tylko o mnie. Co tu dużo mówić, pewnie doświadczam tego, co pewnie większość matek wracających do pracy po urlopie macierzyńskim i jest mi po prostu żal. Byłam z Wikingiem niemal non stop od jego urodzenia (a wcześniej to nawet non stop :P), a teraz muszę go zostawić :( Taka jest jednak kolej rzeczy i choć zawsze wyobrażałam sobie, że to musi być trudne (nawet pomimo tego, że zawsze angażowałam się w moją pracę, a może właśnie dlatego, zawsze widziałam ogrom tego dylematu), to jednak te uczucia trochę mnie przerastają teraz, bo wyobrażać sobie coś, a tego doświadczać to co innego. Ale o tym na pewno będę jeszcze pisać nie raz.

Wracając do notki wczorajszej. Śmiałyśmy się z Dorotą, że to dobry znak, ale wczoraj naprawdę dziwnie mi było, kiedy stwierdziłam, że to był horoskop zdecydowanie dla mnie. W dodatku tekst o tych negocjacjach we wtorek (powiedziano mi, że to we wtorek się dowiem o rezultacie rozmowy) - może powinnam tam dzisiaj zadzwonić i zapytać, czy nie zdecydują się jednak na 300 zł podwyżki? :P Eee, lepiej nie kusić losu :)

59 komentarzy:

  1. Gratuluję Ci Margolko! Mam nadzieję, że praca spełni Twoje oczekiwania i szybko tą podwyżkę dostaniesz :) Dokładnie rozumiem Cię przez co przechodzisz, bo ja kilka miesięcy temu byłam w mniej więcej podobnej sytuacji. No, może ja miałam trochę łatwiej, bo teoretycznie miałam pracę, ale w praktyce wiedziałam, że nie chcę do niej wrócić. W moim przypadku to był też zbieg sprzyjających okoliczności i wszystko udało nam się jakoś w miarę sprawnie poukładać, na szczęście. I mam nadzieję, że Wam też się to wszystko uda, że Ty, Franek i Wiking będziecie zadowoleni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Też mam taką nadzieję, bo jednak tyle co teraz, to trochę za mało na moje oczekiwania. Przynajmniej tu, w Warszawie.
      Tak, tak, pamiętam Twoje rozterki. I w ogóle wydawało mi sie wtedy, że jeszcze mam tyle czasu, a to już i u mnie nastało... Cieszę się, że u Ciebie się poukładało i mam nadzieję, że u mnie też tak będzie :)

      Usuń
  2. Super, gratulacje! Wiedziałam, że nie będzie tak źle z tą pracą w Twoim przypadku :-)
    Pewnie teraz przeżywasz cały kalejdoskop emocji. Z jednej strony fajnie, że praca przyszła i to tak szybko, z drugiej rozłąka i duża zmiana w związku z Wikingiem. Obyś szybko odnalazła się w nowej sytuacji. Wikingowi też tego życzę. Wyobrażam sobie, jak to może być trudne. Mnie samą troszkę kłuje w serce na myśl końca macierzyńskiego, a przecież jeszcze wiele przede mną, nawet pomijając już fakt, że do pracy chcę wracać. Nie są to łatwe chwile.
    Co do opiekunki, to w Waszej sytuacji też bym się na nią zdecydowała. Faktycznie dzieci w żłobku zazwyczaj bardzo chorują, a zwolnienia co tydzień czy dwa nie byłyby pożądane, szczególnie w nowej pracy. Jedyny minus to koszty, bo niejednokrotnie niania to jedna pensja. Jeśli moja mama nie wykorzysta urlopu zdrowotnego, w ciągu którego zajmie się pierwszy rok Frankiem (dzięki temu nie musiałby w ogóle iść do żłobka, bo za koleiny rok poszedłby od razu do przedszkola), to poślę go do żłobka, innych opcji niestety nie możemy rozważać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) No, ja zdecydowanie nie wiedziałam :) Fakt, że ostatnio miałam jakieś dobre przeczucia (choć nie było ku temu żadnych przesłanek), cały czas wydawało mi się, że wszystko się ułoży i jakoś to będzie, ale myślałam, że to jeszcze potrwa. Zupełnie nie spodziewałam się, że tak szybko pójdzie.

      No tak, emocje teraz we mnie szaleją. Cieszę się, czuję ulgę, patrząc na sprawę racjonalnie, wiem, że stało się najlepiej, jak tylko mogło, ale jednak patrzę na Wikinga i jest mi bardzo smutno.Wiem, że to koniec pięknego etapu.

      Zdecydowanie tylko niania teraz wchodziła w grę. Jednak te częste choroby u nas byłyby wyjątkowo uciążliwe. Jeszcze jakiś czas temu też myślałam, że u nas tylko żłobek i nic innego nie wchodzi w grę, ale potem jak się podliczyliśmy to okazało się, że nie jest tak źle, poza tym juz dawno moi rodzice mówili, że ponieważ nie mogą się opiekować Wikingiem, to dołożą się nam trochę do opiekunki, więc przynajmniej przez jakiś czas trochę nas tym odciążą. A co będzie dalej, to się jeszcze zobaczy, wiem, że nie ma sensu patrzeć w przyszłość aż z takim wyprzedzeniem :)

      Usuń
  3. ło kurde ale zaskoczenie :D faktycznie nieźle Ci się to udało. A tak mi się nasunęło po przeczytaniu to Franek tak mało zarabia ??? że wcześniej zarabiałaś więcej i teraz mając mniej też więcej niż on ??? trochę masakra ... :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żebyś wiedziała, że najbardziej zaskoczona, to jestem tutaj ja :) Nastawiłam się na maraton złożony z wielu rozmów kwalifikacyjnych, a tu jedna i od razu po wszystkim.
      Wiesz co, mnie się nie wydaje, żeby Franek zarabiał jakoś mało. To jest państwowa firma, tam zawsze zarobki są trochę niższe, ale wydaje mi się, że nie jest źle. To jest w okolicach średniej krajowej. Rodziny w Warszawie za to się utrzymać nie da (a przynajmniej nie, kiedy trzeba wynajmowac mieszkanie albo spłacać kredyt) - tzn pewnie wiele rodzin daje rade nawet za mniej, ale pisze o takim poziomie życia, jaki mamy teraz lub niewiele gorszym, ale swego czasu w Poznaniu nasze łączne zarobki wynosiły niewiele więcej i dawaliśmy radę. To raczej ja zarabiałam stosunkowo dużo na poprzednim stanowisku i po prostu przez to nawet 60% od ZUSu to było całkiem sporo (bo wiem, że często to, co z ZUSu kojarzy się jako bardzo mało) a z kolei moja przyszła pensja wydaje się niewielka. Tak naprawdę to jest więcej niż zarabiałam w Poznaniu przed przeprowadzką, a wtedy przecież byłam bardzo zadowolona i wcale nie pragnęłam więcej :) Z kolei Franek na wstępie tutaj dostał za tę sama pracę od razu o jakieś 700 zł więcej niż w Poznaniu, więc nam się nie wydaje, żeby to było mało, ale tak naprawdę nie wiem, ile dla kogo (na przykład dla Ciebie :)) to jest mało, a ile dużo.

      Usuń
    2. nie ja tak ogólnie bezkwotowo miałam na myśli, że sporo facetów zarabia mniej niż ich żony i to jest dziwne :) znam całkiem sporo takich przykładów

      Usuń
    3. Aa, że w ten sposób. Coś Ty, naprawdę Cię to dziwi? :) Mnie wcale :) Wydaje mi się, ze minęły już czasy, kiedy to było takie oczywiste, że facet zarabia więcej (na całe szczęście). W każdym razie my nie mamy z tym żadnego problemu. Był czas kiedy Franek zarabiał trochę więcej ode mnie, potem bylo po równo, następnie ja zdecydowanie więcej. Przerabialiśmy też sytuację, że Franek nie zarabiał wcale, a teraz miało być na odwrót, ale ostatecznie tego wariantu nie doczekaliśmy :)

      Usuń
    4. jakoś tak mnie się nadal zdaje, że facet powinien zarabiać więcej. Tzn nie na tych samych co kobieta stanowiskach tylko nie wiem na jakichś takich bardziej męskich. Nie umiem tego wytłumaczyć. Może przykład. U mnie w pracy jest kilku facetów i zarabiają powiedzmy tacy z ok. 10 letnim stażem jakieś 2.300 netto więc uważam, że na faceta taka wypłata to jest marna. Swoją drogą, że to praca nie za bardzo męska. No i przykładowo żony tychże facetów zarabiają od nich więcej. Poza tym u mnie w innych działach są też faceci i mają na pasku najniższą krajową a to już jest kanał na maksa.

      Dziś miałam w ręce pasek z wypłaty męża mojej klientki i tam przykładowo było 4,5 tyś netto. Nie wiem czy rozumiesz co mam na myśli.

      Usuń
    5. To ja nie mam takich myśli. PO prostu myślę, że skoro razem się żyje i prowadzi gospodarstwo domowe, to nie ma to znaczenia, bo i tak wszystko jest wspólne :)
      Natomiast jeśli chodzi o te prace bardziej czy mniej męskie - mnie się wydaje, że praca kierowcy autobusu jest jak najbardziej właśnie męskim zawodem, ale stawki są po prostu ustalone i nie ma co się spinać. W budżetówce zawsze jest z tym trochę gorzej.
      Jeśli Twoim kolegom i ich żonom odpowiada taka sytuacja, to myślę, że wszystko jest ok :) Dla mnie też ważniejsze jest to, że Franek lubi swoją pracę i że ma dużo czasu dla nas i jest stosunkowo często w domu niż to, że mógłby zarabiać więcej w jakiejś prywatnej firmie albo w innej branży :)

      Chyba rozumiem, choć nie jestem tak na 100% pewna :)

      Usuń
  4. łał! super, gratuluję! ależ fajnie Ci się to ułożyło wszystko! super!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) To prawda :) I dzięki za ten entuzjazm ;) Ja na razie go aż tyle nie mam, chociaz bardzo się cieszę, ale za to martwię się innymi sprawami.

      Usuń
  5. niech ta praca sprawia przyjemność i daje spełnienie - gratulacje :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ooo to świetna wiadomość! Gratulacje! :) bardzo fajnie sie to zgrało. Z mojego krótkiego doswiadczenia przyznam, że dobrze, że nie dałaś Wikusia do żłobka ;p już teraz wiem, że swojego dziecka nigdy nie dałabym w takie miejsce choc moze nie wszędzie panuje taka polityka jak w tym, w ktorym pracuje ale jednak jakos mam niechęć do takich miejsc ;p no i to prawda z tymi chorobami, sama teraz to przechodze na sobie jak juz wiesz ;p
    A Horoskop trafiony w punkt nie ma co ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) No rzeczywiście, wszystko się tak poukładało, że aż mi trudno uwierzyć w nasze szczęście w tym wypadku i ciągle się zastanawiam, gdzie jest ten haczyk :)
      Jeśli chodzi o żłobek - ja nie mówię, że nigdy, bo różne są placówki a pewnie i wiele dobrego może dziecko stamtąd wynieść. Ale na chwilę obecną to nie jest dla nas rozwiązanie. Infekcje to jedno, ale po prostu myślę, że jednak Wikuś trochę za mały jest jak dla mnie na to.
      No naprawdę komuś się udało z tym horoskopem :P

      Usuń
  7. Czytałam wczorajszą notkę i tak pomyślałam, że to może być dobry znak (choć sama w horoskopy w ogóle nie wierzę), i proszę, faktycznie się udało! :) gratuluje Margolko, na pewno wszystko będzie dobrze, tym bardziej, że Ty chyba dość szybko się adaptujesz do nowych warunków :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na horoskopy nie zwracam szczególnej uwagi zazwyczaj i przeważnie czytam je po fakcie, ale ten akurat naprawdę trafił w punkt :)

      Dziękuję!
      No chyba coś w tym jest, że generalnie dość szybko adaptuję się do nowych warunków. Na to zresztą liczę. Problemem jest tylko to, że teraz chodzi nie tylko o mnie, mam nadzieję, że Wikuś również się odnajdzie w nowej sytuacji.

      Usuń
  8. Super! Gratuluję serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  9. Gratulacje, super, że praca znalazła się we właściwym czasie i bez długiego szukania :) Wiem, że różnie to bywa z szukaniem, ale nie jestem specjalnie zaskoczona ;)
    Jeśli po czasie można liczyć na wyższe wynagrodzenie, to będzie można negocjować, a w razie czego to racja, że zawsze to dużo większy komfort szukać pracy, gdy już się jakąś ma.
    Teraz tylko pozostaje odnaleźć się w nowej sytuacji, mam nadzieję, że też dobrze się ułoży :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Aż trudno mi uwierzyć, że tak się to zgrało w czasie i że nawet jeszcze nie zdążyłam się zdołować, że wysłałam tyle CV przez tydzień i nikt się nie odezwał :)
      Ja jestem zaskoczona i to bardzo, ale pamiętam, że Ty we mnie wierzyłaś :) Dzięki :)

      Na moje pytanie wczoraj, czy jest szansa na wiecej za jakiś czas, pani z HR odpowiedziała mi, że oczywiście , nie słyszałam w jej głosie wahania, więc licze na to, że to nie tylko puste słowa. Nie chcę być wybredna i nie chcę kręcić nosem na to, co dostaję od losu w taki sposób, liczę na to, że moja pokora zostanie wynagrodzona :P
      Też mam taką nadzieję.

      Usuń
  10. Gratuluję! Wiedziałam, że jak już przyjdzie co do czego to bardzo szybko coś fajnego się znajdzie;)

    PS. Wcześniej masło maślane ubiłam;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Ja naprawdę nie wierzyłam w to, że tak łatwo pójdzie. Nawet mimo tego, że ostatnio miałam dobre przeczucia (choć nie wiem skąd się brały), to nie spodziewałam się, że to w ogóle realne. A już na pewno nie sądziłam, że wystarczy jedna rozmowa.

      Ps. To tak jak ja z konkretnym konkretem :P Tyle, że to akurat było celowe.

      Usuń
  11. Gratulacje Margolko, wspaniała wiadomość! :-) to chyba najlepszy prezent pod choinkę jaki mogłaś sobie wymarzyć, Święta wolne od zmartwień o prace :-) pozdrawiam. Iskiereczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :))
      To prawda, bardzo udany prezent w tym roku na święta dostałam :) Będę miała komfort psychiczny, a to na pewno bezcenne. To znaczy na pewno bedę martwić się jak to będzie, ale lepsze to niż zamartwianie się o brak pracy.
      Pozdrawiam również :)

      Usuń
  12. Alez sie pieknie wszystko ulozylo :) I jeszcze ten horoskop! A Twoje zmartwienia sa normalne, ale na pewno wszystko sie pieknie dalej bedzie ukladac.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, aż się zastanawiam, gdzie tu ten prawdziwy haczyk? :)
      Mam nadzieję, że wszystko się jakoś fajnie poukłada i ze szybko się przyzwyczaimy wszyscy do nowej rzeczywistości.

      Usuń
  13. Gratulacje i powodzenia :)
    Chyba lepiej brać udział w tworzeniu stanowiska, można więcej zrobić po swojemu :)
    Swoją drogą, to z Twoim doświadczeniem i dwoma językami raczej nie mogłaś długo szukać pracy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Zdecydowanie myślę, że to lepiej - zwłaszcza, że raczej zawsze w ten sposób pracowałam, więc trudno byloby mi się przestawić.
      Oj powiem Ci, ze ja wcale nie bylam taka pewna, że to nie potrwa długo :) Tak naprawdę trudno było znaleźć ofertę, która nie byłaby dla mnie zbyt duzym cofnięciem się w rozwoju, ale też taką, żebym spełniała wymagania.

      Usuń
  14. Gratulacje i powodzenia :)

    Życzę Ci przede wszystkim świetnego szefa i zgranych współpracowników, bo to już połowa sukcesu :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Gratulacje:) możemy teraz wszystkie chyba jednogłośnie powiedzieć..."a nie mówiłyśmy" Powodzenia zatem w nowej pracy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      No, możenie jednoglośnie :P ale rzeczywiście większość z Was wierzyła we mnie bardziej niż ja sama, więc możecie ;) Dzięki za to wsparcie.

      Usuń
  16. gratuluję :) cieszę się, że się tak szybko udało :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Gratuluję:) I też miałam jakieś takie myśli czasami, że w Twoim przypadku tzn. z Twoimi kwalifikacjami i doświadczeniem zawodowym ( kierownicze stanowisko itd.) nie będziesz długo szukała pracy:)
    Ja też nareszcie pracuję! Od sierpnia, opiszę wszystko w mailu:)
    Powodzenia i życzę Wam abyście jak najszybciej odnaleźli się w nowej sytuacji- przede wszystkim Ty i Wiking ale także Franek:)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ;) Za gratulacje i za to, że we mnie wierzyłaś :) Co prawda nie mogłam za bardzo szukać pracy na stanowisku kierowniczym, bo jednak miałam troche za małe umiejętności, ale nie szkodzi, bo nie czuję się przez to jakaś zdegradowana - cieszę się, że będę mogła czegoś nowego się nauczyć :)

      O, super! To też gratuluję :) I czekam na szczegóły :)
      Dziękujemy bardzo, mam nadzieję, że sprawnie sobie wszystko poukładamy.
      Pozdrawiam również :)

      Usuń
  18. Zapomniałam się podpisać:)))
    Anissa

    OdpowiedzUsuń
  19. Gratulacje!:) Świetnie, ze wszystko się układa:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Mam nadzieję,że tak będzie dalej.

      Usuń
  20. ale extra, że tak po jednej rozmowie kwalifikacyjnej sukces, szkoda, że u mnie w Krakowie tak nie ma i pracodawcy zawsze wydziwiają
    Jutrzenka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja sama jestem w szoku, bo w Warszawie to też raczej nie jest norma :) Jakoś wyjątkowo mi się udało :)

      Usuń
  21. Świetna wiadomość. Gratuluję!

    OdpowiedzUsuń
  22. Wspaniale, gratuluję!:) Niech dalej wszystko się układa, tak z pracą jak i z opieką nad Wikingiem:) To chyba tak na dobry początek nowego roku;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Mam nadzieję, że reszta też sie już jakoś ułoży, szybko się przyzwyczaimy i będzie dobrze. Oby to bylo na początek nowego roku i na początek nowej passy -tej lepszej, bo od roku 2013 średnio z tym bywało, choć w ostatnim czasie i tak zaliczyliśmy już zdecydowanie tendencję zwyżkową.

      Usuń
  23. Gratuluję! Nie martw się, że zostawisz Małego. Tak to już jest, że w domu tęskni się za pracą, a w pracy za dzieckiem. Nowy Rok zaczynasz z nową pracą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuję.
      No tak, na pewno masz rację, że to po prostu naturalne i taka jest kolej rzeczy. Rzeczywiście, w ten Nowy Rok wejdziemy niejako z nowym życiem :) Ale to fajnie, to dobry czas na start.

      Usuń
  24. Gratuluję :) pozytywnie zatem wejdziesz w nowy rok. Niech Ci dobrze będzie w nowej pracy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. To prawda, calkiem pozytywnie, mam nadzieję, że pierwsze dni pracy mnie nie zdołują i dam sobie radę :)

      Usuń
  25. I kolejna mama pracująca :)
    Cieszę się. A w jakichbgidInach będziesz pracować?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Cieszę się, że należę do tego grona, mimo wszystko...
      Dziękuję, że cieszysz się ze mną:)
      Kurczę... nie umiem rozszyfrować Twojego pytania... :)

      Usuń
  26. O szalona! Ale potrafisz utrzymać tajemnicę :-) Ale ja wiedziałam, że Ci się uda! Powodzenia i gratulacje!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja szalona? :))
      Ale z tą tajemnicą to właściwie wcale nie planowałam :) Na początku po prostu nie chciałam o tym pisać, bo to naprawdę był dla mnie trudny temat - długo nie mieliśy żadnych sprecyzowanych planów. Potem chciałam najpierw zacząć cokolwiek, żeby móc pisać, niż pisać dopiero o zamiarach. A potem wszystko poszło tak szybko, że notka już była o konkretach :)

      Dziekuję :) Mam nadzieję, że sobie poradzę :)

      Usuń